Siedziałam w swoim nowym
samochodzie. Jego intensywny czerwony kolor połyskiwał pod wpływem promieni
słońca, przedzierających się zza grubej warstwy chmur, a ja z wielkim
skupieniem stukałam paznokciami w kierownicę. Gdy tylko światło zmieniło się na
zielone, dodałam gazu i puściłam sprzęgło. Sprawnie ruszyłam ze skrzyżowania,
nadal ciesząc się swoim prezentem. Tak, tak, to cacko wiele przeszło, aby w
końcu stać się moim samochodem. Muszę przyznać, że Tom zastosował w stosunku do
mnie lekki podstęp, jednak nie chciałam się z nim kłócić. Tak czy siak w końcu
zgodziłam się na ten niezwykle drogi prezent.
Denerwowało mnie to, że nic nie
robił sobie z moich racji. Nie chciałam, aby kupował mi tak drogocennych
rzeczy. Przecież jestem tylko jego dziewczyną, nie żoną! Jestem tylko byłą
fotoreporterką, która jakimś cudem zakochała się w gwieździe. Nie chciałam nic,
poza jego miłością.
Znów przypomniałam sobie to krótkie zdanie:
„jestem byłym paparazzo”. Jak okrutnie to brzmi! Na mojej twarzy pojawił się
lekki grymas. Ciężko było mi myśleć o swojej pracy w czasie przeszłym, bo zaczynało
mi się jawić to jako coś nierealnego, coś co nigdy nie mogło się wydarzyć. Ja i
paparazzo? No tak, to jednak była prawda. Chciałam czy nie, to się stało, a
teraz byłam najsłynniejszą fotoreporterką, która dzięki swojej pracy związała
się ze swoim obiektem do fotografowania.
W dodatku ciągle istniał ten stary
przesąd. Nie wygłupiam się! Nadal o nim pamiętałam. Paparazzo, który da się
sfotografować jest krótko mówiąc
skończony - nic nie osiągnie i ogólnie ma przechlapane. Zapadło to w mojej
psychice tak głęboko, że przypominało o sobie w najmniej odpowiednich
momentach. Mimo że nie pracowałam już jako paparazzo i nie zamierzałam już
robić w tym zawodzie kariery, to jednak… czułam się przegrana! Moje ambicje głośno
się upominały i dawały o sobie znać. Wiem, że już po wszystkim, a moja szansa
na bycie dobrym paparazzo umknęła mi między palcami. Nie zmienia to jednak
faktu, że wolałabym wykazać się wtedy pewnymi umiejętnościami fotograficznymi,
aby pokazać na co mnie stać. Teraz już na pewno byłam na straconej pozycji.
Media miają miliony moich zdjęć i jeśli chcą zawsze mogą użyć ich przeciwko
mnie! W moim przypadku przesąd zadziałał, jak najbardziej.
Teraz, gdy studiowałam fotografię,
miałam nadzieję, że ludzie będą mnie traktowali poważniej. W końcu nie na marne
uczę się optyki i chodzę na zajęcia artystyczne. Oby stary przesąd dotyczył
tylko paparazzi, a nie całej reszty fotografów. Po czasie jaki spędzę na
uczelni, chcę coś robić w tym samym kierunku i spełnić się jako
profesjonalistka!
Zaparkowałam pod niskim, odrapanym
budynkiem. Nic nie wskazywałoby, że w środku toczy się prawdziwy artystyczny
bój. To tylko pozory! Dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że od tego jakie
zrobię pierwsze wrażenie, mogą zależeć moje ewentualne praktyki i praca, którą
usilnie chciałam znaleźć. Męczyło mnie mieszkanie z rodzicami i brak pieniędzy
na swoje podstawowe wydatki. Zamierzałam oszołomić swoją osobą jedno z
najsłynniejszych berlińskich studiów! „Art Of Berlin”, nadciągam!
Szybko zamknęłam samochód i
wygładziłam obcisłą czarną sukienkę, sięgającą do moich kolan, która znajdowała
się tuż pod ciepłym płaszczykiem i chustą. Z wielką precyzją poprawiłam ciemne
włosy i wyprostowałam się dumnie, czując, jak moje plecy naprężają się z
niecodzienną mocą. Zerknęłam na okolicę, która mnie otaczała. Tak, tak… już
czuję, że niedługo zagrzeję tutaj miejsce. Mój mały, nowy samochód idealnie
wpasował się w otoczenie i wciskał się w każdą małą lukę na zatłoczonym
parkingu. Sądzę, że tej okolicy potrzeba już tylko mnie! Uśmiechnęłam się pod
nosem i słysząc stukanie moich obcasów, ruszyłam do środka.
Gdy tylko uchyliłam drzwi przywitał
mnie skromny, ale jednak zadbany hol. Minęłam biuro ochrony i powoli podążyłam
w głąb korytarza, zastanawiając się, czy trafię w odpowiednie miejsce. Z
błyskiem w oku przyjrzałam się tabliczce, która informowała mnie, że powinnam
udać się do pokoju numer dziesięć. Rozejrzałam się, szukając go. Nie
zauważywszy go, wzruszyłam ramionami i ruszyłam dalej, zagłębiając się w
kolejne korytarze. Nagle stanęłam na środku i położyłam ręce na biodrach. No
dobra, to może być trudniejsze niż myślałam! Czyżby pierwszym testem dla rekrutowanych
był test na orientację? Ten kto zdoła dotrzeć do pokoju numer 10 jest przyjęty...
Uderzyłam się z rozpaczą w głowę.
Znajdowałam się w sektorze B, a więc pokój którego szukałam musi być gdzieś
blisko. Jeszcze raz szybko przeszłam przez pusty korytarz, a na jego końcu
dostrzegłam drzwi. Czując narastający we mnie stres, uniosłam dłoń i po
chwilowym wahaniu, zapukałam trzykrotnie. Nie słysząc odzewu, nacisnęłam
srebrną klamkę i wsunęłam się do środka, zauważając mężczyznę w średnim wieku.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się
lekko i przygryzłam wargę.
- Proszę usiąść. – Wskazał na
krzesło przed jego biurkiem, a ja z pełną powagą przycupnęłam na nim. – Nazywa
się pani…?
- Jasmine Metz – pośpieszyłam z
odpowiedzią. – Zgłosiłam się do państwa w sprawie pracy.
Mężczyzna zerknął na mnie, ciekawsko
unosząc jedną brew wyżej. Po chwili zacmokał dwukrotnie, z ust tworząc zabawny
dziobek. Nie tracąc swojej miny, zaczął przeglądać mój formularz zgłoszeniowy.
Po chwili odłożył papiery i zerknął na mnie przeszywająco, splatając dłonie.
- Panno Metz, czy zdaje sobie pani
sprawę z tego, czym jest „Art Of Berlin”? - W jego głosie wyczuwałam pewien
dystans, przez co wystraszyłam się lekko. Ale spokojnie… opanuję sytuację.
- Oczywiście, to studio
fotograficzne w Berlinie, które cieszy się dużym uznaniem. Ja także bardzo je
szanuję, dlatego chciałam skorzystać z doświadczenia, które państwo posiadają.
– Wciągnęłam głęboko powietrze, czekając na jego reakcję.
- No właśnie, ta renoma jest nam
bardzo potrzebna. Chyba rozumie pani, że przyjąć do nas możemy tylko
najlepszych, a pani… no cóż, paparazzo? Tak, tak… ja także znam tę historię. –
Uśmiechnął się przepraszająco na widok mojej zaskoczonej miny.
- To nie powinno mieć związku –
wypaliłam, nie mogąc uwierzyć, że praca paparazzo rzutowała teraz na pracę
fotografa studyjnego! Przecież to zupełnie inna bajka, tutaj się sprawdzę,
tutaj się wykażę! Nie wykrzyczałam jednak tego na głos, zachowując zimną krew i
swoją godność.
- Przykro mi, ale nie mogę ryzykować
– odezwał się ponownie i wstał, jakby nakazując mi zrobienie tego samego.
Poniosłam się, patrząc na niego wzburzonym wzrokiem. Zalała mnie fala gorąca, a
moje dłonie ze zdenerwowania były roztrzęsione i spocone.
- Nie żałowałby pan – odezwałam się
jeszcze, jednak widząc, że nie osiągnę żadnego skutku, czym prędzej opuściłam
pomieszczenie. Czując, że moje ręce drżą, mocniej zacisnęłam je na torebce. Cóż,
ceniłam chociaż szczerość z jego strony. Nie obwijał w bawełnę, tylko
bezpośrednio przeszedł do sedna sprawy. Spuszczając głowę, szybkim krokiem
ruszyłam do wyjścia. Tym razem odnalazłam się pośród tysiąca korytarzy i drzwi.
Jedne prowadziły do biur, inne do sal fotograficznych. Studio 1, studio 2,
studio 3… ile ich? Niestety już więcej się tutaj nie znajdę. Moja noga prawdopodobnie
nigdy więcej nie przekroczy tego progu. Trudno!
Z rozmachem uderzyłam dłonią w
szklane drzwi i przedostałam się na zewnątrz. W moje policzki od razu uderzył
powiew zimnego powietrza. Wzięłam gwałtowny wdech i westchnęłam cicho,
opierając się o ścianę budynku. Cóż… ta rozmowa nie poszła zbyt dobrze. Czułam,
że może wydarzyć się coś takiego. Zdawałam sobie sprawę z tego, że mam teraz
trochę przechlapane w tym biznesie, nikt jednak nie zdawał sobie sprawy z tego
jak bardzo. Gdyby chodziło o inną osobę, pewnie bez większych problemów
dostałaby chociaż praktykę, przecież miałaby tylko pomagać i odwalać robotę,
której innym nie chciało się wykonać! Ale nie… ja to ja.
Zamiast zastanawiać się nad tym,
gdzie teraz powinnam się zgłosić i gdzie znaleźć pracę, natychmiastowo ruszyłam
samochodem. Zacisnęłam ręce na kierownicy. Pójdę tam, gdzie na pewno mnie
zechcą! A może nie? Walić to! Nie mają wyjścia, tym razem ja będę stawiała
warunki! Gdy odchodziłam powiedzieli, że będą na mnie czekali. A więc będę.
Córka marnotrawna powróci tam, gdzie jej miejsce. Co z tego, że nie wychodziło
mi to tak, jak powinno? Czułam, że tym razem wszystko będzie szło po mojej
myśli, w końca jestem coraz bogatsza w doświadczenia i wiedzę o sprzęcie.
No dobrze, przyznam, że w tym
momencie buzowała we mnie złość. Nie byłam w stanie myśleć trzeźwo, jednak
zdecydowałam się i nic ani nikt mnie przed tym nie powstrzyma.
Gdy tylko stanęłam przed dobrze
znanym mi budynkiem, przeszłam przez chodnik, który jeszcze jakiś czas temu często
przemierzałam. Zerknęłam na okna, w których nigdy nie były zawieszone firanki i
uśmiechnęłam się do siebie. Może nie wszystko jeszcze stracone. Z tego co wiem,
nie ma konkretnego określenia, w jakim miejscu mamy mieć praktyki, które
chciałabym odrobić wcześniej. Myślę, że tutaj oprócz samego asystowania,
gapienia się w monitor i robienia innych nudnych rzeczy, zdołałabym zarobić
także trochę pieniędzy. Z uniesioną głową poszłam prosto pod gabinetu ciotki.
- Dzień dobry. – Uśmiechnęłam się,
gdy tylko zobaczyłam blond loczki, które kołysały się obok pulchnej twarzy
starszej kobiety.
- Witaj Jasmine.
Jej twarz rozpromieniała na mój
widok. Była taka jak zawsze. Zerkając na jej szeroki uśmiech, myślałam nad tym,
że zaczyna się tak samo, jak za pierwszym razem. Oby tylko nie wyprowadziło
mnie to w pole!
*
- Co zrobiłaś?
- Tom, nie myślałam wtedy trzeźwo.
Westchnęłam ciężko, patrząc w jego
brązowe oczy. Mówiłam prawdę. Nie wiem, co mi do głowy strzeliło. Jednak… gdyby
się dłużej nad tym wszystkim zastanowić, to może być dobry pomysł, tylko że
jeszcze nie wiem, jak wszystko ze sobą pogodzę.
- Byłam bardzo zdenerwowana. Jak
ktoś w ogóle mógł zasugerować, że moje niepowodzenia jak paparazzo przekreślają
mnie jako fotografa? No jak?!
Ukryłam twarz w dłoniach, siedząc na
miękkiej sofie. Poczułam, jak jedna jego dłoń wkrada się na moje plecy i masuje
delikatnie mój kark. Po chwili zerknęłam na niego i uśmiechnęłam się ciepło.
- Przecież wiesz, że to niczego
między nami nie zmieni – mruknęłam cicho i dotknęłam delikatnie jego miękkich
ust.
- Ale jak to będzie? Będziesz mnie
fotografować, czy jednak chodzić ze mną po czerwonym dywanie?
Spojrzał na mnie, uśmiechając się
pobłażliwie. Jęknęłam głośno i oparłam głowę o jego ramię.
- Jakoś to pogodzę, obiecuję –
szepnęłam, jednocześnie zastanawiając się, jak to u licha zrobię? Nadal nie
miałam pojęcia, czy to… jest możliwe.
- Może ja ci pomogę znaleźć jakąś
dobrą pracę?
Momentalnie wyprostowałam się,
spoglądając na niego wzburzona.
- Nie ma mowy.
- Ale Jasmine… Nie musisz pracować
jako paparazzo, tylko pozwól sobie pomóc.
- Tom! – podniosłam stanowczo głos.
– Najpierw kupujesz mi drogi samochód, a teraz chcesz uruchamiać kontakty.
Doceniam to, ale chcę coś zrobić sama! – wytłumaczyłam i założyłam ręce na
piersi. – To że jesteś gwiazdą, nie znaczy, że musisz gwiazdorzyć przede mną –
burknęłam jeszcze, odwracając wzrok. Gdy tylko to powiedziałam, usłyszałam jak
gniewnie wypuszcza powietrze.
- Ale jesteś uparta, przecież wiesz,
że… - Popatrzył na mnie, łapiąc gwałtownie powietrze. Zabrakło mu słów,
widziałam to w jego bezradnym spojrzeniu, którym próbował przekazać mi
wszystko.
Westchnęłam ciężko, znów chowając
twarz w dłoniach. Miał rację, ja jednak byłam uparta. Chciałam poradzić sobie
sama, chciałam coś osiągnąć! Spróbuję… przecież to tylko dorywcza praca, a przy
okazji odbębnię kilka godzin praktyki, prawda?
- Przepraszam. – Ułożyłam się na
jego klatce piersiowej, wciągając męski zapach. Dobra, trochę przesadziłam z
tym gwiazdorstwem. Nie chciałam tak wybuchnąć, ale dzięki temu Tom musiał
pamiętać, iż ciągle mam na niego oko. Jeśli tylko sława uderzy mu do głowy, ode
mnie pierwszej się o tym dowie. Właściwie to miałam wrażenie, że okres upajania
się sukcesem miał już za sobą. Te wszystkie panienki, które zaciągał do łóżka
były tego przykładem. Jako nastolatek zachowywał się lekkomyślnie, chciał
wykorzystać każdy dzień i każdą chwilę. Teraz wiedziałam, że jego serce bije
dla mnie, a on sam stał się bardziej dojrzały. Cieszyłam się z tego. Czułam, że
mam w nim wsparcie, jakiego nawet nie oczekiwałam.
- Bill szykuje dla ciebie małą
imprezę – szepnął w moje włosy, gładząc mnie delikatnie po plecach.
- Hm? – mruknęłam, nie rozumiejąc, o
co chodzi.
- Spóźnione urodziny, w weekend –
wytłumaczył, a ja zaśmiałam się cichutko.
- Moje urodziny były najlepsze ze
wszystkich – wyznałam i zerknęłam na niego, nie mogąc powstrzymać cwanego
uśmiechu. W końcu spędziliśmy je tylko w dwójkę.
Jego oczy roziskrzyły się, kiedy
oblizał spierzchnięte wargi, patrząc na nie uważnie.
- Pomimo tego, że prawie nie urwałaś
mi głowy z powodu prezentu – zarechotał cicho, a ja szturchnęłam go w bok.
- Nie mów, że tobie się to nie
podobało.
- Podziękowanie było najlepsze ze
wszystkich.
*
Popatrzył uważnie na czarnowłosą dziewczynę,
zastanawiając się, czy ona właściwie wie, co robi. Jeśli nawet wiedziała, to
nie do końca zdawała sobie sprawę z konsekwencji! Tak, to musiało być to!
Westchnął i pokręcił przecząco
głową. Nie mógł się na to zgodzić. Tak, to on chciał zrobić małą imprezę, aby
odstresować siebie i zespół w związku z wydaniem nowej płyty. Nadarzyła się
idealna okazja - urodziny Jasmine, dlaczego więc nie zaszaleć? Bo chciał
zaszaleć, ale chyba nie aż tak!
- Melody, a jeżeli ona przyprowadzi
posiłki? – syknął dzieląc ciszę, jaka wytworzyła się między nimi. Nie była to
jednak niezręczna cisza. Odkąd Bill poprzysiągł bycie jedynie przyjacielem dla
Mel, wszystko się ułożyło i ciężka atmosfera opadła. Teraz starał się widzieć w
niej jedynie fajną dziewczynę, przyjaciółkę Jasmine, no czyli oczywiście bardzo
ładną dziewczynę, do której nie mogło go przywiązać żadne silniejsze uczucie.
- Bill, pójdziemy i wyczaimy jej
intencje. Tak samo zrobimy z następną. To ma być impreza, potrzeba więcej
ludzi! Nie możecie być tylko wy i wasi ochroniarze! – Jej dźwięczny głos dotarł
do jego uszów.
Chyba tak bardzo przyzwyczaił się
żyć pod kloszem, że zapomniał już o poznawaniu nowych ludzi.
- I tak oni wszyscy wiedzą, że
Jasmine jest z Tomem, sam pomyśl. Nie będzie tak źle. – Z uśmiechem wzruszyła
ramionami.
- Tak, ale oni wszyscy wparują do
mojego domu!
- Do twojego, bo jest wystarczająco
duży i przestronny. A tak nawiasem mówiąc, to nie jest tylko twój. Jest też
Toma, a on jest chłopakiem Jasmine. Nie masz nic do gadania. Wiedziałam, ze
lepiej było omówić to z nim! – Teatralnie podparła dłonią policzek i wywróciła
oczami.
- Niech ci będzie – burknął w końcu,
zerkając na jej uszczęśliwioną, wygraną twarz. – Nie ciesz się tak. Zobaczymy
co z tego wyjdzie!
Zanim zdążyła się odezwać choćby
słowem, wysiadł z samochodu i rozejrzał się po okolicy. Nie mógł założyć
ciemnych okularów, w końcu była zima, dlatego właśnie nie pomalował oczu i nie
formował żadnej wymyślnej fryzury, mając nadzieję, że nikt go nie pozna. Nie
miał zamiaru użerać się jeszcze z tymi pasożytami, wystarczyła mu Melody. Ona
skutecznie zużywała pokłady cierpliwości i samokontroli, jakie w sobie
odnajdował.
- Idzie! – odezwała się podekscytowanym
głosem. – Jasmine opowiadała mi o niej, to musi być ta!
Zanim zdążył ją powstrzymać
podbiegła do dziewczyny, zatrzymując ją tuż obok jego srebrnego audi.
- Margo Luft? – Usłyszał jej głos,
tonący pośród szumu ulicy. Zerkając w jej stronę schował dłonie głębiej do
kieszeni. Było zimno.
- Tak, to ja.
- Chcielibyśmy zaprosić cię na
imprezę urodzinową Jasmine! Ufamy, że nie przyprowadzisz znajomych
fotoreporterów, bo to impreza zamknięta – wystrzeliła jak z karabinu, a on
tylko pacnął się dłonią w czoło. Czy ona w ogóle nie potrafi być…
ostrożniejsza? Czując, że musi pilnować całego porządku, wolnym krokiem okrążył
samochód i stanął na chodniku.
Jego wzrok wreszcie skupił się w
jednym miejscu. Uchylił usta, aby coś powiedzieć, ale nie mógł.
- Bill – Melody szturchnęła go w
bok. – Jaki wy tam macie adres?
Jej pytanie świsnęło gdzieś tuż obok
jego ucha. On jednak nie zwrócił na to uwagi, gdyż jego oczy zatrzymały się w
jednym punkcie. Stał z rękoma wciśniętymi w kieszenie i analizował. Blond
włosy, farbowane, jednak to nie odbierało jej uroku. Loki… wyglądały tak
miękko, że miał ochotę wziąć je w dłoń i potrzymać przez chwilę. Piwne oczy
połyskiwały zza grubego szalika. Zgrabny nosek zrobił się już czerwony, a cała
skóra promieniała jasnością.
- Nie zwracaj na niego uwagi. – Mel
machnęła ręką. Widocznie Bill nie okazywał chęci do żadnej pomocy.
- Później dacie mi znać. –
Uśmiechnęła się dziewczyna, a młodszy bliźniak pobladł.
- Dobry pomysł – zgodziła się
Melody, żegnając koleżankę Jasmine z byłej pracy. – A ty co? Źle się czujesz,
czy się zakochałeś? – spytała zupełnie nieświadoma niczego, kiedy Margo już
oddaliła się o kilka kroków.
Blondynka zerknęła za nimi
zaciekawiona, jednak ani przez chwilę nie sprawiała pozorów zawodowego
paparazzo, co dało się wytłumaczyć tym, że zajmowała się składaniem magazynu.
Nie była żadną fotoreporterką.
- Chodźmy. – Bill nagle ocknął się i
pokręcił gwałtownie głową, chcąc oddalić od siebie natrętne myśli.
- Mamy kolejną osobę, która do nas
wpadnie. Widzisz Bill, ty tchórzu, nie było się czym stresować. – Melody
uśmiechnęła się zadowolona ze swojego zwycięstwa. Po chwili wsiadła do
samochodu.
- Masz rację. – Usłyszała Billa.
Zerknęła na niego zdziwiona, nie rozumiejąc dlaczego nagle się z nią zgodził.
- Twój brat to jest jednak bardziej
kompetentny – mruknęła, jednak nawet nie zwrócił na to uwagi, ruszając samochodem
spod budynku.
___________________________________
Czy ktoś to czyta? xD
___________________________________
Czy ktoś to czyta? xD
JA :) ZAJEBISTY ROZDZIAŁ!! Warto było czekać
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdziała czekam na nastepny ;)
OdpowiedzUsuńEee, heloł! Ja czytam! Zawsze i wszędzie :)
OdpowiedzUsuńWięc tak... Pomysł z pójściem do byłej pracy był zaskakujący. Nie jestem pewna, ale ja chyba nie pomyślałabym o czymś takim, nawet pod wpływem emocji. No nic, zobaczymy jak jej pójdzie godzenie tego wszystkiego. No bo - bądźmy szczerzy - to będzie trudne zadanie.
Bardzo się cieszę z powrotu Melody. To znaczy, wiem, ze nigdzie nie wyjechała, ale jakoś mi brakowało jej energii. No i to bardzo miłe, że pomaga Billowi zorganizować tą imprezę. O Margo już prawie zapomniałam. Pierwsze wrażenie: "Kto to jest Margo?", ale później sobie wszystko przypomniałam. Fajnie, że przyjdzie na imprezę. (To dobry moment na wprowadzenie jakiejś intrygi!)
Czyżby Bill się zakochał?
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.
Końcóweczka najlepsza :D Tak tak, czytamy, ale mogłabyś dodawać częściej, bo już zapominam, co działo się wcześniej dokładnie :D
OdpowiedzUsuńA co do szablonu, mogłabyś zmienić jej nos, ten jest jakiś kartoflany :P
Światło tak pada. Ciężko mi dodać szybciej, bo mam lenia i muszę popoprawiać co nieco.
UsuńNie tylko ty masz lenia :D
UsuńJa czytam! Ja! :D
OdpowiedzUsuńStrasznie zaskoczyła mnie tym, że wybrała się do swojej starej pracy. Osobiście chyba bym na to nie wpadła, bo za bardzo bałabym się tych wszystkich ludzi tam. Jestem ciekawa, jak to wszystko zostanie dalej rozwiązane.
Czyżby Bill zainteresował się Margo?
Czekam na następny, buziaki! :)x
Ja czytam! Jestem wlasnie po fakultecie "Kultura ducha" i nie dam rady zostawic normalnego komentarza. Moze w weekend.
OdpowiedzUsuńPoza tym nie mam polskich znakow :(
Ja też czytam!! Kiedy next? Ciekawe co to wydarzy się na tej imprezie xD pisz pisz kochana :) :**
OdpowiedzUsuńi ja :)
OdpowiedzUsuńJa też czytam i nie mogę się doczekać następnego! ;)
OdpowiedzUsuńC.
GANZER TOM FREILYN GORA!!!!!!!
OdpowiedzUsuń