Zrezygnowana i zmęczona, założyłam
ręce na piersi, opierając się wygodnie o poduszki na wysłużonej kanapie.
Siedziałam w salonie swojego nowego, starego mieszkania. Wszystko wyglądało
prawie tak samo jak przed moją wyprowadzką. Zaszły pewne zmiany, jednak mogłam
się tego spodziewać, skoro jeszcze kilka dni temu mieszkał tutaj ktoś inny.
Ściany przemalowane były na fiolet, a futryny na biało. Nie było tak źle. Jasny
brąz mebli dobrze komponował się praktycznie z każdym kolorem ścian. Było tutaj
nadal trochę surowo. Wciąż brakowało zdjęć, książek i innych osobistych rzeczy,
które nadają pomieszczeniu charakter. Po pustych ścianach dźwięk niósł się
doskonale, lecz w tym momencie wyczuwałam krótkotrwałą ciszę. Jednak za nic na
świecie nie mogłam się odprężyć, mimo że byłam sama i to był właśnie czas na
pełen relaks! Ta błoga cisza… Niemal słyszałam trzeszczenie stropów i desek pod
naporem żwawego chodu sąsiada piętro wyżej. Wiatr obijał się o szyby, chcąc
wtargnąć do środka. Relaks.
Zacisnęłam mocno powieki i skrzywiłam się lekko, gdy
do moich uszów znów dotarło głośne dudnienie. To Tom. Dobijał się do drzwi już
jakieś piętnaście minut z krótką przerwą na odpoczynek dla bolącej ręki. Czy
jako gwiazda nie ma może jakichś ważniejszych rzeczy na głowie? Nie chcę
słuchać jego wytłumaczeń! Dobrze by zrobił, gdyby zajął się promocją swojej
płyty, a nie wywarzaniem drzwi mojego domu, żeby przekonać mnie, że wszystkie
układy, które zawarł z Davinem były tylko w dobrej wierze.
- Jasmine, otwórz! Wiem, że tam
jesteś!
Ukryłam twarz w dłoniach. Nie, nie,
nie! Niech żałuje swoich czynów! Ja nie chcę go na razie słuchać. Jestem zła…
bardzo zła! Chyba nawet nie wie, w co się pakuje, próbując dostać się do środka
i stawić mi czoła.
Kolejna dawka głośnych uderzeń
potoczyła się po pomieszczeniu. Jak tak dalej pójdzie, to mnie cholera trafi!
Łaskawie podniosłam się z kanapy i ruszyłam w stronę drzwi. Zanim złapałam za
klamkę, westchnęłam głęboko, po czym uniosłam twarz ku górze.
- Jeszcze raz uderzysz w te drzwi, a
sam dostaniesz po głowie!
Stanęłam w progu, nie pozwalając mu
wejść do środka. Jego twarz od razu zamarła, a usta rozchyliły się w niemym
zdziwieniu. Nie spodziewał się, że tak szybko się złamię i otworzę mu te
cholerne drzwi!
- Przepraszam – jęknął głucho i
spojrzał na mnie błagalnie.
Spojrzałam na niego niewzruszona z
poważną miną, która nie zdradzała moich zamiarów. Czy muszę mówić głośno, że
tak naprawdę złość już dawno mi przeszła? Nie potrafiłam długo się na niego
gniewać, bo wiedziałam, że miał dobre intencje. To była moja słabość, o której
nie powinien wiedzieć. Nie powinien wiedzieć, że tak naprawdę wszystko ciągle
uchodzi mu na sucho, dlatego musiałam trochę potrzymać go w niepewności. Założyłam
dłonie na piersi i jeszcze raz przesunęłam po jego sylwetce zielonym
spojrzeniem.
- Nie bądź zła… Nie znoszę gdy taka
jesteś – szepnął, próbując spjrzeć w moje uciekające przed nim oczy. – Popatrz
na mnie. – Jego dłoń złapała za mój podbródek i nakierowała moją twarz ku
swojej. Z prędkością światła pacnęłam go w dłoń, która jak sparzona momentalnie
oddaliła się od mojej twarzy. A co! Niech uważa, kogo oszukuje.
- Dobrze wiesz, że zrobiłem to dla
nas… dla ciebie.
Tak, zdawałam sobie sprawę, że miał
dość Davina wtykającego nos w nasz związek, jednak nadal nie podobał mi się
fakt, że żeby się go pozbyć, posłużył się swoim zasobnym portfelem. Nie
wszystko da się załatwić pieniędzmi, powinien to wreszcie zrozumieć!
- Masz tak więcej nie robić. Tom,
nie wszystko da się kupić. – Zerknęłam na niego spod lekko opuszczonych powiek
i dostrzegłam skruchę, widoczną na jego twarzy.
- Dobrze wiem, Jasmine. Pokazujesz
mi to w najmniej spodziewanych momentach. – Uśmiechnął się lekko, spoglądając
na mnie z czułością. – Kocham cię.
Te dwa słowa od razu spowodowały, że
na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech i wzniesione przeze mnie mury
obronne padły jak pod naporem wojska. Szybko złapałam skrawek jego kurtki i
przyciągnęłam do siebie. Po chwili stanęłam na palcach i zaplotłam dłonie wokół
jego karku, a gdy już miałam złożyć pocałunek na jego słodkich ustach, usłyszałam
dźwięk mojej komórki. Popatrzyłam na niego przepraszająco i ruszyłam w stronę
małego urządzenia, obwieszczającego nową wiadomość. Zerknęłam na ekranik i
zaniemówiłam…
- Tom! Mam zlecenie! Tak!
Skoczyłam w jego stronę, z radości wieszając
się na jego szyi. Po chwili puściłam go i biegając po całym pokoju, zaczęłam
zbierać swoje rzeczy do dużej, pakownej torby. Obiektyw, aparat, akumulator,
zapasowy akumulator, drugi obiektyw, futerał, pasek. Jeden but już znajdował
się na mojej nodze, podczas gdy drugiego ciągle szukałam. Już miałam wychodzić
z domu, jednak zatrzymałam się na chwilę i spojrzałam na lekko
zdezorientowanego Toma.
- Przepraszam, muszę się śpieszyć –
wyznałam i wzruszyłam ramionami na znak, że nic nie mogę na to poradzić. Kiwnął
krótko głową. Widziałam, że był zaszokowany tym, że moja kariera już zaczęła
kwitnąć, jednak próbował nie dać tego po sobie poznać.
Gdy tylko zamknęłam drzwi ruszyłam
przed siebie. Po chwili jednak zawróciłam. Co ja robię? Przecież mam samochód!
Uch… nadal nie przywykłam do tej wielkiej zmiany w moim życiu. To wszystko z
tego podekscytowania. Już tak dawno nie czułam tej adrenaliny w żyłach! Po
chwili jednak w mojej głowie zaświtał nowy pomysł.
- Tom! – krzyknęłam, truchtając w
jego stronę. – Podwieziesz mnie? – Uśmiechnęłam się najpiękniej, jak
potrafiłam, a ten pokiwał tylko głową z pobłażającym uśmieszkiem.
- Wskakuj – rzucił, po czym udał się
na miejsce kierowcy, a ja wskoczyłam na fotel tuż obok niego. Zagłębiłam się w
tym dużym, białym audi i już po chwili zauważyłam, jak chłopak energicznie
wrzuca pierwszy bieg, dodaje gazu i gwałtownie puszczając sprzęgło, rusza spod
kamienicy.
Gdy tylko dojechaliśmy wciągnęłam
głęboko powietrze, by po chwili wypuścić je z głośnym świstem. Spojrzałam na
Toma z zaciętą miną, na co on przybliżył się i delikatnie musnął mój policzek.
- Rozluźnij się, to dla ciebie
pestka – szepnął do mojego ucha, a ja jak na zawołanie zestresowałam się
jeszcze bardziej. Cale moje ciało spięło się w biernym oczekiwaniu, a dłonie
zaczęły się pocić. Jaka znowu pestka?! Robiłam to już kilkukrotnie, jednak
rzadko kiedy miało to jakiś dobry rezultat. Znałam jednak swoją zaciętość i
wiedziałam, że tę bitwę wygram. Nieważne co stanie mi na drodze, jaką
przeszkodę napotkam. Wszystko przezwyciężę, bo to dla mnie pestka. Pestka? No
właśnie!
Z budzącą się w moich żyłach nową
siłą, wysiadłam z auta i rozejrzałam się wzdłuż ulicy. Budynki, jak przystało
na tę część Berlina, ustawione były w równym rzędzie. Ich wysokość sięgała
kilku kondygnacji. Mimo iż znajdowało się tutaj wiele wykwintnych restauracji i
sklepów, które były mekką każdej gwiazdy, mury nie były bogato zdobione.
Atmosferę pieniędzy i mody wyczuwało się nie w kamienicach, jednak w równo
poukładanej kostce brukowej, kolorowych bilbordach, wysokich, przeszkolonych
oknach z wystawami i co chwila przewijających się ulicą drogich samochodach.
Był to istny raj dla paparazzi. Gdzie jak nie tutaj można było szybko znaleźć
jakąś nowość?
Jak na razie okolica restauracji
Hola była spokojna. Chyba mroźna zima wygoniła wszystkich do domu, gdzie ze
spokojem mogli rozkoszować się ciepłem i widokiem płatków śniegu za oknem. Aż
ciężko uwierzyć, że było tutaj tak spokojnie, a za jakiś czas miała rozpocząć
się prawdziwa szopka. Szopka, której aktorką będzie Kristin Etels, czyli osoba,
która wezwała paparazzi. Z tego co zauważyłam odzew nie był szybki. A właściwie
to…
Jeszcze raz rozejrzałam się dookoła,
aby być pewną, że to co widzę to rzeczywistość, a nie moje urojenie. Po chwili
moje wargi wygięły się w niekontrolowanym uśmiechu. Nikogo oprócz mnie tu nie
było! Tylko ja tutaj dotarłam. A właściwie to po prostu jestem tutaj pierwsza!
Muszę to odpowiednio wykorzystać. Moje powieki rozszerzyły się z zadowolenia,
kiedy szybkim krokiem podeszłam do okna restauracji. Nie kontrolując swoich
ruchów, odziane w rękawiczki dłonie oparłam na gładkiej powierzchni szkła i
zajrzałam do środka. Po chwili para, która skropliła się na zimnej tafli,
zasłoniła mi widok, a ja przeklęłam cicho pod nosem. Zdążyłam jeszcze uchwycić
pytające spojrzenie kelnera, gdy prawie przyssana do okna próbowałam wyłapać
jakieś oznaki, że znajduje się w niej Kristin. Wszystko jednak na nic, nie
chciałam przecież, żeby zaraz wezwali ochronę lub coś w tym stylu! Musiałam
opracować plan działania, więc odwróciłam się tyłem do nieustannie zerkającego
na mnie mężczyzny i włożyłam dłonie do kieszeni, próbując wytężyć mózg. Jedyne
co przychodziło mi do głowy, to po prostu poczekać tutaj, aż Kristin sama
opuści pomieszczenie. Nawet nie chciałam myśleć o żadnych ryzykownych
posunięciach takich jak wejście do środka, chowając się za kwiatkiem. O nie!
Nie urodziłam się wczoraj i jakieś pojęcie o świecie już mam. Taka opcja
totalnie odpada…
No dobra. Poczekam tu sobie trochę!
W takim razie muszę się odpowiednio przygotować, czyli obwiązać się szczelniej
szalikiem i naciągnąć go aż na nos, opatulić się szczelniej czapką i skulić się
tak, aby oddać jak najmniej ciepła do otoczenia. O tak, to mi na pewno pomoże.
Poza tym, powinnam mieć aparat w pogotowiu. Obiektyw jest już na miejscu, więc
nie powinno być z nim większych problemów.
- Zmarzniesz tutaj. – Tuż obok mnie
pojawił się Mark Wannford, a moje oczy prawie wyszły z orbit. Nie pomyślałam,
że on też może się tutaj pojawić, choć to przecież dość oczywisty fakt. Nie
miałam jak najmniejszej ochoty z nim rozmawiać, więc po prostu zignorowałam ten
komentarz, odwracając się do niego plecami.
- Czy to nie jest zbyt ciężkie
zajęcie dla takiej dziewczyny, jak ty? – Znów się do mnie odezwał, a ja
zacisnęłam rękę w pięść, starając się opanować swoje burzące się nerwy. Wcale
nie jest za ciężkie! To nic, że zaraz przewieje mnie wiatr, a katar nie pozwoli
mi pracować. On chyba nadal lekceważy moją siłę i wytrwałość.
- Nie cięższe niż dla ciebie – wysyczałam
przez zaciśnięte zęby, a po chwili skuliłam się w sobie, czując przenikające
mnie zimno. Dreszcz przebiegł całe moje ciało, aż zatrzęsło się
niekontrolowanie. No dobra. Nie było to zbyt przyjemne zajęcie o tej porze
roku, jednak znajdowaliśmy się w takiej strefie klimatycznej, że zima była
nieunikniona. Nie lubiłam, gdy moje biedne ciałko owiewała ta lodowata aura,
ale to był element, który musiałam znieść.
W odpowiedzi do moich uszów dobiegł
tylko szelest kurtki, jaką na sobie miał. Chwilę później odwróciłam się
zaskoczona w jego stronę. No nie! Zaraz za nim zjawili się także inni. Wszyscy
posiadali aparaty fotograficzne i zaciętość na twarzy, która mówiła tylko o
jednym – to paparazzi. Zrezygnowana złapałam się za głowę. Jak miałam niby
wygrać bitwę o dobre ujęcie z całą tą zgrają? Przecież personel restauracji
zaraz zorientuje się, co się dzieje, a nasza upragniona gwiazda stamtąd zniknie
bocznym wyjściem!
Z niepokojem spoglądając po twarzach
zebranych mężczyzn, przesunęłam się bliżej drzwi. Zamierzałam trzymać się ich
rękoma i nogami, gdyby ktoś chciałby mi odebrać tę miejscówkę! Ha! Chcą się
zmierzyć ze słynną Jasmine Metz? Niech tylko spróbują.
Kiedy tak myślałam nad tym, jaka to jestem wielka, a
zarazem mała, gdyż właściwie to nie osiągnęłam jeszcze sukcesu w dziedzinie
fotografii, a mimo to byłam rozpoznawalna, ktoś wdarł się do mojego świata, w
którym się zamknęłam. To Mark Wannford stanął przede mną i uśmiechnął się
perfidnie. Zamrugałam gwałtownie, chcąc być pewną, że dobrze widzę. Wtedy on
mrugnął do mnie jednym okiem, a ja popatrzyłam na niego zaszokowana. Czy on
uważa, że my się kolegujemy, czy jak?!
- Czas zabrać się do pracy. Kristin
nie ucieknie, bo sama nas wezwała. – Błysnęła biel jego zębów, a szara para
wydobyła się z jego ust, gdy wypowiadał te słowa. Nie wiedząc jak zareagować i
nie znając powodu, dlaczego mi to mówi, stałam tam zmieszana, z widocznym
pytaniem wymalowanym na twarzy. Nim zdążyłam zareagować, ruszył do przodu,
napierając na szklane drzwi w drewnianej ramie. Tylko przez chwilę przemknęło
mi przez myśl, jak ciepło musi być w środku. Zaraz po tym potrzasnęłam
gwałtownie głową i ponownie przylepiłam się do okna, próbując wyłapać jego
wysoką sylwetkę.
Podczas gdy żaden z fotoreporterów
nic nie zauważył, Mark Wannford sprawnie przemierzał odległość, jaka dzieliła
go od drzwi do stanowiska obsługi. Jedną dłoń wsuniętą miał pod szeroką kurtkę.
Dobrze wiedziałam co tam ma! Po chwili
szepnął coś w kierunku galowo ubranego mężczyzny, na co ten kiwnął tylko głową
i wskazał dłonią w prawą stronę. Nie ma tak łatwo! Gdy ten rudzielec już szukał
odpowiedniego miejsca na odpowiednie, zakamuflowane ujęcie, ja z prędkością
światła wparowałam do restauracji. Czułam, że mój organizm gwałtownie się rozgrzewa.
Piekące mnie policzki były najlepszym dowodem na to, iż na moją skórę wstępują
urocze rumieńce. Nie zwracając na to uwagi, jedną dłonią odgarnęłam
rozwichrzone i potargane włosy, a drugą sięgnęłam do wnętrza torby, zaciskając
palce na śliskiej powierzchni aparatu. Uniosłam wzrok do góry, gotowa do
dzieła, gdy nagle odskoczyłam gwałtownie, a moje serce zabiło mocniej. Ale żeś
mnie facet przestraszył!
- Proszę stąd wyjść! – Władczy głos
był skierowany prosto do mnie. Spojrzałam uważniej na mężczyznę. Jego włosy
były lekko przyprószone siwizną, a jasne, zielonkawe oczy patrzyły na mnie z
wyższością i całkowitą powagą, na którą stać było niewiele osób. Od razu
zauważyłam, że był całkowicie oddany swojej pracy. Uśmiechnęłam się do niego
lekko. Kto mógłby mnie wyrzucić z restauracji? Niech on tylko popatrzy na te
niewinne oczęta!
- Nie rozumiem, dlaczego pan mnie
wyprasza. – Mimo iż starałam się zachować spokój, to czułam jak fala gorąca i
zdenerwowania uderza w moje ciało. Jeszcze chwila a zacznę się ze stresu jąkać!
- Dostaliśmy informację, że w
pobliżu czają się paparazzi. Nie chcemy niepokoić naszych gości – rzekł twardym
tonem, a ja zacisnęłam z bezsilności wargi. I co teraz?!
- Ale… - urwałam, wskazując dłonią
na Marka. Podczas gdy ten osobnik wpatrywał się we mnie swoim pewnym wzrokiem,
Mark coraz skuteczniej chował się za rogiem i wyciągał aparat, w celu zrobienia
kolejnych zdjęć!
- Jeśli zaraz pani nie wyjdzie,
wezwę ochronę.
Spojrzałam na niego błagająco, a w
moich oczach zalśniły łzy. Jedną dłonią przetarłam rozgrzane policzki i
pociągnęłam długo nosem. W zakamarkach umysłu próbowałam odnaleźć chociaż
szczątki siły perswazji, której tak naprawdę nigdy nie posiadałam.
- Nic pani nie zdziała, a teraz
proszę… - mówiąc to, złapał mnie za ramię i poprowadził do wyjścia. Miałam
ochotę nadepnąć go na nogę, ugryźć w tę rękę, która mnie trzymała lub napluć w
twarz, byleby tylko pozwolił mi dokończyć zlecenie. Ten jednak nawet nie
zwrócił uwagi na moje próby wyrwania się ze stalowego uścisku. Chwilę później
znów poczułam szczypiący mnie mróz i ujrzałam jak szklane drzwi zamykają się,
cudem nie zderzając się z moim nosem.
- Cholera! – przeklęłam głośno, a
zaraz po tym kichnęłam donośnie. Jeszcze tego mi brakuje, żeby się przeziębić!
Wiedziałam, że już nic tu po mnie.
Mark zgarnął całą dolę, wszystkie świetne zdjęcia i moją pierwszą szansę.
Następnym razem mu tego nie daruję. Następnym razem to ja będę o krok do
przodu!
*
Przechadzając się po domu, zimną
ręką dotknęłam swojego rozgrzanego czoła. Moje oczy kleiły się ze zmęczenia, a
mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Łapiąc w dłoń szklankę wody, połknęłam
tabletki, które przyszykowałam sobie wcześniej. Mając nadzieję, że choć trochę
przyniosą mi one ulgę i pomogą wykurować przeziębiony organizm, udałam się z
powrotem do swojej sypialni, szurając osłabionymi nogami. W przelocie chwyciłam
tylko zmartwione spojrzenie Melody, która pojawiła się u mnie dosłownie chwilę
temu i westchnęłam ciężko, psiocząc pod nosem na moją chorobę.
Gdy tylko zamknęły się za mną drzwi,
opadłam na łóżko i wtuliłam głowę w poduszkę. Marzyłam o zdrowiu, uwolnieniu
się spod intensywnego wpływu gorączki i zapadnięciu w głęboki, spokojny i
regenerujący siły sen. Ewentualnie ucieszyłabym się z kubka gorącej herbaty z
miodem i cytryną. A właściwie…
- Jasmine, masz gościa! – Usłyszałam
zza drzwi, zanim zdążyłam zebrać się do kupy i powędrować z powrotem do kuchni,
w celu przygotowania upragnionego przeze mnie napoju.
Gdy drzwi mojego pokoju cicho
skrzypnęły, otwierając się przed przybyszem, jęknęłam tylko przeciągle w
poduszkę i przekręciłam się na drugi bok, zaciskając szczelnie powieki. Dobra,
Jasmine. Teraz przezwyciężysz własne słabości i podniesiesz się do pionu. Tak!
Usiądziesz na tym cholernym łóżku, czując się już świetnie. To nic trudnego.
Jednak zanim zdążyłam wykonać choćby jeden ruch, chłodne usta dotknęły mojej
rozgrzanej skóry, całując mnie w policzek. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i
od razu zrobiło mi się lepiej. Już bardziej entuzjastycznie uchyliłam jedną
powiekę. Na moją twarz wypłynął szerszy uśmiech, gdy dostrzegłam przepiękne,
ciemne oczy, które wpatrywały się we mnie z najwyższą uwagą. Otworzyłam także
drugie oko, dostrzegając w całości jego twarz, która znajdowała się bardzo
blisko mojej. Przykucnął tuż obok łóżka, dłonią podpierając się na materacu.
- Cześć, Tom – mruknęłam lekko
zachrypniętym głosem, po czym odkaszlnęłam kilkakrotnie, chcąc pozbyć się
nieprzyjemnego uczucia w gardle.
Już po chwili uniosłam się i oparłam
o zagłówek łóżka. Omiotłam wzrokiem sylwetkę Toma, po chwili zauważając
przyczajoną z boku Melody. Spojrzałam na nią cwanie, zastanawiając się, co
sprawia, że jest aż tak cicha. To było nienaturalne w jej przypadku.
- Zarazicie się ode mnie –
stwierdziłam, patrząc na każde z nich z osobna.
- Nic nam nie będzie. To nie my
staliśmy kupę czasu pod tą restauracją. – Melody mrugnęła do mnie i przysiadła
na skraju mojego skromnego łóżka.
- Taka praca. – Wzruszyłam ramionami
i wzniosłam ręce do góry, jakby na podkreślenie tego, że nie mam na to wpływu. Po
chwili poczułam, jak Tom wsuwa się na miejsce tuż obok mnie i obejmuje mnie
ramieniem. Zerknęłam na niego przelotnie i uśmiechnęłam się ponownie. W takich warunkach mogę chorować. Z ufnością
wtuliłam się w jego ciepłą bluzę i zaciągnęłam się męskim zapachem perfum. Od
razu objęło mnie ciepło, płynące z jego ciała, a przeszywające mnie dreszcze
choć trochę ustąpiły.
- Powinnaś dać sobie spokój z tą
pracą. Wykończy cię to – żachnęła się Melody, ja jednak spojrzałam na nią tylko
kątem oka, mocniej obejmując chłopaka. Czułam, jak Tom delikatnie przesuwał
palcami po moich włosach. W szybkim tempie moje powieki zaczęły opadać i nagle
zrobiło się jakby spokojniej. Zmęczenie ulatywało ze mnie każdą komórką ciała,
a zastosowane lekarstwa chyba zaczynały działać. A może to coś innego miało na
mnie tak zbawienny wpływ? Dla pewności zacisnęłam jeszcze pięści na skrawku
bluzy gitarzysty i westchnęłam cichutko.
-----------------------------------------------------
Wszystko dodane super na szybko, z powodu uciążliwych nacisków Naridii... Wraz z na szybko dodaną piosenką do słuchania, bo ostatnio czepiała się, że żadnej nie ma (choć to zespół którego nie lubisz, małpko).
A tak w ogóle to nastąpiło małe opóźnienie w dodawaniu odcinków, ale to z powodu wielu zewnętrznych czynników :)
No nareszcie!
OdpowiedzUsuńWierz mi bądź nie, ale nie wprost nie mogłam się już doczekać, kiedy dodasz ten rozdział.
Mimo że nie przepadam za The Veronicas, to przy pierwszym czytaniu piosenkę przesłuchałam i wcale mi nie przeszkadzała. Teraz przerzuciłam się na moją playlistę z Winampa. Żebyś Ty wiedziała, jakie ja tam cuda mam <3
Matko, znowu zaczynam pleść od rzeczy xD. W porządku, biorę się za komentowanie.
Wiesz, co pierwsze przyszło mi na myśl, żeby napisać na temat nieudanej akcji Jasmine? „Ciapa, ale zjebałeś” – tekst z takiego jednego kabaretu, którego pewnie i tak nie oglądałaś, bo wolisz czytać „Intruza” (nigdy Ci tego nie wybaczę; myślałam, że masz dobry gust).
Dobra, dobra, a ja znowu nie po kolei. So…
Po pierwsze, z Jasmine są ciepłe, rozgotowane kluch. Nic dziwnego, że kiedyś wróciła do Davina, a teraz tak szybko wybaczyła Tomowi. Jestem pod wrażeniem, bo większość kobiet na jej miejscu pewnie patrzyłoby na tę sytuację przed pryzmat myśli „ale jednak mnie okłamał!”. To stawia Jasmine jako bohaterkę w jeszcze jaśniejszym świetle. Choć z drugiej strony – weź tu się, kobieto, oprzyj takiemu Tomowi z miną zbitego psa ^^
Po drugie, Mark! Ty dwulicowy, obrzydliwy bucu! Koleś ma tupet jak stąd do Seulu i z powrotem (a z powrotem przez Pacyfik, Amerykę i Ocean Atlantycki)! Co za hiena, luuudzie! Tym bardziej żałuję, że Jasmine nie udało się dostać do restauracji i zrobić tych zdjęć. Może choć na chwilę zmyłoby to idiotyczny uśmieszek z twarzy tego głupka. Jasmine musi następnym razem dać mu nauczkę. Zasłużył sobie na to razem z Davinem i Davidem. Oby Jasmine szybko wróciła do pełni sił – będzie mogła odegrać się na Marku. Mark, ugh… -.- (*robi minę, jak ta babcia na wózku z filmu „Job, czyli ostatnia szara komórka” w reakcji na groźbę wywiezienia do Holandii*).
Po trzecie, Tom lekiem na wszystko! xD Czy może miłość lekiem na wszystko? Jasmine i Tom razem są niezmiernie rozczulający ;3. Wiesz, czego mi brakowało w tej ostatniej scenie? ^^ Tego, żeby Tom założył taki różowiutki fartuch z falbankami i ugotował Jasmine rosołek. Czy nie byłoby jeszcze bardziej słodko?
Btw, poganianie Ciebie z dodaniem rozdziału było uciążliwe dla mnie raczej. Jesteś uparta jak osioł, seriously. xD
Oby te przerwy między poszczególnymi postami były coraz krótsze.
Czekam na następny rozdział!
Pozdro, dropsie! ;*
Mark jest dość przerażający w moim odczuciu :D Widzę, że teraz na nim będzie koncentrowała się cała nienawiść w tym opowiadaniu, haha :)
UsuńTom powinien jej ugotować rosołek i jeszcze przy tym śpiewać piosenkę specjalnie dla niej! To by było akurat w sam raz to pełni słodkości xD.