Pamiętaj, że wszelka treść bloga oraz szablon stworzone są przeze mnie i objęte są prawem autorskim. Zdjęcie użyte w szablonie pochodzi z deviantart.com.
• 12.08.15 •

Reniferowa, nowy odcinek specjalnie dla ciebie :)


16 sierpnia 2012

• 31. Zielony, a nie czerwony


            Chyba jeszcze nigdy tak się nie stresowałam. Mój żołądek ściskał się ze zdenerwowania, a dłonie pociły się. Delikatnie poprawiałam włosy, ułożone w wykwintne fale. Moja grzywka była tak prosta jak jeszcze nigdy. Żaden włos nie odstawał w nieprawidłową stronę, wszystko było tak, jak być powinno. Na swojej twarzy czułam lekkie rumieńce, które pojawiły się wraz z podwyższonym ciśnieniem, które odczuwało moje ciało. Skutecznie ukrywane były pod warstwą podkładu i pudru. Przejrzałam się jeszcze raz w ciemnej szybie, chwytając swoje słabo widoczne spojrzenie. Zielone oczy otoczone były firanką pomalowanych, czarnych rzęs. Moje uwagi dotyczące wyglądu na szczęście zostały wzięte pod uwagę przez przedstawionych mi stylistów, dzięki czemu nie wyglądałam jak lalka Barbie, z którą ktoś robił to, co chciał. Pomimo makijażu wyglądałam względnie naturalnie, a styliści tylko podkreślili moją twarz i oczy. Westchnęłam ciężko, czując jak moja sukienka opina się w okolicy biustu. Była dopasowana, jednak wraz z długością nabierała więcej lekkości i puszystości. Położyłam dłoń na kolanie, gładząc miękki materiał. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio wyglądałam tak ładnie, elegancko i dostojnie. To nie była moja bajka, to była bajka Toma, jednak z pełną świadomością do niej wkroczyłam.
            Jeszcze raz zerknęłam w stronę przyciemnionej szyby i zauważyłam błysk fleszy. Wystraszonym wzrokiem omiotłam wnętrze samochodu. To było dla mnie dziwne doświadczenie. Powoli stawałam się ofiarą, za którą sama powinnam biegać z aparatem. Wystawiałam się przed tych ludzi gotowa, aby lwy chwyciły mnie w swoje paszcze! Poza tym… nie to, żebym była płytka, jednak… pamiętacie ten stary przesąd, nie?

            Czyżby to, że wpadłam na ten cholerny dywan niosło ze sobą konsekwencje? Każdemu może przytrafić się wpadka, szczególnie, że było to moje pierwsze zadanie!
            - Wiem, że te zdjęcia już pewnie dotarły do wszystkich, no ale każdemu mogło się zdarzyć!
            Westchnęłam i zdezorientowana odwróciłam się od nich. Po chwili jednak usłyszałam koło siebie delikatny kobiecy głos.
            - W ten sposób, chcą ci zakomunikować, że jesteś skończona jako paparazzo.
            Moje mięśnie zesztywniały. Spiorunowałam wzrokiem Margo, która mimo wszystko uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
            - Chodzi o stary przesąd. W tej branży panuje przekonanie, że paparazzo, który da się sfotografować w czasie pracy, długo nie pociągnie w tym zawodzie. Coś w tym jest, w końcu tylko najlepsi robią zdjęcia, będąc niezauważalnymi.
            Zmroziło mnie.

            No właśnie. Nigdy nie zapomniałam tego, co niósł za sobą przesąd. Ja i… porażka?! Nie, nie, nie…
            Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu wyjścia z tej sytuacji i z tego samochodu. Moja głowa poruszała się niespokojnie, a wszystkie mięśnie spięły się w zdenerwowaniu. Zaczerpnęłam głośno powietrza, zaciskając mocno wargi, kiedy ramię Toma oplotło mnie w talii. Przyciągnął mnie delikatnie bliżej siebie, nie chcąc zepsuć mojego wystrzałowego wyglądu. Po chwili poczułam jego ciepły oddech na policzku i wargi skradające się w kierunku ust.
            - Wyglądasz zjawiskowo – szepnął zmysłowym głosem, a ja spojrzałam na niego jakby wyrwana z transu. Mój wyraz twarzy musiał odbijać wszystko to, co działo się w mojej głowie, bo oczy Toma z powagą zastygły w skupieniu. Po chwili uśmiechnął się uspokajająco.
            - Trzymaj mnie ciągle za rękę, to nic wielkiego. – Splótł swoje palce z moimi, a ja pokiwałam głową na zgodę.
            W jeden chwili zapomniałam o wielkich planach ucieczki, wybiciu okna lub wskoczeniu na fotel kierowcy, udając, że jestem tylko przypadkową osobą. Ale nie, byłam dziewczyną Toma Kaulitz, a wszyscy czekali na jego wielkie wejście.
            Zebrałam w sobie całe pokłady odwagi i odegnałam wspomnienie o przesądzie, który obowiązywał w pewnych dobrze znanych mi kręgach. Nie chciałam przyznawać tego przed sobą, ale przywiązałam się do swojej dotychczasowej pracy. Nie byłam pewna, czy po tym wszystkim przez co przeszłam w szeregach paparazzi, jestem w stanie z niej zrezygnować. Jednak musiałam, a przede wszystkim chciałam to zrobić dla siebie i Toma.
            Nim zdążyłam zwątpić w to, co robię, drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka jasną wiązkę światła. Reflektory i flesze biły po oczach. Tom wysiadł z samochodu, omiótł spojrzeniem wszystkich zebranych, po czym z szelmowskim uśmiechem podał mi dłoń, pomagając w wysiadaniu z pojazdu. Nie ukrywam, ta pomoc była mi potrzebna. Na tych wysokich szpilkach, w obcisłej sukience i stylizacji, potrzebowałam wsparcia. Ktoś musiał pilnować, by wszystko ciągle trzymało się na swoim miejscu. Podniosłam się do góry, uważając na to, co robię. Nie chciałam powtórzyć sytuacji, kiedy to wpadłam na czerwony dywan, lądując na nim tyłkiem. Naprawdę nie chciałam…
            Nim moja noga stanęła na czerwonej tkaninie, nim zdążyłam wykonać krok, w moje oczy rzucił się inny kolor. Intensywna zieleń wryła się w moje źrenice, mówiąc mi, iż dywan, na który wkroczę będzie w takim właśnie kolorze. Otworzyłam szerzej oczy, nie wierząc w to, co widzę. Byłam przygotowana już psychicznie na czerwony dywan, nie zielony! Czy to oznacza, że czeka mnie coś jeszcze gorszego, niż upadek i ośmieszenie na oczach wszystkich zebranych i widzów? O nie… Chyba gorzej być nie może.
            Spojrzałam przez chwile w oczy Toma, gdy wysiadłam z samochodu i uśmiechnęłam się. Wszystko było dobrze! Ruszyłam z nim przez dywan, swoją rękę wsuwając pod jego ramię. Starałam się nie zerkać na osoby, które kojarzyłam podczas swoich zadań. Było mi głupio, kiedy pomyślałam, że stanęłam po przeciwnej stronie balustrady! W końcu jednak musiałam to robić. Skupiłam się na ciepłej dłoni Toma, która spoczęła na moim biodrze. Jego perfumy wypełniały moje nozdrza, tłumiąc zapach unoszącego się nad nami tytoniowego dymu. Twardo przetrwałam odgłos migawek. Moich ukochanych migawek! W duszy rwałam się, aby złapać za jeden z tych aparatów! Czułam się jakbym była w transie. Moje myśli skierowane były ku zupełnie innym rzeczom niż to, że właśnie spaceruję pod rękę z Tomem Kaulitzem, a pod moimi nogami widnieje zielona i brudna już tkanina. Tom prowadził mnie i kierował. Jego obecność dodawała mi otuchy.
            Gdy już opuszczaliśmy ten wybieg, odetchnęłam ciężko. Spojrzałam na jego zadowoloną twarz i nie mogłam powstrzymać uśmiechu, wkradającego się na moje usta. Czułam, że zdenerwowanie powoli przemija. I gdy już myślałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku potknęłam się! Znów! O ten cholerny dywan, którego nazwy już nie wymienię. Przeszył mnie zimny dreszcz i myślałam, że zanim upadnę to jeszcze zaraz rozpłaczę się z bezsilności, a w przerwach od łez będę rzucała najwymyślniejsze przekleństwa, jakie tylko znam! Naszykowana na życiową porażkę, zachwiałam się lekko. Silna ręka Toma przytrzymała mnie w pionie. Wyprostowałam momentalnie swoją sylwetkę, wypychając biust do przodu i spojrzałam na fotoreporterów spode łba, zastanawiając się, czy któryś dostrzegł moją chwilę słabości. Gdy nic takiego nie dostrzegłam, przeklęłam w myślach te nowe i wysokie buty. No przecież potrafię chodzić na obcasach! To one po prostu rzucają na mnie urok! Gdy tylko wrócę do domu, utopię je w pierwszym lepszym napotkanym zbiorniku wody, oburzyłam się.
            - Dzięki – szepnęłam chwilę później, starając się uspokoić i oddychać równomiernie.
            Tom popatrzył na mnie tylko z lekkim uśmiechem, jakby spodziewał się, że coś takiego może nastąpić.
            - Specjalnie wybrałem imprezę, na której jest zielony, a nie czerwony dywan.

*

            Grzecznie wytrzymałam wszystkie spojrzenia, z ciekawością kierowane w moją stronę. Byłam dumna z siebie, ponieważ nie zrobiłam ani jednego fałszywego ruchu. Starałam się zachowywać z klasą, jaka przystoi towarzyszce jednego z idoli nastolatek. Już chyba dawno przywykłam do tego, że prowadzam się z gwiazdą. Teraz jednak moim zadaniem, było dorównanie jego blaskowi, co wcale nie jest łatwym zadaniem!
            Zarzuciłam długie włosy do tyłu, chcąc poczuć więcej świeżego powietrza. Jeszcze chwila… jeszcze tylko pięć minut i przeniesiemy się na after party, a tam padnę w pierwszym lepszym miejscu i porozmawiam wreszcie z Melody. Tak, z Melody. Korzystam z kontaktów, które udało mi się nawiązać w ostatnim czasie i wciągnęłam przyjaciółkę za kulisy sławy! Nie mojej sławy, no ale trzeba korzystać z przywilejów. W każdym razie chciałam żeby była tutaj ze mną. Mimo że nie przeszła przez zielony dywan, to jej obecność działała na mnie budująco. Gdyby ktoś pytał, ma udawać po prostu towarzyszkę Billa. W końcu temu chłopakowi także należy się coś od życia, prawda?
            Z zamyślenia ocknęłam się dopiero wtedy, gdy usłyszałam gromkie brawa i wrzaski. Show zakończony został sukcesem. Nawet nie zerkając na scenę, wstałam z miejsca i poprawiłam wykwintną sukienkę. Jak automat zabiłam kilkakrotnie brawa, a po chwili poczułam ciepłą dłoń Toma, która oplotła moją. Zerknęłam na niego, dziękując Bogu, że mam go obok siebie. Razem ruszyliśmy do przodu, kierując się w stronę, którą wskazywali nam zatrudnieni pracownicy.
            Szybko znaleźliśmy się przed drzwiami obstawionymi przez dwóch rosłych ochroniarzy, którzy wylegitymowali nas. Gdy tylko przekroczyliśmy próg pomieszczenia, w moje oczy uderzyło czerwone, przyćmione światło. Uśmiechnęłam się lekko na myśl o drugim już w moim życiu after party. Miejscu biznesu, a jednocześnie imprezy i głośnej muzyki, przerwanej chwilami głośnym śmiechem. Powietrze wypełnione było sztucznym dymem, który jakby unosił się nad podłogą z lekko słodkawym zapachem. Przyłożyłam palec pod nos, powstrzymując głośne kichnięcie, gdyż takie zapachy często mnie drażniły.
            - Chodźmy gdzieś na bok. – Usłyszałam ledwo słyszalny pomruk Toma tuż obok mojego ucha. Przytaknęłam głową na znak zgody i pozwoliłam poprowadzić się w kierunku wygodnie wyglądających, obitych w czerwony materiał kanap. Kątem oka zauważyłam Melody, której oczy błyszczały, gdy rozglądała się dookoła. Miała dzisiaj wysoko upięte włosy i karmelową sukienkę, która ładnie podkreślała jej figurę. Szybko podeszłam do niej bliżej i złapałam pod rękę.
            - Masz teraz szansę wyłapać kogoś takiego jak Brad Pitt. – przekrzyczałam najnowszy hit Katy Perry, który zabrzmiał w głośnikach. Obserwowałam, jak ludzie powoli pojawiają się w dużej sali.
            - Mam już swojego. – zaśmiała się radośnie, mając na myśli oczywiście Carla, jej chłopaka i mrugnęła do mnie porozumiewawczo. Ach ci kelnerzy. Melody naprawdę nam się zakochała! Westchnęłam cicho i mocniej ścisnęłam jej dłoń, aby przekazać jej jak bardzo cieszę się, że jest tutaj razem ze mną.
            Po chwili sięgnęłam po kieliszek z szampanem, który podał mi galowo ubrany mężczyzna i usiadłam tuż obok Toma, który przyciągnął mnie do siebie bliżej. Poczułam jego usta, które powoli pieściły moje i przymknęłam oczy.
            - Zepsujesz mój makijaż, fryzurę i będziesz miał brzydką dziewczynę – szepnęłam mu prosto do ucha, aby pokonać rozbrzmiewającą naokoło muzykę.
            - Zawsze jesteś ładna, a najbardziej lubię, gdy rozczochrana wstajesz z łóżka.
            Zagryzł wargę. Roześmiana pstryknęłam go lekko w bark, na co on ponownie musnął kącik moich ust. Ignorując ciekawskie spojrzenia, objęłam go w pasie i oparłam głowę o jego bark. Tak bardzo go kochałam, że zdradziłam nawet swoich! Rzuciłam dla niego pracę i choć nie miałam pojęcia, z czego będę żyła, jedno wiedziałam na pewno, poradzę sobie. Nie miałam nawet wyjścia. Teraz, kiedy na moim horyzoncie pojawiły się nowe, a raczej stare plany, musiałam dać radę.
            Być może już nigdy nie będę musiała wrócić do zawodu fotoreportera, a być może kiedyś los zmusi mnie do takiej decyzji. Czas pokaże. Mimo że ta praca w moim wypadku nie trwała długo, nauczyła mnie czegoś nowego. Zdobyłam niezapomniane wspomnienia, nauczyłam się wytrwałości, a także poszanowania prywatności innych ludzi. Udowodniłam sobie, że osiągnąć coś mogę tylko ciężką pracą i oddaniem. Poznałam też Toma, a także zdobyłam nowe doświadczenie zawodowe, które będę mogła sobie wpisać do CV, chociaż tak naprawdę nadal głowiłam się, czy jest to zawód ceniony przez innych pracodawców, czy jednak nie? A nawet jeśli, to w krótkim czasie stałam się rozpoznawalna wśród fotoreporterów. Nie ma się co dziwić, niecodziennie jedna z nich przechodzi na drugą stronę mocy, stąpając po czerwonym lub w tym wypadku zielonym dywanie wraz z idolem nastolatek, który wcześniej był na celowniku jej obiektywu.
            Skupiając się na głośnej muzyce, zerknęłam na swoją małą torebkę, leżącą na kanapie. Tylko przez chwilę pomyślałam o małym aparacie cyfrowym, który w niej spoczywał, czekając aż jego właścicielka ruszy do akcji. Od razu odwróciłam wzrok, po czym znów na nią spojrzałam.
            Pokręciłam z lekkim uśmiechem głową. Jeszcze przez jakiś czas nie wybiję sobie tego z głowy.

*

            Stąpając wolno po nierównym chodniku, rozejrzałam się dookoła. No tak, znajdowałam się przed starym dworkiem, z dużym przestronnym dziedzińcem, którego jeszcze kilka dni wcześniej nigdy nie wzięłabym za uczelnię. Teraz jednak uśmiechnęłam się do siebie i otworzyłam małą furtkę.
            Ściskając w dłoniach teczkę z moim portfolio, czułam jak bardzo się stresuję. To niby nic takiego. Donoszę tylko swoje dokumenty i to, o co poproszono mnie w rekrutacji. Jednak gdy tylko pomyślałam, o możliwości studiowania w tym miejscu, dreszcz przechodził moje ciało. Miałam wreszcie szansę na to, z czego zrezygnowałam, gdy byłam z Davinem. To dla niego poświęciłam swoje marzenia. Tym razem było inaczej. Tom wspierał mnie w moich działaniach i choć wiedziałam, że jest mu na rękę to, że zrezygnuję z pracy paparazzo, a chcę skupić się bardziej na profesjonalnej, studyjnej fotografii, to i tak cieszyłam się, że czeka na mnie w samochodzie i trzyma kciuki za moje zdjęcia.
            Odetchnęłam głęboko i chrząknęłam kilkukrotnie, gdy miałam złapać za klamkę. Nie zdążyłam jednak otworzyć drzwi, gdyż otworzyły się same. Szybko przepuściłam kilkoro osób, chcących studiować w tej placówce i sama przedostałam się do środka.
            Byłam zdziwiona, że wszystko odbyło się tak szybko. Moje dokumenty zostały złożone, a ja niemal natychmiast byłam wolna. Ucieszona wyszłam na zewnątrz i odetchnęłam świeżym powietrzem. Ha! I co tu za stres? Wszystko poszło gładko, tylko teraz muszę czekać na wyniki.
            Sprężystym krokiem ruszyłam w stronę czarnego, bardzo dobrze znanego mi samochodu. Zauważając po drodze błysk flesza, nie przejęłam się nawet, ani nie zwróciłam na to większej uwagi. Moją uwagę pochłonęła teraz droga do Toma, aby powiedzieć mu, jak łatwo poszło. Nie zdążyłam jednak dotrzeć na miejsce, gdy usłyszałam moją komórkę, intensywnie domagającą się odebrania.
            - Tak, słucham?
            - Czy rozmawiam z panią Jasmine Metz?
            Kobiecy glos odezwał się w słuchawce telefonu, a ja stanęłam na chodniku, odpowiadając twierdząco na jej pytanie.
            - W czym mogę służyć? – spytałam.
            - Jakiś czas temu była pani w naszej agencji, składając zażalenie związane z nie wpłynięciem na czas pieniędzy za dostarczone zdjęcia. Chciałam poinformować, że zdjęcia faktycznie zostały dostarczone przez Marka Wannforda, jednak z uwagą, iż podlegają pod pani autorstwo, co zgadza się z podpisem umieszczonym w opublikowanej gazecie. Miała pani rację, dlatego w najbliższych dniach otrzyma pani przelewem trzy tysiące euro. Chcielibyśmy przeprosić za pomyłkę.
            Zapadła chwilowa cisza, podczas której trawiłam otrzymane informacje. Po chwili przełknęłam ślinę i zamknęłam usta, które otworzyły się ze zdziwienia.
            - Dziękuję! Będę czekać na przelew.
            Nie zdradziłam się i niczym mistrzyni aktorstwa, zaleciłam jej jak najszybsze przesłanie pieniędzy. Po chwili rozłączyłam się i popatrzyłam niedowierzająco na telefon.
            Podsumowując: nie upiekło się tym trzem łajdakom! Uknuli spisek, z którego w końcowym efekcie skorzystałam! Tak, tak… Nic tak łatwo nie uchodzi na sucho, szczególnie kiedy zadzierasz z Jasmine Metz, byłym, nie do końca spełnionym paparazzo! Uśmiechnęłam się szeroko, zastanawiając się, na co wydam te piękne, świeże trzy tysiące. Bo chyba nie muszę tego oddawać bliźniakom? Nie,  nie będę teraz o tym myśleć.
            Z radością moje ręce wystrzeliły do góry, a ja sama podbiegłam do czarnego pojazdu. Moja przygoda z fotografią jeszcze się nie skończyła i byłam niemal pewna, gdzieś czułam w kościach, że profesja paparazzo jak bumerang do mnie wróci. Nie myśląc już o tym dłużej, ujrzałam osobę, która czekała na mnie.
            Tylko na mnie.  

2 komentarze:

  1. Znalazłam twoje opowiadanie 5 dni temu przeczytałam całe od prologu po epilog i muszę powiedzieć że opowiadanie super :) :) Masz talent : ) Cieszy mnie fakt że zaczęłaś pisać drugą część :)) POZDRAWIAM :* I Zapraszam do mnie http://tyjestesding.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy