Pamiętaj, że wszelka treść bloga oraz szablon stworzone są przeze mnie i objęte są prawem autorskim. Zdjęcie użyte w szablonie pochodzi z deviantart.com.
• 12.08.15 •

Reniferowa, nowy odcinek specjalnie dla ciebie :)


12 sierpnia 2015

•• 10. Żadnego małżeństwa



            - Melody jest zaręczona z tym swoim chłoptasiem – orzekł Bill i zapała długa cisza.
            - To pewne?
            - Jasmine nic mi nie powiedziała, ale Mel tak głośno wydarła się w ten telefon, że słyszałbym na drugim końcu pokoju – stwierdził tylko i podparł głowę ręką.
            Zastanawiał się, co jest z nim nie tak. Nie potrafił już uporządkować swoich niestałych uczuć. Najpierw zakochał się w Melody. Była to długa, nieszczęśliwa, nieodwzajemniona miłość. W końcu jednak zostali przyjaciółmi i jakoś zaakceptował ten fakt, a przynajmniej tak mu się wydawało. Następnie pojawiła się Margo. Sprzyjające warunki sprawiły, że jego serce zabiło mocniej, gdy ją zobaczył. Mógł się wtedy jednak najpierw upewnić, czy czasem nie przebył długiego odcinka marszem, po którym przyśpieszyło mu tętno. Może się zmęczył i jego ciężko pracujące serce jeszcze nie zwolniło biegu. Może ono wcale nie reagowało na tę delikatną blondynkę z diabłem za skórą? Margo porzuciła go, a właściwie wykorzystała, choć to podobno to faceci wykorzystują kobiety. Nawet jeśli nie chciał, to musiał przyznać sam przed sobą, że było mu ciężko. Czuł się samotny. Nie chciał szukać miłości na siłę, co to, to nie. Jednak nie mógł nic poradzić na to, że otaczało go tyle pięknych i uroczych kobiet! A teraz, gdy myślał, że z Mel już po wszystkim, czuł przejmujące kłucie w sercu. Jego wnętrzności ściskały się na samą myśl, że jest z tym typkiem. Nie chciał o tym myśleć. Na pewno był zazdrosny o ich uczucie, nie o nią!
            - Czego mi brakuje? - jęknął przeciągle.
            - Męskości.
Kto jak nie jego brat mógłby go lepiej pocieszyć? Tom zawsze znalazł słowa, które wytrąciłyby go z pewnego rodzaju odrętwienia i ckliwych refleksji.
            - Nie czepiaj się mojej męskości, bo w końcu jesteśmy bliźniakami. Jednojajowymi!
            - Jestem pewien, że ktoś cię podmienił przy porodzie.
Tom odbił piłeczkę i po chwili roześmiał się, na widok strapionej miny brata.
            - Nie jestem w humorze do żartów! - wyznał wokalista, po czym zaplótł ramiona na klatce piersiowej.
            - Właściwie to ja też nie. Carl oświadczył się Melody, a znają się mniej więcej tyle ile ja z Jasmine.
Mina gitarzysty potwierdzała, że wreszcie wyrzucił z siebie nurtujące go czarne myśli. Gdy zerknął na Billa, ujrzał tylko mocno ściągnięte w geście zamyślenia usta. Sam czuł, jakby jakiś niewidzialny sznur związał mu wnętrzności. Było mu dobrze w związku z Jasmine. Rzadko się zdarzało, żeby przy jednej dziewczynie trwał tyle czasu, jednak nie chciał zmieniać tego faktu. Było dobrze tak jak było. Co jeśli ona będzie oczekiwała tego, co dostała jej przyjaciółka? Nie...
            - Nie mów mi, ze mam się szykować na podwójny ślub!
            - Coś ty... ale co jeśli Jas będzie teraz tego oczekiwała?
            - Myślisz? Nie wpadłem na to.
Lekki błysk w oku młodszego brata zdradził mu, że nagle doznał olśnienia.
            Przez chwilę siedzieli w milczeniu, każdy zatopiony we własnych przemyśleniach, wpatrzony w ekran telewizora. Korzystali z tej chwili przerwy w pracy, kiedy mogli porozmawiać ze sobą i wreszcie uporządkować myśli.
            - Co mam zrobić?
Rzadko pytał kogoś o radę, jednak w tym momencie jego myśli uformowały się w poplątane nicie. Rozwiązanie ich to długa droga męki i łamigłówek.
            - Może się oświadcz? Chust wie, co tam tym kobietom siedzi w głowach, a ty ją przecież kochasz. - Bill wzruszył ramionami, jakby to było najzwyklejsze rozwiązanie pod słońcem.
            - Tak po prostu? Przecież do tego trzeba się przygotować. Nawet tego nie przemyślałem!
            Długie palce gitarzysty zagłębiły się w czarnych warkoczykach. Delikatnie masował skórę swojej głowy, zastanawiając się nad wyjściem z sytuacji, w której problem sam sobie stworzył.
            - Możesz upiec babeczkę i do środka włożyć pierścionek. A później daj jej ją do zjedzenia. Tylko musisz uważać, żeby nie połknęła pierścionka, bo będziecie musieli jechać do szpitala i żeby nie połamała sobie zębów. Bez nich już nie będzie zbyt piękną panną młoda. I najważniejsze, to zabezpiecz go jakoś. Taki brudny nie będzie wyglądał dobrze na jej palcu!
            Dopiero gdy skończył mówić, zauważył przerażony wzrok brata. Jego oczy były w nienaturalny sposób rozszerzone. Na czole pojawiły się zmarszczki, a klatka piersiowa podnosiła się nierównomiernie szybko.
            - Wiesz, pierwszy raz widzę cię w takim stanie, Tom.
            - Żadnego małżeństwa! - Tom gwałtownie podniósł się z sofy, na której zawsze omawiali wszystkie rozterki życiowe. Szybkim krokiem przeszedł przez salon. Zniknął na chwilę w kuchni, by wrócić z zimnym piwem. - To nie był dobry pomysł - omawiać problemy z tobą. Powinienem porozmawiać z kimś bardziej kompetentnym, przecież ty nawet nie możesz znaleźć odpowiedniej osoby, żeby się w niej zakochać!
            - Stary, zacznijmy od początku – zadecydował Bill. - Ale ty nie pijesz, zaraz jedziemy do studia, żeby ostatecznie zatwierdzić pierwszy singiel.

*

            Siedziałam w małej salce, w której prowadzony był wykład. Moje uszy wyłapywały i analizowały słowa prowadzącego dotyczące optyki, jednak wzrok utkwiony był za oknem, gdzie delikatne płatki śniegu powolnie opadały na ziemię. Westchnęłam ciężko i uśmiechnęłam się sama do siebie, myśląc o niedługim spotkaniu z Melody. Chciałam się wreszcie dowiedzieć wszystkiego na temat zaręczyn. A jeśli już o tym mowa, było mi dziwnie na myśl o tym, że moja przyjaciółka poczyniła tak poważny krok w swoim życiu. Nie znają się w końcu z Carlem aż tak długo, a właściwie to mniej więcej tyle co ja z Tomem – trochę ponad pół roku. Do momentu, w którym powiedziała mi o zaręczynach, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jest to aż tak poważny związek i że niedługo może zostać sformalizowany. Właściwie było to głupie z mojej strony. Ja tak samo chciałabym, aby mój związek z Tomem był traktowany poważnie. Ni mniej, ni więcej tylko poważnie, w końcu jesteśmy dorosłymi ludźmi i kochamy się. To prawda, że nasze życie ma odrobinę zawirowań, które ciężko jest przeskoczyć, jednak radzimy sobie, czyż nie?
            Dziwny uścisk w moim żołądku zelżał trochę, gdy spojrzałam na Gretę, malującą różnokolorowe serduszka w swoim notatniku. Jej rude pukle włosów radośnie okalały pełną, piegowata twarz. Blada skóra, teraz zimą, była znacznie bardziej wyrazista, niż podczas słonecznego lata, które jeszcze bardziej wzmagało wysyp brązowych, drobnych plamek. Uśmiechnęłam się do siebie i zanotowałam kilka słów prowadzącego, które akurat wpadły mi w ucho.
            - W kim się tak zakochałaś? - spytałam zaczepnie i uśmiechnęłam się szerzej, widząc jak dziewczyna powoli unosi głowę do góry. Jej piwne oczy zerknęły na mnie niepewnie, a po chwili spłonęła rumieńcem, który średnio pasował do jej naturalnie marchewkowych włosów. Choć to była tylko zaczepka z mojej strony, wiedziałam, że trafiłam w sedno.
            - Tak sobie bazgrzę. Nie mogę już słuchać co on gada. - Ruchem głowy wskazała na profesora, a ja zaśmiałam się pod nosem.
            Na szczęście już pół godziny później siedziałam wraz z Melody w naszej ulubionej kawiarni. Nie zdążyłam jeszcze rozebrać się z ciepłego płaszcza, kiedy ona uwiesiła się na mojej szyi. Była sporo ode mnie wyższa, toteż i ciężar ciała miała większy. Zakołysałam się niebezpiecznie, wyciągając szyję w kierunku powietrza.
            - Melody, udusisz mnie!
            Gdy się ode mnie odsunęła, jej twarz była lekko zarumieniona. Do jej spoconego czoła przykleiło się kilka pasm prawie czarnych włosów, reszta zaś opadała lekko na szczupłe ramiona. Ubrana w burgundowy sweterek sprawiała wrażenie małej, radosnej dziewczynki. Roześmiałam się, widząc jej uśmiechniętą twarz, a po chwili sama ją przytuliłam.
            - Gratulacje – szepnęłam w jej włosy, a ona zapiszczała cicho z uciechy.
            - Zabrał mnie do restauracji, niczego się nie spodziewałam, wyciągnął różę, a po chwili pojawił się pierścionek. Nawet nie zorientowałam się w sytuacji, jak to się stało? Tak szybko? Ale od pierwszego spotkania z nim wiedziałam, że to jest to!
            Słowa wylewały się z niej niczym potok nie do zatrzymania.
            - Kiedy ślub?
            - Jak najszybciej. Serio, Jasmine. Nie śmiej się, oboje chcemy go jak najszybciej!
            Wymusiłam posłuszeństwo u swoich mięśni twarzy i powstrzymałam wesoły chichot.
            - Przecież już ci na pewno nie ucieknie – stwierdziłam, na co ona prychnęła rozjuszona.
            - Mam taką nadzieję, ale po prostu nie mogę się już doczekać momentu, w którym włożę tę piękną suknię. Przecież to taki ważny dzień.
            - Czy mi się wydawało, czy to ty mówiłaś mi kiedyś, że nigdy nie wyjdziesz za mąż? - spytałam zaciekawiona, na co ona przymrużyła lekko oczy. Dobrze wiedziałam, że mam rację.
            - Mówiłam, ale co miałam zrobić, gdy on po prostu mnie poprosił? Jak mogłabym mu odmówić?
            Moje odpowiedzi właściwie nie były potrzebne, Mel potrafiła odpowiedzieć sobie sama, co było mi na rękę.
            - Muszę wszystko przygotować. Tyle jest do zrobienia!
            Długo rozmawiałyśmy o sukniach, welonach, butach i liczbie gości. Ktoś by powiedział, że za wcześnie na takie przygotowania, jednak nie my. Trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność, a szczególnie na taką ceremonię.
            Nim się zorientowałam, musiałam się zbierać do wyjścia. Jeszcze raz zerknęłam przelotnie na twarz przyjaciółki, która emanowała szczęściem. Chwilę później szybko owinęłam się ciepłym szalikiem. Na głowę nałożyłam ciepłą czapkę, a na ręce wciągnęłam rękawiczki z jednym palcem. Przygotowana do mroźnej pogody ruszyłam do wyjścia. Tuż przy chodniku czekał na mnie zaparkowany samochód Toma. Szybko wgramoliłam się do środka i uśmiechnęłam się do swojego kierowcy.
            - Jedziemy do mnie? – spytał, a ja przytaknęłam krótko głową i wygodniej umościłam się w przestronnym aucie.
            -Melody i Carl biorą ślub, to wspaniale.
Uśmiechnęłam się radośnie na myśl o roześmianej twarzy przyjaciółki. Z wyczekiwaniem spojrzałam na chłopaka, który zmarszczył nieco czoło i zacisnął mocniej dłonie na kierownicy.
            - Tak, wspaniale – powiedział to jakby trochę pod przymusem. Moje uszy od razu wychwyciły tę niepewność w jego głosie, a wewnętrzne oko zauważyło jego wahanie. Z zaciekłym wyrazem twarzy spojrzałam na niego i zmrużyłam oczy.
            - Nie wspaniale? – spytałam niewinnie, obserwując każdy jego gest.
            - Mówię, że wspaniale – stwierdził ponownie, patrząc prosto na drogę, a ja nawet nie mogłam poprosić, żeby patrzył na mnie, gdy mówi! W końcu prowadził i mógł unikać mojego oskarżającego spojrzenia i niezawodnego instynktu. Pomimo grubego odzienia, ograniczającego moje ruchy, zaplotłam ręce na piersi, jednak nic już się nie odezwałam.
            - Jesteśmy – oznajmił, gdy tylko wjechał na podjazd. Zaparkował tuz obok wejścia, żeby szybko wyskoczyć do domu, nie narażając się przy tym na mróz szczypiący policzki.
            - Zabierzmy Billa i chodźmy na spacer.
            - Nie wiem, czy mój braciszek jest w nastroju – stwierdził.
            - To tym bardziej musimy go zabrać ze sobą.
            Zanim zdążył mnie zatrzymać, wpadłam do mieszkania i zrzuciłam buty. Szybkim krokiem wkroczyłam do mieszkania, zastając Billa skupionego nad torebką z wężowymi żelkami, które rozrywał wybielonymi zębami. Spojrzał na mnie brązowymi oczami, znad zielonego gada, a ja zobaczyłam w nich nieme pytanie.
            - Idziemy na spacer, zabieraj się!
            - Jasmine, moje serce tu cierpi, a ty każesz mi z wami iść na to zimno? Niepotrzebny mi spacer. Tam jest tylko śnieg i lód, za to tutaj mam żelki, ciepło i telewizor nastawiony na mój ulubiony serial. Czy naprawdę sądzisz, że pójdę z wami na spacer?
            - Tak. Nie gadaj już tyle – zdenerwowałam się i złapałam go za chudą rękę. Pociągnęłam go w stronę drzwi, nie pozwalając się nawet umalować ani wyszykować do wyjścia, przez co miałam przyjemność wysłuchiwania jego coraz wyższego, panikującego głosu, który upominał mnie, że na każdym rogu czają się paparazzi.
            - Ubieraj buty, albo wrócę się po aparat i uwiecznię twoją minę tragicznego romantyka. Jeden tutaj zostawiłam, o ile mnie pamięć nie myli!
            - Dobrze, dobrze! – Uniósł obie ręce w geście poddania, po czym powoli zabrał się do ubierania zimowych ubrań. Ociągał się przy tym niemiłosiernie długo i pojękiwał cicho, jednak ostatecznie założył swoją jadowito zieloną kurtkę i wysokie buty. Na głowę wciągnął czarną czapkę, która zakrywała nieład na jego głowie.
            Sama czułam się jak Eskimos. Miałam na sobie grubą kurtkę, szalik, czapkę i grube rękawiczki, które miały uchronić mnie przed niską temperaturę. Byłam gotowa, więc razem ze zmarzluchem, czyli Tomem, który coś kręcił i czegoś mi nie mówił, oraz z jęczydłem, udałam się na spacer. Zaciągnęłam ich do tylnego wyjścia z posesji, mając nadzieję, że tam nie napotkamy niechcianych gości. Gdy tylko z siłą szarpnęłam furtkę, zorientowałam się, że jest przysypana śniegiem. Pociągnęłam mocniej i uchyliłam ją na tyle, aby przecisnąć się przez powstały otwór. Chłopcy podążyli za mną, a wtedy ja wpadłam w śnieg.
            - Nic nie mówiliście, że tu jest jakiś dół! – oburzyłam się i ruszyłam do przodu, wysoko unosząc nogi.
            - Sama chciałaś iść. – Usłyszałam zmęczony głos Billa.
            - Chciałam, bo… - urwałam w połowie zdania, gdyż poczułam gwałtowne szarpnięcie. Moje plecy wygięły się w łuk, kiedy próbowałam utrzymać równowagę. Zamachałam niezręcznie ramionami, niczym ptak, lądujący na ziemi i to właśnie zrobiłam. Przewróciłam się prosto w najgłębszy, puszysty śnieg i lgnęłam jak długa. Wokół mnie dało się słyszeć tylko bojowy dźwięk, wydobywający się z mojego zaciśniętego gardła. Poczułam, że śnieg prószy się na mnie… a właściwie to leci na mnie cała lawina śnieżna. Z rozmachem odwróciłam się na plecy i oberwałam w twarz. Mając ciągle zamknięte oczy, obtarłam się rękawiczką. Czułam, jak cała moja twarz robi się mokra od topniejącego śniegu, jednak nie przejęłam się tym. Namierzyłam cel i ze zgrabnością sumo na ringu, przeturlałam się w stronę Toma. Z zaciętością chwyciłam jego nogę i pociągnęłam mocno, aby stracił równowagę. Może to nie był idealnie przemyślany ruch, gdyż jego cielsko spadło prosto na mnie. Zauważyłam, że jego dłonie gwałtownie odpychają się od śniegu, jednocześnie zanurzając się w nim i natarłam na niego ze śnieżnym atakiem. Skoro ja leżę, on też będzie leżał! Po chwili jednak zaczęłam się śmiać i zamiast się mścić, po prostu patrzyłam, jak Tom ociera twarz, a jego policzki i nos nabierają różowego zabarwienia.
            - Nieładnie tak – zwrócił się w moja stronę i zamiast ze mnie zejść, przygniótł mnie jeszcze bardziej do śniegu, swoją twarz zbliżając do mojej. Z uśmiechem na ustach, zerkałam na niego niewinnie. Obserwowałam jak mruga lekko zaczerwienionymi oczami, a na jego długich i ciemnych rzęsach zastygają kryształki lodu. Westchnęłam głębiej, do płuc wpuszczając mroźne powietrze, po czym przygryzłam lekko wargę, patrząc na jego usta, zbliżające się ku moim.
            - Em… - Gdzieś z boku dotarł do mnie długi dźwięk. Wraz z Tomem, zwróciliśmy w tamta stronę swoje głowy. – Wiem, że jesteście parą i tak dalej, ale to moje serce tutaj cierpi, a wy wcale nie pomagacie!
            Bill zerknął na nas z ukosa. Jego czarna czapa była lekko przekrzywiona, przez co kilka pasm czarnych włosów wymsknęło się spod niej, tworząc mały nieład tuz obok perfekcyjnie ułożonych trzech kolczyków w jego uchu. Patrzył na nas z wyniosłym wyrazem twarzy, który mówił wszystko.
            Nie chcąc narażać się na gniew wokalisty, najszybciej jak byliśmy w stanie, unieśliśmy się ze śniegu. Nie obyło się przy tym bez śmiechu z naszej strony, ponieważ nasze nogi bezustannie zapadały się w głęboki, niezbity puch. Po chwili w miarę możliwości otrzepaliśmy się ze śniegu. To jednak nie zmieniło faktu, że nasze twarze pokryte były wilgocią, która szybko stygła, chcąc odmrozić naszą skórę. Przez chwilę zatrzęsłam się z zimna i zobaczyłam, że Tom także w tym momencie najchętniej schowałby się pod ciepłą kołdrę.
            - Chyba mam ochotę się wysuszyć – wyznałam, czekając aż mój chłopak mnie poprze. W tym momencie poczułam wibrację komórki w kieszeni moich dżinsów.
            - Tak, ja też. Zbieraj się Bill!
            Zmarzniętymi i zaczerwienionymi palcami wyjęłam małe, przenośne urządzenie. Jednym okiem zerkałam na chłopaków. Tom podszedł do Billa i kuksańcem wymusił u niego kierunek ruchów. Z lekkim niepokojem spojrzałam na jego kamienną twarz. Rzadko się zdarzało, aby młodszy bliźniak zachowywał pełną powagę Aż tak długi okres czasu. Po chwili jednak zajęłam się odczytywaniem wiadomości. Uśmiech zamarł mi na ustach, gdy tekst zamigotał na białym ekranie.
            „Możesz pomóc swojemu chłopakowi uniknąć sądu, wystarczy, że coś dla mnie zrobisz”
            Przełknęłam ciężko ślinę i nerwowo przygryzłam wargę, czując, że moje serce przyśpiesza biegu.
            - Jasmine? Idziesz? – ocknęłam się z zamyślenia, gdy usłyszałam głos Toma. Jak na komendę schowałam telefon do kieszeni i spojrzałam na nich z uśmiechem.
            -  To o co konkretnie chodzi z tymi dziewczynami, Bill?
            Szłam tuz obok niego, gdy zadałam to pytanie. Nawet nie zerknęłam w jego stronę, zamiast to niewinnie wpatrywałam się w rozległe morze śniegu znajdujące się przed nami, zaciskając palce na małym urządzeniu w mojej kieszeni.
            - I tak nie zrozumiecie – wyrzucił z siebie nieco opryskliwym głosem.
            Uniosłam głowę, aby na niego spojrzeć z wysoko uniesioną brwią.
            - Twierdzisz, że to coś lepszego, niż moje przygody z Davinem?
Uśmiechnęłam się lekko do niego, dając mu do zrozumienia, że postaram się go nie oceniać.
            - Najpierw omotała mnie Margo, o czym już wiesz. A w dodatku byłem pewny, że Mel i ja jesteśmy po prostu przyjaciółmi. Gdy dowiedziałem się o jej ślubie, to aż mnie zmroziło. Czy możliwe, żeby przyjaciel nie cieszył się jej szczęściem? Jedyne o czym myślałem, to żeby ukręcić głowę temu… temu… Carlowi. Czy to możliwe? Kochać dwie kobiety na raz?
            - Za dużo na siebie wziąłeś. Już z jedną są zawsze problemy – wtrącił się Tom, na co ja szturchnęłam go mocno biodrem i spiorunowałam spojrzeniem. Bill tylko zerknął na nas i nic się nie odezwał.
            - Jesteś pewny, że to miłość? – spytałam nieśmiało.
            Przypomniałam sobie, że miałam porozmawiać z Margo. Jednak tak szczerze mówiąc wątpiłam, czy to coś da.
            - A co innego?
            - Tęsknota za kimś bliskim?
            - Ona ma rację, potrafisz zakochać się co dziesięć minut. Gorzej u ciebie z wyborem osoby – Tom ponownie wtrącił swoje pięć groszy.
            - Zawsze odezwiesz się w nieodpowiednim momencie, wiesz?
            Założyłam ręce na biodra i zagrodziłam mu drogę. Spojrzał na mnie z iskierkami w oczach i objął w talii. Pomimo grubych materiałów naszych kurtek, zimna czającego się wokół nas i zamarzających kończyn, poczułam jak gdzieś z jego głębi płynie do mnie strumień ciepła. Uśmiechnęłam się leciutko, gdy znów zbliżył swoją twarz do mojej.
            - Nie przy Billu – szepnęłam tylko, a on jak gdyby nigdy nic, wyminął mnie i z rozmachem złapał garść śniegu, po czym ze zdwojoną siłą uderzył w niczego niespodziewającego się Billa. Patrzyłam na ich wygłupy, zastanawiając się, co będę musiała zrobić, aby ochronić Toma przed sądem i rządnymi krwi paparazzi.


--------------------------------------------------------------
W odcinku zbyt duzo się nie dzieje, więc wypadałoby szybko dodać następny...

Obserwatorzy