Przechodząc wzdłuż salonu, ścisnął
mocniej w dłoni komórkę. Po chwili jeszcze raz zerknął na jej wyświetlacz,
chcąc się upewnić, że nie ma tam żadnej wiadomości od Jasmine. Dzwonił do niej
już tysiąc razy i nic. Albo nikt nie odbierał albo komórka była wyłączona.
Naprawdę zaczynał się martwić. Dobrze wiedział, że nie powinna iść do Davina,
jednak Jasmine to… Jasmine. Nic nie da jej się wytłumaczyć. Tak, jak kiedyś
nikt nie zdołał wybić jej z głowy związku z Davinem, tak i teraz nikt nie byłby
w stanie odwlec jej od planu, który sobie obmyśliła. Być może jednej osobie
udałoby się to zrobić, jednak ta osoba była teraz na samym dole listy zdolnych
do pomocy. Zerknął przelotnie na Toma i znów przemierzył duży salon. Denerwował
się, a kiedy się denerwował bezwiednie tarmosił swoje czarne, półdługie włosy,
przeczesywał je dłonią i znów targał. Nie mógł usiedzieć z tyłkiem spokojnie,
zerkał przez okna, odchylając zwiewne firanki. Szedł do łazienki, a po chwili
od nowa krążył po pokoju. Był pewien, że jego włosy były w coraz gorszym
stanie, a to wszystko wina Jasmine!
- A ciebie coś w tyłek ugryzło, że
tak ciągle chodzisz? – zirytowany głos bliźniaka potoczył się po pomieszczeniu.
- Martwię się o Jasmine – wyznał
Bill, po czym zerknął na reakcję swojego brata. Ten popatrzył na niego w
dziwny, nieokreślony sposób i przeniósł wzrok na telewizor.
Ciało gitarzysty na pierwszy rzut
oka wydawało się odprężone, gdy siedział na sofie przed telewizorem, jednak
dopiero przy dłuższym przyjrzeniu się, można było zaobserwować spięte mięśnie w
okolicy ramion i szyi. Szczęka zaciśnięta była mocno i stanowczo.
- Co znów zrobiła? – spytał jakby od
niechcenia, wzrok wlepiając w ekran telewizora. Niebieskie światła odbijały się
w oczach przypominających kolorem kawałki czekolady. Nieruchomo patrzyły w
jeden punkt. Bill dobrze wiedział, że to tylko gra. Tak naprawdę Tom spijał z
jego ust każe słowo dotyczące dziewczyny.
- Poszła do Davina – powiedział. Na
twarzy Toma pojawił się nieznaczny grymas, jakby za wszelką cenę powstrzymywał
swoją reakcję.
- W takim razie nie masz się czym
martwić – mruknął i bardziej zagłębił się w sofę.
- Posłuchaj, Tom. Ja wiem, że ty nie
chcesz tego słuchać, ale byłem z nią w redakcji tego magazynu, żeby dowiedzieć
się czegoś na temat zdjęć. Wynagrodzenie przelano na konto Marka Wannforda, a
wiesz może kto to? Bo ja tak! – Zrobił chwilową pauzę, chcąc się nacieszyć
wiedzą, jaką posiadł w tajemnicy przed bratem. – Jasmine powiedziała mi, że to
paparazzo, jeden z tych, którzy gonili was tamtej nocy, gdy wyszliście bez
ochrony. Wiadomo już, kto jest odpowiedzialny za te zdjęcia.
- Faktycznie – mruknął, nawet nie
patrząc na brata. – Kojarzę gościa, ale nie możemy mieć pewności, że ona nie
miała w tym udziału. Ktoś musiał je wynieść z domu!
Starszy bliźniak podciągnął się
wyżej na sofie. Kiedy brat popatrzył na niego pobłażliwie, zamknął powieki i
przetarł oczy palcami. Nie chciał widzieć tej miny, która mówiła mu, że
zachowuje się jak duże dziecko. Usłyszał jak Bill znów szpera w swojej komórce.
Jeszcze raz przyłożył ją do ucha, a po chwili spojrzał na nią zrezygnowany.
- No dobra, zadzwoń z mojej, może
wtedy odbierze. – Tom przewrócił młynek oczami i podał bratu swój sprzęt,
łudząc się, że Jasmine ma jeszcze ochotę z nim rozmawiać.
- Jeśli nie, to jadę tam, a ty
jedziesz ze mną.
*
Założyłam ręce na piersi i
rozpoczęłam nerwowe postukiwanie stopą. Wreszcie zacni panowie postanowili
otworzyć te cholerne drzwi! Słysząc dźwięk zgrzytającego zamka zaczęłam się trochę
denerwować. Potarłam spocone dłonie o spodnie. Czy powinnam uciekać? Niee… To
chyba nie będzie konieczne, prawda? A poza tym, jakie mam szanse w starciu z
dwoma większymi ode mnie facetami? Nie mieli specjalnego kłopotu, żeby wrzucić
mnie do tego pokoju i zamknąć na cztery spusty!
- O, naprawdę cię tutaj zamknęli. Myślałem,
że tylko sobie żartują.
Przede mną pojawił się Jost, a jego
rozbiegane i ciemne jak żuki oczy, skupiły się na mojej sylwetce. A więc trójca
święta, która uknuła to wszystko przeciwko mnie, zebrała się w jednym miejscu.
Zerknęłam na niego gniewnie, nie odzywając się ani słowem. Podeszłam chwiejnym
krokiem w stronę drzwi, nie zwracając uwagi na ból w jednej z nóg, a on
wypuścił mnie grzecznie poza obręb pokoju. Znałam mieszkanie Davina na pamięć,
więc bez zastanowienia skręciłam szybko w stronę łazienki, gdzie zamierzałam
załatwić swoją potrzebę. Przechodząc przez przedpokój, zerknęłam na siedzących
w pokoju Davina i Marka. Miałam ogromną chęć skręcić im karki za to, jak się
wobec mnie zachowali. Kiedy tylko umyłam ręce i opuściłam łazienkę, uniosłam
wysoko głowę i popatrzyłam na Josta, który ciągle podążał za mną krok w krok.
- To co, mogę iść do domu?
- Pomyślimy, skarbie. Na razie
musimy się zastanowić, co z tą sytuacją zrobić. – Uśmiechnął się jak dobry wujek.
Ja jednak wiedziałam, co kryje się pod tą maską. Nie nabierze mnie!
- Chcę stąd wyjść! – Ruszyłam w
stronę drzwi, jednak na marne, gdyż zagrodził mi przejście ramieniem i ni jak
nie dało się go ominąć. Oparłam się o ścianę i popatrzyłam na niego uważnie. –
Proszę – pisnęłam błagalnie, mając wrażenie, że to moja ostatnia deska ratunku,
aby wyrwać się z tego mieszkania, zabarykadować w swoim i pochłonąć całe
opakowanie lodów.
Pokiwał przecząco głową, po czym
złapał mnie za ramię i wskazał, żebym poszła za nim. Tak też zrobiłam, bo
właściwie to nie miałam wyjścia. Czułam, że gdybym nie poszła dobrowolnie,
zaciągnął by mnie tam siłą. Usiadłam na kanapie zaraz obok Marka i wlepiłam
wzrok w Dava, chcąc wywrzeć na nim nacisk i uruchomić wyrzuty sumienia, które
wszystko załatwią za mnie.
- To chyba ty namieszałaś w naszych
finansach, co? – Jost uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Nie tylko ja – warknęłam pod
nosem, myśląc o tym, że jeszcze jeden taki wytrzeszcz w moją stronę i puszczę
pawia.
- Zrobimy tak. – Zetknął ze sobą
czubki wskazujących palców i popatrzył na mnie spod nastroszonych brwi. –
Zrezygnujesz z pieniędzy, nie będziesz robiła utrudnień, nie powiesz nic
chłopcom o tym, co się tutaj wydarzyło i pójdziesz wolno.
Zerknęłam na niego wzburzona. Tak po
prostu ma im to pójść płazem?! Nie muszę mieć pieniędzy. Chcę tylko, żeby bliźniacy
wiedzieli, że jestem z nimi uczciwa…
- Nie ma mowy – podniosłam głos i
wstałam z kanapy. - Przez was straciłam Toma i wszyscy myślą, że jestem jakąś
cholerną oszustką. Chcecie, żebym udawała, że nic się nie stało? To chyba żart!
– Prychnęłam pod nosem i ostentacyjnie zarzuciłam włosy do tyłu. Jeśli myślą,
że ze mną jest tak łatwo, to się srogo mylą.
- Jasmine, zastanów się chwilę, wszystko
będzie chociaż po staremu. – Do moich uszów dotarł głos Davina. Spojrzałam na
niego zaszokowana, lustrując jego spokojną twarz. Wyglądał jakby naprawdę
chciał mi pomóc i to najbardziej wytrąciło mnie z równowagi.
- Po staremu?! – Łzy stanęły mi w
oczach. – Ty tylko wzbogacisz się o kolejną sumkę, a mój związek nadal będzie
zrujnowany – pisnęłam, patrząc w jego oczy.
- No dobra. To chyba był jednak
dobry pomysł, żeby zamknąć ją w tym pokoju – gdzieś za moimi plecami wydobył
się cichy śmiech menadżera zespołu Tokio Hotel. Spojrzałam na niego spłoszona,
automatycznie uchylając się.
Teraz albo nigdy.
Zanim którekolwiek zdążyło się
zorientować w tym, co się dzieje, z zawrotną prędkością ruszyłam w stronę
wyjściowych drzwi. Nie złapałam ani torebki, ani komórki i butów. Po prostu pod
wpływem adrenaliny zapomniałam o stłuczonej nodze i lawirowałam pomiędzy meblami,
chcąc się jak najszybciej stąd ulotnić. Niestety nie zdążyłam zamknąć za sobą
drzwi, gdyż Mark rzucił się na mnie i powalił na podłogę. Donośny wrzask wyrwał
się z mojej krtani, zaraz przed tym, gdy całe powietrze zostało wyparte z moich
płuc. Jego cało przygniotło mnie do posadzki tak, że nie mogłam złapać tchu. Wystający
próg wbił się gdzieś w okolice mojego podbrzusza, a policzek mocno obtarł się o
posadkę klatki schodowej, po której ciągle rozchodziło się echo mojego wrzasku.
Nieświadomie przejechałam językiem po zębach, sprawdzając, czy nadal są
wszystkie.
Gdy tylko mój umysł zaczął kojarzyć
fakty, zorientowałam się, że Mark znów bez problemu uniósł mnie i wprowadził do
sypialni Davina. Po drodze zauważyłam tylko niespokojny wzrok mojego byłego
chłopaka i uśmieszek na ustach Josta. Znów poczułam uderzenie. Tym razem zamiast
zimnego i twardego betonu, pod ciałem poczułam miękką pościel i przeklęłam
Marka w myślach. Rozumiem, że uwielbia rzucać kobiety na łóżko, ale czy musi to
robić akurat ze mną?!
Z cichym sapnięciem uniosłam się na
łokciach i dotknęłam bolejącej wargi. Kiedy na moich palcach zalśniła krew, w
mojej głowie zaszumiało jeszcze bardziej niż do tej pory. Dotknęłam czoła,
czując, że niedługo pojawi się tam porządny guz. Nie mogę uwierzyć, że
przećwiczył na mnie jakiś zapaśniczy chwyt! Usiadłam na łóżku, a po chwili znów
opadłam na nie, rozrzucając nogi i ramiona na boki. Czułam smak krwi w ustach,
kiedy ciężko zdmuchiwałam z twarzy kosmyk włosów.
Słysząc trzask zamykanych drzwi,
pomyślałam, że pewnie Jost opuścił mieszkanie i wrócił do swoich obowiązków.
*
Donośny krzyk przeszył jego uszy i
wzdrygnął się zdenerwowany, a włoski na jego karku zjeżyły się na sam ten
dźwięk. Spojrzał na budynek z którego się wydobywał. Tak, to tam mieszkał
Davin. Zerknął na Billa, który usłyszał to samo i jego twarz przejawiała takie
samo przerażenie.
- To ona? – spytał lekko drżącym
głosem.
- Nie. Przecież nie mógłby jej nic
zrobić – mruknął Tom, jednak jego serce biło w nienaturalnie szybkim rytmie,
gdy przypomniał sobie, że Davin już raz podniósł na nią rękę.
Musiał ją znaleźć. Ten wrzask
przeraził go dostatecznie mocno, żeby nie myślał o niczym innym, jak tylko o
niej.
– Chodźmy – zadecydował w końcu,
ruszając w stronę schodów.
Gdy tylko stanęli przy drzwiach,
należących do Browna, spojrzeli na siebie niepewnie, a Tom uniósł zaciśniętą
pięść. Zapukał. Chwilę potem usłyszał kroki. Ktoś ostrożnie podszedł do drzwi,
zastanawiając się czy je otworzyć. Zdenerwowany Czarny, bez zaproszenia
nacisnął klamkę, z rozmachem otwierając drzwi, które ku ogólnemu zaskoczeniu
okazały się otwarte. To co zobaczyli całkowicie ich zadziwiło. Przed nimi stał Mark
Wannford.
Bez słowa weszli do środka, przez
chwilę mierząc się nawzajem wzrokiem i powoli przechodząc przez mały
przedpokój. Gdy tylko wpadli do salonu, usłyszeli za sobą wrzaski Wannforda,
który kazał im opuścić mieszkanie. Nie przejmując się rudowłosym mężczyzną,
rozejrzeli się krótko po mieszkaniu, nie dostrzegając nigdzie drobnej,
ciemnowłosej dziewczyny.
- Gdzie jest Jasmine? – równocześnie
warknęli w stronę Davina, siedzącego na sofie. Jak na zawołanie podniósł się do
pionu, mierząc Kaulitzów wrogim spojrzeniem. Nie mógł sobie odpuścić
pogardliwego uśmiechu, skierowanego wprost w ich stronę.
- Nie wiem gdzie jest, ale nie tutaj.
– Davin wzruszył ramionami, jednak ani na chwilę nie spuścił z nich spojrzenia.
Gdyby był psem, prawdopodobnie teraz jego sierść zjeżyłaby się w geście
ostrzegawczym, a wargi drżałyby, ukazując groźne zęby.
- Halo? – Usłyszeli dziewczęce
wołanie. Obydwaj bracia zerknęli w stronę drzwi, zza których było słychać głos
Jasmine. Zanim ktokolwiek zdążył ich powstrzymać rzucili się w tamtą stronę,
pośpiesznie naciskając klamkę. Drzwi jednak nie ustąpiły. Rozejrzeli się
dookoła. Ich wzrok przez chwilę zawiesił się na Marku stojącym przy wyjściu i
na Davinie, który obserwował to wszystko z boku. Wszyscy byli niepewni swoich
dalszych ruchów. Podczas gdy bracia starali się wydostać dziewczynę z pokoju,
Davin i Mark patrzyli po sobie, zastanawiając się, co zrobić, aby jeszcze
bardziej nie spartaczyć roboty.
- Wypuśćcie mnie – powtórzyła
wołanie.
- Klucz! – Starszy bliźniak zerknął
na Davina. Ten tylko pokiwał głową w geście bezradności, chcąc pokazać, że nie
może mu pomóc. Ten gest był jednak jak zielone światło dla chłopaka.
Momentalnie rzucił się w kierunku bruneta, przypierając go do ściany. – Gdzie
jest ten klucz do jasnej cholery?! – warknął przytrzymując jego koszulkę tak,
aby uniemożliwić mu zbędne ruchy.
- Leży na stole.
Puścił go, zerkając na Billa, który
złapał przedmiot i już zabrał się za otwieranie drzwi.
- Dzięki Bogu – usłyszeli ponownie i
Czarny aż uśmiechnął się pod nosem, słysząc jej pełen ulgi głos.
Nie zdążył jednak wejść do pokoju,
gdyż odepchnął go Tom, wpadając do środka niczym proca. Zatrzymał się. Stanął w
progu, patrząc na Jasmine. Ciemne, splątane włosy okalały jej zarumienione policzki.
Na wardze zrobił się strupek, co świadczyło o świeżej ranie. Jego badawczy
wzrok szybko zlustrował jej sylwetkę, stwierdzając, że była cała. Każda z
części jej ciała nadal była na swoim miejscu. Dopiero teraz poczuł, że serce,
które przyśpieszyło biegu, gdy usłyszał jej krzyk, powoli się uspokaja. Po
chwili jednak znów przyśpieszało, gdy patrzył jak stała przed nim nieco
zmieszana i swoimi przenikliwymi, zielonymi oczami zerkała na niego zdziwiona.
*
Myśląc, że w drzwiach zobaczę Billa,
podeszłam do nich, wciąż masując sobie obolałe czoło. Na jego czubku powoli
wyrastał wielki guz, czułam tę wypukłość pod palcami. Gdy przed moimi oczami
ukazała się postać starszego Kaulitza momentalnie zesztywniałam. Szybko zdjęłam
rękę z czoła, prostując się jak struna. Splotłam ręce i zacisnęłam je mocno,
nie ruszając się ze swojego miejsca. Chciałam odwrócić wzrok, jednak wciąż
mimowolnie zerkałam na niego niepewnie. Po chwili ruszył w moim kierunku, a
moje serce zaczęło przyśpieszać rytmu. Tylko tego brakowało, abym dostała tu
jeszcze zawału. Za mało jestem dzisiaj poszkodowana!
Spuszczając głowę, zaczęłam
przesuwać się ku krawędzi drzwi. Wolałam ulotnić się stąd tak szybko, jak to
tylko możliwe. Muszę korzystać z okazji, że drzwi są otwarte. Tak a propos, to gdzie
podział się Davin i Mark? Czyżby nagle przestraszyli się bliźniaków? Szczerze wątpiłam,
by ich szczupłe sylwetki mogły zrobić na kimkolwiek wrażenie. Dlatego właśnie
musiałam się stąd w jak najszybszym czasie zbierać i wyprowadzić też stąd Toma,
który teraz stanął przy mnie i patrzył się jak zahipnotyzowany. Uśmiechnęłam
się do niego radośnie, nie mogąc powstrzymać tego odruchu. Niespodziewanie
złapał moją twarz w dłonie i uniósł w swoją stronę. Jednocześnie nachylił się,
a ja poczułam jego usta, czule przylegające do moich. Pocałował mnie namiętnie,
obejmując w tali, a ja chcąc czy nie, zarzuciłam mu ręce na kark. Teraz wszystko
wirowało jeszcze bardziej, niż po grzmotnięciu o podłogę na klatce schodowej!
Poczułam jak ramiona chłopaka jeszcze bardziej przyciągają mnie do siebie, a
wokół mnie przyjemnie promieniowało ciepło jego ciała. Wspięłam się na palce,
chcąc być jeszcze bliżej niego i wtedy poczułam przeszywający ból. Stęknęłam
cicho, odrywając się od chłopaka. Tom zerknął na mnie przestraszony, jakby to
on był winien tej sytuacji.
- Ehem… Nie chcę przeszkadzać, ale
moglibyśmy się stąd wynosić – mruknął w naszą stronę Bill, który katem oka
ciągle spoglądał na czającego się w przedpokoju Marka.
- Tak jest, Bill – odpowiedziałam z
uśmiechem, powracając do pionu. Nie patrzyłam już na Toma, nie wiedziałam, co
znaczył ten pocałunek i nie miałam czasu się teraz nad tym zastanawiać. On
jednak uciążliwie zerkał na mnie, więc złapałam go za rękę.
- Tylko się uderzyłam. Chodźmy już.
– Ruszyłam do przodu i skrzywiłam się lekko. Dopiero teraz ból w nodze się
nasilił, chyba coś mi strzyknęło, kiedy chciałam się wspiąć na poziom Toma,
jednak skutecznie zamaskowałam to pokerowym wyrazem twarzy. Pociągnęłam za sobą
chłopaka, który objął mnie w pasie, chcąc dać mi oparcie. Chciałam po prostu
jak najszybciej znaleźć się na dworze, daleko od tego miejsca. Mijając Marka
zmierzyłam go pogardliwym spojrzeniem. I co?! I kto jest górą?! Skończyło się
trzymanie pod kluczem! Jak oni w ogóle śmiali zrobić coś takiego?
- Nigdy więcej się do mnie nie
zbliżajcie – warknęłam w ich stronę. - W przeciwnym razie zgłoszę to na policję
i zrobię obdukcję. Ostrzegam. – Z gracją odgarnęłam włosy do tyłu i spojrzałam
na nich przeszywająco. Po chwili jednak zachwiałam się, przez co Tom podtrzymał
mnie, abym nie zaliczyła kolejnego już dzisiaj upadku. Mimo to uśmiechnęłam się
chytrze, podchodząc do drzwi. Nic nie zepsuje mojej chwili tryumfu!
- Poczekaj chwilę – Tom mruknął w
moją stronę i zostawił mnie przy wyjściowych drzwiach. Zerknęłam na niego
zdziwiona, jednak przytaknęłam głową. Moje oczy śledziły każdy jego ruch. Pewnie
podszedł do nie spodziewającego się niczego Davina i uderzył go prosto w twarz,
z której trysnęła krew. Moja ręka momentalnie wystrzeliła w stronę ust,
zakrywając je w geście zdziwienia. Spojrzałam na Billa, chcąc żeby jakoś
zareagował, ale on tylko wzruszył ramionami.
- Tom! – pisnęłam, nie wiedząc, co
robić. Mark także zastygł w bezruchu. Z niego to jest jednak tchórz. Co z tego,
że Davin to jego partner? Nigdy by się za nim nie wstawił, bo jeszcze sam by
oberwał.
Po krótkiej chwili jeszcze jeden
cios wylądował na policzku Dava, a ja nie wytrzymałam, ruszając w ich stronę.
Zauważyłam wściekły wzrok Browna i już wiedziałam, że sytuacja nie staje się za
ciekawa. A wszystko wyglądało tak dobrze!
- Tom! – przywołałam go do porządku,
po chwili jednak moja noga zaplątała się o gruby dywan, pokrywający podłogę w
pokoju Davina i ciągle starając się utrzymać równowagę upadłam, w ostatniej
chwili łapiąc się oparcia kanapy. To wystarczyło, aby ich uwaga skierowała się
na mnie.
Zdecydowanie nie jest to mój
najlepszy dzień, jednak dzięki mojej nieporadności wrogie nastroje zniknęły. A
przynajmniej Tom się opanował. Podbiegł do mnie, sprawdzając czy nic mi się nie
stało. Nie, jestem cała. Trochę nieogarnięta, ale jednak cała! Poczułam, że
wsuwa swoje ramię na moją talię i stawia mnie do pionu. Kto jak kto, ale ja
dzisiaj czułam się jak szmata do mycia podłogi. Właściwie niewiele moje
samopoczucie mijało się z faktami. W końcu nie raz wylądowałam dzisiaj na
podłodze i zostały wyciśnięte ze mnie wszystkie flaki poprzez wielkie cielsko
Marka.
- Chodźmy już – szepnęłam cichutko,
tak że chyba tylko on mnie usłyszał. Zobaczyłam za jego plecami zezłoszczonego
Davina i czym prędzej pociągnęłam chłopaka za rękę.
- Wypad stąd, zanim wam skopię
tyłki! Jazda! – wrzasną tak, że aż podskoczyłam w miejscu. Czułam się jakby
jego słowa niczym niewidzialna miotełka, wyganiały mnie stamtąd. Znów obejmując
Kaulitza dotarłam do klatki schodowej, a drzwi za naszymi plecami zatrzasnęły
się nim zdarzyłam się w ogóle odezwać.
- O matko… wreszcie – sapnęłam, po
czym zerknęłam na Billa i otarłam dłonią czoło. Widziałam, że Czarny też czuł
ulgę. Uśmiechnęłam się do niego, po czym pisnęłam niespodziewanie, czując jak
ktoś podcina moje kolana i łapie mnie pod plecami.
- Co my już z tobą mamy. – Bill
odwzajemnił uśmiech i pokiwał z dezaprobatą głową, patrząc na moją zaszokowaną
minę, kiedy ulokowałam się w ramionach Toma. Dobrze wiedziałam, o co chodziło
Billowi. Gdybym nie była uparta, żeby tutaj przychodzić, nie miałabym problemu,
z którym musieli mi pomóc. Mogłam też przyjść z Melody. Może w dwójkę
poradziłybyśmy sobie z wywarzeniem drzwi?!
- Tom! – Ocknęłam się po chwili. –
Postaw mnie natychmiastowo na ziemi! – rozkazałam, kiedy byliśmy już w połowie
schodów.
- Im szybciej się stąd wyniesiemy,
tym lepiej – odpowiedział tylko, nadal patrząc przed siebie.
Zerknęłam na jego uspokojoną twarz i
przejechałam lekko dłonią po lewym policzku. Nie spojrzał na mnie, jednak
widziałam minimalną zmianę wyrazu jego twarzy. Nie potrafiłam ocenić, czy była
to dobra zmiana.
- Nic mi nie jest, naprawdę –
szepnęłam. – Potknęłam się tylko o dywan – wyjaśniłam, przylegając bliżej do
jego ciała i ciesząc się, że wreszcie mogę go objąć. Znów poczułam to przyjemne
ciepło, jakie płynęło z każdego jego gestu. Oplotłam jego szyję dłońmi, chcąc
mu pomóc w udźwignięciu tego ciężaru, który na nim spoczął.
- Już cię puszczam – mruknął, gdy
tylko zeszliśmy po schodach. Z wdzięcznością oparłam głowę o jego bark i
uśmiechnęłam się pod nosem. Mimo iż na mnie nie patrzył i unikał mojego wzroku,
czułam wyraźną zmianę. Widziałam to po nim i po całym jego zachowaniu.
Wiedziałam, że powinnam z nim porozmawiać. Nie wiedziałam jednak nawet, jak
zacząć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz