Umowa podpisana, pierwsze zadanie
wykonane praaaawie dobrze. Prawie, bo wpadłam na czerwony dywan, prosto pod
nogi jednej z superprzystojnych gwiazd, zaliczając jednocześnie glebę. Później
miałam wtopę na after party, gdzie rozwinęłam znajomość z tą właśnie gwiazdką,
kosztem tego, że nie mogłam wyciągnąć swojego aparatu, w celu wykonania
ciekawych ujęć zgromadzonych tam gości. Zadanie wykonane było jednak pod tym
względem, że miałam zdjęcia, które wystarczająco usatysfakcjonowały ciotkę. Cóż
mogę powiedzieć? Tylko po tym jednym wieczorze, zdążyłam przekonać się, że to
wcale nie jest łatwy zawód. Poza tym moja praca nie polegała tylko na
fotografowaniu. Oprócz tego musiałam zajmować się także obróbką zdjęć, a tym
samym musiałam opanować obsługę różnych programów graficznych. Ciocia zadbała o
wszystko, także o to żebym się nie nudziła i co najważniejsze żebym się nie
leniła. Bez obaw. Ta praca jest mi cholernie potrzebna. Już dawno odciążyłam
finansowo rodziców, a co za tym idzie muszę na siebie zarabiać, choć wciąż jest
ciężko. Moje małe mieszkanko jest w opłakanym stanie, ale uwielbiam je. To moje
miejsce w Berlinie, do którego zdążyłam się już bardzo przywiązać.
Wracając do pracy: brnęłam w ten
świat coraz głębiej i teraz już wiedziałam, że byłam totalnym żółtodziobem. Gdy
tylko po podpisaniu umowy z ciotką, wyszłam z jej gabinetu, od razu napotkałam
ironiczne spojrzenia moich nowych kolegów i jedno pobłażliwe, należące do Margo
Luft. Powiem szczerze, że przeraziła mnie perspektywa pracy z tymi ludźmi. Ich
ironiczne uśmieszki prześladowały mnie w drodze do mojego stanowiska pracy. Gdy
tylko usiadłam przy biurku, które było wyznaczone mi przez ciotkę, ogarnęłam
okolicę przelotnym spojrzeniem. Przyjrzałam się bliżej komputerowi, dużemu
monitorowi, szufladkom i jednej z szafek. Wszystko było do mojej dyspozycji. W
pojemniczku stojącym na biurku dostrzegłam kabelki pod różnego rodzaju aparaty,
a także przenośny dysk. Wypuściłam ze świstem powietrze. Zauważyłam, że agencja
ciotki miała niezłe obroty, skoro stać ją było na takie wyposażenie dla
zwykłego pracownika.
Westchnęłam cicho, ukradkowo
spoglądając na moich nowych kolegów. Na razie było ich tylko dwóch i ta
blondynka, która jak powiedziała mi ciotka, nazywała się Margo. Było wcześnie,
może dlatego nie widziałam tutaj żadnych innych osób. Szybko jednak przestałam
się nad tym zastanawiać, kiedy dostrzegłam, jak ci dwaj wspomniani wcześniej
mężczyźni znów zerkają na mnie z wielkimi uśmiechami na twarzach. Śmiali się ze
mnie! Przecież jeszcze nic nie zdążyłam zrobić!
Zarzuciłam długie włosy do tyłu i
podniosłam się z siedzenia. Wyprostowałam się, mocno ściągając łopatki i wypychając
do przodu biust. Podeszłam do nich pewnym krokiem. Dopiero wtedy mogłam
przyjrzeć się dokładniej ich twarzom i zauważyć, że są trochę ode mnie starsi. Byli
przeciętni, nic nie wyróżniało ich z tłumu typowych, młodych Niemców. Mogli
mieć jakieś trzydzieści lat, jednak z tego co widziałam, całkowicie zachowywali
swoje nastoletnie usposobienie. Kiedy stanęłam przed nimi i założyłam ręce na
biodra, zwrócili na mnie ponownie uwagę. Ich głowy powolnie obróciły się w moją
stronę.
- Ehem… - odezwałam się. – O co wam
chodzi?
Wyrzuciłam to z siebie, czując jak moja
złość powoli narasta. Miałam nadzieję, iż nie przeszkadza im, że tak od razu
przechodzę na ‘ty’. Obaj zaśmiali się ponownie.
- Musisz się jeszcze wiele
dowiedzieć – wtrącił jeden z nich, jakby to wszystko wyjaśniało.
- Może wy mi w tym pomożecie? –
zasugerowałam delikatnie, bo ta niewiedza doprowadzała mnie już do szału.
Zaczęłam nerwowo zagarniać włosy za ucho, jakby bojąc się, że mam na twarzy coś
odbiegającego od normy, co może wywoływać ich dziwne zachowanie. Nic jednak o
tym nie świadczyło.
- Bo widzisz – zaczął drugi. – Praca
paparazzo to nie tylko zwykły zawód, to powołanie!
Popatrzyłam na niego krzywo, jednak
na moje usta powoli wymykał się nikły uśmieszek. Traktowali fotografię jak
jakieś bóstwo, mimo, że sami zdjęć nigdy nie robili - tego też zdążyłam się już
dowiedzieć.
- Mnie nie musisz tego mówić, bo
kocham robić zdjęcia. Nie bez powodu tutaj jestem – obruszyłam się, zakładając
ręce na piersi.
- Ale widzisz – rozpoczął rzeczowym
tonem. - Tutaj liczą się tylko najlepsi, a dobry paparazzo nie ma żadnych
skrupułów. Ty poległaś już w pierwszym dniu. Szczerze to aż przykro mi to mówić.
– Westchnął teatralnie, a ja tylko przymrużyłam oczy, szukając ratunku u
drugiego z nich.
O co tu właściwie chodzi?! Czyżby
to, że wpadłam na ten cholerny dywan niosło ze sobą konsekwencje? Każdemu może
przytrafić się wpadka, szczególnie, że było to moje pierwsze zadanie!
- Wiem, że te zdjęcia już pewnie
dotarły do wszystkich, no ale każdemu mogło się zdarzyć!
Westchnęłam i zdezorientowana
odwróciłam się od nich. Po chwili jednak usłyszałam koło siebie delikatny
kobiecy głos.
- W ten sposób, chcą ci
zakomunikować, że jesteś skończona jako paparazzo.
Moje mięśnie zesztywniały.
Spiorunowałam wzrokiem Margo, która mimo wszystko uśmiechnęła się do mnie
delikatnie.
- Chodzi o stary przesąd. W tej
branży panuje przekonanie, że paparazzo, który da się sfotografować w czasie
pracy, długo nie pociągnie w tym zawodzie. Coś w tym jest, w końcu tylko
najlepsi robią zdjęcia, będąc niezauważalnymi.
Zmroziło mnie. Przesąd?! O to im
chodzi?! Przesąd?! Dobrze, że ciotka nie jest przesądna, inaczej nigdy nie
dostałabym tej pracy. I ja się dziwiłam, że patrzą na mnie z ironią? Mam
nadzieję, że wszyscy szybko o tym zapomną! Nie ma mowy, żebym straciła tą
pracę! Już ja im pokażę…
- Ale nie przejmuj się. – Ciepła
dłoń dziewczyny przesunęła się po moim ramieniu, a ja obudziłam się z
zamyślenia i szoku, jaki we mnie wywołała. – To tylko takie gadanie – dodała,
chcąc podnieść mnie na duchu, ja jednak wiedziałam, że święcie w to wszystko
wierzy. Tak jak i wszyscy ludzie stąd!
- Taaa… - mruknęłam tylko, chcąc jak
najszybciej stąd zniknąć i wyrobić sobie u wszystkich lepsze zdanie.
- Pani Baade kazała ci przekazać, że
krążą plotki o Nenie, która wieczorem ma zawitać w domu Georga Listinga. Masz
to sprawdzić. To nie powinno być trudne. – Uśmiechnęła się do mnie
pokrzepiająco, a ja na nowo odżyłam. Na to właśnie czekałam!
*
Zaraz po pracy, gdy tylko wpadłam do
domu, rozwaliłam się na kanapie. Westchnęłam ciężko wyciągając z tylnej
kieszeni spodni małe zdjęcie. Popatrzyłam na twarz tego drania i przełknęłam
ciężko ślinę, przez ściśnięte gardło. Nie rozklejałam się, po prostu jego
wspomnienie wywoływało we mnie ból. Powinnam przestać się tak zachowywać, to
nie jest normalne! Jak oparzona, szybko rzuciłam fotografię na podłogę. Starannie
postawiłam swoje nogi obok niej, bo mimo wszystko nie chciałam jej nadepnąć.
Kiedy zostawałam sama w domu, bez
szumu ludzi naokoło, szara rzeczywistość do mnie powracała. Nie miałam go już
obok, żeby przytulić się i wypłakać w męskie ramię. Teraz to on mnie zranił i
nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Ukryłam twarz w dłonie. Dlatego właśnie
musiałam coś robić, musiałam ciągle być zajęta, żeby odciążyć moje myśli od
tych najbardziej bolesnych wspomnień. Wstałam gwałtownie, zmierzając w kierunku
kuchni. Kiedy zerknęłam na zegarek okazało się, że jest punkt szesnasta.
Zręcznie złapałam za ściereczkę i zaczęłam wycierać wszystko po kolei. Gdy
tylko skończyłam, zabrałam się za szorowanie innych powierzchni kuchni, a zaraz
po tym odkurzyłam całe mieszkanie i powycierałam wszystkie kurze. Wyczerpana
stanęłam na środku salonu i popatrzyłam dookoła siebie. Byłam teraz sama. Choć
miałam przyjaciół i rodzinę, brakowało tutaj tego kogoś. Davin dawał mi
poczucie stabilności, co wydaje się głupie, bo w efekcie końcowym mnie
zdradził. Westchnęłam głęboko. Przysiadłam ponownie na kanapie, zerkając na
ściany. Nie zdążyłam jednak złapać oddechu, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Podeszłam do nich, poprawiając włosy, które spadały na każdy skrawek mojej
twarzy. Trzeba przyznać, że nie wyglądałam zbyt dobrze.
- Tak, pani Grosse? – spytałam
uprzejmie, widząc moją sąsiadkę z dołu, spoglądającą na mnie zza okularów
powiększających jej oczy. Przez moją głowę zaczynały już przelatywać uroki i
zaklęcia, mające na celu usunięcie jej sprzed moich drzwi. Nic jednak nie
zadziałało i pani Grosse zagrzmiała.
- Pomogłabyś mi dziecko, pomogłabyś!
Rzuciła z wyrzutem, mierząc mnie
wzrokiem.
- Zawsze wydawałaś się być rozsądną
dziewczyną, zapuszczasz się kochana! – zbeształa mnie. Chyba chciałaby, żebym
czytała jej w myślach i kiedy tylko o tym pomyśli, zjawiała się w jej drzwiach.
Prychnęłam zmęczona, jednak posłusznie spytałam.
- Co pani potrzebuje?
- Co potrzebuję?! – zająknęła się
chwilowo, mlaskając wąskimi ustami. – Moje zakupy są zostawione w sklepie na
rogu, za ciężkie, żebym je sama przyniosła.
Wreszcie zdradziła mi, po co tak
właściwie mnie potrzebuje. Spojrzałam na nią z góry. Była tak mała, że nawet ja
ją przewyższałam.
- Zaraz je pani przyniosę, niech
pani poczeka w domu – uspokoiłam ją. Dobrze, że nie męczyła mnie często, bo
robiłabym chyba za darmową pielęgniarkę. Mimo wszystko pani Grosse radziła
sobie całkiem dobrze. Jej cięty język już nie jednego ustawił do pionu.
Szybko ubierając lekki płaszczyk,
opuściłam mieszkanie. Nie powiem… zestresowałam się trochę. Sprzątanie zajęło
mi sporo czasu, teraz jeszcze rundka do sklepu po zakupy, a później wycieczka
pod dom Listinga. Stresowałam się, bo miałam mało czasu. Musiałam jeszcze
spakować potrzebne rzeczy, takie jak na przykład latarka, aparat i poważnie
zastanawiałam się nad jakaś małą drabinką. W końcu może mieć pod domem wysoki mur,
a ja jestem niska. Szybkim krokiem dotarłam do spożywczaka, a jeszcze szybciej
z niego wróciłam. Ciągle ciekawiło mnie, po co jednej osobie aż tyle zakupów?
Przecież jej to starczy na dwa tygodnie. Czułam, jak ramiona torby wżynają się
w moje dłonie. Kiedy tylko dotarłam pod drzwi mojej sąsiadki, pozwoliłam sobie
wejść bez pukania. Przywitałam się szybko, zostawiłam torby i prawie biegiem
udałam się na górę, do siebie.
Czterdzieści minut później byłam już
pod właściwym adresem. Nabrałam do płuc powietrza i rozejrzałam się dookoła.
Liczyłam na mur, a przed sobą ujrzałam wielki żywopłot. Nie zmartwiłam się tym
jednak bardzo, ponieważ miałam ze sobą podręczny stołeczek! Taki rozkładany, na
którym można sobie stanąć. Wiem, wiem, że jestem pomysłowa. A teraz trzeba
tylko poczekać na Nenę i porobić zdjęcia. Tak, to będzie łatwe. Wyciągnęłam
więc mój nowy aparat fotograficzny, założyłam właściwy obiektyw, włączyłam go i
usiadłam nieopodal bramy wjazdowej na skromną (jak na gwiazdę) posesję.
Siedziałam, czekałam, siedziałam,
czekałam. Spoglądałam na zegarek, odmierzając czas, który spędziłam w
oczekiwaniu. Mój tyłek już prawie przyrósł do ziemi i nie miałam wcale ochoty
się podnosić, jednak nagle dostrzegłam światła jakiegoś samochodu, który
skręcił w tą stronę. Momentalnie podskoczyłam zadowolona tym, co widzę. Moje
pierwsze podglądanie gwiazdy, czas zacząć! Schowałam się za jakimś drzewem.
Gdy samochód był już blisko,
zrobiłam pierwsze zdjęcia. Nie miałam jednak czasu, by je oglądać. Tutaj mógł
się szykować romans! Chciałam zajrzeć przez bramę, jednak od tej strony nie
było nic widać. Deptałam zadbaną, jak na tę porę roku, trawę, ale nie
przejmowałam się tym. Bardziej byłam zajęta przemieszczaniem się szybko w
kierunku północnym, a później zachodnim, ciągle taszcząc za sobą ciężki
futerał, w którym znajdował się stołeczek. Może nie był on najlepszym pomysłem,
jednak zawsze lepsze to niż mała drabina! W każdym razie rozstawiłam go
zręcznie i wskoczyłam na niego. Okazało się jednak, że wciąż jestem za niska.
Ugięłam się więc na nogach i zakołysałam, chcąc sprawdzić jak stabilnie stoi
mój stołeczek. Uf, jest dobrze, więc… siup! Podskoczyłam
jak szalona, chcąc choć trochę dojrzeć, co dzieje się za szczelnym, roślinnym
murem i z hukiem spadłam na ziemię. Jęknęłam przeciągle, a po chwili zatkałam
sobie usta dłonią, orientując się, że mogli mnie przecież usłyszeć.
- To jest śmieszne, Jasmine -
powiedziałam do siebie i zebrałam się z trawnika.
Znów stanęłam na rozkładanym
stołeczku. Chwyciłam pewnie aparat w dłonie i podniosłam go najwyżej, jak
mogłam. Zaczęłam pstrykać zdjęcia na oślep. Miałam nadzieje, że dzięki swojej
intuicji uda mi się uchwycić dobry moment. Wyciągnęłam się jeszcze bardziej.
Jeszcze chociaż jedno zdjęcie… Stanęłam zbyt bardzo na skraju stołka. Poczułam,
że tracę równowagę i aż przeszył mnie zimny dreszcz, gdy stołeczek wymsknął się
spod moich nóg. Zleciałam prosto w ostre i kłujące krzaki. Zamknęłam gwałtownie
oczy, czując jak twarde gałązki wbijają się w całe moje ciało. Kiedy poczułam,
że dalej już nie upadnę, gdyż zatrzymałam się na gęstych gałązkach, westchnęłam
głęboko.
- Dosyć tego – warknęłam pod nosem.
Wyplątałam się z diabelskich sideł i otrzepałam się z paprochów. To chyba nie
jest dla mnie! Miałam im udowodnić, że się mylą, co do mojego powołania, ale to
po prostu trudne!
Tupnęłam w ziemię jak małe dziecko.
Zabrałam ze sobą wszystko to, co miałam i udałam się na autobus. O ironio, jako
profesjonalista, powinnam mieć też super samochód z przyciemnianymi szybami.
Niestety prawda jest taka, że nie stać mnie, a mój gruchot już do końca
wyzionął ducha!
W drodze do domu, od razu
wyciągnęłam swój sprzęt. Włączyłam aparat i bardzo ciekawa zabrałam się za
przeglądanie zdjęć. O taaak… na pewno coś mam, więc to niemożliwe, żebym
wróciła z pustymi rękoma! Szybko jednak moja mina zrzedła. Zerknęłam zza
przymrużonych oczu na wyświetlacz. Georg Listing i Gustav Schlafer?! Gustav
Schlafer w samochodzie, Gustav Schlafer na chodniku, przed wejściem do domu
przyjaciela. Czyżby to było przyjacielskie spotkanie?! To miał być przecież
romans!
*
- Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę
ich! Nienawidzę i nie znoszę paparazzi! – Obserwował jak jego młodszy brat
bliźniak szarpie się za swoje czarne włosy. Uśmiechał się tylko subtelnie pod
nosem. Gdyby tylko wiedział, jakie on sam ma plany, chyba przykułby go
kajdankami do najbliższego drążka, albo nawet do samego siebie.
- Jak można tak zatruwać innym
życie? To pasożytnictwo! – wściekał się. Miał powód, ale taka jest ich praca, w
końcu za coś muszą żyć. Zawsze jednak uważał, że zarabiać mogą w inny sposób,
nie kosztem innych.
- Wybrałeś sobie takie życie, to
teraz masz. – Wytknął mu język, nie zmieniając swojej półleżącej pozycji.
- Tom, nie rozśmieszaj mnie. – Bill
zerknął na niego krzywo, jednak po chwili przypatrzył się mu dłużej badawczym
wzrokiem, marszcząc czoło. – Uderzyłeś się ostatnio w głowę? – podsunął, na co
jego bliźniak wybuchł śmiechem.
- Dobrze wiedzieliśmy, że jeśli nam się
uda, to tak będzie. – Tom po chwili spoważniał i odpowiedział szczerze.
- Nie myślałem wtedy o tym! Nie
chciałem, o tym myśleć także dzisiaj, kiedy nagle jakaś glizda wyskoczyła z tym
swoim fleszem i zrobiła zdjęcie mi i Nathalie! Znów będą wypisywać, że mamy
romans – jęknął przeciągle.
- Zawsze możesz je wykupić – wtrącił
Tom, szczerze współczując swojemu bratu. Ciągle miał jednak wrażenie, że
ostatnio trochę wyolbrzymiał problem paparazzi.
- I tak będą kopie…
- Zawsze jest większa szansa, że
nie.
Popatrzyli na siebie uważnie, a Bill
pokiwał głową, zgadzając się z bliźniakiem.
- Chyba tak zrobię.
Wyszedł z pokoju, klnąc pod nosem.
Tom śledził wzrokiem każdy jego ruch. Czuł się dziwnie ze świadomością, że chce
przed swoim bratem coś zataić. Nigdy tego nie robił, poza tym trudno było im
coś ukryć. Znali się na wylot, zawsze widzieli, czy coś jest nie tak. To co
planował chciał jednak na razie zachować dla siebie. We wspomnieniach ciągle
odtwarzał jej duże, głębokie, zielone oczy i kasztanowe włosy, opływające
delikatną twarz. Tylko w myślach, mógł się zastanawiać, jak Jasmine zareaguje
na jego ponowny widok. A tak, miał zamiar znów przyjrzeć się jej zaskoczonej,
pełnej uroku twarzy. Nie wytrzymałby, gdyby tego nie zrobił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz