Jak dla niepoznaki nie poruszaliśmy
się z miejsca. Może uznają, że to nie jest osoba, której szukają i dadzą nam
spokój?
- Haloo! – powtórzyli, a ich kroki
ucichły. Chyba byli trochę zdezorientowani sytuacją. Wszystko możliwe, że
wyglądaliśmy po prostu jak zajęta sobą para, która nie zwraca uwagi na
przypadkowych ludzi. Mimo wszystko, nawet dla tych pozorów, nie zaryzykowałabym
kolejnego naszego pocałunku.
- Tom? – szepnęłam, zerkając na jego
twarz. – Chodźmy stąd. – Mój głos zadrżał, gdy usłyszałam kolejny odgłos
migawki aparatu. Co jak co, ale ten dźwięk znałam aż zbyt dobrze.
- Nie wychylaj się zza mnie, nie
zrobili ci zdjęcia – mruknął. Jego ręce przesunęły się do mojej twarzy,
poprawiając włosy, które znów opadły na moje policzki.
- Biegnijmy – poprosiłam, nie mogąc
znieść dłużej niepewności i tego, że nie mogłam się nawet wychylić, aby te
pasożyty mnie nie zobaczyły. Ehem… pasożyty? No tak, ciągle zapominam, że
jestem jedną z nich!
- Teraz – szepnął. Złapał mnie za
rękę i pociągnął za sobą. Zanim ruszyłam, w żółtym świetle latarni zdążyłam
zauważyć pomarańczowo złotawe włosy. Znaczyło to, że Mark Wannford nie próżnuje
dzisiejszej nocy.
Czułam, jak moje długie włosy powiewają
za mną niczym flaga, biała sukienka szeleści na wietrze, a letnie buty ledwo
trzymają się moich nóg. Mimo wszystko biegłam tak szybko, jak tylko potrafiłam.
Tom wciąż ciągnął mnie za sobą, a ja miałam nadzieję, że wie, co robi. W
momencie, kiedy adrenalina wypełniła moje żyły, a myśli nie były tak sprawne,
jak zawsze, pomyślałam jeszcze o tym, co zrobiłam. Sama zaproponowałam mu
spacer. Zostawił ochroniarzy, bo ja miałam taką zachciankę. Zrobił to dla mnie
i jeśli teraz zrobią nam zdjęcia, nie wybaczę sobie tego. Chciałam dać mu trochę
tego, co dla człowieka ważne – odrobinę wolności, szczęścia, miłości. Słysząc
głośne tupanie i wrzaski za sobą, czułam, że chyba nie dam rady.
- Tom – wysapałam, łapiąc głęboko
oddechy. Chciałam go przeprosić! Nagle jednak do mojej głowy wpadło coś innego.
- W lewo! – Tym razem to ja go pociągnęłam. Przez cały bieg nie puszczaliśmy
swoich dłoni.
- Tutaj. – Otworzyłam drzwi, przez
które go wepchnęłam. Zaraz po nim ja również znalazłam się w pomieszczeniu.
Odgarnęłam rozwichrzone włosy i
kosmyki, które przykleiły mi się do twarzy. Popatrzyłam naokoło, zauważając, że
nikogo innego tutaj nie ma. Tylko drobna właścicielka kawiarni spoglądała na
nas znad wysokiej lady, udając, że nie widzi popłochu w jakim się znajdujemy. W
tym momencie nie miałam jednak czasu się nią martwić. Wciąż trzymając Toma za
rękę, przylgnęłam zmęczonym ciałem do chłodnej ściany i przyciągnęłam go tuż
obok siebie. Z gracją paparazzo przesunęłam się w kierunku drzwi. Odgarnęłam
zaciągniętą na długą wąską szybkę zasłonkę i swoim sprawnym okiem przeczesałam
okolicę. Nie widziałam nikogo, słyszałam tylko ciężki oddech Toma, który ciągle
przypominał mi o pulsującej w naszych żyłach adrenalinie. Jeszcze raz ścisnęłam
jego rękę, gdy poczułam, że również nachyla się w stronę okna. Pokręciłam
przecząco głową na znak, aby się nie wychylał. Posłusznie oparł się o ścianę i
skierował swój natarczywy wzrok w moją stronę.
- Nikogo nie ma – szepnęłam. Po
chwili jednak ponownie zerknęłam na zewnątrz i momentalnie cofnęłam twarz. Moje
serce ponownie przyśpieszyło swój rytm. Byłam pewna, że na mojej twarzy pojawił
się grymas zdenerwowania, a postawa mówiła wszystko – przed chwilą dostrzegłam
Marka. Wzięłam jeden głęboki oddech. Z zaciśniętymi ustami spojrzałam jeszcze raz
w jego kierunku. Dostrzegłam tylko pustą ulicę. Uf… od razu mi ulżyło.
Popatrzyłam na Toma i uśmiechnęłam się lekko.
- Chyba potrzebujemy odpoczynku –
skwitował tylko, a ja kiwnęłam porozumiewawczo głową.
Szybko zaczęłam przeciskać się
między ciasno poustawianymi stolikami i fotelami. Znałam już to miejsce. Przypomniałam
sobie, w którym miejscu siedziałam razem z Margo, zajadając się smakołykami i
pijąc herbatę jeszcze jakiś czas temu. Dysząc ciężko, usiadłam na małej,
dwuosobowej, gustownie obitej sofie. Oparłam łokcie na okrągłym stoliczku,
pokrytym wyhaftowanymi wzorami i ukryłam twarz w dłoniach. Po chwili poczułam,
jak siedzenie obok mnie ugina się pod pewnym ciężarem. Tom w tym miejscu o
specyficznej atmosferze wyglądał co najmniej dziwnie.
- Przepraszam, Tom. To ja wpadłam na
ten głupi pomysł, żeby iść gdzieś bez ochrony – wyrzuciłam z siebie.
- Nie żartuj sobie. To był najlepszy
wieczór, jaki przeżyłem w ostatnim czasie – mruknął pod nosem. – Odkąd jesteś
ze mną… wszystko jest inne. – Popatrzył na mnie tym razem już bez okularów,
zasłaniających jego oczy.
- Bo wiesz, dopiero niedawno
uświadomiłem sobie kilka rzeczy. To, że istnieje na świecie kobieta, która może
być dla mnie ważna, wyłączając moją mamę i babcię. Nigdy nie dopuszczałem do
siebie takiej myśli, wiesz? A kiedy jestem przy tobie mam ochotę przeciwstawiać
się całemu światu. Mam gdzieś wszystko inne, gdy jestem z tobą. I… ja, ja
chyba…
Chrząknął znacząco, błądząc wzrokiem
po mojej twarzy.
Przyłożyłam wskazujący palec do jego
ust i westchnęłam głęboko. Bałam się tego, co mogłabym usłyszeć. Bałam się tego,
że nie ma wobec szczerych intencji. Tak, wiem… a gdy miałam usłyszeć coś
ważnego, przerwałam mu.
-
Jesteś jedyną kobietą, którą kiedykolwiek mógłbym pokochać i kocham. Już niedługo
zamieszkamy razem. Razem odłożymy trochę pieniędzy na przyszłość… - Ciągle
mówił, a ja go słuchałam. Moje oczy były zaszklone ze szczęścia, a mój umysł
sfiksował. Kiedy tak marzył, brałam jego twarz w dłonie i całowałam lekko
spierzchnięte usta.
-
Do tego wszystkiego jeszcze daleko – szepnęłam.
-
Nie tak bardzo, jak ci się wydaje – mruknął namiętnie. Po chwili obrócił mnie
do siebie tyłem, przyciskając do swojego ciała. Swoje ręce ulokował na moim
podbrzuszu, a jego usta zaczęły wodzić ścieżkę po mojej szyi.
-
Kocham cię, kocham… - mówił pomiędzy pocałunkami, a ja doskonale wiedziałam, że
dobrze zrobiłam, rezygnując dla niego ze swoich innych planów. Dla niego nie
poszłam na studia, żeby mieć więcej czasu. To miał być po prostu rok przerwy,
który przeciągał się w wieczność. Dla niego zaniedbałam swoją przyszłość,
ciągle szukając w miarę korzystnej pracy. Znosiłam uwagi matki i przyjaciół.
Nigdy go nie lubiły i ciągle się czepiały. Ja jednak wiedziałam swoje. Nie
zawsze jednak człowiek jest nieomylny, a nasze przeczucia mogą zawieść. Jeszcze
raz pogładziłam jego ręce skrzyżowane na moim podbrzuszu i uśmiechnęłam się do
przyszłości.
Otrząsnęłam się. To przeszłość. Ludzie
nie zawsze okazują się tymi, za których ich mieliśmy. Nie zawsze też rozumiemy
własne uczucia, zauroczenie biorąc za prawdziwą miłość lub odwrotnie –
wmawiając sobie, że ciągłe objęcia to tylko przyjacielskie uściski. Człowiek
jest tylko człowiekiem, co powoduje, że popada w skrajności.
- Bill ciągle nie może zaakceptować
tego, że kogoś mam. – Usłyszałam, jak mówi przyciszonym głosem w moją stronę. –
Nie mówi tego bezpośrednio, jednak widzę jego minę, gdy wychodzę do ciebie.
Dobrze wie, gdzie się wybieram – dodał.
- A ty dobrze wiesz, dlaczego nie
może mnie zaakceptować – szepnęłam znad filiżanki z parującą herbatą.
- Nie, nie rozumiem go. Co z tego,
że jesteś paparazzo? – spytał poirytowanym głosem, a ja uśmiechnęłam się lekko.
Co z tego, że jestem paparazzo? Na pewno sam potrafiłby odpowiedzieć sobie na
to pytanie.
- Nie ufa mi. – Przełknęłam gorzko
ślinę, przypominając sobie jego wyrzuty podczas pokazu mody. – I martwi się o
ciebie.
- Tak, raczej martwi się o swoją
dupę i szanowne Tokio Hotel! – Uderzył dłonią w stolik, a ja złapałam go za
nią, żeby nie zwracał na siebie zbyt dużej uwagi.
- To twój brat, nie mów tak, Tom! Ja
nie jestem tak ważna jak on.
Popatrzył na mnie znad nastroszonych
brwi. Potarł dłonią czoło i wypuścił ze świstem powietrze.
- Oboje jesteście ważni.
- Nie mówmy już o tym. – Musnęłam
jego skroń, wiedząc swoje, a na jego twarzy momentalnie pojawił się lekki uśmiech.
- Wracajmy – zdecydował, po czym
wstał i chwiejnym krokiem ruszył w stronę ciemnej ulicy i błądzących gdzieś po
niej fotoreporterów.
Berlin nawet nocą nie był spokojny.
*
- Hej, hej! Dlaczego nie ma cię
dopiero rano? – Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, został odpowiednio
przywitany. – Czyżbyś zaniemógł podczas namiętnej nocy? – Bill zarechotał
głośno, oglądając jakiś film w salonie.
- Lepiej w ogóle się nie odzywaj –
odwarknął mu, sięgając po piwo do lodówki.
- Coś ty taki nerwowy braciszku? A
może znów zaliczyłeś którąś w hotelu? – Poruszył energicznie brwiami, przez co
został spiorunowany zabójczym spojrzeniem.
- Nie wydurniaj się, dobrze wiesz,
że byłem z Jasmine.
Opadł na sofę, zaraz obok swojego
brata. Przetarł zmęczone oczy, wspominając długą drogę do domu. Miał chociaż
szczęście, że ktoś podstawił mu samochód pod wskazany adres, bo gdyby nie to,
musiałby spędzić noc u Jasmine. Jeśli o to chodzi, nie miał najmniejszego
sprzeciwu. Tyle że później musiałby prosić kogoś o podesłanie samochodu rano,
żeby mógł wrócić na czas, a Jost… no tak, Jost i tak w końcu musi się
dowiedzieć.
- W takim razie co się stało?
Bill usiadł skierowany w jego stronę
i czekał. Czekał, czekał, czekał, widząc powolnie wyłaniające się brązowe oczy
zza szczupłych palców gitarzysty. Zerknęli na siebie porozumiewawczo.
- Będę musiał powiedzieć Jostowi
wszystko o Jasmi, chyba nawet ją… przedstawić – wyrzucił w końcu z siebie.
- Łoooohoho… No to ja ci się nie
dziwię, że jesteś taki wkurzony. – Zarechotał młodszy bliźniak, a kiedy
napotkał zbliżającą się dłoń Toma, momentalnie odskoczył na bezpieczną
odległość. – Tylko, że ja to bym się raczej bał. On chyba ciągle myślał, że to
taki krótki epizod, a tu będzie miał niespodziankę – dodał po chwili.
- Mam gdzieś to, co na ten temat
powie.
- Gratuluję odwagi. Myślę, że
przymknie oko na to, że masz dziewczynę, ale jeśli dowie się kim jest ta
dziewczyna, to może być kiepsko.
- Przecież dobrze o tym wiem, Bill. Problem
w tym, że chyba nas sfotografowali – wyrzucił z siebie, a wszystko w
pomieszczeniu jakby nagle zamarło. Młodszy bliźniak wstrzymał oddech na tak
długo, że gitarzysta odczuł potrzebę sprawdzenia, czy wszystko z nim w
porządku.
- No dobrze. – Wypuścił głośno
powietrze. – Ale to jeszcze chyba nie tak źle…?
Zastanawiał się, spoglądając
niepewnie na bliźniaka, który jak zaklęty milczał.
- Zrobili zdjęcia, jak uciekaliśmy,
trzymając się za ręce i jak całowałem ją przypartą do muru na jednej z ulic
Berlina.
- Czy ty kompletnie zgłupiałeś?! Nie
dość, że was sfotografowali, to jeszcze uchwycili pikantny moment!
Nieopisany jazgot wypełnił uszy Toma.
Przymknął lekko oczy, nie chcąc tego słuchać. Pomimo wszystkich komplikacji i
sytuacji w jakich zastawał ich los, cieszył się z każdego momentu w którym z
nią był. Nie żałował pocałunku ani niczego, co byłoby z nią związane.
- Co wy w ogóle robiliście tak po
prostu na ulicy? – zapytał już prawie sycząc. Każdy wyraz wymówił z taką
dobitnością, że nie dało się tego zignorować.
- Spacerowaliśmy, Bill. Dobrze
wiesz, że kiedyś w końcu by się wydało. Wątpię czy tym razem, bo raczej nie
ujęli naszych twarzy, mogą się tylko domyślać, kim jesteśmy. – Wstał z sofy. - A
teraz idę się przespać i nie drzyj się na mnie! – warknął na brata, wspinając
się po krętych schodach.
- Jost musi o tym wiedzieć! Gorzej
będzie, jeśli pierwsza dotrze do niego prasa! – ostrzegł Bill, a Tom tylko
pokiwał w skupieniu głową.
- Wiem, ale takie jest już nasze
życie – mruknął, ostatni raz spoglądając na bliźniaka. – Idź się połóż. Jutro
pomożesz mi z nim porozmawiać – powiedział już z czułością, widząc zmęczenie na
twarzy kilka minut młodszego brata.
- Kretyn – szepnął Bill, kiedy
tamten zniknął na górze.
Paparazzi wyniuchają cię wszędzie,
wszędzie! Nie dość, że mogą jeszcze bardziej doczepić się do jego brata, to nie
dadzą spokoju też tej dziewczynie. Zgnębiona przez swoich? Może znajdzie się
dla niej jakaś taryfa ulgowa? Oby Tom miał rację, oby te zdjęcia się do niczego
nie nadawały.
*
Słysząc rytmiczne uderzanie moich
butów na chodniku, kierowałam się w stronę właściwego budynku. Tak, to tutaj
mieściła się agencja ciotki, tutaj znajdowało się moje miejsce pracy, a także żądne
krwi osoby, chcące zrobić jak najwięcej zdjęć sławom. Co ja mówię? Żądne krwi?
Tfu! Po prostu żądne… eee… pieniędzy? Tak, wiem, że czasem przesadzają, no ale
sama mam w sobie troszkę tego, co oni. Tylko troszkę! A mówiąc szczerze coraz
bardziej mnie to drażni. Wybierając sobie ten zawód, nigdy nie przemknęłoby mi
przez myśl, że będę czuła się źle, trzymając aparat w ręce i słysząc ten
dźwięk. Dźwięk, który wręcz uwielbiałam, bo świadczył on o kolejnym zrobionym przeze
mnie zdjęciu. Świadczył o kolejnym małym arcydziele!
Nie powinnam się tak bardzo z nimi
utożsamiać, prawda? Taaak, nie mogłam aż tak źle myśleć o sobie. Wiem, że
miałam zapędy na rasowego paprazzo, jednak szybko mi to przeszło. Stary przesąd
mówiący o tym, że fotograf, który dał się sfotografować, długo nie pociągnie w
tym zawodzie, sprawdzał się. W swojej karierze zaliczałam zawsze same wpadki. Teraz
warunki, które wynegocjowałam u ciotki, były dla mnie jak najbardziej
odpowiednie.
Wracając do tej przerażającej, a
jednocześnie romantycznej nocy. Nie wiem, kto robił zdjęcia mi i Tomowi. Oprócz
naszej agencji, fotoreporterzy często pracują na własną rękę lub nie utrzymują
z żadną dłuższych kontaktów. Jedyne czego byłam prawie pewna to fakt, że
zauważyłam rude włosy! Rude! Ja wiem, że to był Mark Wannford. O wilku mowa! Tak,
znów na mnie zerka. Mark Wannford ze swoimi błękitnymi oczami przypatrywał mi
się, jakby myślał, że ja tego nie widzę. Nie zwracając na niego większej uwagi,
usiadłam przy swoim stanowisku pracy. Rzuciłam torbę na biurko i udałam się w
drugi koniec pomieszczenia, w celu zrobienia sobie kawy.
- Mark, chcesz też kawy? – spytałam,
bo tylko on jeden już zjawił się w biurze. Byłam pewna, że zaraz po tym jak
stąd wyjdzie (nigdy nie zabawiał tutaj zbyt długo), uda się na poszukiwanie soczystych
nowości, pochodzących z życia gwiazd.
- Poproszę. – Usłyszałam jego niski
głos i zabrałam się za robienie napoju. Kątem oka dostrzegłam, że podnosi się z
miejsca i udaje w moją stronę. Szybko podałam mu jedną filiżankę i upiłam
malutki łyczek ze swojej. Zastanawiałam się, dlaczego właściwie teraz zechciał
nawiązać ze mną nić porozmumienia?
- Powiedz Jasmine, czy spotykasz się
teraz z kimś?
Parsknęłam w swoją kawę, kaszląc
gwałtownie. Dlaczego akurat o to mnie pyta?! Spokojnie Jasmine, ty zawsze masz
czarne myśli, a przecież on nie musi myśleć w tej chwili akurat o tym, co ty! Przecież
może być tak, jak mówiła Margo - po prostu wpadłam mu w oko i nie ma w tym
żadnego drugiego dna. W każdym razie… jeśli chodzi o Toma, to milczę jak grób!
- Nie, nie… jestem teraz sama.
Miałam ostatnio tylko małe urwanie głowy z byłym. – Skrzywiłam się lekko, kiedy
już opanowałam kaszel. Może naprawdę myśli tylko o tym, żeby się umówić?
- Naprawdę? A ja słyszałem od Margo,
że jest jednak inaczej. – Moja mina momentalnie zrzedła. Popatrzyłam na niego
chwilowo zamarłym wzrokiem. Czyżby mnie przyłapał na niewinnym kłamstewku? Po
co ja jej wszystko mówiłam?!
- To była tylko przelotna znajomość
– wyznałam, zerkając niespokojnie na jego twarz. Nie chciałam jednak dłużej
zatrzymywać się na niebieskich oczach. Tak właściwie to cała jego osoba
skutecznie mnie od siebie odstraszała.
W pewnym momencie poczułam wibracje
swojego telefonu. Przepraszając go cicho, wyciągnęłam urządzenie z kieszeni,
zerkając na nadawcę. To był Tom. Idealnie wpasował się w moment, aby odciągnąć
mnie od Marka!
Gdy przeczytałam treść smsa,
przełknęłam głośno ślinę. Czyżby szykowało się kolejne trudne starcie? Ja i
jego menager mamy się poznać. Mamy się poznać i najlepiej polubić! Matko! Jak
ja niby mam to zrobić? To wydaje się być nie do przebrnięcia. Skoro już nawet Bill
mnie nie lubi, to jak przekonam do siebie tego mężczyznę? Wpatrzona w ekran
komórki, nie zwróciłam uwagi na słowa, które płynęły z ust Marka. Zerknęłam na
niego ponownie przepraszającym wzrokiem.
- Coś mówiłeś?
Chrząknął cicho, spoglądając na mnie
przeraźliwie prześwietlającymi oczami.
- Może chciałabyś się gdzieś umówić?
Uh… kamień z serca. Skoro tylko tyle
to nie ma sprawy! Ale zaraz… co z Tomem? Przecież ja naprawdę kogoś mam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz