Odetchnęłam głęboko, gdy zamykałam
program graficzny. Przygotowane przeze mnie zdjęcia już pojawiały się na
kolejnych stronach gazety. Rozciągnęłam się, ziewając przeciągle, po czym
podniosłam się z miejsca i szybko pakując swoje rzeczy do torby, szykowałam się
do wyjścia z pracy. Zanim jednak to zrobiłam, usłyszałam czyjś głos.
- Dobra robota – Mark mruknął do
mnie znad swojego biurka.
Pierwszy raz odezwał się do mnie, bo
z tego, co zauważyłam ludzi trzymał na dystans. Poza tym zawsze zjawiał się w
redakcji gościnnie. Był całkowicie i bezsprzecznie rasowym paparazzi. Nawet
teraz mogłam dostrzec małą lornetkę wystającą z jego czarnej pakownej torby.
Mimo iż swoje zdjęcia sprzedawał różnym czasopismom, właśnie to tutaj upodobał
sobie najbardziej. Być może, dlatego, że ciotka zawsze chętnie widziała jego
zdjęcia. Zwróciłam uwagę na aparat, który już ważył w dłoni. Taaak… to ten
Mark, na którego wpadłam na korytarzu w swoim pierwszym dniu tutaj, już wtedy
zauważając, że to profesjonalista.
Uśmiechnęłam się do niego niepewnie,
dziękując za miłe słowa. Był nieco dziwnym człowiekiem, od razu to wyczułam.
Jego całkowicie rude włosy i przenikliwe niebieskie oczy nie miały z tym nic
wspólnego. Już miałam wychodzić, gdy usłyszałam swoje imię.
- Jasmine – zaczepiła mnie wysoka
blondynka o intensywnych zielonych oczach. To Margo, którą poznałam dzień
wcześniej.
- Tak?
- Zapomniałam ci powiedzieć, że
wczoraj jakiś chłopak dzwonił i szukał cię – powiedziała, a uprzedzając moje
otwierające się usta, dodała – Nie, nie przedstawił się.
- No dobrze. –
Uśmiechnęłam się do niej. Może to
był Davin? Moje serce zabiło szybciej, pracując ciężej niż zazwyczaj. Może
jednak pożałował swojej decyzji? Przypomniał sobie wspólnie spędzone chwile?
Chce do mnie wrócić?!
– Margo, muszę już uciekać, do
zobaczenia! – Szybko pocałowałam ją w miękki policzek, po czym udałam się w
stronę wyjścia. Uśmiechnęłam się pod nosem, odtwarzając to, co usłyszałam od
Margo. Jest tylko jeden haczyk. Nie powinnam przecież o nim myśleć. Nie
powinnam znów zawracać sobie nim głowy, miałam zapomnieć.
Sięgnęłam do kieszeni swoich
dżinsów. Pod palcami wyczułam gładką powierzchnię zdjęcia. Miałam do tego nie
wracać… Zatrzymałam się jednak przy ścianie, gdzie nikogo nie było. Wyciągnęłam
fotografię, przyglądając się jego radosnej twarzy. Zerkając na kosz na śmieci,
stojący kilka metrów ode mnie, zawahałam się. Jeszcze raz popatrzyłam niepewnie
na pojemnik i zdjęcie, po czym zdecydowanym ruchem wsunęłam je z powrotem do
kieszonki spodni. Jeszcze trochę ze mną pobędzie… Dopóki się nie otrząsnę.
Szybko przeszłam przez szklane
drzwi, wdychając zanieczyszczone powietrze. Na ulicy jak zwykle panował hałas,
a wszystkie auta i taksówki tłoczyły się po rozgrzanym betonie. Poprawiając
kosmyki włosów, latające na wiosennym wietrze, zauważyłam czarny samochód. W
środku siedział zakapturzony mężczyzna z czarnymi okularami na nosie, które
zasłaniały mu pół twarzy. Zaintrygowana przyglądałam mu się przez krótką chwilę
i byłam prawie pewna, że on patrzył na mnie.
Nie nadwyrężając dłużej szyi
odwróciłam się i ruszyłam dalej przed siebie. Dzisiaj wybrałam drogę na pieszo.
Uznałam, że raz na jakiś czas mogę pozwiedzać Berlin, mimo że do domu mam spory
kawał. No właśnie… kawał. Popatrzyłam na swoje buty i zmieniłam kierunek, w
którym szłam. Zatrzymałam się przy pobliskim postoju taksówek. Jak na złość w
centrum miasta nie było żadnej, która teraz użyczyłaby mi swoich kół. W końcu
to godziny szczytu i żadna na mnie nie czeka! Rozejrzałam się, zastanawiając się,
co robić. Iść na pieszo? Nieee… Zadowolona ze swojego pomysłu usiadłam na
pobliskiej ławeczce i założyłam nogę na nogę. Jako iż nie znam żadnego numeru
telefonu do taksówek w tym mieście, zaczekam na jakąś!
Rozglądając się dookoła, potrząsałam
nerwowo nogą. Oparłam ręce na kolanach i spuściłam na chwilę głowę, kiedy
usłyszałam odgłos podjeżdżającego samochodu. Z uśmiechem na ustach spojrzałam w
tamtą stronę. Skrzywiłam się natychmiastowo, bo drogę zagrodził czarny duży
samochód. Ku mojemu zdziwieniu szyba uchyliła się, a moim oczom ukazał się ten
sam osobnik, co wcześniej.
- Podwieźć cię gdzieś? – spytał tym
swoim urokliwym głosem, który dosłyszałam nawet siedząc na tej zielonej
ławeczce.
Niepewnie podeszłam do samochodu.
Trzymając mocno torbę, jakby ktoś zaraz miał mi ją wyrwać, uchyliłam usta. Czy
to on?
- Emm… - wyrwało mi się i byłam
pewna, że wyglądam teraz śmiesznie z tą zdziwioną i zaintrygowaną miną.
- Wsiadaj. – Zaśmiał się dźwięcznie,
a na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Natychmiastowo zdjął okulary,
ukazując czekoladowe oczy. Rozejrzałam się, chcąc sprawdzić czy czasem żadna
taksówka nie pojawiła się na postoju. Zawahałam się przez chwilę, kierując na
niego wzrok.
- No dobra – westchnęłam. Nie będę
tu siedzieć cały dzień. Nie ważne skąd się tu wziął, ważne, że ja już nie musze
tutaj siedzieć i liczyć pozostałych, potrzebnych do przeżycia, funduszy. A i
gwiazdka rocka chyba nie porwie mnie w jakiś brutalny sposób, nie?
Niepewnie usadowiłam się na
siedzeniu obok niego. Nieśmiało odwzajemniłam spojrzenie, kiedy ściągnął
okulary i zwrócił się w moją stronę. Chrząknęłam, przerywając ciszę.
- Skąd się tutaj wziąłeś, Tom? – Czy
ja nie mówiłam, że to nieważne? Zapomnijmy o tym, moja ciekawość wzięła górę.
- Powiedzmy, że przejeżdżałem obok i
zauważyłem, jak gdzieś pędzisz. Od razu cię poznałem. – Uśmiechnął się, a jego
kolczyk w wardze błysnął. – To, dokąd?
- Sonnenstrasse 13, wiesz, gdzie to
jest? – upewniłam się, na co on tylko kiwnął głową i wprawnie ruszył. Po chwili
jednak utknęliśmy w małym korku, przez co w ślimaczym tempie wlekliśmy się do
mojego domu.
- Nie boisz się, że zaraz zrobię ci
zdjęcie? – spytałam zadziornie.
- Nie masz aparatu. – Wzruszył
ramionami.
- Jesteś pewny? – Zaśmiałam się pod
nosem, grzebiąc w torbie. Nie zdążyłam zareagować, gdy złapał mnie za
nadgarstek i odciągnął moją rękę od torby. – Spokojnie, żartowałam. – Uśmiechnęłam
się anielsko.
- Tak myślałem. – Puścił mnie, a
jego przenikliwe tęczówki przejrzały mnie na wylot. Zmierzył mnie wzrokiem, po
czym ledwo zauważalnie zwilżył wargi. – Jak idzie ci praca? – odezwał się po
chwili.
- Radzę sobie… a jak Tokio Hotel?
- Dajemy radę. Udało mi się na
trochę wyrwać ze studia – westchnął. – Gdyby chłopaki wiedzieli, że teraz wiozę
fotoreporterkę w swoim samochodzie, zagrożony kolejnymi plotkami i spekulacjami
na nasz temat, chyba by mnie zatłukli. – Zaśmiał się pod nosem, a jego wzrok
znów ściągnęło w moją stronę. – Ale to chyba nic złego, raz na jakiś czas
zachować trochę normalności, nie sądzisz? Na przykład podwieźć dziewczynę do
domu.
- Każdemu jest to potrzebne. Tak
bardzo sława daje ci w kość?
- Czasami naprawdę nie mogę już tego
znieść. Ale kocham to, co robię i muzykę.
Rozchmurzył się, a jego usta wygięły
się w lekkim uśmiechu. Jechaliśmy przez chwilę w milczeniu, kiedy widząc
kamienicę i okna swojego mieszkanka na pierwszym piętrze, odezwałam się.
- To tutaj, możesz się zatrzymać.
Podjechał tam, gdzie mu wskazałam i
spojrzał w moją stronę.
- Przepraszam, że zabrałam ci czas.
– W moich rękach znienacka pojawił się róg bluzki, który teraz miętosiłam. W
mojej głowie trwała bitwa. Może powinnam mu się odwdzięczyć i zaprosić go na
górę? Ale to gwiazda! A ja mam taki bałagan, że chyba spalę się ze wstydu. W
dodatku… jak ja mam z nim rozmawiać? Może traktuje mnie… jak, jak… nie wiem co!
Choć… wydaje się być zwykłym chłopakiem, który ma po dziurki w nosie szumu
wokół siebie.
- To żaden problem. – Jego wzrok
znów mnie przeniknął, a ja przełknęłam głośno ślinę, kiedy przeszedł mnie
dreszcz emocji. – Cieszę się, że mogłem cię znów spotkać. – Uśmiechnął się, po
czym minimalnie przesunął się w moją stronę na siedzeniu.
- Chyba powinnam już iść – ocknęłam
się. Zaczęłam niezgrabnie zbierać się do wyjścia. Kiedy moje stopy dotknęły już
chodnika, odwróciłam się i wciąż nieśmiało odezwałam. – Jeśli byś chciał, to
możesz wejść na kawę. Tylko nie wiem, czy taka dawka normalności cię nie
przytłoczy – wymsknęło mi się, zanim zdążyłam się powstrzymać. Popatrzył na
mnie rozbawionym wzrokiem.
- Teraz chyba muszę wrócić w szpony
mojego brata, który uparł się na nagrywanie nowego materiału. Ale chętnie
wpadnę jutro, co ty na to?
Spojrzałam na niego zdziwiona,
mrużąc lekko oczy. Czy mi się przesłyszało? Energicznie pokiwałam głową,
oniemiała jego propozycją. Przyglądając się jego zadowolonej twarzy,
uśmiechnęłam się jednak serdecznie i wyszłam z samochodu.
- Będę wieczorem – dodał, kiedy
spojrzałam na niego ponownie.
- Do zobaczenia.
Zamknęłam drzwi, patrząc jak powoli
odjeżdża spod kamienicy. Wąska uliczka wydawała się jakby za mała, żeby
pomieścić to duże i eleganckie auto. Zapatrzyłam się przez chwilę przed siebie.
Kiedy tylko ocknęłam się z zamyślenia, wypuściłam ze świstem powietrzem. Jest
tak czarującym chłopakiem, że już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
Gdy tylko weszłam do mieszkania,
wcześniej prawie zabijając się w progu, zabrałam się za sprzątanie. Rozpoczęłam
od małego saloniku, następnie przeszłam do kuchni, łazienki i swojej sypialni.
Uwinęłam się niezwykle szybko, po czym usiadłam przed telewizorem.
Nie mogłam wyobrazić sobie Toma
Kaulitza w moim mieszkaniu, w tej starej kamienicy. Nie wiedziałam właściwie,
co dzieje się z moim życiem. Wszystko nagle przewracało się do góry nogami.
Dostałam pracę, rozstałam się z chłopakiem, poznałam gwiazdę Tokio Hotel.
Czułam się jakbym była na jakiejś karuzeli, która nie chce się zatrzymać, a w
mojej głowie wszystko zaczyna szumieć i wirować. Wszystko to wydawało się takie
nierealne. Ciągle wyobrażałam sobie, że nadal jestem z Davinem i nic się nie
zmieniło. Podobno nie można wchodzić do tej samej rzeki dwa razy, w takim razie
nie powinnam zawracać sobie nim głowy. On już nie widzi nikogo poza tą swoją
Nicky.
Z kim ja się zadawałam? Westchnęłam,
zastanawiając się nad tym wszystkim.
Odruchowo złapałam komórkę, która
nagle się rozdzwoniła.
- Słucham? – rzuciłam, nie
spoglądając na wyświetlacz.
- Jasmi? – Znajomy głos odezwał się,
a moje serce zabiło gwałtownie.
- Davin? – odezwałam się, czując jak
moje gardło zasycha z nerwów, a usta uchylają się w zdziwieniu.
- Jasmin, musimy pogadać. Musisz do
mnie wrócić, ja żałuję! – Jego głos wydawał się inny niż zazwyczaj.
- Ty piłeś – odezwałam się oburzona.
- Piłem z tęsknoty – stwierdził
rozpaczliwie, a ja zamarłam.
- Davin, nie dzwoń do mnie, nie mamy
już o czym rozmawiać. Temat jest skończony – drżący głos wydobył się z mojej
krtani. Nacisnęłam szybko czerwoną słuchawkę i odrzuciłam komórkę w kąt, jak
gdyby mnie poparzyła. Przymknęłam powieki i westchnęłam cicho.
To ta karuzela wydarzeń, która nigdy
nie ustaje. W naszym życiu ciągle coś się dzieje i nie mamy na to wpływu.
Czasami karuzela zwalnia, tak, że w nasze życie wdaje się rutyna. Innym razem
ktoś podkręca prędkość, a my trzymamy się rękoma i nogami, aby z niej nie spaść
i utrzymać się w całości.
Oplotłam kolana rękoma, wbijając się
mocniej między poduszki. Czy dobrze zrobiłam? Popatrzyłam jeszcze raz na
komórkę. Może jednak powinnam oddzwonić i wszystko wyjaśnić? Złapałam ją w dłoń
i szybko wybierając numer przyłożyłam ją do ucha.
- Melody? – spytałam, gdy tylko
przyjemny głos odezwał się po drugiej stronie. – Dawno nie gadałyśmy. – Pociągnęłam
nosem, gdy po moim policzku potoczyła się samotna, zagubiona łza.
*
Luzackim krokiem wszedł do studia.
Dobrze wiedział, że się spóźnił, ale postanowił zachować pozory niewiedzy.
Zręcznie przekręcił klucz w zamku - tak jak zawsze zamknęli drzwi. Wszedł
najciszej, jak tylko potrafił. Dziecinnie wierzył w to, że uda mu się zakraść i
twierdzić, że już dawno znajdował się w środku. Przeszedł kilka kroków,
rzucając klucze na pobliski stolik, ups… miało być cicho. Głośny szczęk metalu
potoczył się po ciemnym pomieszczeniu. Odrobina światła sączyła się z
pomieszczenia dalej, gdzie znajdowała się sala nagrań. To właśnie tam
wprowadzali swoje muzyczne pomysły w życie, podczas gdy właśnie tutaj,
popijając colę, relaksowali się często przed ciężka pracą.
- Spóźniłeś się!
Groźny głos jego brata potoczył się
echem, odbijając się od nieoświetlonych ścian, na których wisiały ich złote i
platynowe płyty. Zaśmiał się pod nosem identyfikując ten władczy głos ze swoim
bliźniakiem.
Zmierzył go wzrokiem i zauważył
związane w kitkę półdługie, czarne włosy. Na jego twarzy nie było ani grama
makijażu, a przynajmniej na pierwszy rzut oka. Tom wiedział, że zawsze przed
wyjściem, Bill pakuje na siebie choć odrobinę pudru, aby ukryć świecącą się
skórę. Jego brat w domowym i studyjnym wydaniu wyglądał zupełnie inaczej niż na
scenie lub w świetle reflektorów. Tam, przywdziewał kombinezony, stroje, które
niekiedy przypominały damskie futra i tonę błyskotek, wesoło połyskujących na
palcach, twarzy i dekolcie. Dodatkowo lubił swoje włosy umodelować w
najbardziej wymyślny sposób, każdy, na jaki akurat miał ochotę. Jednak Bill,
tak jak większość ludzi był trochę też leniem, więc nie zawsze miał ochotę na takie
wymyślne kreacje.
Byli jednak z bratem
przeciwieństwami. Być może w ostatnim czasie bardziej wydorośleli i przestali
bawić się w najdziwniejsze udziwnienia ich strojów i podkreślenie ich wzajemnej
odmienności. Teraz dojrzeli już do swojego stylu i czasami można było
powiedzieć, że wyglądają zwyczajnie, wręcz podobnie do siebie. Tom zazwyczaj
wkładał wygodne dżinsy i koszulki, bluzy lub długie swetry. Na głowę zakładał
bandanę, czapkę lub swoje czarne warkoczyki pozostawiał luzem, aby swobodnie
rozsypały się po ramionach. W jego wardze widniał jeden, pojedynczy kolczyk i wcale
nie zamierzał robić ich więcej. W przeciwieństwie do Billa.
- Panikujesz. Nie spóźniłem się tak
dużo – prychnął w odpowiedzi na groźną uwagę brata.
Groźną? Pff… przecież to on, Tom,
był tym pewnym siebie bliźniakiem. No dobra, trochę przesadzał, w końcu Bill
też miał swój charakterek. Może dlatego podczas ich kłótni, wszyscy woleli
znaleźć się w innym pomieszczeniu i jak najszybciej uciekać. Teraz jednak słowo
‘spóźnienie’ przywoływało mu obraz uroczej brunetki, która lekko zarumieniona i
speszona wydostawała się z jego dużego samochodu. Uśmiechnął się sam do siebie.
Dobrze, że w tej ciemności Bill nie mógł tego dostrzec.
Do jego uszów doleciały odgłosy
śmiechu w sąsiednim pomieszczeniu. Czyli był ostatni, no tak, spodziewał się
tego już w momencie, gdy zaproponował Jas, że ją podwiezie i warto było. Tak,
przyznał sam przed sobą. Ciągle wyczekiwał ich kolejnego spotkania.
- Och… no chodź! – Zniecierpliwiony
bliźniak odezwał się w końcu, podczas gdy wcześniej z założonymi na piersiach
rękoma wpatrywał się w brata. – Zobaczysz, co nowego mamy!
Pełen
euforii głos wydobył się z jego krtani. Oboje kochali tę pracę, ale obojgu
dawała się ona nieźle we znaki. Nie chcąc już nadwyrężać cierpliwości
czarnowłosego, przeszedł za nim do sali, aby oddać się tworzeniu ich siły -
muzyki.
*
- Wałkujemy to już godzinę.
Zmartwionym wzrokiem popatrzyła na
moje policzki, na których widoczne były zaschnięte, słone krople. W odpowiedzi
pociągnęłam lekko nosem i znów dmuchnęłam w chusteczkę.
- Zawsze mówiłam, że Davin nie jest
dla ciebie. Nie chcę stać na drodze do waszego szczęścia, ale on znów cię
skrzywdzi. Jeśli mu na tobie zależy, to dlaczego potraktował cię jak pierwszą
lepszą? Nicky mu się znudziła, to teraz chce do ciebie wrócić, za jakiś czas
znów znajdzie sobie kolejną, a ciebie zostawi.
Powtórzyła cierpliwie, podsuwając mi
pod nos gorącą herbatę. Miałam już dość takich tekstów i myślałam, że wybuchnę
od ich nadmiaru. Z drugiej zaś strony przyznawałam jej rację. Popatrzyłam na
nią, przypominając sobie, jak długo tłumaczyła mi to, że mam dać sobie z nim
spokój. Ciągle nie potrafiłam tego planu wcielić w życie.
- Wiem – mruknęłam niezbyt pewnie.
Upiłam łyk, nie spuszczając z niej oczu. – Dlatego nie dałam mu szansy, żeby
powiedział cokolwiek jeszcze – dodałam po chwili.
- I bardzo dobrze, z takimi jak on
sprawę trzeba stawiać jasno. Zdradził cię, rzucił cię, niech teraz żałuje –
powiedziała z bojowym nastawieniem. Jej oczy wyrażały zdenerwowanie i coś mi
mówiło, że jeśli Davin stanie jej na drodze, to nie potraktuje go miło.
- Dzięki, Melody. – Uśmiechnęłam się
znad szklanki z ciepłym napojem. – Zjawiasz się wtedy, kiedy potrzeba.
- Od tego jestem. – Zaśmiała się, a
ja razem z nią.
Wyjrzałam przez okno, patrząc na
latarnie, rozświetloną na tle granatowego nieba.
- Nie uwierzysz, ale jutro mam
spotkanie. – Uśmiechnęłam się pod nosem, zmieniając temat. Melody od razu się
ożywiła.
- Nowy chłopak? – Charakterystycznie
poruszyła brwiami.
- No coś ty – zaśmiałam się,
uprzedzając jej domysły. – To zwykłe spotkanie, w celu odczucia normalności.
Przypomniałam sobie słowa Toma,
utrzymując ją w niepewności. Uśmiechnęłam się szeroko zerkając na jej ciekawską
minę. Zupełnie zdezorientowana patrzyła na mnie zadziornie.
- Gadaj.
- To tylko spotkanie – palnęłam od
razu. Co by powiedziała, gdyby wiedziała, że to Tom? Cóż… padłaby z wrażenia. –
Z Tomem Kaulitz. – Nie mogłam tego nie dodać. Po chwili uświadomiłam sobie jak
śmiesznie i nierealnie to wszystko brzmi. Wzruszyłam ramionami.
- Robisz sobie jaja. – Szturchnęła
mnie w bok. – Eej! – Zaplotła ręce na piersiach i popatrzyła na mnie oburzonym
wzrokiem. – Mi możesz powiedzieć!
- Poznałam go na gali MTV. Ale może
to i lepiej, że nie wierzysz? Sama nie bardzo rozumiem, jak to się stało –
wytłumaczyłam i rozłożyłam bezradnie ręce.
- Zrób mu zdjęcie, to uwierzę –
burknęła, wciąż patrząc na mnie niedowierzająco.
- Zobaczymy.
Siedziała ciągle z założonymi
rękoma, wlepiając we mnie wzrok.
- Melody! No co ty… - Dałam jej
sójkę w bok.
- Dziewczyno! Ale ty masz branie!
Jedna fucha i już podrywasz idoli nastolatek! Jak ty to robisz? – wybuchła. –
Uch… mogłabyś mi załatwić jakiegoś Brada Pitta na jeden wieczór. Na pewno bym
ten wieczór dobrze wykorzystała! – Uśmiechnęła się szatańsko, a ja roześmiałam
się patrząc na jej rozmarzona twarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz