Pamiętaj, że wszelka treść bloga oraz szablon stworzone są przeze mnie i objęte są prawem autorskim. Zdjęcie użyte w szablonie pochodzi z deviantart.com.
• 12.08.15 •

Reniferowa, nowy odcinek specjalnie dla ciebie :)


09 sierpnia 2012

• 25. Kropla miłości jest silniejsza niż ocean rozumu



            Dawno już nie mógł pozwolić sobie na takie lenistwo, lecz kiedy tylko miał taką szansę, korzystał. Dzisiejszego dnia obudził się wyjątkowo późno. Przez jego myśli od razu przepłynęły obrazy dotyczące pracy. Zaraz potem uświadomił sobie, że ma chwilową przerwę od nagrywania płyty, a aktualnie wokół ich zespołu nie dzieje się nic ciekawego. Taka sytuacja bardzo przypadła mu do gustu i sprawiała, że miał więcej czasu, by spędzić go wraz z Jasmine.
            W ostatnich dniach Tom czuł przytłaczającą niezręczność w obecności menadżera. Wszystko spowodowane było tym, iż opiekun zespołu dowiedział się, kim z zawodu jest panna Metz i nie był tym faktem zachwycony. Mimo to, Tom starał się zachowywać naturalnie i przytomnie. Tak, aby nikt nie musiał zwracać mu uwagi, że ponownie chodzi z głową w chmurach. Ciężko jednak było skupić myśli, gdy dziewczyna usilnie odciągała jego uwagę.
            Usiadł na łóżku, odgarniając cieniutkie przykrycie. Swoje bose stopy postawił na posadce i przeciągnął się, ziewając jednocześnie. Mruknął z niezadowoleniem, kiedy tylko zerknął na komórkę. Przespał aż trzynaście godzin?! Było mu to potrzebne! Podniósł się powoli, naciągając na siebie białą, gładką koszulkę, która leżała w kącie pokoju. Czarne warkoczyki odgarnął do tyłu, porządkując trochę ich ułożenie. Długimi palcami, przeciągnął po zamkniętych powiekach, mając nadzieję, że ten zabieg pozwoli mu się przebudzić i wreszcie rozpocząć dzień.
            Gdy tylko wszedł do kuchni, zastał w niej kompletnie ubranego i umalowanego Billa. Czarny siedział na krześle, a jego łokcie opierały się na szklanym blacie stołu. Brązowe, oprawione czarną kreską oczy chwilowo błądziły po gazecie, która leżała tuż obok niego. Włosy zaczesane miał w starannego kucyka
            - Trochę późno już – oznajmił Tom, stojąc w progu kuchni. Czarny podniósł głowę i spojrzał na swojego brata, który dopiero co wstał z łóżka. Świadczył o tym jego strój, jak i nieobecny, zaspany wyraz twarzy.
            - Nie da się ukryć. Ubierz się, musisz coś zobaczyć.
            - Co? – Gitarzysta ziewnął przeciągle, zasłaniając usta otwartą dłonią.
            - Idź się obudź, bo i tak teraz nie kontaktujesz – westchnął Bill, a kiedy jego brat zniknął za rogiem, zerknął jeszcze raz przelotnie na gazetę.
            Dzisiaj rano przywiózł ją dla nich jeden z ochroniarzy. Jego współczujący i niepewny wyraz twarzy od razu zaalarmował młodszego bliźniaka. Gdy tylko sięgnął po plik papieru, mężczyzna uśmiechnął się lekko, jakby na pocieszenie. Chwilę potem wręczył mu magazyn i bez słowa odjechał. Kto by pomyślał, że aż tak przejmował się ich losem i poważnie traktował swoją rolę ochroniarza? Wracając do gazety. Bill nie musiał wcale jej otwierać, by wiedzieć, że coś się w niej pojawiło, a jakiś jaszczur znów coś wywąchał. Na odległość śmierdziało mu to związkiem Jasmine i Toma, dlatego też zdziwił się, że gdy z uderzającym o jego żebra sercem otworzył gazetę, na pierwszych stronach zauważył ich - dwójkę braci bliźniaków. W oczy aż kuła cała strona zdjęć i podpisów pod nimi. On i Tom na dziecięcym kocyku. On i Tom, całujący tę samą koleżankę w policzek. W końcu on i Tom siedzący w samych majtkach na trawce przed ich rodzinnym domem, fałszywy wywiad z ich ojcem i ich wspólne zdjęcie Do cholery jasnej, skąd oni to mają?! A przy tym wszystkim jeszcze wielki, wytłuszczony napis „Dzieciństwo bliźniaków Kaulitz. Co kryje się pod ich obfitym makijażem?”. Czy to są żarty?!
            - Więc o co chodzi? – Gdy jego brat tylko pojawił się w pomieszczeniu, od razu poczuł porządną dawkę jego perfum i świeżości, którą za sobą wniósł. Nie dał jednak po sobie poznać, że trochę przesadził z wylewaniem na siebie męskiego zapachu, chcąc uniknąć docinki na ten temat.
            - Zobacz to. – Podsunął mu otwartą na odpowiedniej stronie gazetę. Gitarzysta wziął ją w dłoń, nerwowo przerzucając strony, choć wcale nie musiał tego robić. Wszystko prezentowało się jak na tacy, a w jego twarz uderzyło gorąco wywołane podwyższonym ciśnieniem.
            - No to się rozpisali… - warknął, zaciskając w zdenerwowaniu pięść. – Jakim cudem to zdobyli? Przecież już dawno ustalaliśmy, że do obiegu wrzucone zostają tylko zaakceptowane przez nas zdjęcia. Pozostałe są nasze. Tylko nasze.
            - Też się nad tym zastanawiałem – mruknął Bill, zerkając w identyczne jak jego czekoladowe oczy. Zauważył w nich nutkę zrozumienia. Sam także pomyślał o albumie pełnym prywatnych, często upokarzających zdjęć, który spoczywał w dolnej szufladzie komody pod telewizorem. Był tak blisko. Wystarczyło zajrzeć do szuflady, żeby dostać to, czego się potrzebuje.
            - Nie. Przecież wiesz, że to nie ona. – Tom pokręcił przecząco głową. Nawet gdyby okazało się, że Jasmine jest wszystkiemu winna, nie chciałby dopuścić do siebie tej myśli. Chyba wolał się oszukiwać i żyć w szczęśliwym złudzeniu, niż zburzyć wszystko to, co razem z nią wybudował.
            - Masz rację. Nie wierzę, żeby to mogła być ona. Nie ma szans, ale w takim razie jak to zdobyli?
            - Nie wiem. – Tom uderzył w futrynę, a po chwili oderwał od niej bolącą dłoń i podmuchał obolałe miejsce. Często swoja frustrację wyładowywał we właśnie taki sposób, przez co później jego ciało cierpiało. Szybko jednak zapomniał o bólu, kiedy coś go tchnęło. Ruszył do salonu. Usłyszał tylko Billa, który z zaciekawieniem pytał, dokąd idzie. Ten jednak zignorował go i szybko dopadł do komody, stojącej pod telewizorem. Z rozmachem otwierał wszystkie górne szuflady, jakby nie wiedział, że to czego chciał, znajdowało się w tej najniższej. Wreszcie - album! Wyjął skarbnicę wspomnień, przez chwilę przyglądając się ozdobnej, delikatnej okładce. Chwilę później nerwowo przekartkował kolejne strony, z rozdrażnieniem zauważając brak kolejnych zdjęć.
            - Nie ma ich. – Z rozmachem rzucił albumem w sofę, od której odbił się lekko, jednak nie spadł na podłogę. Spojrzał bezradnie na Billa.
            - A może jednak…?
            - Dowiem się tego. To nie może tak być… - Kiedy w jego głowie pojawiały się wątpliwości, szybko je odrzucał. To było wręcz niemożliwe! Na dzisiejszy wieczór planował przecież coś specjalnego. Byli ze sobą tak długo, a ona nadal nie poznała osobiście jego przyjaciół z zespołu. W ogóle nie miała dużego kontaktu z jego światem. Chciał, aby wreszcie gdzieś z nimi wyszła, żeby wreszcie mogli się zabawić i spędzić ze wszystkimi miły czas. Jednak… jeżeli to ona? Co wtedy?
            Musiał się tego dowiedzieć. Czuł, że zauważy, jeśli Jasmine skłamie. Będzie to wiedział! Tylko teraz przez chwilę musiał ochłonąć. Czuł jak napięcie zgniata jego mięśnie, a głowa pulsuje bólem. Musiał się uspokoić.
            Opadł na kanapę i spojrzał w sufit, nie chcąc myśleć o tej sytuacji. Chciał choć przez chwilę uciec od wątpliwości, które walczyły z pewnością, że Jasmine jest z nim szczera i że go kocha. Przypomniał sobie jej drobne dłonie wkradające się na jego klatkę piersiową i kark. Czułe usta, które z taką delikatnością pieściły jego wargi, ciepłe spojrzenie, dzięki któremu niepotrzebne były słowa. Wyobrażał sobie jej drobny, kształtny nosek i zarysowane kości policzkowe. Jeszcze raz ogarnął go dreszcz, gdy przypomniał sobie jak ufnie wtulała się w jego ramiona i płakała, bo bała się, że odejdzie.
            Gdzieś z lewej strony usłyszał dzwonek do drzwi. Nie przejął się jednak tym bardzo, to Bill zajął się przywitaniem gościa.
            - Jost?! A ty co tutaj robisz? – donośny głos Billa potoczył się po pomieszczeniu, docierając do uszów gitarzysty. Tom jak na zawołanie wstał, rzucając urywkowe spojrzenie w stronę drzwi.
            - Chciałem z wami porozmawiać. – Usłyszał stanowczy, rzeczowy ton i aż poczuł mdłości, gdy ujrzał go w progu. Jego zapadnięte policzki były lekko zaróżowione, co mogło świadczyć o jego podekscytowaniu lub zdenerwowaniu. Chyba nie chciał wiedzieć, co się kryje za tą twarzą.
            - Nie chcę z tobą rozmawiać, Jost – warknął w stronę menadżera i ruszył po schodach na górę. Okej… wiedział, że to nie jest wina Josta, że te zdjęcia ukazały się w prasie. Wiedział, że Jost chce tylko dobrze. Mimo to gdyby tam został, nie mógłby się powstrzymać i wkrótce na czyjejś twarzy wylądowałaby jego pięść. Czuł, że menadżer chciałby wszystko zrzucić na Jasmine, a tego by nie wytrzymał, to nie na jego nerwy. Wdech i wydech, Tom. Wszystko się wyjaśni.

*

            Miał nieco mieszane uczucia w stosunku do tego, co się stało. Zdążył już zaufać Jasmine, kiedy nagle okazuje się, że mógł się mylić. Nie chciał jednak w to wierzyć.
            Zawsze wzbraniał się przed stwierdzeniami, że zniewieściał – zawsze taki był. Wszyscy naokoło twierdzili, że makijaż, błyskotki i obcisłe, czasem wręcz kobiece ubrania, nie pasują młodemu mężczyźnie. Zawsze odpierał te zarzuty, bo był jaki był. Jednak teraz musiał przyznać, że choć wyjątkowy instynkt to kobieca domena, chciał w tej sytuacji kierować się swoim. Uparcie wierzył, że jego zniewieściały, a jednocześnie całkowicie męski instynkt, podpowiada mu prawdę - Jasmine była niewinna.
            Ta wiedza nie przeszkodziła mu jednak w znalezieniu pretekstu. Był cwany i dobrze o tym wiedział. Kierując się swoim własnym kaprysem jak i troską o brata, znalazł się pod skromnym budynkiem kilka przecznic od mieszkania Jasmine. Ulice były tworzone przez ciasno do siebie przylegające fronty kamienic. Tynk o kremowym kolorze był dopiero co odświeżony i czysty. To podpowiedziało mu, że budynek niedawno przeszedł gruntowny remont. Bill zerknął przez chwilę w górę. Rzadko miał okazję przyjrzeć się z bliska architekturze zwykłej miejskiej kamienicy. Dopiero teraz, gdy zwrócił na nią uwagę, spostrzegł ciekawe, roślinne zdobienia bramy, a także kolumny, znajdujące się po bokach okien. Uśmiechnął się lekko do siebie i ruszył do środka. Już wcześniej szukał możliwości, aby odwiedzić Melody. Podpytał także Jasmine o wiedzę, która była mu niezbędna, a teraz wreszcie jest tutaj. Wreszcie! Nie wiedział, czego powinien się spodziewać. Na pewno nie fajerwerków, jednak był zdeterminowany.
            Gdy otworzyła drzwi, dosłownie go zatkało. Jej wyraz twarzy z uprzejmego i obojętnego, stał się nagle zaciekawiony, gdy spostrzegła, że to on jest jej gościem.
            Jego wzrok prześlizgnął się po jej stroju i przełknął ślinę, znów zauważając, jak atrakcyjną jest dziewczyną. Miała na sobie białą bluzeczkę na ramiączkach, która subtelnie zarysowywała jej szczupłą talię, jak i zgrabne piersi. Nogi opinały krótkie szorty, a włosy były w nieładzie, jakby nie poświeciła im dzisiaj dużo czasu. To wszystko jednak sprawiało, że w jego oczach wyglądała jeszcze lepiej – naturalnie, bez grama makijażu.
            - Mogę wejść? - odezwał się w końcu nadzwyczaj potulnym głosem, gdy ta tylko z zaciekawionym wyrazem twarzy, przypatrywała mu się uważnie i nawet nie zadała sobie trudu, aby zaprosić go do środka.
            - To nie jest zbyt dobra chwila – powiedziała po chwili wahania. - No ale dobrze, wejdź.
            Przesunęła się w przejściu, aby umożliwić mu wejście. W mieszkaniu panował bałagan. Ubrania i buty porozrzucane były po saloniku, na stole stały niesprzątnięte jeszcze naczynia, jednak mimo tego samo mieszkanie było ładne. Małe, skromne, panowały tu nadzwyczaj przyjemne kolory jasnego beżu, zieleni i żółci, co potęgowało wrażenie jasności we wnętrzu. Meble były w soczystych odcieniach brązu, wiele z nich wydawało się być już bardzo starymi nabytkami, mimo wszystko pasowały do klimatu i były funkcjonalne. Pod ścianą stała stara kanapa, nakryta narzutką w panterkę. Ten akcent rozbawił Billa, gdyż średnio zgrywała się ona z delikatnym, nierzucającym się w oczy wystrojem wnętrza. Na parapecie stały dwa kwiatki, które akurat kwitły, reszta prawdopodobnie zwiędła.
            - Przepraszam za ten bałagan. – Uśmiechnęła się, po czym w szybkim tempie zaczęła zbierać naczynia ze stołu i zanosić je w stronę kuchni.
            Po chwili lekko zarumieniona, jednak niespeszona, wróciła do pokoju i wskazała mu krzesło. Wkroczył głębiej do pomieszczenia i wtedy usłyszał odgłos lecącej wody. Domyślił się, ze ktoś jest w łazience i bierze prysznic. Przełknął głośno ślinę, gdy przypomniało mu się o tym, iż dziewczyna ma chłopaka. Zerknął krótko w stronę drzwi, po czym szybko zwrócił swoje spojrzenie ku Melody.
            - Przyszedłem do ciebie, ponieważ wiem, że dobrze znasz Jasmine. - Rozpoczął wyjaśnianie swojej wizyty, a jednocześnie zdradzał przed nią swoja wymówkę, aby móc ja odwiedzić.
            - W końcu jesteśmy przyjaciółkami.
            - Tak, i dlatego chciałbym usłyszeć od ciebie, jakim jest paparazzo – powiedział prosto z mostu, na co ona spojrzała na niego zaintrygowana.
            - To tylko praca. Jasminie nie jest tak szurnięta jak pozostali. Dlaczego mnie o to pytasz?
            - Bo muszę wiedzieć, czy ufam odpowiedniej osobie. Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że ma do nas duży dostęp – wyjaśnił, jednak po chwili poczuł, że chyba nie chce dalej brnąć w ten temat.
            - Bill, to bez sensu. Jasmine znasz dłużej niż mnie, to chyba z nią powinieneś porozmawiać. W ogóle nie rozumiem, co tutaj robisz. - Melody podniosła się z krzesła i stanęła nad nim z rękoma zaplecionymi na piersiach. Jej mina na pewno nie wyrażała zadowolenia, świadczyły o tym mocno zaciśnięte wargi. Bill, zerkając na nią do góry, poczuł się zdominowany, a jednocześnie tak bardzo zafascynowała go ta kobieta! Oznaki zdenerwowania tylko dodawały jej uroku, komponowały się z prawie czarnymi włosami i ciemnymi oczami.
            Podniósł się z krzesła, szurając nim po podłodze wyłożonej panelami. Żałował, ze wywołał między nimi małe napięcie – w końcu nie taki był jego cel, jednak na pewno nie żałował tego że tu przybył. Zrobił to z potrzeby serca. Nie chodziło mu tutaj o zaufanie do Jasmine, a o to, co poczuł do tej dziewczyny. Po latach samotności czuł, że być może ma wreszcie szansę na normalny związek z kimś, kto wie kim on jest, traktuje go przeciętnie, nawet się na niego denerwuje i nie jest paparazzo! O zgrozo, to chyba zbyt piękna wizja.
            Kątem ucha usłyszał, że w łazience przestała lecieć woda. Spojrzał szybko na Melody i spróbował odczytać emocje malujące się na jej twarzy. Zdawało mu się, że wolałaby wyprosić go z domu, zanim ktokolwiek zauważy, że miała gościa.
            - Przepraszam cię, Bill, ale to nie jest najlepszy czas na odwiedziny – powiedziała nie owijając w bawełnę i to też w niej polubił. Wystarczyła chwila, a wpadł po uszy i było mu z tym wspaniale. Potrzebował tego uczucia, jakkolwiek mogłoby się to wydawać głupie.
            - W takim razie będę już uciekał. - Żałował, że już. Chciałby spędzić z nią trochę czasu, wiedział, że i ona go lubi, jednak w tym momencie nie jest w stanie mu tego okazać. Kilka chwil razem na pewno odblokowałoby w nich pokłady sympatii.
            Wraz z nią przeszedł do drzwi, nie wyszedł jednak od razu. Zatrzymał się, zerkając nią cwanie. Usłyszawszy krzątanie się w łazience, wiedział, że osobnik, który się tam znajduje niedługo pojawi się w pokoju. Znów spojrzał na drzwi od tegoż pomieszczenia, a po chwili skupił wzrok na Melody, która cierpliwie czekała, aż opuści jej mieszkanie.
            Nie przemyślał tego. Gdy to zrobił, usłyszał tylko cichutki pisk, a po chwili poczuł jej dłonie zatrzymujące się na jego klatce piersiowej. Zatopił usta w jej wargach, starając się poczuć to coś.

*

            - I wtedy właśnie mnie pocałował! - Wyrzuciła z siebie. Jej policzki zaczerwieniły się, oczy zapłonęły wściekłością, a dłonie zwinęły się w pieści.
            Uśmiechnęłam się leciutko, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Siedziałyśmy u mnie w mieszkaniu. Zaciągnięte rolety, powodowały, że do środka wpadało czerwone światło. W dłoniach trzymałyśmy pucharki z lodami, rozkoszując się tym chwilowym ochłodzeniem, w trakcie długiego i bardzo ciepłego dnia. Mel prawie nie jadła. Bardziej była zajęta szczegółowym opowiadaniem akcji z dzisiejszego dnia, w której główny udział wziął Bill. Byłam świadoma, że to trochę moja wina – to ja opowiadałam mu o Melody, a także zdradziłam mu o niej kilka informacji. Skąd jednak mogłam wiedzieć, w jaki sposób je wykorzysta?
            Zdawałam sobie również sprawę z tego, że wokalista jest wrażliwym, opiekuńczym i uczuciowym facetem. Nie potrafiłam sobie jednak wyobrazić sytuacji, w której ten chłopak flirtuje. Właśnie dlatego przysporzyło mi tyle radości słuchanie opowieści mojej przyjaciółki, której wzburzenie wypełniało całe cztery ściany. Choć było to dla niej niespodziewane i krepujące przeżycie, Mel nie wybuchnęła płaczem, nie rozpaczała, była po prostu wkurzona i musiała to wszystko z siebie wyrzucić.
            - Przyssał się do mnie jak pijawka akurat w momencie, gdy Carl opuścił łazienkę, dasz wiarę?! Na szczęście jest z niego takie chuchro, że od razu go odepchnęłam. To był taki odrzut, że wpadł na drzwi o mało się nie przewracając. A gdy Carl to zobaczył, rzucił się na niego z pięściami. Chciałabyś pewnie zobaczyć ten wystraszony wyraz twarzy Billa!
            - Daj spokój! Pobili się?
            - Zdążyłam go wypchnąć za drzwi, zanim Carl się do niego dobrał. Zamknęłam je na cztery spusty i Kaulitz chyba nawet nie myślał o tym, żeby wracać. To nie byłoby miłe spotkanie.
            Popatrzyłyśmy po sobie. Ja z leciutkim uśmiechem na twarzy, ona z totalnym oburzeniem.
            - Nie mam pojęcia, skąd przyszło mu do głowy to, żeby mnie odwiedzać, a potem jeszcze całować! - wyrzuciła z siebie sfrustrowana.
            - Myślę, ze po prostu bardzo wpadłaś Billowi w oko – zaśmiałam się, choć wiedziałam, że mam racje. - To nie taki zły facet – dodałam, wzruszając ramionami, podczas gdy ona wyglądała jakby zaraz miała zwymiotować.
            - Może nie jest zły, ale na pewno nie dla mnie! Co to w ogóle było?
            - Melody, nie gniewaj się na niego, na pewno chciał dobrze. – Złapałam ja za rękę i popatrzyłam w oczy.
            - Wyszło jak wyszło – odpowiedziała zrezygnowana.
            - Porozmawiajcie. Wytłumaczcie sobie wszystko i już, będzie po problemie!
            Melody wbiła wzrok w sufit, ignorując moje słowa. W końcu jednak jej twarz opadła z powrotem na wysokość mojego wzroku. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
            - Możesz pojechać dzisiaj z nami na imprezę integracyjną – starałam się jak najprecyzyjniej określić rodzaj spotkania ze znajomymi Toma. - Porozmawiacie na spokojnie i wszystko będzie jasne.
            Przyjaciółka popatrzyła na mnie niepewnie. Ja jednak szturchnęłam ja zaczepnie. W końcu ulegając mojemu wdziękowi, uniosła się z kanapy.
            - W takim razie lecę się przebrać. Spotkamy się później.
            - Do zobaczenia – pożegnałam się z nią i zadowolona z siebie ruszyłam do malutkiej sypialni, w której mieściła się moja zasobna szafa.

*

            Kiedy tylko podjechaliśmy pod klub, uśmiechnęłam się szeroko. Już tak dawno nie byłam na żadnej imprezie! Jego czarne auto prawie niezauważenie przemknęło między innymi pojazdami i stanęło przy bocznym wejściu do klubu. Zanim wyszłam z samochodu jeszcze raz przeanalizowałam to, co miałam  na sobie, czyli czarną krótka sukienkę, która wykończona była koronkami, a także czarne buty na obcasie. Moje kasztanowe włosy pozostawiłam takie, jakie były na co dzień, dlatego teraz proste pasy opływały moje ramiona i plecy. Pomalowałam rzęsy, a w policzki wklepałam odrobinę różu. Ktoś by pomyślał, że w przypadku kiedy notorycznie się rumienię, nie jest to wskazane, jednak ja chciałam panować nad moimi rumieńcami, jakkolwiek to brzmi!
            - Rozumiem, że się wkradamy – powiedziałam, poruszając zaczepnie brwiami. Tom spojrzał na mnie spod daszku czapki, którą dzisiaj nasunął na swoje warkoczyki. Całość dopełniała biała koszula i jasne dżinsy. Poczułam dreszczyk emocji i przez chwilę zastanowiłam się, czy to dobra oznaka.
            - Nie, udajemy się strefy dla vipów. – Uśmiechnął się, wydostając się z samochodu. Podszedł z drugiej strony, otwierając mi drzwi i podał mi swoją rękę. Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek, jednak szybko podałam mu dłoń. Poczułam, jak jego ramię oplata się wokół mojego ciała i prowadzi mnie w kierunku drzwi. Zza cienkich murów klubu, słychać już było przytłumioną muzykę, a kilkanaście metrów dalej także ludzi, próbujących dostać się do środka.
            - Tom… ale będzie jakaś ochrona, prawda?
            - Będzie dwóch ochroniarzy. Spokojnie, to wydzielona strefa, nikt nie będzie na nas patrzył. – Pocałował mnie w skroń, a ja złapałam go za dłoń, splatając nasze palce razem. Udałam się za nim, przedzierając się przez przyciemniony korytarz. Weszliśmy po schodach, a muzyka coraz gwałtowniej wdzierała się do naszych uszów. Gdy tylko znaleźliśmy się na górze, moim oczom ukazało się dwóch wysokich mężczyzn, którzy stali jak na warcie. Zerknęłam na nich nieśmiało, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Okazało się jednak, że nie wiele robić musiałam. Od razu poznali Toma, witając się z nim uściskiem dłoni. Szybko przepuścili go, rzucając mi ciekawskie uśmieszki. Przemknęłam za nim, nie puszczając jego ręki. Nie ma to jak strefa vipów… kto jak kto, ale ja czuję się w takich najlepiej!
            Nim zdążyłam się zorientować moim oczom ukazał się Georg. Przełknęłam szybko ślinę, przypominając sobie moje nieudolne próby szpiegowania go i zrobiło mi się głupio. Dziękowałam Bogu, że on nie ma pojęcia, przez co przeszłam, próbując sfotografować jego romans z Neną. Jeszcze raz przypomniałam sobie upadek w krzaki i szybko wyrzuciłam to wspomnienie ze swoich myśli. Od teraz zaczynam z czystą kartą!
            - Tom, a co z Melody? - przedarłam się przez panujący gwar.
            - Spokojnie, już Bill się nią zajmie. – Uśmiechnął się lekko. Nim zdążyłam zareagować, pociągnął mnie do przodu i postawił przed basistą zespołu.
            - Georg to jest Jasmine – przedstawił nas sobie Tom, a ja wyciągnęłam dłoń w kierunku długowłosego chłopaka. Szybko przywitaliśmy się, po czym wyrósł przed nami Gustav, perkusista zespołu, a także Andreas, czyli najlepszy, białowłosy przyjaciel bliźniaków. Poznałam też Paulę, dziewczyna Georga i ku mojemu zdziwieniu Nathalie, która była osobistą makijażystką Billa. Na końcu przywitałam się z młodszym bliźniakiem, który wprost emanował pozytywna energią i z lekko obrażoną Melody, która ledwo zaszczyciła mnie spojrzeniem. No ładnie, to teraz ja podpadłam za to, że to Bill wprowadził ja do klubu, a nie ja z Tomem.
            - Kto pije?
            Las rąk pojawił się w górze. Choć to może brzmieć dziwnie, to mieliśmy osobistego kelnera, który donosił nam wszystkie trunki do naszego imprezowego stolika. Kiedy popatrzyłam przez barierki, zobaczyłam tłum ludzi na parkiecie i po chwili przestałam mierzyć upływ czasu.
            Wszyscy byli już galancie wcięci, każdy żartował, panował gwar. Czując zawirowania w głowie, spojrzałam na Toma, spowitego mgiełką papierosowego dymu. Zmarszczyłam lekko nos i ściągnęłam brwi.
            - Zatańcz ze mną – szepnęłam mu do ucha, ocierając o nie usta. Miałam ochotę wdrapać się na jego kolana i namiętnie pocałować, jednak ograniczyłam się do tańca. Tom popatrzył na mnie uśmiechnięty. Szybko zagasił papierosa i złapał moją rękę. Ruszyliśmy na skrawek wolnej przestrzeni na vipowskim balkoniku. Szybko zarzuciłam ręce na jego kark, a on przyciągnął mnie do siebie gwałtownie. Jego dłonie wylądowały na moich pośladkach, a ja musnęłam delikatnie jego szyję. Zatraciłam się w naszym namiętnym tańcu, jednak fragment mojego przytomnego umysłu zdążył zarejestrować, że obok nas zjawił się także Georg i jego dziewczyna Paula. Znaczyłoby to więc, że wspólnie jesteśmy widowiskiem dla pozostałych osób, siedzących przy stoliku. Kiedy przelotnie zerknęłam w ich kierunku, zorientowałam się, że tak właściwie nawet nie zauważyli naszej nieobecności – tak bardzo byli pochłonięciu opróżnianiem kieliszków.
            – Wymyśliłeś chyba najlepszą formę integracji – mruknęłam mu ponownie do ucha, bujając się w rytm muzyki.
            - Dobrze o tym wiem – usłyszałam jego pewny siebie ton.
            Poczułam jak jego dłonie suwają się po moich biodrach z góry na dół, a po moim ciele przeszedł dreszcz.
            - Może wrócimy do ciebie... - zaczął, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, wyczuwając jego intencje. - I urwiemy się wcześniej?
            Zerknęłam na pozostałą grupę. Alkohol całkowicie zamroczył im umysły. Wszyscy śmiali się i wymachiwali rękoma, nadmiernie gestykulując. Zmarszczyłam nos.
            - Nawet nie zauważą – uprzedził mnie Tom, wtulając się w moją szyję i zaciągając się moim zapachem.
            - No dobrze. – Złapałam jego dłoń. Tom jak na zawołanie wyprostował się, jednocześnie przewyższając mnie o kilkanaście centymetrów. Zauważyłam, że szybko rozejrzał się ponad moją głową i dał znak jednemu z ochroniarzy.
            - Jack, my już wychodzimy, odwieziesz nas? – spytał, a jego wypowiedź była o dziwo bardzo zrozumiała i jasna. Mocniej ścisnęłam dłoń Toma. Kiedy tylko ruszyliśmy za ochroniarzem, obejrzałam się na chwilę, chcąc spojrzeć na roześmianą gromadkę. Gdy doszliśmy do drzwi, poczułam, że coś jest nie tak. Zerknęłam z niepokojem na gitarzystę, on jednak zmarszczył lekko czoło, nawet na mnie nie patrząc. Jack zatrzymał się kilka kroków przed nami, po czym spojrzał poważnie na Toma.
            - Cholera – przeklął mój chłopak, a ja rozejrzałam się ponownie.
            - O co chodzi? – spytałam, jednak moje pytanie nie miało najmniejszego sensu w chwili, gdy w szparze drzwi dostrzegłam błysk i szamot kilku osób. – O nie… - jęknęłam.
            - Twoi koledzy po fachu postanowili nas odwiedzić. – Tom uśmiechnął się. Mimo wszystko jego twarz wcale nie wyrażała złości. Patrzył na mnie z lekkim uśmieszkiem, będąc ciekawym, jak zareaguję.
            - Ale oni nie mogą mnie znów sfotografować! – Miałam ochotę walić głową w mur. No przecież stary przesąd mówił, że paparazzo, który da się sfotografować przez kolegę po fachu już nigdy nie zrobi kariery! Wiem, że mnie zrobiono zdjęcie już w pierwszym dniu pracy, później z Tomem (mimo, że nikt nie wiedział, że to ja jestem dziewczyną, która ucieka wraz ze sławnym gitarzystą ulicami Berlina), a teraz to! Moja potrójna porażka!  
            - Nie mogą sfotografować was razem – wtrącił Jack. W ogóle nie mogą mnie sfotografować, chciałam go naprostować, jednak w porę ugryzłam się w język. – Myślę, że powinniście wyjść dwoma różnymi wyjściami. Jasmine, ty pójdź głównym, tam na pewno jest więcej tych szczurów, bez urazy dla ciebie. – Uśmiechnął się odrobinę ironicznie, a ja skrzywiłam się na te słowa. Mam iść tam sama? I przepchać się przez tą bandę paparazzi?! O nie... Choć z drugiej strony, to przecież mnie raczej nie znają i nikt nie dowiedziałby się, że byliśmy tutaj razem.
            - No dobrze – zgodziłam się na jego plan i kiedy już wycofywałam się, żeby zawrócić do sali, poczułam długie palce Toma, oplatające moje ramię. Przyciągnął mnie z powrotem do siebie.
            - Nie ma mowy, ona idzie z nami – zarządził, a ja popatrzyłam na niego jak na kretyna.
            - Ale zobaczą nas razem!
            - Wyjdziesz zaraz po nas. Będziesz trzymała się z boku. W tym tłoku nikt nie zwróci na ciebie uwagi, nie chcę, żebyś tam szła. – Pocałował mnie w czoło, a ja uśmiechnęłam się pobłażliwie.
            - Ty naprawdę w to wierzysz? - Choć logika nakazywała inaczej, godziłam się na ten plan.
            - Tak. Chodź Jack, przepłyńmy przez to bagno. – Szybko wciągnął bluzę, podana mu przez ochroniarza i założył kaptur, zaciągając go szczelniej wokół twarzy. Po chwili poczułam jak coś ląduje na mojej głowie. Złapałam materiał w rękę i dostrzegłam odpięty kaptur od ochroniarskiej kurtki Jacka.
            - Dzięki, Jack. – Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, bo moja jedyna czarna sukienka, którą miałam na sobie, w żaden sposób nie zasłoniłaby mojej twarzy. Chyba, że wyszłabym nago, zasłaniając nią głowę. Ale wtedy jeszcze bardziej zwróciłabym ich uwagę!
            Poczekałam chwilę, aż Jack i Tom znikną za drzwiami. Od razu usłyszałam wzmożony odgłos migawek i błysk fleszy, które rozświetlały wieczór. Opanowałam rozedrgane ze zdenerwowania ręce, naciągnęłam mocniej kaptur, starając się mocno przytwierdzić go do głowy i wyszłam. Pierwsze, co dostrzegłam była olbrzymia plama światła. Otworzyłam szerzej oczy, jednak zaraz momentalnie je zamknęłam. Starałam się przyzwyczaić do widoku jaki mi pokazują, lecz było to trudne. Czując napór ze strony dziennikarzy, szybko ruszyłam do przodu, jedną ręką trzymając kaptur, a drugą rozpychając się między ludźmi. Nie było ich wcale tak dużo. Po prostu stworzyli zwarty mur, który ciężko było przekroczyć bez uszczerbku na zdrowiu.
            - Jasmine! – ktoś krzyknął w tłumie, tak, że zwrócił nie tylko moją uwagę. Tom zatrzymał się i popatrzył w nieokreślonym dla mnie kierunku ponad głowami innych ludzi.
            - Jasmine, niezłe zdjęcia. Nie wiem, jak udało ci się je zdobyć. Gratulacje! – Wtedy go zobaczyłam. Przed oczami mignął mi rudy kolor włosów. Szybko odnalazłam jego właściciela, który wlepiał we mnie swoje niebieskie oczy. Po chwili zerknął jeszcze na gitarzystę i odszedł. Nawet mi nie pomógł! Taki znajomy z niego! A niech to, dam radę sama. I… o jakie cholerne zdjęcia mu chodziło? Czyżby moja kariera nie była jeszcze skończona? Mam dobre zdjęcia?! A może to była tylko ironia?!
            - Matko... – sapnęłam pod nosem, gdzieś po drodze. Przed sobą zobaczyłam Jacka, pomagającego Tomowi, który był pod jeszcze większym obstrzałem. Gitarzysta na chwilę odwrócił się w moją stronę i uchwyciłam jego wzrok. Był wyraźnie zdenerwowany, widziałam to w jego spojrzeniu. Nie chodziło o zebrany tłum, nie wiedziałam jednak, co mogło się wydarzyć.
            Nagle po raz drugi już dzisiaj, poczułam jak ktoś przyciąga mnie w swoją stronę. Prawie wywaliłam się na tych wysokich obcasach, które pomagały mi i jednocześnie przeszkadzały w przebrnięciu przez tłum pchających się przez siebie osób. Szybko jednak utrzymałam się na nogach i skierowałam się w odpowiednim kierunku. Uchwyt przeniósł się z obolałego już nadgarstka na dłoń. Nagle tłum został gdzieś z tyłu, goniąc dalej za Tomem, a ja stałam na świeżym powietrzu. Będąc całkowicie w szoku, zamrugałam gwałtownie i poprawiłam kaptur, zsuwający się z mojej głowy. Podniosłam wzrok i mnie zamurowało.
            - Matko, aleś ty nieporadna – westchnął, puszczając moją rękę.
            - Davin – syknęłam. – Co ty tu, do cholery jasnej, robisz?
            - Ratuję twoją buźkę przed nieuchronnymi zdjęciami, jak widać. – Uśmiechnął się, ukazując rządek białych zębów i przeczesał ręką włosy.
            Znów rozejrzałam się dokoła, starając się ignorować jego obecność i cały ten rozgardiasz. Szukałam Toma. Wreszcie uchwyciłam jego wzrok, jednak coś mi nie grało. Spoglądał na mnie z wyraźnym grymasem na twarzy. Szybko jednak znikł w czarnym samochodzie z przyciemnianymi szybami. Już chciałam ruszyć w tamtą stronę, gdy znów poczułam dłoń Davina na swojej.
            - Gdzie się wybierasz?
            - Nie twój interes, puść mnie – warknęłam, próbując zabić go wzrokiem. Niestety to nic nie dało.
            - Wybawcy coś się należy – zażartował, choć dobrze wiedział, że najchętniej uderzyłabym go w twarz.
            - Przyślę ci bukiet kwiatów – zironizowałam, dostrzegając przejeżdżający obok nas czarny samochód z przyciemnianymi szybami. Już chciałam krzyknąć za nimi, gdy poczułam gwałtowne szarpnięcie i ciepłe usta wkradające się na moje. Co jest!? Duże, dobrze znane mi dłonie docisnęły mnie do siebie. Mimo mojego sprzeciwu, łapczywe usta całowały coraz zachłanniej. Chciałam się jak najszybciej wyrwać z tych kleszczy. Już wiedziałam, że osoba jadąca tym czarnym samochodem, musiała dostrzec to, co się właśnie wydarzyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy