Gdy tylko widzę tego rudzielca, mam
ochotę ulotnić się bocznym wyjściem. Chwilunia! Ja i on na randce? Wykluczone!
Nie ma mowy, przecież to nie może się udać. Stałam tam ze zmieszanym wyrazem
twarzy, wiedząc, że on oczekuje ode mnie odpowiedzi. Spojrzałam jeszcze raz w
niebieskie oczy, które powodowały, że chciałam zwiewać gdzie pieprz rośnie.
Ciągle bałam się, że domyśli się, że to ja uciekałam z Tomem wtedy w nocy i że w
jakiś sposób zorientuje się, że jednak z kimś się spotykam. Miałam ultimatum.
Albo się zgodzę i jakoś to przetrwam albo odmówię, wykręcając się pierwszym
lepszym argumentem i dam mu aluzję, że nie mogę się spotykać z innymi! Tak to
widziałam i bałam się, że on odczyta to w ten sam sposób. No bo jeśli on się
jednak domyśla, kim jest ta dziewczyna biegnąca i całująca się z chłopakiem w
nocy w centrum Berlina?
- No to jak? Może środa?
Nie dał mi jeszcze czasu na
odpowiedź!
- Wiesz co? Muszę najpierw sprawdzić
mój kalendarz, a teraz mam ważny telefon. – Wskazałam na swoją komórkę, która
wciąż trzymałam w dłoni, po czym jak huragan wybiegłam z pomieszczenia, w
drzwiach mijając grupę moich współpracowników. Miałam nadzieję, że gdy wrócę,
Marka już nie zastanę. Wyszłam na zewnątrz, gdzie znów ogarnęło mnie poranne,
coraz bardziej gorące powietrze. Szybko wybrałam numer Toma i modliłam się,
żeby akurat w tym momencie mógł odebrać.
- Halo? – Usłyszałam jego zaspany
głos i zmieszałam się lekko. Było bardzo wcześnie, ale czy on też nie powinien
pracować?!
- Obudziłam cię? – spytałam miękko,
wyobrażając sobie, jak jego powieki leniwie odkrywają ciemne oczy.
- Tak, ale zaraz i tak musiałem
wstawać.
W tym momencie zdecydowałam.
Wybrałam opcję numer jeden!
- Nie będziesz miał nic przeciwko
temu, że umówię się dzisiaj wieczorem z jednym z paparazzi, którzy ostatniej
nocy nas gonili, prawda? Muszę zgrywać pozory, że nikogo nie mam.
No jasne, przecież to nic takiego.
Pójdę, odsiedzę swoje, podziękuję za spotkanie i adios amigo! To nie powinno
być trudne, ha! Już większe wyzwania spotykałam na swojej wyboistej drodze!
- Co?! – Niespodziewany hałas
uderzył w mój umysł. Odchyliłam słuchawkę od ucha, zdając sobie sprawę, że
teraz Tom rozbudził się do końca. – Na randkę?!
- Tom, to nie tak! – Chciałam mu
wszystko wytłumaczyć, żeby zrozumiał to tak, jak ja.
- A jak?! Chcesz iść z nim na randkę,
a na randkach ludzie się całują i chodzą do łóżka!
- To tylko ty chodzisz na pierwszych
randkach do łóżka, nie zapominaj się! – warknęłam do słuchawki. Szybko jednak
ugryzłam się w język. – Nie zamierzam go całować, to tylko spotkanie, żeby się
odczepił…
- NIE MA MOWY – warknął, ignorując
to, co mogłabym jeszcze chcieć dopowiedzieć.
- Ale Tom… przecież słyszysz, że jak
się nie zgodzę, to może się wszystkiego domyślić. Przecież mnie widział i na
pewno zauważył podobieństwo między mną a tamtą dziewczyną. – Próbowałam
oświecić ten jego zaciemniony umysł.
- Nie! Poza tym, jeśli tak bardzo
chcesz się umawiać, to jesteś umówiona! Dzisiaj jedziesz ze mną do studia, Jost
musi cię poznać i dowiedzieć się, że mogli nas sfotografować – wyjaśnił, a ja
westchnęłam cicho.
- Zachowujesz się, jakbyś mi nie
ufał. – Wydęłam wargi, zakładając rękę na biodro.
- Ufam.
- No więc zaufaj mi i teraz! –
wybuchłam.
- Tobie ufam, ale jemu nie. Muszę
kończyć, przyjadę po ciebie.
Tylko tyle usłyszałam na pożegnanie,
zanim się rozłączył. Popatrzyłam na sąsiednie budynki zastanawiając się chwilę
nad swoją decyzją. Zrobię tak, jak uważam. Tom chociaż mi nie powie, że nie
uprzedzałam. Gdy tylko wróciłam do budynku, zgodziłam się na spotkanie z
Markiem, na którym zamierzam do końca kontrolować sytuację i wyjść od razu, gdy
tylko zbliży się do mnie na odległość bliższą niż pół metra.
*
Wszedł do studia luźnym krokiem.
Zaraz za nim znalazł się Bill, którego włosy schowane były pod grubą szarą
czapką. Jak ostatnio często mu się zdarzało miał po prostu lenia i nie ułożył ich
w należyty sposób. Obydwaj odruchowo zerknęli w kierunku przeszklonych drzwi,
żeby zobaczyć kto jest już na nogach i pracuje nad nową płytą. Tak jak myśleli
w studiu znaleźli Josta i jeszcze jednego producenta, z którym spotkali się
jakiś miesiąc temu, a on nadal kończył swoją pracę nad jedną z piosenek. Kiedy
tylko wyszedł, przywitał ich uśmiechnięty Jost. Jego oczy promieniowały zadowoleniem,
gdy obwieścił, że kolejny utwór jest skończony. Czekając na Gustava i Georga
przesłuchali jeszcze gorący kawałek i zadowoleni z siebie opadli na sofę.
- David, chciałem przedstawić ci
dzisiaj Jasmine. Mógłbyś dłużej zostać w studiu? - spytał, zanim w ogóle
pomyślał o tym, jaki szok może to wywołać w menadżerze. Chociaż miał to już za
sobą. Oczekując jakiejś reakcji zacisnął rękę na materiale spodni i odetchnął
głęboko. Mina mężczyzny zmieniła się na lekko posępną.
- No dobrze, ale co to za Jasmine?
Głupio udawał, że nie pamięta. Pewnie
miał nadzieję, że to jakaś nowa, a nie ta o której Tom wspomniał już dawno
temu.
- Jasmine Metz, to jest eee…
barmanka! Tak. Barmanka – wymyślił na poczekaniu, nerwowo poklepując się ręką
po kolanie. Widząc zdziwioną minę Billa, odchrząknął cicho i odwrócił od niego
wzrok. Że też wcześniej nie przygotował sobie odpowiedzi na trudne pytania! –
Spotykam się z nią, przecież dobrze o tym wiesz – mruknął jeszcze, wpatrując
się w jego twarz.
- Myślałem, że już dawno ci przeszło
– Jost pogładził się po jednodniowym zaroście, a jego oczy jak gdyby
ściemniały, kiedy zamyślił się na chwilę.
- Nie David, a sprawy dodatkowo się
trochę pokomplikowały…
Wyznał, opierając ręce na kolanach.
- Jest w ciąży. Mogłem się spodziewać,
inaczej nie przybiegłbyś do mnie z problemem.
Słysząc te słowa, oczy Toma
powiększyły się momentalnie, a zaraz po tym zakrztusił się śliną. Podczas gdy
próbował złapać oddech, pomiędzy kolejnymi kaszlnięciami, tuż obok niego
rozległ się gromki śmiech Billa. Czując, że jego twarz staje się sina, spojrzał
w bok na swojego bliźniaka, który nie mógł opanować rozbawienia. Zgromiony
ostrymi spojrzeniami, momentalnie spoważniał i pomógł doprowadzić się bratu do
porządku. Na chwilę znów zapadła cisza.
- No powiedz mu – westchnął obok
Bill.
- Sfotografowali nas – wyrzucił z
siebie gitarzysta. Zrozumiawszy nieme pytanie Davida wyrażone przez jedną
uniesioną do góry brew, zdecydował się dodać parę szczegółów. – Całowałem ją, a
później szliśmy za ręce. - A raczej biegliśmy, szepnął w myślach.
Uf. Teraz już wie! Co zrobi z tą
wiedzą… już jego sprawa! Miał to totalnie gdzieś. Gdyby chodziło tylko o niego,
jego związek mógłby wyjść na jaw! Nie musiałby się wszędzie z nią kryć, tylko
chwaliłby się tym, że jest szczęśliwy. Ale… to nie zależało tylko od niego.
Musiał mieć na względzie Tokio Hotel, jak również jej dobro. Nie chciał, żeby
czuła się nieszczęśliwa z powodu jego kariery, a także nie chciał jej
ograniczać, tutaj przełknął głośno ślinę, w sferach zawodowych… cokolwiek by to
nie znaczyło.
*
Tak, tak. Umówiłam się z nim i
czuję, że to będzie moja kolejna misja! Nie tak odkrywcza jak chociażby wyprawa
na księżyc, ale jednak Tom powinien mnie zrozumieć. W końcu robię to dla nas! Tak,
no bo po co innego pakowałabym się w paszczę potwora? Chciałabym, aby nasz
związek przetrwał, a żeby tak było potrzebne są poświęcenia, prawda? Nikłym
uśmiechem pożegnałam się z Markiem. Umowa była taka, że spotykamy się o
dwudziestej w ustalonej restauracji. Mój plan opierał się na tym, żeby szybko
zaliczyć spotkanie z krwiożerczym menadżerem, przebrać się i udać właśnie na
spotkanie z Markiem! Muszę wszystko zrobić sprawnie. Z tym nie powinno być
problemu, mam w końcu sporo czasu.
Zjeżdżając windą na dół modliłam
się, żeby Tom założył na nos chociaż okulary. Nie podobało mi się, że podjeżdża
pod sam budynek i po prostu na mnie czeka. Każdy mógł go zauważyć! No ale nic.
Mam nadzieję, że chociaż dzisiaj wykazał się zdrowym rozsądkiem. Wychodząc zza
rogu odetchnęłam z ulgą. Widząc czarny samochód i lekko zamaskowanego kierowcę
w jego wnętrzu, rozluźniłam się odrobinę. Szybko podeszłam do pojazdu i
wsiadłam do środka.
- To dokąd? – Uśmiechnęłam się,
kiedy już ruszył, zerkając na jego dłoń kierującą się na moje udo.
- Do studia, przygotuj się. – Jego
usta również wygięły się w uśmiechu, kiedy nachyliłam się w jego stronę i
musnęłam jego policzek.
- Będzie aż tak źle? – spytałam, a
mój żołądek po raz pierwszy od dłuższego czasu został ściśnięty ze stresu.
- Cóż… na biegu wymyśliłem, że
jesteś barmanką, więc się tego trzymaj, a poza tym Jost powinien zachowywać się
odpowiednio. A przynajmniej mam nadzieję, że tak będzie. Nie jest głupi, musi
chociaż udawać, że cię lubi, żebyśmy mogli nadal współpracować. – Zaśmiał się
pod nosem.
- Ale pocieszenie – mruknęłam, a
przed moimi oczami już zaczęły pojawiać się najczarniejsze scenariusze. Już
widziałam jak wyzywa mnie za to, że spotykam się z Tomem. Tak, to tylko moja
chora wyobraźnia dawała o sobie znać, w końcu Tom powiedział, że Jost będzie
uprzejmy. Mimo wszystko się denerwowałam!
- Będzie tam Bill? – szepnęłam
nagle, odrywając twarz od szyby.
- Mówił, że poczeka tam na nas –
spojrzał mi przelotnie w oczy. – Spokojnie, będzie po naszej stronie. – Uśmiechnął
się pokrzepiająco w moją stronę, mnie jednak nic to nie dało. Ciągle czułam, że
mam ściśnięty żołądek. Żeby jakoś przestać myśleć o tym, co mnie czeka gniotłam
w dłoni papierek od cukierka, którego przed chwilą pochłonęłam.
Gdy zahamował przed okrągłym budynkiem,
otoczonym rzędem drzew, przełknęłam głęboko ślinę i odetchnęłam ciężko. Uh… nie
mogę się denerwować. Spokojnie! Przedstawię się, odpowiem grzecznie na zadane
pytania i ulatniam się!
Łapiąc za klamkę opuściłam samochód
i popatrzyłam z lękiem na Toma. Gdy tylko zamknął samochód podszedł do mnie
luźnym krokiem i złapał mnie za zimną dłoń. Razem podeszliśmy do wejścia, a
kiedy tylko zamknęły się za nami drzwi, przyciągnął mnie mocniej do siebie.
- Nie denerwuj się – szepnął,
gładząc mój policzek. Po chwili poczułam jego usta dotykające moje. Wspięłam
się na palce, chcąc oddać jego pocałunek i przez chwilę zapomnieć o palącym
mnie stresie.
- Chodźmy – zdecydowałam, gdy już
oderwał się ode mnie. Trzymając kurczowo jego dłoń, weszłam po schodach i trzymając
się lekko z tyłu, podążyłam za nim do ciemnego pomieszczenia, znajdującego się
za masywnymi drewnianymi drzwiami. Były otwarte. Kiedy tylko weszłam do środka,
zauważyłam Billa, siedzącego na podłużnej rogowej sofie, zaraz obok niskiego
szklanego stolika. Na szafkach po prawej stronie znajdowało się pełno płyt i
wyróżnień, a także kilka zdjęć.
- Cześć Jas. – Bill uśmiechnął się
do mnie, a ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że mimo wszystko chce mnie
wesprzeć duchowo. Odpowiedziałam mu skinieniem głowy, bo moje gardło było zbyt
ściśnięte by wydobyć jakikolwiek dźwięk.
- Jost! – Usłyszałam obok siebie
głos Toma i zadrżałam. Mocniej ścisnęłam jego dłoń. Naprawdę nie wiedziałam,
czego mogę się spodziewać. Po chwili mężczyzna pojawił się, a na jego poważnej
twarzy zawitał nikły uśmiech. Na przywitanie wyciągnął rękę w moją stronę, a ja
szybko podałam mu swoją. Nieznacznie odchrząknęłam i odezwałam się.
- Jestem Jasmine Metz, miło mi.
Był koło czterdziestki, z ciemnymi,
małymi oczami. Nieco wyłysiały, z zarumienioną twarzą. Lekkie zmarszczki w
kącikach oczu były prawie niezauważalne, choć świadczyły o latach, które
spędził już na tym świecie. Ręką wskazał nam miejsce do siedzenia, a sam pojawił
się po drugiej stronie długiej sofy. Oparł się rękoma na swoich kolanach i
splótł ze sobą dłonie w geście zamyślenia. Jeszcze raz zmierzył mnie
przeszywającym wzrokiem i westchnął przeciągle. Mierzyłam powolnie przemijające
sekundy i słyszałam bzyczenie muchy w powietrzu.
- Przyniosę coś do picia – odezwał
się Bill, po czym na chwilę zniknął. Podążyłam za nim wzrokiem, zazdroszcząc,
że tak po prostu może się stąd zmyć.
- Nie ukrywam, że ulokowaliście nas
w ciężkiej sytuacji. Media potrafią wyniuchać naprawdę wiele i nie powstrzymają
się przed niczym. Jednak z tego, co mówi Tom, zdjęcia nie są jednoznaczne i
nadal nie pojawiły się w prasie. Jestem więc dobrej nadziei, choć z drugiej
strony przydałby wam się szum wokół zespołu przed wydaniem płyty.
Mojej uwadze nie uszło to, iż
rozpoczął z grubej rury. Nawet nie starał się zagaić lżejszej rozmowy, wolał od
razu przejść do konkretów. Zachowywał się jak człowiek, którego interesuje
jedynie zawodowy aspekt życia. Naszego związku również nie podnosił do rangi
uczuć. Dla niego liczyła się praca.
- Ehem… nie przesadzaj, co? –
mruknął Tom, mierząc go pogardliwym spojrzeniem.
- Nie przesadzam, ostatnio jest o
was aż za cicho. – Jost uśmiechnął się po ojcowsku, jednak po chwili skierował
swój wzrok na mnie.
- Powiedz Jasmine, czym się
zajmujesz?
Popatrzyłam nerwowo na Toma, a potem
na Billa, który poruszał z rozbawieniem brwiami. Oboje mnie kryją, uff…
- Jestem barmanką – powiedziałam
pewnie. – Tak właśnie poznałam Toma – dodałam i aż zdziwiłam się, że tak łatwo przeszło
mi to przez gardło. Zerkałam na mężczyznę, bojąc się, że nagle odkryje fałsz w
mojej wypowiedzi, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Udało mi się skłamać!
- Rozumiem, a gdzie?
- W klubie Elektro. – Szybkie
pytanie, szybka odpowiedź. Tom spojrzał na mnie z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
Uh… to właśnie tam Davin zdradził mnie z Nicky. Ten klub pierwszy przyszedł mi
na myśl.
- No tak. Mam nadzieję, że nikt nie
wie o tym, że spotykasz się z Tomem? Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że w
przeciwnym razie to byłby problem?
- Nikt nie wie – wtrącił się Tom, a
ja zerknęłam na niego zdziwiona. W takim razie dalej zagłębiamy się w kłamstwa?
Nie podobał mi się ten pomysł, w końcu ciężko będzie z tego wybrnąć. Ufałam, że
Tom wie lepiej, jak postępować z Jostem, jednak musiałam wtrącić swoje trzy
grosze.
- Nikt, oprócz mojej mamy i
przyjaciółki. To chyba nic wielkiego, prawda?
Mężczyzna pokiwał w skupieniu głową.
Każda tajemnica przyciągała kolejną tajemnicę, a ja musiałam to choć trochę
zmienić. No bo w końcu… Przed Jostem ukrywam swój zawód. Nasz związek ukrywamy
przed Markiem, ja ukrywam to przed znajomymi, a w końcu skrywaliśmy to wszystko
przed całym światem, który dobrze znał Toma Kaulitza.
- No nic. Tom, nie spodziewałem się,
że tak poważnie potraktujesz jakikolwiek związek – David zerknął na niego lekko
rozbawiony, a ja zrobiłam nadąsaną minę. Czyżby on coś sugerował? Że to… mało
prawdopodobne, że traktuje mnie poważnie?! O nie, nie, nie… niech tylko
spróbuje! Ścisnęłam mocniej dłoń Toma, nie wiedząc, czy zareaguje na tą
zaczepkę.
- Kiedyś nadchodzi ten czas, sam
powinieneś to wiedzieć najlepiej. – Chłopak objął mnie ramieniem i pocałował w
skroń. Odepchnęłam go lekko od siebie. Nie musi się tak do mnie lepić na oczach
brata i menadżera!
- Czy możemy już iść? – usłyszałam
głos Billa. – Od rana nic nie jadłem – wyznał, a ja zaśmiałam się pod nosem.
- Trzeba było na nas nie czekać!
- Ale jestem dobrym bratem i
czekałem. – Wytknął język w stronę Toma.
- Ty i dobry brat? Po prostu nie
miał ci kto tyłka podwieźć! – Poczułam, jak chłopak szybko się podrywa, a po
chwili Bill dostał w głowę poduszką, gdyż nie zdążył zrobić uniku.
- Idźcie już, idźcie. – Jost
uśmiechnął się pod nosem, zerkając na bliźniaków. – Zawsze się tak zachowują –
skierował się do mnie. Poczułam, jak duża dłoń mężczyzny ląduje na moim
ramieniu. Przybliżył dyskretnie do mnie twarz.
- Mam nadzieję, że nie narobisz mu
zbyt wielu problemów? W zamian ja postaram się nie wchodzić wam w paradę.
Chciałbym, żeby w miarę kontaktował podczas pracy. – W jego oczach dostrzegłam
jakiś dziwny błysk.
- Postaram się. – Uśmiechnęłam się
lekko, chcąc się jak najszybciej wyrwać z jego uścisku.
- Chodź Jasmine. – Tom złapał moją
dłoń i poprowadził za sobą. Obejrzałam się za siebie, jednak menadżer chłopaków
już zajmował się czymś innym, także zbierając się do wyjścia.
- A teraz poproszę o odstawienie
mnie do domu – powiedziałam, gdy już opadło całe napięcie. Mimo, że moje nogi
wciąż były jak z waty, to jednak trzymałam się!
- Nie ma mowy, zabieram cię do nas.
– Usłyszałam tuż koło ucha. Popatrzyłam na niego zdziwiona. Jak to?! Przecież
ja mam dzisiaj spotkanie z Markiem, on musi mnie odstawić do domu, nie ma
innego wyjścia! Noo… a jak nie, to sama się odstawię!
- Tom, nie czuję się najlepiej,
naprawdę wolałabym wrócić do domu.
Niech złapie rybka przynętę, no
dalej…
- Źle się czujesz? – Zerknął na mnie
zaciekawiony. – To ja sprawię, że poczujesz się lepiej. – Jego ręka ulokowała
się na moim biodrze, a ja mimo wszystko uśmiechnęłam się szeroko.
- Tom – powiedziałam stanowczo,
przywołując go do porządku. – Ja muszę wrócić do domu.
- Nie bądź pantoflarzem. – Zarechotał
z przodu Bill, a ja skrzywiłam się lekko.
- Jakie masz plany, że tak bardzo
chcesz wrócić? – Stanęliśmy koło samochodu, a ja wcale nie kwapiłam się, żeby
już do niego wsiadać. Zadarłam głowę do góry, spoglądając na starszego
bliźniaka. Wydęłam lekko usta i przymrużyłam oczy.
- Ty wiesz, Kaulitz!
- Wydawało mi się, że wyraźnie
powiedziałem, że nie będziesz tam szła! – odgryzł się natychmiastowo. Tupnęłam
nogą i odwróciłam się w miejscu.
- Chociaż ja chcę tutaj zachować
pozory, że nic nas nie łączy! Odwiozę się sama. – Ruszyłam do przodu, w celu
znalezienia najbliższego środku transportu publicznego. Nie zdążyłam jednak
ujść ani kroku dalej, bo poczułam jego palce, zaciskające się na moim ramieniu.
Odwrócił mnie w swoją stronę.
- Ty naprawdę myślisz, że tak łatwo
pozwolę ci tam pójść?
Wypuściłam zrezygnowana powietrze.
Czemu on jest tak uparty?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz