- Tom, Tom, Tom… ty naprawdę mnie
nie rozumiesz! – przeklinałam go w myślach, wiedząc, że powinnam stawić się na
spotkaniu z przerażającym mnie Markiem Wannfordem.
- Jasmine. – Popatrzył na mnie
chwilowo przeszywającym wzrokiem, kiedy ciągle stukałam paznokciami o drzwi
jego ukochanego samochodu. – Myślałem, że już to wyjaśniliśmy – powiedział,
ponownie zerkając przed siebie, aby poprawnie ustawić samochód na podjeździe.
- Tak… - przyznałam. – Ale nie do
końca.
Westchnął zrezygnowany i opuścił
samochód. Podszedł od drugiej strony auta i otworzył przede mną drzwi.
- No chodź. – Wyciągnął w moją
stronę rękę. Nieco obrażona podałam mu swoją, zerkając przelotnie na powolnie
wyłaniającego się z samochodu Billa. Znów popatrzyłam na Toma nieco
przymrużonymi oczami. Właściwie to wolałam spędzić ten wieczór z nim, ale
wiedziałam, że gra toczy się o to, żeby dalej było nam razem tak dobrze jak
jest teraz. Coś za coś!
Omijając chłopaka, ruszyłam w stronę
drzwi. Miałam gdzieś, co w tej chwili pomyśli sobie Bill. Zawsze chciałam, aby
wreszcie mnie polubił. Żebyśmy po prostu się lubili, w końcu spotykam się z
jego bratem i musimy się jakoś znosić! Teraz byłam po prostu zła i nawet
poprawa naszych stosunków w tej chwili mnie nie obchodziła. Przynajmniej zgrywałam
taką, która zaraz odrąbie komuś głowę, jeśli zbyt bardzo się zbliży, bo Tom nie
musi wiedzieć, że i tak wszystko uchodzi mu na sucho. Patrząc nieprzeniknionym
wzrokiem na bliźniaków, stanęłam przed drzwiami. Obydwoje zerknęli na siebie
porozumiewawczo, nie wiedząc, czego spodziewać się z mojej strony. Widać, że
brakuje im władczej ręki kobiety! Już ja zadbam o porządek, ha!
- Zapraszam. – Tom uśmiechnął się
przymilnie w moją stronę, gdy już otworzył drzwi.
Zmierzyłam go od dołu do góry i
powędrowałam do środka przestronnego domu. Schylając się w holu, zsunęłam buty
ze stóp i na boso udałam się do salonu. Już dobrze zdążyłam poznać to dopracowane
wnętrze. Co jak co, ale temu wystrojowi poświęcili chyba dużo czasu, starannie
dobierając wszystkie jego elementy. Przejechałam opuszkami palców po materiale
sofy, stojącej przed dużym telewizorem. Tuż obok niej mogłam dostrzec także
szerokie i miękkie fotele. Jasny kolor tkaniny, którą były pokryte, wprost
zapraszał, aby rozgościć się w ich ramionach. Uśmiechnęłam się przez chwilę do
tej myśli. Przelotnie przesunęłam wzrokiem po dwóch pojedynczych roślinach,
znajdujących się w białych doniczkach. Jedna z nich była wyższa ode mnie i
wprost raziła swoim zielonym kolorem. Byłam zdziwiona, że tak długo wytrzymała
w progach bliźniaków bez ani jednego uschniętego listka. Dobrze wiedziałam, że bracia
nie słynną z dbałości o kwiaty. Na gładkich ścianach połyskiwał nawet jeden
obraz, przez dłuższą chwilę nie pozwalając oderwać od siebie wzroku. To
wszystko powodowało, że czas spędzony w tym pomieszczeniu był przyjemny. Dobrze
się tu czułam, a gdy do tego wszystkiego dodawałam jeszcze lokatora tego domu,
było tu idealnie.
- Nie denerwuj się już. – Usłyszałam
cichy szept w okolicy ucha, a po chwili poczułam delikatne wargi chłopaka
wkradające się na mój policzek. Objął mnie rękoma w pasie i nie pozwolił wyrwać
mi się ze swoich ramion.
- Tom… ty jesteś po prostu zazdrosny.
– Olśniło mnie nagle, na co on spiął się lekko. Pogładziłam jego dłonie i
oparłam się wygodniej na jego klatce piersiowej, czując bijące od niego ciepło.
- Nie jestem zazdrosny – sprostował,
a po chwili chrząknął lekko.
- Wymyśliłeś sobie coś z tą randką –
ciągnęłam dalej.
Gwałtownie odwrócił mnie w swoją
stronę, przyciągając bliżej.
– To ty wpadłaś na jakiś kolejny,
genialny pomysł.
- Tom, to miało być tylko spotkanie,
już ci to powtarzałam.
- A właśnie, że randka! Już ja wiem,
co mu chodziło po głowie, a nie zapominaj, że masz chłopaka – jego głos stał
się nadzwyczaj wysoki, a ja zachichotałam lekko.
- Wiem, głuptasie. – Wspięłam się na
palce, żeby go pocałować. Musnęłam jego delikatne wargi i uśmiechnęłam się. –
Nie mówmy już o tym i tak wiem, że byłbyś po prostu zazdrosny. – Palcem
delikatnie pstryknęłam go w nos. Przymknął czekoladowe oczy, zaraz potem jednak
otworzył je i spojrzał na mnie surowo. Płynna czekolada wydawała się lśnić w
dziennym świetle.
- Masz rację. Byłbym cholernie
zazdrosny – stwierdził niechętnie. Zmarszczył lekko czoło i przygryzł wargę, nie
wiedząc, czy powiedzieć jeszcze coś więcej. W końcu odezwał się. – Jasmine, nie
chcę cię stracić.
Przerwał na chwilę, obserwując moją
reakcję, a ja westchnęłam cichutko, nie spuszczając z niego wzroku.
- Pierwszy raz chcę kogoś mieć przy
sobie i nie chcę, żeby było inaczej. – Patrzył na mnie poważnie. Jego oczy emanowały
ciepłem, a usta mimowolnie uśmiechały się dobrodusznie.
- Ja też chcę, żeby ciągle tak było,
Tom – szepnęłam, wtulając się w niego. Naprawdę nie chciałam, żeby coś się
zmieniło. Bałam się nowego uczucia, jednak chciałam, żeby trwało. Bywają
momenty, kiedy zdajemy sobie sprawę z ryzykowności jakiegoś zadania. Mimo
wszystko robimy to, bo choć mamy wiele do stracenia, możemy też wiele zyskać. Ja
odważyłam się na taki krok. Znów poddawałam się temu wirowi wydarzeń, przeżyć i
uniesień, mając nadzieję, że wszystko będzie dobrze i nie przejadę się na tym
wszystkim jak na skórce od banana, lądując twardo na moim poobijanym już tyłku.
Miałam jednak nadzieję, że twardego lądowania nie będzie. To wszystko przez
uczucia, towarzyszące mi przy Tomie. Ciągle przekonywałam się, że to co czułam
do Davina nie było tak naprawdę tym, o czym zawsze myślałam - to nie była
prawdziwa miłość. Mimo to cholernie bolało mnie poczucie straty zaufania,
poczucie bycia wykorzystaną i okłamywaną. Bolało moje serce, które teraz było już
prawie pewne, że wszystko wychodzi na prostą.
- Nie chcę wam przerywać, ale mam
picie i jedzenie. – Bill wyjrzał zza progu, nadal niepewny, czy już może się
odezwać. Zerkał uważnie, jak Tom obejmuje mnie, a ja wtulona nosem w jego szyję
powoli się od niego odlepiam. Swoje czekoladowe spojrzenie Czarny znów utkwił w
moich oczach. Popatrzył na mnie znacząco. Już wiedziałam, że przypomniał sobie
naszą rozmowę i to, jak chciałam uświadomić mu, że Tom jest dla mnie bardzo
ważny. Chciałam czy nie, teraz też dobrze słyszał to, o czym rozmawialiśmy.
- Co mamy do jedzenia? – pierwszy
odezwał się Tom, a ja tylko zerknęłam na braci. Szczerze mówiąc to nie
wiedziałam, jak zachować się w towarzystwie Billa, aby nie zrazić go do siebie
jeszcze bardziej. Może powinniśmy zawrzeć jakiś pakt? Może zapis krwią, czy
jak? Dotyczący oczywiście tego, że nigdy nie będę w swoim zawodzie działała na
szkodę ich zespołu i Toma. Może takie coś by go przekonało, bo jak widać moje
zapewnienia w ogóle go nie obchodziły.
- Pizzę i colę. – Chłopak wyszczerzył
się w uśmiechu.
- Jesteś mistrzem. – Ucieszył się
Tom. – Skąd ją wytrzasnąłeś?!
- Powiedziałem Sakiemu, żeby nam
podrzucił. – Czarny uśmiechnął się jeszcze szerzej, dumny ze swojego pomysłu. –
Mam nadzieję, że się nie odchudzasz ani nic? Bo mamy tylko to – zwrócił się do
mnie, a ja chcąc czy nie, spiorunowałam go wzrokiem. Ja i odchudzanie?! Chyba
żart. Przecież uwielbiam pizzę, a po stresującym spotkaniu z menadżerem
chłopaków musiałam jakoś odreagować!
- A jeśli powiem, że tak…? –
odezwałam się słodko, ciekawa jak mnie potraktuje.
- Jasmine definitywnie je z nami –
wtrącił się Tom, nie dając już nam dojść do słowa i nacieszyć się słowną
potyczką. Wzruszyłam ramionami. Tom dobrze wiedział, że uwielbiam pizzę.
*
Otwarty i podłączony do prądu laptop stał na nowym,
czystym, mahoniowym biurku. Jego powierzchnia lekko połyskiwała pod wpływem
światła padającego z jasnego ekranu komputera. Poza tym jednym źródłem światła,
pokój skąpany był w ciemnościach, które sprawnie rozprzestrzeniały się w każdy
możliwy kąt. Dojrzały, wysoki mężczyzna raz po raz szybkim krokiem przechadzał
się samotnie po pomieszczeniu. Po chwili nachylił się nad biurkiem. Jego wzrok
ponownie padał na monitor, gdzie wyświetlona została elektroniczna wiadomość.
Był to pojedynczy e-mail, a spędzał mu sen z powiek.
David Jost był menadżerem
Tokio Hotel. Menadżer to jednak w jego
wypadku zbyt mało powiedziane. Był on jednocześnie producentem, opiekunem,
wychowawcą i doradcą, a co najważniejsze był ich odkrywcą. Był tym, który
wiedział, co zrobić, żeby pomóc ich talentowi i wizerunkowi wybić się. Gdy
wziął ich pod swoje skrzydła tak właśnie się stało. Ich kariera w szybkim
tempie zaczęła rozkwitać, a zespół wybił się nie tylko w Niemczech. Tokio Hotel
osiągnęło międzynarodowy sukces. Oczywiście sami chłopcy, pomimo młodego wieku,
włożyli we wszystko ogrom pracy, bez której taki sukces niebyły możliwy. Jednak
to on nimi pokierował, promował, załatwiał występy i kontrakty. To on planował
im cały dzień, każdą minutę wolnego czasu. A teraz, kiedy ich kariera mogłaby
rozkwitać dalej coś się wypalało. Akurat teraz, gdy szykowali kolejny album,
mogący osiągnąć sukces porównywalny z ich poprzednimi projektami. Już dawno
wiedział, że czas zaplanować jakiś rozgłos, coś co przyciągnie uwagę do zespołu
lub do samych bliźniaków. Był jednak z tym pewien problem i coś ich blokowało.
Już dawno przestały wszystkich
dziwić zmiany w wyglądzie Billa. To było normą, a chłopak po prostu nie mógł
się powstrzymać, żeby jeszcze raz zabłysnąć. Zawsze pozostawał mu Tom. Jednak
teraz za sprawą tej dziewczyny, Jasmine, nagle wydoroślał i na pewno nie
zgodziłby się na miłosne podboje i inne skandale związane z jego osobą. Jak to się
stało, że z imprezowicza, który zawsze mógł zaryzykować uszczerbek na honorze,
w celu zyskania większego rozgłosu, stał się tak… poważny? Nie mógł ogarnąć
tego swoim umysłem. Jak to się mogło stać, że dziewczyna jest dla niego
ważniejsza od kariery? Kiedy przegapił ten moment, aby uratować sytuację?
Chłopcy nie rozumieją, o co toczy
się walka. W tym biznesie nie można mieć słabych punktów, bo cię wygryzą. W tym
biznesie potrzeba dobrych chwytów, żeby utrzymać się na powierzchni. Musiał rozpatrzeć
wszystkie możliwości, a nie miał zbyt dużego pola manewru. Wiedział na pewno,
że nie ujawni związku Toma i Jasmine. Nie dość, że tylko odwróciłyby się od
nich nastoletnie fanki, zakochane na zabój w jednym z członków zespołu, to
dodatkowo zgnoili by tą Metz. Tak, ona tylko im przeszkadzała, więc powinien
się jej pozbyć…
Sugerując się mailem, który
przeczytał już kilkukrotnie, znów pomyślał o pomyśle, który krążył w jego
żyłach i w całym ciele tak, aby w końcu ujawnić się jako najlepszy ze
wszystkich. Mianowicie mógłby ujawnić od dawna skrywane zdjęcia bliźniaków. Nie
był pewny tylko, jak to zrobić, w końcu chłopcy się nie zgodzą. Przełykając
głośno ślinę i nerwowo stukając palcem w biurko, uświadomił sobie, że bliźniacy
mu ufają. Mimo wszystkich wyrzeczeń, kłótni i przekleństw nie zmienią faktu, że
to on im pomógł i są mu za to wdzięczni. Gdyby to wszystko podsumować, mógłby
ujawnić te zdjęcia tak, aby nie wiedzieli, że zrobił to on. Przeklął w myślach,
kiedy zorientował się, że chce, czy nie, jego myśli ukierunkowują się tak, jak
życzyłby sobie tego autor e-maila.
Jeszcze raz przebiegł wzrokiem po
liście. Czarne litery domagały się ciągłej uwagi, tak samo jak ten człowiek,
który był nadzwyczaj zastanawiający. Po pierwsze, nie miał pojęcia skąd wziął
jego prywatny adres e-mail. Przecież był on skrupulatnie skrywany, a powierzany
tylko zaufanym osobom. Sam ten fakt, pozwalał mu stwierdzić, iż facet musiał
mieć szerokie kontakty i wpływy. Po drugie, musiał siedzieć w tej branży już od
dłuższego czasu. Tylko dzięki temu, mógł przewidzieć, co jemu, menadżerowi
sławnego zespołu, czai się w głowie. Wyczuł to, że chłopcy potrzebują rozgłosu
i szumu wokół siebie, a zatem wiedział też, że pracują nad nową płytą, której
przyda się takie zainteresowanie wśród przeciętnych maniaków muzyki i gwiazd.
Od razu widać było, że osoba ta znała się na rzeczy i siedziała w tym po uszy.
Bo jak można wytłumaczyć to, iż tak zgrabnie połączył wszystkie rzeczy, które
były dla niego ważne w tej chwili z pozbyciem się zbędnej zespołowi Jasmine?
Ano Jasmine. Kto by pomyślał, że
taka drobna i dziewczęcą osóbka jest paparazzo? W żadnym wypadku nie sprawiała
takich pozorów. Znaczyłoby to również, że nie jedno przewinienie ma już nas
swoim koncie. Nie mógł uwierzyć, że Tom złapał się jak rybka na haczyk.
Przecież to paparazzo! Ale nie mógł przesądzać faktów. Zanim ich o cokolwiek
oskarży, sprawdzi ten fakt. Nie mógł przecież ślepo wierzyć w te zapewnienia.
Bardziej zastanawiające było jednak to, skąd ten człowiek wiedział, że Tom
spotyka się z Jasmine? Przecież prawie nikt nie zdawał sobie z tego sprawy.
Mimo że nie chciał, czuł szacunek do tego mężczyzny i jego możliwości.
Jakiemu człowiekowi by na tym
wszystkim zależało? Zastanawiając się nad tym, zjechał wzrokiem na sam dół
listu, przyznając przed samym sobą, że propozycja jest warta rozważenia i
omówienia. Co robić?! Mógłby się zgodzić… dla nich! Dla chłopców! Przecież
dobrze wiedział, co należy robić, aby ich kariera ciągle nabierała tempa.
Chciał, aby wokół nich ciągle coś się działo, nie mogli dać o sobie zapomnieć.
Zerknął na wyświetlacz i przełknął
głośno ślinę, a po jego skroni pociekła kropla potu. Nikt nie może się o tym
dowiedzieć. Nikt! Szybko wystukał na klawiaturze odpowiedź, nie chcąc ukazać
mężczyźnie swojego zaskoczenia, wywołanego tą wiadomością. Czuł się, jakby
ktoś, kogo nie znał, czytał mu w myślach i przewidywał jego ruchy. A dokładniej
ten… Jak mu tam? Zerknął ponownie na nazwisko rozmówcy - Mark Wannford.
Propozycja
jest interesująca. Wolałbym omówić to osobiście, spotkajmy się dwudziestego
pierwszego, w restauracji Greek na Bulstrasse o godzinie ósmej rano. Chcę znać
więcej szczegółów i dowiedzieć się, z kim konkretniej mam do czynienia.
Pozdrawiam.
D.
Jost.
*
- Nie dałeś mi nawet do niego
zadzwonić – wzburzyłam się po raz kolejny tego wieczoru.
- Mmm… nie denerwuj się już –
mruknął, próbując dosięgnąć moich ust, podczas gdy ja, siedząc na kanapie,
coraz bardziej się od niego odsuwałam. – Nie uciekaj mi. – Tym razem to on się
oburzył, po czym szybkim ruchem przyciągnął do siebie moje nogi, a ja pisnęłam
zaskoczona. Delikatnie pogładził moje łydki, na co zareagowałam uśmiechem.
- Nie denerwuję się, ale wypadałoby
chociaż zadzwonić, prawda? – Pogładziłam jego ramię, powoli przesuwając dłoń na
jego szyję. Poczułam gęsią skórkę, która wstąpiła na jego ciało, pod wpływem
mojego delikatnego dotyku.
- Jas… – odezwał się lekko
zachrypniętym głosem, a ja roześmiałam się, kiedy przyciągnął mnie do siebie
jeszcze bardziej. Nim zdążyłam się zorientować, leżałam wyciągnięta na długiej
sofie, a on nachylał się nade mną. – I co teraz? – Zwilżył wargi, zerkając na
moje usta.
- Teraz mnie pocałujesz –
powiedziałam pewnie, a on nie czekając dłużej połączył nasze wargi.
- Ehem. – Znaczące chrząknięcie
przywołało nas do porządku. Podniosłam się gwałtownie, napotykając na ciało
Toma, z którym zderzyłam się i z powrotem opadłam na sofę. Ten podał mi rękę,
na której podciągnęłam się do pionu. Poprawiłam zgrabnie włosy, chcąc sprawić, aby
wyglądały na w miarę uporządkowane. Poczułam, jak palą mnie policzki i już
wiedziałam, że się rumienię. Zerknęłam na Billa, który zastygł w progu z nieco
zdezorientowaną miną.
- Moglibyście poczekać z tym aż
choćby pójdę spać – powiedział, a po chwili wybuchnął śmiechem. Zerknęłam
niepewnie na Toma, który również uśmiechał się zupełnie niezrażony. – Gdybyście
zobaczyli swoje miny, haha… – Czarny wycofał się z pokoju, a ja również
zaśmiałam się.
- Obejrzyjmy razem film –
zdecydowałam i ruszyłam w stronę pokaźnej kolekcji płyt. – Poniańczymy twojego młodszego
brata. – Poruszyłam zabawnie brwiami i ruszyłam w stronę szerokich schodów, na
których zniknął przed chwilą Czarny.
- Bill! – rzuciłam w przestrzeń,
mając nadzieję, że mnie usłyszy. Po chwili jego sylwetka ukazała się moim
oczom. Jego włosy były dzisiaj oklapnięte i w niektórych miejscach sterczały
pod dziwnym kątem. – Chodź do nas – zawołałam go gestem ręki i wróciłam do
salonu, gdzie zastałam Toma rozwalonego na sofie.
- Nie za wygodny jesteś? – Uśmiechnęłam
się do niego, przechadzając się po pokoju. Podeszłam do wielkiego okna, które
pokrywało ścianę od góry do dołu i odchyliłam długie firanki. Zerknęłam krótko
na ciemny podjazd i małe lampy, dające minimalną ilość światła. Po chwili
przeniosłam wzrok nad duży kominek, na którym stały ramki, a w nich zdjęcia.
Ucieszyłam się, widząc dwóch małych chłopców, który objęci uśmiechali się w
stronę obiektywu.
- Słucham was.
W pomieszczeniu pojawił się Bill,
który zerknął na nas z nad uniesionej brwi. Dzisiaj wyglądał naprawdę
komicznie. Dopiero teraz zauważyłam, że jasną koszulkę poplamioną miał sosem od
pizzy, którą tak się zajadał. Włosy stanowiły istny nieład, a spodnie, które
tak starannie próbował utrzymać na swoich wąskich biodrach, były stanowczo zbyt
luźne i ni jak, nie chciały słuchać swojego właściciela.
- Oglądamy film – wyjaśnił Tom. –
Jasmine, wybierz coś! – skierował w moją stronę. Od razu zmierzyłam wzrokiem
półkę z ich pokaźnym filmowym zbiorem, jakby to wybór filmu był moim nowym
wyzwaniem.
- Tylko nie horror – wtrącił Bill, a
ja spojrzałam na niego zaskoczona.
- Boisz się? – Zaśmiałam się i
przejechałam palcem po tytułach.
- Nie mam dzisiaj na to nastroju –
wyjaśnił od niechcenia i stanął obok mnie, przewyższając mnie prawie o głowę. –
Ale skoro nalegasz. – Prychnął i wyciągnął ciemne pudełko, a ja od razu
zorientowałam się, że jest to horror, jeden z tych gatunków filmów, których nie
znosiłam! A wiecie dlaczego? Bo serce bije mi przy nich, tak jakby wykonywało
ostatnie uderzenia i miało za chwilę stanąć, a widząc efekty pokrojonego
ludzkiego ciała, żołądek podchodzi mi do gardła! Tak, to śmieszne, ale na mnie
tak to właśnie działa.
- Nie, nie, nie! – Rzuciłam się w jego
stronę, chcąc zabrać pudełko z płytą.
- Tak, tak, tak. – Zaśmiał się,
widząc, jak usilnie staram się dosięgnąć film. Spojrzałam na niego z gniewem w
oczach. Zaraz będzie miał horror na żywo! Zaparłam się rękoma po bokach i
zdmuchnęłam włosy z oczu.
- Obejrzymy komedię! – zadecydowałam,
a on uśmiechnął się w moją stronę.
– Jak sobie księżniczka życzy. – Odłożył
opakowanie i pozwolił mi wybrać inny film. Kiedy tylko się odwrócił, wykonałam
w jego kierunku zjawiskowy wykop, dzięki któremu chciałam dosięgnąć jego
zgrabnego tyłka, jednak… nie udało się! Usłyszałam tylko parsknięcie Toma i
zauważyłam, że niczego nieświadomy Bill spogląda na niego z zapytaniem w
oczach. Wzruszyłam ramionami. Jeszcze ja mu pokażę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz