Pamiętaj, że wszelka treść bloga oraz szablon stworzone są przeze mnie i objęte są prawem autorskim. Zdjęcie użyte w szablonie pochodzi z deviantart.com.
• 12.08.15 •

Reniferowa, nowy odcinek specjalnie dla ciebie :)


09 sierpnia 2012

• 18. Bezbronna w stadzie swoich



            - Davin… - szepnęłam, nie chcąc zwracać na nas uwagi. Czy on jest chory? Tak! Mam do czynienia z chorym człowiekiem. Kto inny zachowuje się w bestialski sposób, a potem wraca z podkulonym ogonem? Znów!? Albo jest chory albo po prostu czegoś ode mnie chce.
            - Nic nie mów – wszedł mi w słowo, dotykając palcem moich ust.
            Miałam ochotę go ugryźć. Jego dłonie powędrowały na moje ramiona, a ja zaczęłam delikatnie wyrywać się z jego uścisku.
            – On po prostu tak na mnie działa, nie mogę znieść jego obecności przy tobie – wyznał, tym razem gładząc moje włosy i policzki.
            - Daj mi spokój! – powiedziałam wyraźnie, odpychając jego ręce, które mimo wszystko ponownie do mnie lgnęły. Nie ugłaska mnie. Nie chciałam mieć z nim styczności.
            Czułam jego skórę, która tak bardzo mnie teraz odpychała. Jeszcze jakiś czas temu gotowa byłabym błagać go o chwilę zapomnienia i ukojenia w jego ramionach, ale przecież ja też miałam prawo do szczęścia i do uczciwości! Wątpiłam, czy on zna to słowo. Ciągle jak kameleon przemieniał się w zupełnie innego chłopaka. Dostosowywał się do sytuacji i towarzystwa, które go otaczało. Miałam kolejny przykład na to, jak fałszywy i zakłamany jest. I nie, nie zamierzałam znów wpadać w to bagno, jakim był związek z nim. Nie zdążyłam mu jeszcze tego wytłumaczyć, podczas gdy jego dłonie zakleszczały się na moich biodrach.
            - Jas – mruknął cicho, chcąc zmiękczyć moje serce. Patrzył na mnie swoimi piwnymi oczyma, jakby prosząc o to, co było dawniej. Żeby się nie przeliczył!
            - Nie mogę! – Zacisnęłam mocno usta i powieki. - Odsuń się ode mnie. – Po chwili zawahania powiedziałam to zdanie, twardo podkreślając każde z wypowiedzianych słów. Zepchnęłam jego dłonie, czując ciepły oddech na policzku. Gdy przez moją głowę przepływały już tylko i jedynie myśli dotyczące jak najszybszej ucieczki z miejsca zdarzenia, aby nie musieć dłużej zerkać w jego piwne oczy, moje ciało nagle zesztywniało.
            - Czy nie słyszałeś, co ona powiedziała?
            Ja i Davin jak na komendę spojrzeliśmy w bok. Widziałam, jak cyniczny uśmieszek stopniowo wypływał na usta bruneta. Posłusznie jednak odsunął się ode mnie i zabrał swoje nachalne dłonie. Czułam się osaczona!
            - No nie, kolejny Kaulitz?
            Zmierzyli się wzrokiem. Bill jednak zachował swoją dumę i nie skomentował jego uwagi. Znów poczułam, jak ktoś palcami oplata moje ramię i prychnęłam zdenerwowana. Czarny pociągnął mnie w swoją stronę, a ja posłusznie przesunęłam się, oddalając się od Davina.
            - Nie zbliżaj się do niej – syknął wokalista. Byłam pewna, że na jego twarzy maluje się złość, choć nie mogłam tego dostrzec, mając wzrok wbity w nasze stopy.
            - Ze mną tak się nie gra, Kaulitz. Zapamiętaj te słowa i przekaż braciszkowi.
            Ignorując słyszalną groźbę w jego słowach, ruszyliśmy koło siebie. Moje serce powoli wracało do naturalnego rytmu, a chwilowo wzburzony po niedawnym spotkaniu byłego chłopaka umysł, zaczynał myśleć trzeźwo. Wzięłam kilka głębokich oddechów i niezręcznie przetarłam dłonią twarz. Nie wiedziałam, jak się odezwać i co powiedzieć. Byłam zdenerwowana, że ciągle okazywałam się być taką sierotą! Nie potrafię sobie nawet poradzić z nachalnym facetem! Zawsze musi pojawić się mur, którego nie potrafię przeskoczyć sama. Ktoś zawsze musi mnie podsadzać… Jak miałam się teraz do niego odezwać? Było mi głupio, bardzo głupio.
            W końcu uznałam, że po prostu podziękuję za ratunek i wrócę do swojej pracy. Nim zdążyłam ulotnić się poza zasięg młodszego z bliźniaków, ten zatrzymał mnie.
            - Nie tak szybko.
            Zadarłam głowę, spoglądając na jego twarz. Co tym razem? Czemu oni wszyscy czegoś ode mnie chcą?
            - Co się stało? – spytałam.
            Wskazał na jeden z wolnych stolików. Posłusznie przy nim usiadłam, a mój wzrok momentalnie powędrował po twarzach wszystkich osobistości, pozujących właśnie do zdjęć. Odłożyłam na bok aparat, który ciążył na mojej szyi, oparłam brodę na złączonych rękach, wspartych o stół i czekałam.
            - Myślałem, że już masz to za sobą – stwierdził, zerkając na Davina, który pojawił się gdzieś po drugiej stronie sali, trzymając Nicky pod rękę.  
            - Bo mam. Już wszystko skończone – odpowiedziałam pewnie.
            - Lepiej zastanów się, czy to faktycznie prawda i nie okłamuj Toma.
            Jego ciemne spojrzenie przeszyło mnie na wylot, a  moje ciało przeszedł dreszcz.
            - Nie okłamuję go. Tom dobrze wie, jak stoi sytuacja. Nie jestem w stanie omijać Davina szerokim łukiem. Nie miałam pojęcia, że on tutaj będzie – broniłam się. W końcu nie miałam szans, żeby choćby domyślić się, że Nicky, TA Nicky jest modelką. I to dlatego na nią poleciał! W końcu JA modelką nie jestem…
            - Posłuchaj… Tom to mój brat. Nie chcę żeby zawiódł się teraz, kiedy wreszcie wierzy, że prawdziwe uczucie istnieje. Nie chcę, żebyś mu to zrobiła, rozumiesz? – Westchnął ciężko, wbijając we mnie wzrok. Miałam wrażenie, że zaraz złapie mnie za ramiona i gwałtownie potrząśnie, żeby jego słowa dotarły do najgłębszych zakamarków mojej świadomości. Czy naprawdę ma wrażenie, że byłabym w stanie zrobić coś krzywdzącego Tomowi? Po tym co sama przeszłam?
            - Tom to nie dziecko. – Popatrzyłam na niego surowo. Jest dorosły. Sam potrafi o siebie zadbać i choć wiedziałam, jak zaślepiająca może być miłość, to mimo wszystko… Tom… to mój Tom. - Wydaje ci się, że wiesz wszystko, ale tak nie jest. Davin mnie skrzywdził, zburzył wszystkie moje plany i marzenia. Myślisz, że mi było łatwo? – oburzona zaplotłam ręce na piersi. - Mimo wszystko rozumiem, że martwisz się o brata. Wiem, że bliska osoba, która cię opieprzy kiedy trzeba i wesprze w trudnych chwilach, jest bardzo ważna w życiu. Sama się o tym przekonałam.
            Złapawszy swój aparat fotograficzny, wstałam. Spojrzałam jeszcze raz na jego skupioną twarz.
            - Dziękuję za pomoc, a teraz muszę lecieć. Goście powoli uciekają, a mnie nikt nie zagwarantuje pieniędzy, które daje ta praca – skwitowałam i odeszłam, pozostawiając go samego sobie.

*

            Już następnego dnia wyglądałam przez okno, czekając na niego. Nie mogłam się doczekać, żeby znów ujrzeć jego magiczne spojrzenie i pełne wargi, które ucałują mnie czule na przywitanie. Mimo, że było gorąco, wychyliłam się przez okno, twarz wystawiając na działanie słońca. Moje serce drgnęło w piersi, kiedy zobaczyłam jak duży, czarny samochód podjeżdża pod kamienicę, w której mieszkam. Jak zwykle miałam wrażenie, że jest zbyt duży w stosunku do wąskiej uliczki, obstawionej osobówkami. Szybko odwróciłam się od okna. Złapałam za torebkę, którą sobie wcześniej naszykowałam i klucze. Wyszłam z mieszkania, szybko je zamykając. Kiedy tylko odwróciłam się, żeby zejść po schodach, napotkałam ciepłe dłonie, oplatające moją talię. Tak jak mówiłam, jego usta natychmiastowo wpiły się w moje wargi. Byłam zdziwiona, że po mnie wszedł, jednak nie dałam tego po sobie poznać. Założyłam mu ręce na kark, a kiedy już się od siebie odsunęliśmy, popatrzyłam na niego jak urzeczona. Poczułam, jak delikatnie smyrga mnie po policzku. Uśmiechnęłam się szeroko i złapałam jego dłoń, w której znajdowała się pojedyncza gałązka pachnącego jaśminu.
            - To dla ciebie – szepnął czule, a ja musnęłam ponownie jego wargi. – A teraz zabieram cię na spacer.
            Czując intensywny zapach kwiatów, złapałam jego dłoń.
            - Tak bez ochroniarzy? – upewniłam się.
            - A skąd wiesz, czy jakiegoś nie zabieram ze sobą? – Uśmiechnął się diabelsko. – Ej! – obruszył się, gdy dostał kuksańca w bok.
            - Nie zabierasz, prawda? – spytałam, zerkając na jego lekki uśmiech błąkający się na twarzy.
            - Miałem nadzieję, że spędzimy to popołudnie wyłącznie razem. – Musnął moje czoło, zanim wydostaliśmy się na zewnątrz, gdzie od razu poczuliśmy niesamowity żar słońca. Wsiedliśmy do samochodu. Gdy tylko się w nim ulokowałam, poprawiłam białą sukienkę, którą miałam na sobie.
            - Gdzie dalej? – Oparłam się wygodnie, ciesząc się, że w samochodzie było o wiele chłodniej.
            - Zobaczysz – stwierdził tajemniczo, a ja popatrzyłam na niego całkowicie zaintrygowana.
            Czyżby znalazł miejsce, w którym fani i mi podobni, czyli paparazzi, nie będą nam przeszkadzać? Berlin jest wielkim miastem. Mieszka tutaj trzy i pół miliona ludzi, dlaczego więc akurat nas mieliby wyłapać w tłumie? Odpowiedź na to pytanie znałam - to się sprzeda, za to będzie dużo pieniędzy, to jest warte tego, żeby przeczesać cały Berlin w poszukiwaniu dwójki ludzi. Uff… Jak na razie nikt nie ma pojęcia o tym, gdzie ciągle znika Tom Kaulitz. A w każdym razie nikt oprócz Billa, Melody, mamy i… Davina.
            Mimo że napawało mnie przerażaniem to, że mogą na nas polować moi koledzy z pracy, to starałam się nie dać tego po sobie poznać. Mimo iż sama mogłam paść ich łupem, to byłam wierna swojemu zawodowi. Wiedziałam już, jak potworna może być ta praca… ciągle jednak ją wykonywałam.
            Nie, nie chowałam się już w krzakach i nie biegałam za gwiazdami, aby zrobić im zdjęcie. Fotografowałam tylko w miejscach publicznych, jednak dobrze wiedziałam, że moi koledzy spędzają sen z powiek wielu osób. Choć może się wydawać to nieprawdopodobne, to jednak sami celebryci wiele zawdzięczają fotoreporterom. Kto inny wypromowałby ich aż tak dobrze? Kto inny sprzedałby najmniejszą plotkę i byłby pod telefonem, czekając na znak od nich? Tak! Gwiazdy same po nas dzwoniły i wcale nie zdarzało się to tak rzadko, jak to się może wydawać. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że paparazzi żerują głównie na nieszczęściu ludzi…
            Napawając się zapachem jaśminu, poczułam, że samochód stanął. Momentalnie rozejrzałam się naokoło i zauważyłam, że jesteśmy nad Sprewą. Popatrzyłam na Toma niepewnie, ten jednak pośpieszył mnie do wyjścia. Opuściłam szybko pojazd i stanęłam obok niego, gdy zerkał na rzekę. Złapaliśmy się za ręce, a on nie śpiesząc się poprowadził mnie wzdłuż brzegu. Szliśmy w ciszy, wspólnie napawając się śpiewem ptaków i zapachem skoszonej trawy. Czułam jak żwir, po którym stąpaliśmy, chrzęści pod moimi stopami. Robiło mi się coraz bardziej gorąco, kiedy Tom skręcił w lewo. Moim oczom ujrzały się łódki! Popatrzyliśmy na siebie w tym samym momencie, a moje usta wygięły się w uśmiechu.
            - Zapraszam na pokład. – Uśmiechnął się szelmowsko, a ja popatrzyłam na niego, będąc w niemałym szoku. Nie miałam pojęcia, że Tom mógłby kiedykolwiek wpaść na taki pomysł. On i łódka? A teraz zestawcie sobie jego postać i takąż właśnie łódkę. Pasuje wam to do siebie? Bo jak dla mnie była to zupełna nowość. I ten ton, jakim zwrócił się do mnie… niezapomniane.
            Złapałam się jego ręki i weszłam na pokład. Za nami wszedł również jeden z pracowników, którego zadaniem było sterowanie maszyną w drugim końcu pokładu i udawanie, że go tam nie ma. Nawiasem mówiąc, ciekawa byłam, jak dużo Tom zapłacił mu, żeby nie pisnął słówka o naszym spotkaniu.
            Z lekkim uśmiechem na twarzy usiadłam przy barierce. Zauważyłam zastawiony już stół i bukiecik świeżych, drobnych kwiatów. Wciągnęłam ich zapach, przymykają powieki. Czułam wiatr we włosach i choć wiedziałam, że niedługo będę miała na głowie siano, to jednak nie przejmowałam się tym zbyt bardzo. Teraz był czas na relaks, w pełnym tego słowa znaczeniu. Opierając się o wykwintnie obite siedzenie, otworzyłam tylko jedno oko, nie chcąc być oślepiona przez promienie słoneczne.
            - Choć do mnie – zawołałam go, a kiedy tylko zobaczyłam, jak podąża ku mnie, uśmiechnęłam się szerzej. Znów wystawiłam twarz do grzejącego nas słońca, gdy poczułam jak Tom siada obok mnie. Wyciągał kieliszek napełniony czerwoną cieczą, a ja wzięłam go natychmiastowo w dłoń i zerknęłam na niego spod ociężałych powiek.
            - Pijesz? – spytałam.
            - Tak, on nas odwiezie – stwierdził, wskazując na sternika. Po chwili przyjrzał się uważniej mojej twarzy, a ja spuściłam lekko wzrok.
            Patrząc w jego magicznie brązowe oczy, przypomniałam sobie oskarżycielski wzrok Billa. Takie same tęczówki, a patrzyły na mnie w zupełnie inny sposób. Zaciskając mocniej palce na kieliszku, przyglądałam się swoim paznokciom. Nie chciałam mówić mu o kolejnym spotkaniu z Davinem. Nie… nie będę go denerwować. W końcu to, że go spotykam jest normalne, prawda? Mieszkamy w jednym mieście, przypadkiem chodzimy na te same imprezy, w innych celach, to prawda, ale jednak się spotykamy. A spotkania z Davem wcale nie są dla mnie łatwe. Przypominają mi o tym, jak bardzo można popaść w coś po uszy, stracić kontrolę i zakochać się lub po prostu uzależnić od innej osoby. Ciężko jest wtedy odejść i zakończyć pewien etap w swoim życiu. Gdyby Tom mi nie pomógł, prawdopodobnie trwałoby to dłużej, bo jestem taka głupia! Zbyt głupia, żeby wiedzieć, co jest dla mnie odpowiednie i żeby zauważyć, jacy ludzie kręcą się wokół mnie.
            - Coś się stało? – Jego lekko zachrypnięty głos wyrwał mnie z zamyślenia.
            Patrzył na mnie ciepło! Ciepło… a przynajmniej miałam takie wrażenie. Jednak skąd miałam wiedzieć, czy tym razem mam rację? Czy zależy mu na mnie, czy traktuje mnie tak, jak każdą poprzednią? Sytuacja z Davinem wiele mi uzmysłowiła, nie pomogła mi jednak nie popełniać błędów. Choć byłam zapewniana, że jestem dla niego ważna, nie wiedziałam tak naprawdę, co kryje się w sercu Toma Kaulitza. Zerknęłam na niego ponownie. Chciałam, żeby jego słowa okazały się szczere. Wątpiłam w nie? Nie, moje serce było ich pewne. Ufnie biło szybciej i mocniej za każdym jego spojrzeniem, które lekko przysłaniała długa firanka ciemnych rzęs. Wierzyło w każde jego słowo. To tylko rozum podpowiadał inne rozwiązania.
            - Nie, nic się nie stało. – Uśmiechnęłam się nikle. Złożyłam pocałunek na jego miękkich wargach i obiecałam sobie znów uwierzyć w szczerą miłość. Chciałam czy nie, rwałam się do niej, choć doświadczenia sugerowały mi uciekać, a czerwona kontrolka paliła się mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.

*

            Zerkając w ciemne niebo, chwyciłam dużą dłoń. Pociągnęłam go za sobą, a po chwili stanęłam na palcach, przyciągając go bliżej siebie.
            - Chodźmy na spacer – szepnęłam w kierunku jego ucha. Poczułam dreszcz, który przebiegł po jego ciele i z lekkim uśmiechem pocałowałam kącik jego warg. – Zostaw samochód, chodźmy. - Pociągnęłam go mocniej.
            Być może wypiłam za dużo wina, wszystko możliwe, jednak miałam taką ochotę pospacerować po Berlińskich ulicach nocą, że nie mogłam się powstrzymać!
            - Dobrze. – Czułam, jak jego dłonie obejmują mnie czule. – Nie zmarzniesz?
            - Jak mnie przytulisz to nie – zaśmiałam się i pociągnęłam go do przodu.
            - Już się robi. – Objął mnie. Zauważyłam jednak, że rozgląda się nerwowo.
            - Chyba nikt nas nie zauważy? – upewniłam się. Nie chciałam narażać go na niedogodności. - Zakamuflujemy się. Poza tym jest już ciemno.
            Kiwając głową, szybko podszedł do samochodu i wyjął z niego dwie pary dużych okularów. Podał mi jedną, a ja nałożyłam je na nos. Sam sięgnął jeszcze po obszerną bluzę i ukrył głowę pod kapturem. Teraz widziałam tylko jego nos i usta. W ogóle miałam ograniczone pole widzenia. W końcu było już ciemno! Coś czułam, że zaraz pozbędę się tych okularów…
            - Roztrzep włosy, niech opadają ci bardziej na twarz – polecił.
            - Już, już. – Przerzuciłam pukle włosów do przodu. Poprawiłam grzywkę, tak aby odpowiednio zakrywała mi czoło. – Jak wyglądam? – Zaśmiałam się, spoglądając na niego zza czarnych szkieł.
            - Jak zwykle cudownie – mruknął w moje usta i złożył na nich przelotny pocałunek. – Chodź. – Chwycił mnie za rękę i pociągnął w odpowiednim kierunku.
            Mimo, że mieliśmy kawał do przejścia… to naprawdę był kawał, to jednak całkiem dobrze dawaliśmy sobie radę. Moje nogi powłóczyły raz do przodu, raz do tyłu. Raz się śmiałam, raz uciekałam przed goniącym mnie Tomem, a mój kamuflaż przestawał odpowiednio spełniać swoją rolę. Szybko dostaliśmy się pomiędzy wyższe, dziewiętnastowieczne budynki, które tworzyły regularną zabudowę miasta. Krocząc deptakiem, po którym nie poruszały się samochody, cieszyliśmy się jak dzieci. Wcale nie zachowywaliśmy się cicho, choć było już po dwudziestej trzeciej.
            Wypuściłam gwałtownie powietrze, kiedy poczułam jego ręce oplatające mnie w okolicach żeber. Moje mięśnie napięły się, kiedy zaczął obracać mnie o trzysta sześćdziesiąt stopni.
            - Aaa… Tom!
            Krzyczałam i śmiałam się jednocześnie. Gdy postawił mnie na ziemi, złapałam się go kurczowo.
            - Tak to mi nie rób. – Łapiąc za materiał bluzy, przyciągnęłam go do siebie. Po chwili ruszyliśmy do przodu. Przeszliśmy już kawał drogi. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek zdecyduję się na przebrnięcie przez taki odcinek Berlina? Na pewno nie ja! Idąc przed siebie, widziałam, jak w niektórych oknach zapala się światło, czyżby to z naszego powodu? Trudno!
            Gdy widziałam uśmiech na twarzy Toma, wiedziałam, że dawno nie miał okazji wyjść gdzieś nierozpoznany. Mijaliśmy kilka osób po drodze, nie było ich jednak wiele… Berlin jakby zasnął, a nasze kamuflaże jak na razie działały! Choć miałam ochotę ściągnąć mu ten wielki kaptur i okulary, to wiedziałam, że nie mogę. Z lekkim uśmiechem powolnie posuwaliśmy się do przodu. Omijaliśmy główne arterie komunikacyjne, ciesząc się spokojną nocą. Wchodząc pomiędzy niskie, ale jednak blisko usytuowane kamienice, poczułam jak Tom pociąga mnie gwałtownie w swoją stronę. Nim zdążyłam zorientować się w sytuacji, oparł mnie o chłodną ścianę i złapał za moje nadgarstki, opuszczając je tuż obok moich bioder. Choć miał na nosie duże czarne okulary, miałam wrażenie, że wiem, w którą stronę zerkają teraz jego oczy – prosto w moje. Musnął lekko moje wargi, a po chwili pocałował mnie namiętnie. Założyłam ręce na jego kark i uśmiechnęłam się przez pocałunki.
            - Szalejesz. – Pogłaskałam go po gładkim policzku. Z szelmowskim uśmiechem uchylił wargi, żeby mi odpowiedzieć. Nie zdążył jednak tego zrobić. Momentalnie zastygł bez ruchu, a mnie oślepił mocny błysk flesza, wydobywający się gdzieś zza jego pleców. Popatrzyłam wystraszona na Toma, poprzez mroczki tańczące w moim polu widzenia. Kurczowo złapałam za jego bluzę.
            Jestem paparazzo, powinnam znać takie momenty, powinnam być przygotowana na każdy ich krok, jednak tej sytuacji kompletnie się nie spodziewałam. Czułam się osaczona. Całkowicie bezbronna w stadzie swoich. Jeszcze bardziej skuliłam się za sporo ode mnie wyższym Tomem i przełknęłam głośno ślinę.
            - Hej, hej!
            Usłyszałam wrzaski kilku mężczyzn i ich głośne, szybkie kroki, które zbliżały się w naszą stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy