Pamiętaj, że wszelka treść bloga oraz szablon stworzone są przeze mnie i objęte są prawem autorskim. Zdjęcie użyte w szablonie pochodzi z deviantart.com.
• 12.08.15 •

Reniferowa, nowy odcinek specjalnie dla ciebie :)


09 sierpnia 2012

• 24. Nie kocham cię za to kim jesteś, ale za to jaki jesteś, kiedy przebywam z tobą



            Stałam i gotowałam. Kto mi uwierzy? Naprawdę gotowałam. Gdyby to chodziło tylko o mnie, to nie było by to takie trudne. Zjadłabym to, co stworzyłam i już. W końcu chyba nie zginęłabym z własnej ręki? Tym razem jednak gotowałam dla siebie i Toma. Miała to być prawdziwa kolacja. No… pominę fakt, że prawdziwa wytrawna kolacja odbywałaby się w eleganckiej restauracji, ale… jak na razie postanowiliśmy zadowolić się moim skromnym mieszkankiem. I wiecie co? Podobało mi się to nawet bardziej niż wyjście gdzieś, gdzie obcy kelner zerkałby na nas, a jego oczy przy każdym kolejnym kroku wychodziłyby z orbit, na widok Toma. No właśnie! O ironio… na widok Toma, nie mnie! Ten chłopak nawet własną dziewczynę potrafiłby przyćmić w każdym miejscu. Muszę jednak przyznać, że mimo to i tak chętnie bym się gdzieś wybrała. Ale nie narzekałam. Żyłam w cieniu i było mi z tym dobrze. Jak do tej pory nikt prócz ciągle podejrzewającego czegoś Marka Wannforda nie wpadł na to, że Tom Kaulitz może kogoś mieć. Przestałam się jednak tym tak bardzo przejmować. Uświadomiłam sobie, że ten facet ciągle doszukuje się jakichś sensacji, używając do tego swojego wyspecjalizowanego sprzętu, za którym niejeden paparazzo skoczyłby z mostu. Tak, tak, ja też. Lubiłam robić zdjęcia, lubiłam stać koło czerwonego dywanu i uwieczniać szerokie uśmiechy malujące się na twarzach gwiazd. W dodatku… kocham dźwięk migawki! O zgrozo. Ten dźwięk był chyba uzależniający, bo dla mnie aparat zachowywał się jak żywe stworzenie! Tu cykał, tam cykał, tworzył obrazy z szybkością jednej dwusetnej sekundy!
            Ale w przeciwieństwie do tego jak zaczynałam jako paparazzo, wyszłam na prostą i bardziej zdefiniowałam swoją osobę. Pomimo mojej determinacji i ambicji, starałam się hamować chęć rzucenia się w pogoń za gwiazdami. Nie chciałam zatracać się w tym szaleństwie, dlatego ograniczyłam liczbę śledzonych ludzi i o ile to możliwe, unikałam podążania za nimi podczas ich prywatnego życia. Można powiedzieć, że poprzednie doświadczenia i wizja zrozpaczonego Toma skutecznie mnie od tego odciągały. Ponadto chciałam szanować prywatność innych osób, bo swoją też sobie bardzo cenię.
            Odkładając łyżkę obok garnka, wyłączyłam gaz i zdjęłam biały, stylowy fartuszek, który znalazłam gdzieś na dnie szafki. Rąbki otoczone szerokim pasmem białej koronki skutecznie rzucały się w oczy. Westchnęłam ciężko, przecierając czoło wierzchnią częścią dłoni, a następnie udałam się przed lustro, chcąc sprawdzić jak się prezentuję. Z szybkością migawki w moim aparacie poprawiłam długie, kasztanowe włosy. Ścięta na prosto grzywka układała się nie najgorzej, dzięki czemu mogłam uśmiechnąć się do siebie w lustrze. Zerknęłam prosto w moje zielone, otoczone firanką gęstych rzęs oczy, a chwilę później otaksowałam spojrzeniem drobną sylwetkę. Dzisiaj ubrana byłam w czarną sukienkę, która sięgała mi przed kolana, a utrzymywana była na szerokich, marszczonych ramiączkach. W pasie przewiązana byłam cieniutkim paskiem.
            Z niecierpliwością zerknęłam w kierunku drzwi. Już nie mogłam się doczekać, kiedy mój książę przybędzie, aby skosztować mój specjał!
            Gdy tylko usłyszałam pukanie, podskoczyłam do góry i udałam się do przedpokoju. Złapałam za klamkę, pociągając ją w swoją stronę. Kiedy tylko zobaczyłam Toma, na moich ustach pojawił się wielki uśmiech. Chwilę potem zauważyłam gałązkę jaśminu, który trzymał w swoich smukłych dłoniach. Wieczorną porą pachniał intensywniej, dzięki czemu z łatwością wyczułam jego zapach.
            - Dziękuję – mruknęłam, łącząc swoje usta z jego. Poczułam, że w biegu ściągnął buty i przyciągnął mnie do siebie bliżej. Huk za jego plecami, obwieścił mi, że nogą zatrzasnął drzwi. Kiedy chciałam skończyć pocałunek, ten przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej. Uśmiechnęłam się w między czasie, czując jak jego ciepłe dłonie podwijają sukienkę, którą dzisiaj na siebie założyłam. Nic nie mówiąc, oderwałam się od niego i obciągnęłam materiał ubrania.
            - Kolacja czeka – mruknęłam do jego ucha, po chwili przygryzając jego płatek.
            - Zjemy później. – Usłyszałam w odpowiedzi. Poczułam jak napiera do przodu, cofnęłam się więc do tyłu, potykając się o buty stojące w przedpokoju. Roześmiałam się dźwięcznie, kiedy przytrzymał mnie przed upadkiem. Czułam jak na moje policzki wstępują rumieńce, a moja krew się burzy. Po chwili wylądowałam na wąskiej kanapie tuż obok zastawionego stołu, nad którym spędziłam sporo czasu! Beżowy obrus okrywał drewno, a ładna zastawa, serwetki i zapalone świeczki tylko dopełniały dzieła.
            Zarechotałam ciężko, czując jego ciało na sobie.
            - Toom, kolacja stygnie! – mój stłumiony glos zgubił się gdzieś w plątaninie pocałunków. W pewnym momencie przebił się jednak przez jego umysł i dotarł do świadomości.
            - Nie ucieknie. – Poczułam jego usta, pieszczące moją szyję. Uśmiechnęłam się do siebie, jednak po chwili odepchnęłam go od siebie gwałtownie. Widziałam jak na jego twarz wkrada się niezadowolona mina, a czoło marszczy się pod wpływem niezadowolenia. Uśmiechnęła się do niego słodko, podnosząc się i poprawiając włosy.
            - Mogę być częściej witana w taki sposób, ale przejdźmy do jedzenia. – Wysłałam mu buziaka w powietrzu, a po chwili zerwałam się z kanapy, żeby dotrzeć do naszego specjalnego posiłku. Specjalnego, bo ugotowanego przeze mnie!
            Z uśmiechem wymalowanym na ustach udałam się do kuchni, po drodze gasząc światło. Teraz salon, w którym pojawił się mały, zgrabny stół, skąpany był jedynie w świetle świec. W moich oczach pojawiły się wesołe błyski, gdy z zapalczywością sięgnęłam w kierunku garnka. Być może nie popisałam się twórczością kulinarną, ale ważne były chęci! Na dwa talerze wygarnęłam długi makaron, na który następnie nałożyłam sos. Spaghetti to jednak coś, co potrafiłam przyrządzić bez wyrządzenia większych szkód w kuchni. Szybko chwyciłam nasze danie i ruszyłam w stronę stołu, przy którym usiadł gitarzysta. Na jego opaloną buzię padały delikatne cienie. Dzisiejszego wieczoru ubrany był w czerwonobiałą koszulę w kratę. Prezentował się naprawdę wyśmienicie, gdy materiał opinał jego delikatnie zarysowane mięśnie.
            - Gotowe – ucieszyłam się, stawiając danie. Wygłodniały wzrok Toma spoczął najpierw na mojej twarzy, następnie przesunął się po moim ciele, aż dotarł do talerza z potrawą. Przez chwilę zastanawiałam się, co czai się w jego głowie, szybko jednak wypchnęłam te myśli. W końcu mówiłam mu, żeby przed przyjściem nic nie jadł!
            Siedząc naprzeciwko siebie, oboje chwyciliśmy za sztućce i nawijając pierwszą porcję, zerknęliśmy na siebie przelotnie. Mimo że byłam przyzwyczajona do jego obecności i tego, jak się zachowywał, znów poczułam się, jak gdyby to była nasza pierwsza randka. Moje policzki pokryły się rumieńcem i spuściłam lekko wzrok, sama nie wiedząc, dlaczego tak zareagowałam. W świetle świeć Tom wyglądał naprawdę przystojnie. Miałam nadzieję, że ja prezentuję się równie korzystnie.
            - Pycha! – wyrzucił z siebie, gdy tylko napchał usta. Moja samoocena momentalnie i samowolnie wzrosła. Wypięłam dumnie pierś i z zachwytu nad swoim dziełem aż nie mogłam zacząć jeść. Westchnęłam jeszcze raz. Czyż nie mówiłam, ze lepiej zostać tutaj, niż iść do wykwintnej restauracji?
            - Miałam nadzieję, że ci zasmakuje. – Nie zdradziłam po sobie radości, jaką we mnie wywołała ta krótka uwaga. Po chwili moja ręka powędrowała do kieliszka z winem, które chłopak zdążył już wcześniej nalać. Szybko umoczyłam w nim usta, czując na języku cierpki, jednak przyjemny smak.
            Przez kilka minut było słychać tylko szczęk sztućców i krótką wymianę uwag. Gdy skończyliśmy wieczorny posiłek, oboje udaliśmy się na kanapę. Wspólnie zagłębiliśmy się w poduszkach. Oparłszy głowę o jego ramię, objęłam go w pasie, on zaś rękę ulokował gdzieś na moim ramieniu, opuszkami palców gładząc je delikatnie. W mojej wolnej dłoni pojawił się pilot, którym przełączałam kolejne kanały telewizyjne. Głos w telewizorze był prawie wyciszony, bo tak naprawdę nieważne były dla nas obrazy, które przewijały się na ekranie. Siedzieliśmy w ciszy, nasłuchując ulicznych odgłosów i własnych oddechów. W milczeniu jakie panowało, czuliśmy się swobodnie, a krótkie wymiany zdań, które co jakiś czas się pojawiały, były czymś naturalnym. W tej atmosferze czułam się bezpiecznie. W powietrzu wirowały bliskość, ciepło i poczucie, że mogę na niego liczyć, chociażby w momentach, kiedy tak właściwie nie robimy nic konkretnego. Po prostu spędzaliśmy ze sobą czas, chcąc nacieszyć się swoją obecnością do granic możliwości. Każda komórka mojego ciała przejmowała jego bliskość i uzbrajała się w zapasy na czas, gdy go nie będzie.
             Kiedy się ze mną żegnał, pocałował moje usta. Był to długi, namiętny pocałunek. W jego ramionach czułam się jak mała dziewczynka i było mi z tym dobrze. Wdychając zapach jego perfum, żałowałam, że dzisiaj nie może zostać dłużej. Jeszcze raz wspięłam się na czubki palców, by musnąć przelotnie jego malinowe, idealnie wykrojone usta. Chwilę później puściłam go i pozwoliłam udać się w noc. Zamknęłam za nim drzwi i westchnęłam bezgłośnie.
            Wpadłam jak śliwka w kompot.

*

            Rano, zerkając przez przeciwsłoneczne okulary, wyszedł do wysokiego berlińskiego budynku. Zajął miejsce w głębi kawiarni, oczekując swoich towarzyszy. Poruszył się nerwowo, zerkając na zegarek, który odmierzał kolejne minuty pogodnego dnia. Jeszcze wczoraj wieczorem, gdy dowiedział się, że Tom znów przesiaduje u Jasmine, zastanawiał się, czy to wszystko co robi jest dobrym pomysłem. Doszedł jednak do wniosku, że jedynym sensownym, jaki przychodzi mu na myśl. Usłyszał dzwonek, obwieszczający przybycie kolejnych klientów i uniósł głowę. Ujrzawszy płomienno rude włosy i wysokiego ciemnowłosego chłopaka, był pewien, że to oni.
            - Witam ponownie. – Uśmiechnął się półgębkiem, podając im dłoń. Widział podekscytowane oczy bruneta, które świeciły cwanym blaskiem. Fachowym okiem mógł stwierdzić, że chłopak nie jest rozeznany w interesach, w przeciwieństwie do rudego.
            Usiedli wspólnie przy schludnym stoliku, zamawiając jedynie kawę. Zerknęli po sobie krótko.      Pieniądze były czymś czego wszyscy pożądali. Mogli ich mieć miliony, tysiące lub nie mieć wcale. Stan ich portfela nie zmieniał faktu, że posiadanie kilkucyfrowych liczb na koncie sprawiało im przyjemność. Pieniądze. To ich wszyscy trzej chcieli, a jednocześnie każdy z nich mógł we wspólnym interesie znaleźć dodatkowe korzyści. Właśnie mieli to ustalić.
            - Może przejdźmy od razu do rzeczy. Masz zdjęcia? – odezwał się Mark Wannford.
            - Są tutaj. – Pewną ręką wyjął najbardziej prywatne fotografie, jakie udało mu się na szybko znaleźć w starannie ukrywanym albumie bliźniaków. Krótki urywany śmiech potoczył się z ust mężczyzn.
            - Widzę, że się postarałeś. – Uśmiechnął się Mark, zerkając ukradkiem na swojego młodszego kolegę siedzącego po prawej stronie.
            - Teraz twoja kolej – Jost odezwał się po dłuższym zamyśleniu.
            - Spokojnie, o mnie się nie martw, uruchomię wszystkie kontakty. Ale… Davin?
            - Wiem, co robić. – Chłopak uśmiechnął się szelmowsko, opierając się wygodniej na oparciu krzesła. Na jego twarzy malowało się samozadowolenie zmieszane z podekscytowaniem. Krótkie, lekko poskręcane włosy zmierzwił otwartą dłonią i przez chwilę zacisnął ją na kosmykach. Zupełnie bezwiednie poklepał się po kieszeni, w której był portfel. Kaulitz dał mu porządną zaliczkę. Teraz znów to zrobi, jednak całkiem nieświadomie. 
            - Mam nadzieję, że Tom da sobie spokój z Jasmine, a ty masz o to zadbać. – David zerknął na niego badawczo. Nie chciał nic złego dla dziewczyny, ani dla zespołu. Chciał po prostu, żeby ona nie zaprzątała głowy gitarzyście. Przy okazji mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Gdy się nad tym poważniej zastanowił to nawet trzy, ale na określenie zysków czas przyjdzie później…
            Davin Brown pokiwał energicznie głową i uśmiechnął się. On też chciał ją odzyskać. Tak po prostu. Być może trochę za nią tęsknił, w końcu przez czas jaki ze sobą byli, mimowolnie przywiązał się do niej. Przez chwilę myślał nawet o czymś poważniejszym, jednak jego entuzjazm szybko wyparował. Jasmine zawsze była dla niego dobra. Gdy tak rachował plusy i minusy, uśmiechnął się do siebie pod nosem. Wybaczyła mu nawet zdradę. Gdyby nie przyłapałaby go po raz drugi, byłoby między nimi zupełnie inaczej. A poza tym przyjęło się już, że to jego kobieta, a Kaulitz po prostu się między nich wtrynił. Skoro to jego kobieta, to wypadałoby ją odzyskać… prawda?
            - W takim razie niedługo będzie po wszystkim.
            - Powinieneś często zaglądać do gazet, myślę, że niedługo zobaczysz to, co cię usatysfakcjonuje – podsunął Mark i uśmiechnął się przebiegle. W jego niewiarygodnie błękitnych oczach zapłonął jakiś przerażający błysk. – Dopiero później podzielimy się zyskiem – dodał rzeczowo.
            - W takim razie czekam na telefon. Tylko dyskretnie – Jost ściszył nieco głos. - A teraz przepraszam, ale obowiązki wzywają. Do zobaczenia. – Menadżer skinął im porozumiewawczo głową i udał się do wyjścia.
            Nie był pewien, czy robi dobrze, ale teraz nie było już czasu na wycofanie się. Wiedział, że chłopcy mogą mu potem za to wszystko tylko dziękować. Mimo wszystkiego co robił, miał na uwadze ich dobro. Skoro już w to wszedł, to musiał brnąć dalej. Tom sam w końcu przekonałby się, że łączenie dwóch zupełnie przeciwnych sobie światów nie ma szans. Paparazzi i jego potencjalna ofiara? Przecież to nie ma racji bytu. Tak, sam by się o tym przekonał. Lepiej, że to się stanie wcześniej, a nie później. Po prostu oszczędzi mu nieuniknionego zawodu.
            Podjeżdżając pod dom bliźniaków, odpalił papierosa. Szary dym wypełnił mu płuca i od razu poczuł się bardziej odprężony, a spięte mięśnie rozluźniały się stopniowo. W skupieniu sięgnął do swojej teczki. Wyciągnął właściwą gazetę z zaznaczonym numerem strony i odetchnął głęboko, zatrzymując na niej przez chwilę wzrok. Znów zaciągnął się papierosem, czując jak nikotyna zaczyna krążyć po jego organizmie. Czas zacząć ostrą jazdę, pomyślał i ruszył do przodu. Podszedł do drzwi i zapukał w nie gwałtownie, oczekując aż któryś z braci pofatyguje się, żeby mu otworzyć.
            - Jest Tom? – zagrzmiał stanowczo, widząc Billa.
            - Jest, wejdź – chłopak mruknął i udał się w głąb domu. – Rozdrażniony menadżer na trzeciej – szepnął do brata, patrząc na niego sugestywnie. Tom zdezorientowany popatrzył na bliźniaka. Co mogło się stać? Chyba nigdzie nie przyłapano ich z Jasmine?!
            - Powiedz mi lepiej, co to ma być. – Nim zdążył przeanalizować ich ostatnie wyjścia i zdjęcia na jakich ujęto go z Jasmine, usłyszał za sobą niski głos, a kolorowa gazeta wylądowała przed jego nosem.
            - Gazeta, David. Nie rozumiem czemu tak panikujesz. Może dlatego, że Paris Hilton przytyła dwa kilogramy? – Zaśmiał się nerwowo pod nosem, odwracając się w stronę mężczyzny.
            - Patrz uważniej, Tom. – Spojrzał na swojego podopiecznego karcącym wzrokiem.
            Starszy bliźniak z dezaprobatą zerknął ponownie na gazetę. Jego uwagę znów przykuła fotografia, a pod nią podpis. Fot. Jasmine Metz. Przełknął głośno ślinę. Czyżby o to chodziło?
            - Nadal utrzymujesz, że twoja dziewczyna jest barmanką, Tom?
            W jego głowie od razu pojawił się moment, w którym wraz z Jasmine skłamali Jostowi co do prawdziwej profesji dziewczyny.
            - Jost, czy ty naprawdę uważasz, że to Jas? Przecież w Berlinie jest pełno osób o nazwisku Metz! - Wypuścił ze świstem powietrze, nerwowo szukając wzrokiem Billa.
            - A czy ty uważasz, że jestem aż tak głupi?! – nieoczekiwanie podniósł głos, stając naprzeciw Toma. – Myślisz, że tego nie sprawdziłem?
            - Nie rozumiem, jakie to ma znaczenie – warknął Tom. Dobrze wiedział, co znaczy słowo paparazzi. Nikt nie musiał mu tego tłumaczyć, jednak teraz nie miało to zupełnie znaczenia.
            - Takie, że ona cię wykiwa Tom. Wykiwa was wszystkich. Nawet się nie zorientujecie kiedy, a będziecie się taplać w bagienku kłamstw na pierwszych stronach gazet. Myślisz, że oni nie mają swoich sposobów na takich jak ty?! To jest ich natura! Natura, Tom! Oni to mają we krwi. Ona się zakręci koło ciebie, rozkocha w sobie, z resztą już to zrobiła, a później wykręci taki numer, że się nie pozbierasz. Później dostanie za to kasę i na tym skończy się wasza piękna miłość. Nie będzie zastanawiała się, co ty poczujesz, tylko ile za to wszystko dostanie! Właśnie takie ma to znaczenie!
            Uderzył pięścią w stół, przewracając szklankę z colą, która rozlała się, cieknąc po szklanym stole. Nie zwracając w ogóle uwagi na rozlany napój, spojrzał prosto w oczy Kaulitza.
            - Wyjdź – syknął chłopak, mierząc go wzrokiem. Każdy mógłby tak zrobić, ale nie Jasmine. – I nigdy więcej nie poruszaj tego tematu.
            Zacisnął dłonie w pięści, oddychając w przyśpieszonym tempie. Gdyby jeszcze raz powiedział coś takiego o niej, nie ręczyłby za siebie.
            - Widzimy się jutro w studio, a ty pamiętaj, co ci powiedziałem. – Jost spojrzał znacząco na Toma, a jego spięta twarz minimalnie się rozluźniła. Szybkim krokiem skierował się do drzwi, po czym wyszedł, gwałtownie trzaskając drzwiami.
            Tom opadł ciężko na kanapę i uderzył zamaszyście w poduszkę. Zerknął przez palce na swojego brata, nie chcąc słyszeć tego, co teraz powie. A nie mówił? No mówił! Sam mówił, że ona przyniesie mu kłopoty, a teraz jego stronę przejął jeszcze menadżer. Co to ma być?!
            - Jak widać ma takie poglądy jak ty – mruknął ironicznie, nie mogąc się powstrzymać przed wypowiedzeniem tego tonem ofiary.
            - Nie porównuj mnie z nim – prychnął Bill. Usiadł koło swojego bliźniaka, zerkając na jego zmęczoną twarz. Złość powoli ulatniała się z jego ciała, a krew zaczynała krążyć wolniej.
            - Ale Tom, zastanów się nad tym. Wierzę, że Jasmine jest w porządku, ale i tak będę miał ją na oku, zawsze kiedy tylko nadarzy się taka możliwość.
            - Nie dobijaj mnie Bill.
            - Wiem, że ją kochasz…
            - Ale to nic nie zmienia, przecież wiem! Po prostu zaufajcie nam trochę!
            - Przecież ja już to zrobiłem. – Bill szturchnął go przyjacielsko. – Po prostu muszę czuwać nad swoim starszym i głupszym bratem. – Wyszczerzył się w uśmiechu, kiedy tamten zerknął na niego zabójczym wzrokiem. – Ale nie przejmuj się. Jeśli chodzi o głupotę, nie odstajesz od normy.

*

            Wdrapałam się na kolana Toma, zaplatając ręce wkoło jego szyi. Przytknęłam czoło do jego policzka i uśmiechnęłam się szeroko, czując jak jego dłonie delikatnie smyrgają moje ciało. Po chwili musnęłam delikatnie jego policzek, zerkając na jego lekko przymknięte brązowe oczy. Mimo, że był rozluźniony, to wydawało mi się, że o czymś nie wiem. Jego twarz wydawała się być zmęczona, a oczy powolutku opadały.
            - Tom. - Postanowiłam zaryzykować. – Czy coś się dzisiaj stało?
            Patrzyłam na niego, nie chcąc przegapić jego reakcji. Poruszył się niespokojnie i zerknął na mnie. Poczułam jak jego ręka wędruje na mój policzek i gładzi go delikatnie opuszkami palców.
            - Nic ważnego. – Uśmiechnął się uspokajająco i musze przyznać, że ten jego wyraz twarzy naprawdę na mnie działał. Miałam ochotę po prostu wtulić się w jego ramiona i trwać tak jeszcze przez chwilę. Moja dociekliwość jednak nie dawała mi spokoju.
            - Możesz mi powiedzieć. – Spojrzałam na niego z małym grymasem malującym się na mojej twarzy.
            - To nic takiego – mruknął. Podniósł się nieznacznie, chcąc dosięgnąć moich ust. Ja jednak odwróciłam szybko głowę, przez co nie powiódł się jego misterny plan odwrócenia mojej uwagi.
            - Skoro to nic takiego, to mów! – Oparłam się rękoma po obu jego stronach i popatrzyłam na niego z cwanym uśmiechem. Tom odgarnął mi włosy za ucho i westchnął ciężko.
            - Jost dowiedział się, że jesteś paparazzo. – Wzruszył ramionami.
            - Powiedziałeś mu!? – Spojrzałam na niego zdezorientowana. Wydawało mi się, że to jedna z tych ważniejszych tajemnic! Przecież on… będzie teraz przeciwko mnie! Jak to się stało, że ja w ogóle jeszcze żyję?
            - Nie, zobaczył podpis pod fotografią w gazecie, szybko skojarzył, że to ty. Ale chyba dobrze, że wreszcie dowiedział się, jak sytuacja stoi – stwierdził Tom.
            - Był pewnie bardzo zły, co? – Przyłożyłam dłoń do głowy, czując jak zaczyna mnie pobolewać. Jak ja mam się teraz zachowywać w jego towarzystwie? Perfidnie go okłamałam, w dodatku teoretycznie powinnam polować na każdą plotkę związaną z zespołem, a będąc z Tomem mam do tego szeroki dostęp. Co on sobie mógł o mnie pomyśleć?
            - Tak, ale to Jost, nie przejmuj się nim zbyt bardzo. Nie ma wpływu na to, z kim się spotykam. – Uśmiechnął się ponownie. Poczułam, jak jego palce wkradają się pod mój podbródek i obracają moją twarz w jego stronę. Spojrzałam w głębokie, brązowe oczy i poczułam się lepiej. Może nie będzie tak źle? Czy ja wiem… będzie bardzo źle!
            Gdy poczułam malinowe usta na swoich, przez chwilę zapomniałam o menadżerze i jego złości, bardziej zaś skupiłam się na innych przyjemnościach. W końcu oderwałam się od Toma i usiadłam obok niego, opierając się wygodnie na kanapie i odrzucając głowę do tyłu.
            - Co my teraz z tym zrobimy? Przecież on mnie zje żywcem na śniadanie!
            - Nie wymiękaj, Jasmine. – Usłyszałam pewny głos Billa i od razu przypomniałam sobie o jego obecności w tym domu. Spojrzałam w jego kierunku, widząc, jak uśmiecha się nieco ironicznie. Teraz jednak, w przeciwieństwie do początków mojego związku z Tomem, w tej ironii widziałam nutkę przyjacielskości. Coś, czego na pewno nie dostrzegę u Josta.
            – On tylko dużo gada. Tom ma rację, nie może kontrolować naszego życia prywatnego. W końcu przekona się, że jesteś gatunkiem oswojonego paparazzo. – Czarny poruszył zabawnie brwiami, a ja wytknęłam mu język.
            - Bardzo śmieszne – mruknęłam, a po chwili zerknęłam na niego ukradkiem. Szybko złapałam poduszkę, która znajdowała się za moimi plecami i rzuciłam w niego. Co za pech! Zdążył się uchylić! Że też ma taki refleks. Jakim cudem on to zrobił?
            Gdy tak zastanawiałam się nad nadzwyczajną szybkością młodszego bliźniaka, dostrzegłam jak z gniewem w oczach, zbliża się on w moją stronę. Wyciągnął wyprostowane ręce, a jego dłonie ułożone były tak, aby zakleszczyć się na mojej szyi. Uh… chyba za dużo wyobraźni, Jasmine!
            - Nie zbliżaj się! – krzyknęłam, tworząc z palców znak krzyża, a on zarechotał. Po chwili złapał poduszkę i oberwałam nią w głowę. - Tooom! Ratuj – pisnęłam, kiedy dostałam ponownie, tym razem w okolicę brzucha.
            - Bill, daj jej już spokój – odezwał się, jednak jego głos brzmiał tak, jakby usilnie próbował zachować powagę.
            - Jak możesz! – wrzasnęłam, przechwytując narzędzie moich tortur i oddałam mu z podwojoną siłą. Tylko, że to była niestety tylko poduszka i nie mogła dać mu prawdziwej nauczki.
            - Dobra, koniec. – Bill podniósł ręce w geście poddania.
            - No, i tak powinno być od samego początku. – Uśmiechnęłam się zadziornie. – Cieszę się, że wreszcie zmądrzałeś.
            W odpowiedzi usłyszałam tylko donośne prychnięcie. Zamiast jednak znów zostawić mnie i Toma samych, chłopak usiadł po drugiej stronie sofy.
            - Bill. - Tom spojrzał na niego wymownie, myśląc o tym samym co ja.
            - O nie! Dzisiaj wyjątkowo mi się nudzi. Nic nie robimy, nie mam weny na pisanie piosenek, nie mam gitarzysty, aby pisać muzykę – jest bardzo zajęty. Georga nie ma w domu, a Gustav śpi. Co tu robić? Chyba jesteście na mnie skazani. – Założył ręce na klatce piersiowej i popatrzył na nas jakby to był koniec dyskusji. Nic się nie odezwaliśmy, będąc pod ostrzałem skupionego wzroku Billa.. Czarny nastawił telewizor, a ja wtuliłam się w ramię Toma, czując jego delikatne pocałunki na włosach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy