Pamiętaj, że wszelka treść bloga oraz szablon stworzone są przeze mnie i objęte są prawem autorskim. Zdjęcie użyte w szablonie pochodzi z deviantart.com.
• 12.08.15 •

Reniferowa, nowy odcinek specjalnie dla ciebie :)


09 sierpnia 2012

• 23. Niektóre szczyty można zdobyć tylko razem



            - Tom? – Spytałam, zaskoczona jego widokiem. Dzisiaj był ubrany w białą obcisłą koszulkę i ciemne, długie spodnie, jakby w ogóle nie przejmował się upałem wkraczającym na ulice. - Nie czytałeś tego, co napisałam? - Pamiętam, że zostawiłam mu karteczkę! Powinien wiedzieć, że musiałam wcześniej wyjść, żeby dowiedzieć się, jaki kolejny pomysł ma ciotka.
            - Czytałem – wyrzucił z siebie. Zobaczyłam, że nerwowo zaciska ręce i przygryza pełną wargę. Zerknęłam niepewnie na jego twarz. – Coś się stało?
            Wpuściłam go do środka, przesuwając się pod ścianę. Gdy tylko wszedł, zamknęłam drzwi.
            - Tak, stało się. - Usłyszałam, a moja dłoń zamarła w bezruchu. Odwróciłam się do niego z niepokojem. Co mogło się stać?! Wyszłam dopiero jakąś godzinę temu! Co w tym czasie mogło się stać?
            - Coś z Billem? – Chciałam się jak najszybciej dowiedzieć, co spowodowało jego wizytę. Ten jednak nie odzywał się ani słowem. Patrzył na mnie, swoim czekoladowym spojrzeniem ogarniając całą moją sylwetkę. Podeszłam do niego, nie wiedząc, czego się spodziewać. Dotknęłam dłonią jego smukłego policzka i przejechałam delikatnie dłonią po jego skórze. Wspięłam się na palce, chcąc być bliżej.
            - Skarbie, co się dzieje?
            Jego lekko zmarszczone czoło świadczyło o tym, że bije się z myślami. Uśmiechnęłam się do niego łagodnie, mając nadzieję, że wreszcie opadnie z niego zdenerwowanie.
            - Czy ty… - zaczął, oddychając urywanie. – Nadal czujesz coś do Davina?
            Otworzyłam szerzej oczy. Nigdy nie wpadłabym na to, że chodzi o niego. Dlaczego ten facet zawsze musi się pojawiać w najmniej oczekiwanym momencie mojego życia?! Zawsze i wszędzie, gdzieś się za mną wlecze. Nie mogę go wymazać ze scenariusza, choćbym nawet bardzo się starała.
            - Dobrze wiesz, że zranił mnie i żałuję, że tak późno przejrzałam na oczy. – Pogładziłam go delikatnie, chcąc go uspokoić. Tom westchnął ciężko, sięgając po moją dłoń. Zabrał ją ze swojej twarzy, patrząc na mnie swoimi smutnymi, zmęczonymi, brązowymi oczami, pod którymi malowały się ledwo widoczne cienie.
            - Jasmine, nie o to mi chodzi. Powiedz mi, czy nadal go kochasz. A jeśli jego kochasz, to co w takim razie czujesz do mnie? Co ja tu robię? Jestem tylko marnym pocieszeniem?
            Wyrzucił z siebie na jednym wydechu, a mnie zatkało. Kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć, podczas kiedy on patrzył wyczekująco. Uchyliłam lekko usta, zerkając na niego z – jestem tego pewna – wystraszonym wyrazem twarzy. Bo przecież… jak mógł tak myśleć?! To prawda, ciężko było mi poukładać sobie uczucia do Dava. Wszyscy naokoło próbowali wmówić mi jakim jest łajdakiem, ja jednak zawsze go broniłam. Zawsze robiłam na przekór innym, nie pozwalając go obrażać i będąc z nim. Mimo, że przekonałam się, jaki potrafi być, nadal żywiłam do niego jakieś uczucie. Byłam pewna, że nie zawsze był tak odrzucający jak teraz. Nie mógł taki być. Myślę, że gdzieś w głębi czaił się dawny Davin. Ale czy to była miłość? Raczej nie… bardziej było to przywiązanie. Po takim czasie spędzonym razem, ciężko było nie czuć czegoś takiego.
            - Tom… - szepnęłam. Było mi ciężko, patrzeć na jego smutny i niepewny wyraz twarzy. Dlaczego tak wątpił?! Dlatego, że nie potrafiłam sformułować swoich uczuć? Miałam nadzieję, że moje czyny mówiły więcej niż słowa.

            - Kocham go, kocham – wyrzuciłam to z siebie, żeby w końcu przestał wywiercać mi dziurę w plecach. – Ale chyba nie tobie powinnam to mówić. – Spojrzałam na niego przez ramię. Spłoszyłam się, kiedy okazało się, że stoi tuż za mną.
            - Masz rację, więc może powiedz to jemu?
            Odwróciłam się do niego i potrząsnęłam przecząco głową.

            - Rozumiem. – Przytaknął w końcu. Odsunął mnie gwałtownie od siebie, a zanim zdarzyłam zaprotestować, udał się w kierunku drzwi. – Nie będę się więcej narzucał. Wracaj do niego, tylko jeśli znów cię uderzy, to nie ręczę za siebie – warknął, mierząc mnie wzrokiem.
            - Ale Tom! – pisnęłam, a on nawet na mnie nie spojrzał. Stał odwrócony w stronę drzwi, jakby zastanawiając się czy wyjść teraz, czy posłuchać jeszcze, co chciałam powiedzieć, ale potem… już nigdy i tak nie wrócić.
            - Nie dałeś mi nawet dojść do słowa! – powiedziałam już ciszej, choć zabrzmiało to jak krzyk, przywołujący go do porządku. Podeszłam do niego, łapiąc jego dłoń. Drugą ręką przesunęłam po barku i plecach, ten jednak szybko odepchnął mnie od siebie. Popatrzyłam na niego ze łzami w oczach. Nie wiedziałam, co chcę powiedzieć, a właściwie to nie wiedziałam, czy chcę mówić to, co znajdowało się na końcu mojego języka.
            - Nie odpychaj mnie – mruknęłam jeszcze z wyrzutem, powstrzymując łzy przed wypłynięciem z moich oczu. – Tom, jeśli chodzi o Davina… nie wiem, co do niego czuję. Czasem ciężko jest zapomnieć o wspólnej przeszłości, jednak wiem, że to na pewno nie było to. To… to ciebie kocham. Nie wiem, czemu wymyśliłeś sobie, że jest inaczej. Nie chcę cię stracić, a ty nagle przychodzisz do mnie i mówisz mi takie rzeczy. – Po moim policzku spłynęła łza, a za nią następna. Kiedy pomyślałam, że mógłby mnie teraz zostawić, a w moim sercu znów pojawiłaby się dziura…
            Odwrócił się do mnie. Poczułam jak jego dłonie lądują na mojej tali, gdy przyciągnął mnie do siebie gwałtownie. Jego usta dotknęły mojego policzka, wodząc po mokrym śladzie. Z wyrzutem spojrzałam na niego spod mokrych rzęs. Chciałam, żeby się tłumaczył, dlaczego napędził mi takiego stracha. Przecież to nie jest temat na moją słabą psychikę! Nie chcę myśleć, że chce mnie zostawić.
            - Nie płacz – szepnął, kiedy popłynęły kolejne łzy.
            - To nie rób mi tak więcej – mruknęłam, wtulając się w niego. Kiedy tylko poczułam jego perfumy i uspokajające ciepło, uśmiechnęłam się lekko. Tak bardzo, bardzo go kochałam!
            - Nie będę. Musiałem po prostu wiedzieć – powiedział, a po chwili poczułam jego usta na czubku własnej głowy. Zrobiło mi się cieplej w sercu. Nie chciałam wypuszczać go ze swoich ramion tak długo, jak będzie to możliwe.
            - Dobrze, że już wiesz – szepnęłam i cofnęłam się trochę do tyłu. Kiedy zrozumiał, że chcę się przemieścić, odsunął mnie odrobinę od siebie. Przeszliśmy do mojego małego saloniku, gdzie Tom usiadł na wygodnej kanapie, a ja szybko wdrapałam się na jego kolana.
            - Nie chcesz więcej widzieć Davina, prawda?
            - Nie chcę – przytaknęłam i musnęłam lekko jego słodkie wargi.
            - W takim razie już więcej go nie zobaczymy. – Spojrzałam na niego zaintrygowana. Niby jak chciał nam to zagwarantować? Davin to pasożyt, jak się przyczepi, to ciężko się go pozbyć.
            - Nie zobaczymy go. Już dawno go nie widziałam! – Uśmiechnęłam się, odgarniając włosy opadające mi na twarz.
            - Bill powiedział mi o tym, że zaczepiał cię po pokazie mody – wyznał, a ja zesztywniałam. Myślałam, że to zostało między nami. – Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
            - Jego już nie ma, zapomniałeś? – Uśmiechnęłam się słodko, chcąc odwrócić jego uwagę od nieprzyjemnych tematów.
            - Nie pozwolę, żeby się do ciebie zbliżał. – Szczupłą dłonią przejechał po moim udzie. Przyciągnął mnie do siebie, wargami lądując na moich ustach.
            - Tak, tak. – Roześmiałam się, spoglądając na niego z politowaniem. Przecież ja nie zamierzam się z nim zadawać! Tylko czasem go spotykam, przecież to normalne. Moje mokre oczy wciąż przypominały mi o tym, jak gwałtownie zareagowałam na możliwość straty Toma. Odrzucając te myśli, pogłębiłam pocałunek, który rozpoczął. Wplotłam palce pomiędzy jego warkoczyki, gładząc go delikatnie po skórze. Zakleszczyłam się mocniej w jego uścisku. Patrząc w jego iskrzące się oczy, wiedziałam, że znajduję się we właściwym miejscu. Miałam nadzieję, że tym razem się nie mylę.
            - Kocham cię – usłyszałam, a po moim sercu ponownie rozlało się kojące ciepło.

*

            Siedział w studiu, wpatrzony w Josta. Tom go wystawił! Pojechał znów do Jasmine, podczas gdy powinni zająć się pracą! Jeżeli tak dalej pójdzie, prace nad albumem przeciągną się o wiele dłużej niż myśleli. A cała nagonka na jego brata, spadała na niego. To tak, jakby on był winien, że jego brat się zakochał. Właściwie to całkowicie zazdrościł mu tego. Też chciałby znaleźć osobę tylko dla siebie. Bardzo tego pragnął i czuł, że niedługo eksploduje z niemocy. Nie miał nikogo już od kilku lat. Sława odebrała mu ten element życia i choć bardzo chciał, nie potrafił tego zmienić. Po prostu mu to nie wychodziło.
            Z goryczą przypomniał sobie ostatni związek, w jakim się znajdował. Był z dziewczyną dobry rok. Co im jednak po tym roku, gdy nagle oboje uświadomili sobie, że to nie jest to, czego szukali? Tamara, bo tak miała na imię, wzięła go na długą pogawędkę na temat ich związku. Nie kłócili się, nie wyzywali. Spokojnie doszli do wniosku, że czas się rozstać. Nie pasowali już do siebie, oboje się zmienili i potrafili się do tego przyznać. Od dłuższego czasu między nimi nie układało się najlepiej, ona nie przepadała za jego znajomymi, a jej koleżanki wprost go irytowały. Nie pozostało im nic innego, jak tylko wzruszyć ramionami, uśmiechnąć się na pożegnanie i pójść w swoją stronę. Tak właśnie zrobili i od tamtej pory ciąży nad nim klątwa.
             Jak długo może być sam? Czemu innym zawsze się poszczęści? Był samolubny i egoistyczny, dobrze o tym wiedział, ale chciał znaleźć osobę która to zaakceptuje, a być może trochę utemperuje jego charakter. Zazdrościł Tomowi, że choć nigdy by sobie tego nie życzył, znalazł miłość. Zazdrościł mu, że pomimo jego chęci dominacji i posiadania kontroli nad każdym elementem dotyczącym ich związku, Jasmine wydawała się w pełni go akceptować. Była z nim zawsze, gdy tego potrzebował. Jednego Tomowi nie zazdrościł - tego, że Jasmine była paparazzo. Nie mógłby być z kimś kto na każdym kroku mógłby na czyhać na jego potknięcie. Chociaż… może i jest w tym odrobina adrenaliny? Może to jest w tym wszystkim pociągające? Nuta tajemniczości i niewiedzy?
            Gdy znów spojrzał na skupionego Josta, westchnął przeciągle. Miał właśnie nagrać pierwszą część nowo stworzonej piosenki. Robili kilka wariantów, dopiero później producent miał zadecydować, który tak właściwie jest najlepszy. Patrząc przez szybkę, przymrużył lekko oczy. Przydałaby mu się dłuższa przerwa, żeby dać odpocząć gardłu. Zanim menadżer przygotował się do kolejnego nagrania, Bill sięgnął po butelkę wody i napił się z niej łapczywie.
            - Czy nie moglibyśmy zrobić przerwy? – spytał do mikrofonu, na co Jost podniósł szybko głowę. Jego brwi ściągnęły się w zamyśleniu. Po chwili chrząknął i znów zwrócił się ku Billowi.
            - Zróbmy dwie godziny przerwy. Może do tego czasu odnajdzie się Tom – zawyrokował, na co Czarny kiwną szybko głową i wyszedł z sali nagrań. Szybkim krokiem udał się w stronę pokoju, w którym często przesiadywali. Minął czarną rogową sofę i szklany stolik. Swoje kroki skierował w stronę dębowych, solidnych drzwi. Gdy tylko wydostał się na mały korytarz i klatkę schodową, wyciągnął komórkę i wybrał numer do Toma. Wszystko jednak na nic, gdyż jego telefon nie odpowiadał. Przeklął cicho pod nosem.
            Niewiele myśląc wyszedł na zewnątrz, na nos zakładając okulary przeciwsłoneczne, które przewieszone miał przez koszulkę. Włosy, które dzisiaj rano związał w małą kitkę nie rzucały się w oczy, a codzienny strój nie odbiegał specjalnie od normy. Miał zamiar pozostać nierozpoznanym. Szybko wsiadł do samochodu i odpalił go. Właściwie nie potrafił określić, jak to się stało, że po dziesięciu minutach był już pod skromną małą kawiarnią. Wyłączył silnik, zastanawiając się nad tym fenomenem. Nawet nie wiedział kiedy, Melody pojawiła się w jego głowie, a słowa Jasmine, że powinien ją poznać, skutecznie go tu przyciągnęły. Uderzył się otwartą dłonią w czoło, nie wiedząc, co chce tym osiągnąć.
            Po chwili był już w środku. Schylił się lekko, aby dzwoneczki wiszące nad drzwiami, nie zaczepiły jego głowy. Od razu usłyszał ich radosny dźwięk, obwieszczający kolejnego gościa, który pojawił się wewnątrz kawiarni. Omiótł wzrokiem skromne wnętrze. Pod ścianami, oknami i na środku ustawione były proste stoliki z krzesełkami. Tuż przy zapleczu znajdowało się coś na kształt baru, przy którym stały wysokie stołki. Ruszył w tamtą stronę, nie chcąc zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Zanim ludzie zaczęli przypatrywać mu się z uwagą, usiadł przy podłużnym blacie, obserwując pułki ze szklankami, talerzykami i innymi gadżetami. Po chwili jego uwaga skupiła się na ciemnowłosej dziewczynie, która krzątała się w pobliżu. W jej dłoniach tkwiła mała ściereczka, którą uprzątała okruszki, rozsypane po blacie. Szybko jednak jej wzrok wylądował na nim, a on uśmiechnął się do niej lekko.
            Wciąż wyposażony w okulary, jego wzrok przesunął się po jej firmowym fartuszku. Na piersi wisiała plakietka, a na niej jej imię i nazwisko pracownicy. Melody Gesner, mruknął w myślach i uśmiechnął się szerzej na to spostrzeżenie. Znalazł ją bez żadnego problemu, choć początkowo wcale tego nie planował. Nie miał pojęcia, co pchnęło go ku temu miejscu. Wciąż zerkając na przyjaciółkę Jasmine, uniósł okulary i spojrzał na nią w świetle dziennym. Jej włosy były niemal czarne, jednak idealnie pasowały do jej rysów i lekko opalonej skóry. Wciąż trzymając w rękach szmatkę i niepewnie się rozglądając, podeszła do niego powoli.
            - Bill Kaulitz. – Mimowolnie się uśmiechnęła, na co jego serce zabiło szybciej. – Co podać?
            - Poproszę jedno latte – rzucił pierwsze, co przyszło mu na myśl. Po chwili oblizał lekko wargę i zerknął na nią swoim ciemnym spojrzeniem, chcąc nawiązać z nią kontakt wzrokowy.
            - Już się robi. – Nawet na niego nie spojrzała. Zamiast tego stanęła przy ekspresie, rozpoczynając parzenie kawy, której zapach dotarł do jego nozdrzy.
            - Jasmine opowiadała o tobie – rzucił, chcąc zagaić rozmowę.
            - Mam nadzieję, że tylko w superlatywach.
            - No jasne. – Rozbrajająco uśmiechnął się w jej stronę, na co ona parsknęła śmiechem i pokiwała powątpiewająco głową, nie odzywając się już ani słowem. Była zdziwiona tym, że pojawił się w tej kawiarni. Była ciekawa, co Jasmine naopowiadała mu o niej, że nagle się tu zjawił i nieudolnie starał się ją poderwać.
            - Twoja kawa. – Mając lekko rozbawione spojrzenie, postawiła napój tuż przed Billem. Nim zdążył umoczyć usta w kuszącym napoju, zerknął przez szybę i wybałuszył oczy ze zdumienia. Wokół jego samochodu, najnowszego audi, zebrał się mały tłumek nastolatek. Jeszcze nie zdążyły zauważyć, że jego właściciel siedzi w środku, w kawiarni. Były nadzwyczaj zainteresowane białym wozem, który robił niesamowite wrażenie. Z hukiem odstawił szklankę na blat.
            - Co do cholery? – warknął pod nosem, czym zwrócił uwagę Mel.
            - Chyba pojawiły się twoje fanki. – Melody spojrzała na niego z cwanym uśmieszkiem, unosząc jedną brew do góry. Jedną rękę założyła na biodro, patrząc na niego z wyczekiwaniem. Czarny zaś zaczął rozglądać się dookoła. Przez chwilę zaczął się zastanawiać, czy gorzej byłoby gdyby znaleźli go paparazzi, czy napalone fanki. Nie chciał wybierać!
            - Chodź tutaj. – Wywróciła młynek oczami i z litości uniosła fragment blatu do góry, wpuszczając go za ladę. Po chwili poczuł jak złapała go za rękę i mocno pociągnęła za sobą na zaplecze. Wcale nie chciała zajmować się Kaulitzem. Nie miała jednak wyjścia, nie mogłaby zostawić go na pastwę losu, zwłaszcza, że to braciszek Toma, a Toma jak najbardziej lubiła. Był fajnym facetem dla Jasmine, jednocześnie miał poczucie humoru, co najważniejsze jednak przyłożył Davinowi!
            Przekroczyła próg i już otworzyła usta, żeby powiedzieć mu, aby uważał. Próg był wysoki i łatwo było się o niego potknąć. Nie zdążyła jednak tego zrobić, gdyż poczuła mocne uderzenie i szczupłe ciało, które ledwo utrzymywało równowagę. Przylgnęła plecami do ściany i wyciągnęła ręce, chcąc jakoś przytrzymać chłopaka, ratując go przed upadkiem. Prawie jej się to udało, kiedy on przywarł do niej bliżej, a jej oczy znalazły się na wprost jego zaciśniętej z wysiłku szczęki. Oparł się dłońmi tuż koło jej ciała, a ona zdrętwiała.
            - Ciasno się zrobiło. – Zachichotał pod nosem, a ona prychnęła, widząc, jak jego uwodzicielski wzrok sunie po jej twarzy i zatrzymuje się na ustach.
            - Czy ty próbujesz ze mną flirtować? – spytała, zaskakując go swoją bezpośredniością.
            - Mimowolnie. – Słyszała jak przełknął głośno ślinę. Zaalarmowana jego słowami, odepchnęła go od siebie szybko. To nie było takie trudne, był niezwykle szczupły. 
            - Mam chłopaka – ucięła jego zapędy najlepszym z możliwych sposobów i znów pokręciła wymownie głową. Ten chłopak był niesamowity. Dopiero co ją poznał, a już zachowywał się w taki sposób! Mimo wszystko widziała w nim trochę Toma i uśmiechnęła się do niego przepraszająco, po czym wskazała mu drzwi. – Ja je zawołam, a ty wyjdziesz tymi drzwiami – powiedziała jeszcze, mając na myśli jego fanki, czekające przy samochodzie.


*

            Zamierzał wziąć sprawy we własne ręce. Chciał być zapobiegliwy. Chciał, aby wszystko działo się tak jak powinno – po jego myśli. Skoro nic nie pomagało, widział jeszcze jedno rozwiązanie i zamierzał je wprowadzić w życie. Był gotów zapłacić wysoką cenę, żeby ten typ wreszcie zostawił jego dziewczynę w spokoju. Miał dość jego natręctwa i nagabywania. Musiało się to skończyć raz na zawsze. Lubił dominować, nie znosił, gdy ktoś wchodził na jego teren. Nie mógłby też znieść goryczy porażki. Przypomniał sobie, jak słodko tuliła się w jego ramionach. Czuł się odpowiedzialny za to, żeby wreszcie to wszystko się skończyło i żeby ona miała święty spokój. On sam, też chciał mieć go już z głowy. Chciał się nią cieszyć tylko i wyłącznie samemu. Nie podobało mu się, że jakiś śmieć zakłócał cały porządek.
            Zahamował gwałtownie przed jedną z kilkukondygnacyjnych kamienic. Zapamiętał, jak Jasmine kiedyś wspomniała o niej w swojej opowieści o zdradzie. Dobrze się składało, bo teraz informacja o jego pobycie bardzo mu się przyda, a ona nie musi o niczym wiedzieć. Zerknął z grymasem na twarzy na odpadający tynk i śmieci walające się na chodniku przy budynku. Wiedział, że mógł zabrać kogoś ze sobą, nawet Billa, jednak chciał załatwić to sam. Jak mężczyzna z mężczyzną! Nieufnie skierował się w kierunku bramy. Przeszedł wolnym krokiem w stronę podwórka, które jak się złożyło, nie było zablokowane żadnym domofonem. Rozejrzał się po oknach budynków, zastanawiając się, gdzie mieszka Brown. Podszedł do pierwszej z brzegu klatki i wystawił wskazujący palec. Pod który numer zadzwonić? Trzynaście! Być może ten przyniesie mu szczęście.
            - Słucham? – Usłyszał zaraz po tym, gdy wcisnął przycisk. Był to damski głos, więc odezwał się uprzejmie:
            - Dzień dobry, szukam Davina Browna, mogłaby mi pani powiedzieć pod jakim numerem mieszka?
            Zastukał zniecierpliwiony w kawałek blachy, kiedy ona na glos liczyła numery i wymieniała sąsiadów, którzy zamieszkiwali ten budynek. Ta trzynastka to jednak nie był dobry pomysł.
            - Już wiem. To będzie następna klatka, numer dwadzieścia siedem. Tak mi się zdaje.
            Natychmiastowo podziękował, w duchu dziękując za ludzi, którzy znają całą okolicę z nazwiska i numeru mieszkania. Ruszył dalej. Gdy tylko doszedł do wybranych drzwi, zorientował się, że są otwarte. Wspiął się więc po wąskich i wysokich schodach, zerkając co chwila przez stare, niezbadane okna. Kto by pomyślał, że w słynnym Berlinie i takie miejsca się znajdują? To było jednak normalne. Z jednej strony bogate dzielnice, zabytki warte obejrzenia, a z drugiej zwykłe szare kamienice, w których mieszkali tacy sami ludzie.
            Stanął przed numerem dwadzieścia siedem. Odsapnął chwilę i czując jak jego mięśnie stopniowo spinają się, zapukał. Drzwi otworzyły się, a w nich stanął trochę niższy od niego chłopak o brązowych, lekko kręconych włosach i piwnych oczach. Wyraz niedowierzania na jego pociągłej twarzy, mieszał się z całkowitą wściekłością.
            - No proszę. Któż to mnie zaszczycił wizytą? – rzucił zgryźliwie. – Co cię tu przysyła? – Ciało Davina spięło się ledwo zauważalnie, ujawniając jego zdenerwowanie.      
            - Interesy. – Tom spojrzał na niego, unosząc głowę i powstrzymując się przed rzuceniem w jego kierunku kilku niemiłych słów. Spokój, nakazał sobie. Nie mógł teraz wybuchnąć. Nie było mu to potrzebne, kiedy mógł z niego czytać jak z książki. Jego rysy zmieniały się stopniowo, a on odczytywał uczucia, które walczyły na powierzchni jego twarzy.
            - Wejdź – syknął w końcu, odsuwając się z przejścia.
            Obserwował, jak chłopak luźnym krokiem porusza się do przodu. Zacisnął mocniej zęby, a jego dłoń zakleszczyła się na drzwiach. Był ciekawy, czego chce tym razem. Już porządnie zalazł mu za skórę i jeśli nie ma na myśli czegoś ciekawego, od razu wypchnie go za drzwi. Zaraz udał się za nim, zerkając pogardliwie na gwiazdę.
            - O co chodzi?
            - Ile chcesz, żeby wreszcie zniknąć z życia Jasmine?
            - Trzeba było tak od razu. – Zwilżył wargi i zerknął na niego zaciekawiony i lekko rozbawiony.
            - Mów. Dostajesz raz i więcej cię przy niej nie widzę – warknął.
            - Jaką masz gwarancję, że dotrzymam słowa? - prychnął rozjuszony, jednak w głowie już teraz układał mu się plan działania, który bardzo mu się spodobał. Ach… gdyby Kaulitz wiedział.
            - Nie mam żadnej. Mam nadzieję, że zapchasz się pieniędzmi – wyznał, wyciągając portfel. Szybko zauważył, jak Davin utkwił w nim swój chciwy wzrok. – Ile? Tylko nie przeholuj, bo zaraz stąd wyjdę – zastrzegł, szukając papierka, na którym zapisze czek.
            - Dwadzieścia tysięcy. – Niemalże słyszał, jak głośno brunet przełknął ślinę, a zwoje w jego mózgu pracują intensywnie.
            - Prosisz i masz. – Szybko zarysował swój podpis i zamachał mu świstkiem przed twarzą. - Więcej nie będzie takiej okazji, więc nawet nie próbuj się do niej zbliżyć – dodał, wpychając mu czek w dłonie. Stanął na wprost niego i popatrzył w jego oczy.
            - Myślę, że się dogadaliśmy. – Brown uśmiechnął się lubieżnie, pod palcami wyczuwając sumę dwudziestu tysięcy euro.
            - Pilnuj się – warknął gitarzysta, spoglądając na niego z pogardą. – Następnym razem nie będę tak miły – przypomniał, po czym wyminął go i szybkim krokiem wyszedł z mieszkania. Trzasnął za sobą drzwiami i zbiegł po stopniach, wychodząc na podwórko. Jeszcze raz zmierzył wzrokiem stare kamienice, ciesząc się, że już może opuścić to miejsce. Nigdy nie zamierzał tutaj wracać. Nigdy, bo przecież teraz Brown odczepi się od niej raz na zawsze. Nie miał wyjścia, musiał to zrobić.
            Sięgnął okulary słoneczne, które przewieszone miał na krawędzi koszulki i założył je na nos. Na szczęście nikt nie wpadłby na to, że jest teraz tutaj, załatwiając nie do końca czyste interesy. Żaden, z zazwyczaj bardzo domyślnych paparazzi, nie krył się za rogiem, bo musiałby się później grubo tłumaczyć, co robił w tym miejscu. Wsiadł do samochodu, odpalając go. Uruchomił szybko klimatyzację, ciesząc się chłodnym powietrzem owiewającym jego spocone ciało. Zerknął na komórkę, którą ostatnio nosił ciągle wyciszoną. Zauważył jedno nieodebrane połączenie od Billa. Szybko zadzwonił do niego. Nie zdążył wysłuchać nawet dwóch sygnałów, gdy po drugiej stronie odezwał się jego brat.
            - Gdzie jesteś?
            - W samochodzie – odpowiedział zgodnie z prawdą.
            - To wracaj do studia! Potrzebuję cię! – Usłyszał podekscytowany głos swojego bliźniaka.
            - Zaraz będę – mruknął w odpowiedzi. Rozłączył się, nie czekając na pożegnanie i swobodnie zmienił bieg, przyśpieszając. Gdy tylko dojechał pod studio, czym prędzej udał się do środka. Gdy tylko wszedł, wiedział, że będzie miał ochrzan od menadżera. Jost na pewno nie szybko wybaczy mu tak duże spóźnienie. Znów zacznie opowiadać o tym, że powinien być odpowiedzialny i obowiązkowy, że płyta jest teraz najważniejsza i nie mogą pozwolić sobie na odpoczynek.
            - Bill? – mruknął, oczekując jakiejś odpowiedzi.
            - Jesteś! Wreszcie. Powiedz lepiej, czy Jasmine nie jest na mnie zła.
            Czarny wyskoczył znikąd. Mimo że na jego twarzy malował się uśmiech i ciekawość, wydawało mu się, że coś jest z nim nie tak. Jego oczy, mimo zadowolenia widocznego na twarzy, pozostawały smutne i przygaszone. Starszy bliźniak spojrzał na niego ciekawsko i uśmiechnął się diabelsko.
            - Nie mów mi, że interesuje cię to, czy jest na ciebie zła.
            - Oczywiście, ze tak – powiedział oburzony. – Dlaczego niby nie?
            - Bo… nieważne. – Tom machną ręką, nie chcąc dłużej ciągnąc tego tematu. Uśmiechnął się do siebie, widząc, że Bill również poddał się jej urokowi. – Myślę, że nie jest na ciebie zła. Już sobie wszystko wyjaśniliśmy – wyznał. Usłyszał przeciągły gwizd Billa i uśmiechnął się szeroko. – A przed chwilą pozbyłem się też tego pasożyta.
            Powiedział to, mając na myśli pieniądze, które wylądowały w kieszeni Davina. Widząc pytający i zmartwiony wzrok Billa, nie był już pewny, czy chce się z nim podzielić tym wydarzeniem. Dobrze wiedział, jaka będzie reakcja brata.
            Nie pomylił się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy