- Davin… - szepnęłam, nie chcąc
zwracać na nas uwagi. Czy on jest chory? Tak! Mam do czynienia z chorym
człowiekiem. Kto inny zachowuje się w bestialski sposób, a potem wraca z podkulonym
ogonem? Znów!? Albo jest chory albo po prostu czegoś ode mnie chce.
- Nic nie mów – wszedł mi w słowo,
dotykając palcem moich ust.
Miałam ochotę go ugryźć. Jego dłonie
powędrowały na moje ramiona, a ja zaczęłam delikatnie wyrywać się z jego uścisku.
– On po prostu tak na mnie działa,
nie mogę znieść jego obecności przy tobie – wyznał, tym razem gładząc moje
włosy i policzki.
- Daj mi spokój! – powiedziałam
wyraźnie, odpychając jego ręce, które mimo wszystko ponownie do mnie lgnęły. Nie
ugłaska mnie. Nie chciałam mieć z nim styczności.
Czułam jego skórę, która tak bardzo
mnie teraz odpychała. Jeszcze jakiś czas temu gotowa byłabym błagać go o chwilę
zapomnienia i ukojenia w jego ramionach, ale przecież ja też miałam prawo do
szczęścia i do uczciwości! Wątpiłam, czy on zna to słowo. Ciągle jak kameleon
przemieniał się w zupełnie innego chłopaka. Dostosowywał się do sytuacji i
towarzystwa, które go otaczało. Miałam kolejny przykład na to, jak fałszywy i
zakłamany jest. I nie, nie zamierzałam znów wpadać w to bagno, jakim był
związek z nim. Nie zdążyłam mu jeszcze tego wytłumaczyć, podczas gdy jego
dłonie zakleszczały się na moich biodrach.
- Jas – mruknął cicho, chcąc
zmiękczyć moje serce. Patrzył na mnie swoimi piwnymi oczyma, jakby prosząc o to,
co było dawniej. Żeby się nie przeliczył!
- Nie mogę! – Zacisnęłam mocno usta
i powieki. - Odsuń się ode mnie. – Po chwili zawahania powiedziałam to zdanie, twardo
podkreślając każde z wypowiedzianych słów. Zepchnęłam jego dłonie, czując ciepły
oddech na policzku. Gdy przez moją głowę przepływały już tylko i jedynie myśli
dotyczące jak najszybszej ucieczki z miejsca zdarzenia, aby nie musieć dłużej
zerkać w jego piwne oczy, moje ciało nagle zesztywniało.
- Czy nie słyszałeś, co ona
powiedziała?
Ja i Davin jak na komendę spojrzeliśmy
w bok. Widziałam, jak cyniczny uśmieszek stopniowo wypływał na usta bruneta. Posłusznie
jednak odsunął się ode mnie i zabrał swoje nachalne dłonie. Czułam się
osaczona!
- No nie, kolejny Kaulitz?
Zmierzyli się wzrokiem. Bill jednak zachował
swoją dumę i nie skomentował jego uwagi. Znów poczułam, jak ktoś palcami oplata
moje ramię i prychnęłam zdenerwowana. Czarny pociągnął mnie w swoją stronę, a
ja posłusznie przesunęłam się, oddalając się od Davina.
- Nie zbliżaj się do niej – syknął wokalista.
Byłam pewna, że na jego twarzy maluje się złość, choć nie mogłam tego dostrzec,
mając wzrok wbity w nasze stopy.
- Ze mną tak się nie gra, Kaulitz. Zapamiętaj
te słowa i przekaż braciszkowi.
Ignorując słyszalną groźbę w jego słowach,
ruszyliśmy koło siebie. Moje serce powoli wracało do naturalnego rytmu, a chwilowo
wzburzony po niedawnym spotkaniu byłego chłopaka umysł, zaczynał myśleć trzeźwo.
Wzięłam kilka głębokich oddechów i niezręcznie przetarłam dłonią twarz. Nie
wiedziałam, jak się odezwać i co powiedzieć. Byłam zdenerwowana, że ciągle
okazywałam się być taką sierotą! Nie potrafię sobie nawet poradzić z nachalnym
facetem! Zawsze musi pojawić się mur, którego nie potrafię przeskoczyć sama.
Ktoś zawsze musi mnie podsadzać… Jak miałam się teraz do niego odezwać? Było mi
głupio, bardzo głupio.
W końcu uznałam, że po prostu
podziękuję za ratunek i wrócę do swojej pracy. Nim zdążyłam ulotnić się poza
zasięg młodszego z bliźniaków, ten zatrzymał mnie.
- Nie tak szybko.
Zadarłam głowę, spoglądając na jego
twarz. Co tym razem? Czemu oni wszyscy czegoś ode mnie chcą?
- Co się stało? – spytałam.
Wskazał na jeden z wolnych stolików.
Posłusznie przy nim usiadłam, a mój wzrok momentalnie powędrował po twarzach
wszystkich osobistości, pozujących właśnie do zdjęć. Odłożyłam na bok aparat,
który ciążył na mojej szyi, oparłam brodę na złączonych rękach, wspartych o
stół i czekałam.
- Myślałem, że już masz to za sobą –
stwierdził, zerkając na Davina, który pojawił się gdzieś po drugiej stronie
sali, trzymając Nicky pod rękę.
- Bo mam. Już wszystko skończone – odpowiedziałam
pewnie.
- Lepiej zastanów się, czy to
faktycznie prawda i nie okłamuj Toma.
Jego ciemne spojrzenie przeszyło
mnie na wylot, a moje ciało przeszedł
dreszcz.
- Nie okłamuję go. Tom dobrze wie,
jak stoi sytuacja. Nie jestem w stanie omijać Davina szerokim łukiem. Nie
miałam pojęcia, że on tutaj będzie – broniłam się. W końcu nie miałam szans,
żeby choćby domyślić się, że Nicky, TA Nicky jest modelką. I to dlatego na nią
poleciał! W końcu JA modelką nie jestem…
- Posłuchaj… Tom to mój brat. Nie
chcę żeby zawiódł się teraz, kiedy wreszcie wierzy, że prawdziwe uczucie
istnieje. Nie chcę, żebyś mu to zrobiła, rozumiesz? – Westchnął ciężko, wbijając
we mnie wzrok. Miałam wrażenie, że zaraz złapie mnie za ramiona i gwałtownie
potrząśnie, żeby jego słowa dotarły do najgłębszych zakamarków mojej
świadomości. Czy naprawdę ma wrażenie, że byłabym w stanie zrobić coś krzywdzącego
Tomowi? Po tym co sama przeszłam?
- Tom to nie dziecko. – Popatrzyłam
na niego surowo. Jest dorosły. Sam potrafi o siebie zadbać i choć wiedziałam, jak
zaślepiająca może być miłość, to mimo wszystko… Tom… to mój Tom. - Wydaje ci
się, że wiesz wszystko, ale tak nie jest. Davin mnie skrzywdził, zburzył
wszystkie moje plany i marzenia. Myślisz, że mi było łatwo? – oburzona
zaplotłam ręce na piersi. - Mimo wszystko rozumiem, że martwisz się o brata.
Wiem, że bliska osoba, która cię opieprzy kiedy trzeba i wesprze w trudnych
chwilach, jest bardzo ważna w życiu. Sama się o tym przekonałam.
Złapawszy swój aparat fotograficzny,
wstałam. Spojrzałam jeszcze raz na jego skupioną twarz.
- Dziękuję za pomoc, a teraz muszę
lecieć. Goście powoli uciekają, a mnie nikt nie zagwarantuje pieniędzy, które
daje ta praca – skwitowałam i odeszłam, pozostawiając go samego sobie.
*
Już następnego dnia wyglądałam przez
okno, czekając na niego. Nie mogłam się doczekać, żeby znów ujrzeć jego
magiczne spojrzenie i pełne wargi, które ucałują mnie czule na przywitanie.
Mimo, że było gorąco, wychyliłam się przez okno, twarz wystawiając na działanie
słońca. Moje serce drgnęło w piersi, kiedy zobaczyłam jak duży, czarny samochód
podjeżdża pod kamienicę, w której mieszkam. Jak zwykle miałam wrażenie, że jest
zbyt duży w stosunku do wąskiej uliczki, obstawionej osobówkami. Szybko
odwróciłam się od okna. Złapałam za torebkę, którą sobie wcześniej naszykowałam
i klucze. Wyszłam z mieszkania, szybko je zamykając. Kiedy tylko odwróciłam
się, żeby zejść po schodach, napotkałam ciepłe dłonie, oplatające moją talię.
Tak jak mówiłam, jego usta natychmiastowo wpiły się w moje wargi. Byłam
zdziwiona, że po mnie wszedł, jednak nie dałam tego po sobie poznać. Założyłam
mu ręce na kark, a kiedy już się od siebie odsunęliśmy, popatrzyłam na niego jak
urzeczona. Poczułam, jak delikatnie smyrga mnie po policzku. Uśmiechnęłam się
szeroko i złapałam jego dłoń, w której znajdowała się pojedyncza gałązka
pachnącego jaśminu.
- To dla ciebie – szepnął czule, a
ja musnęłam ponownie jego wargi. – A teraz zabieram cię na spacer.
Czując intensywny zapach kwiatów,
złapałam jego dłoń.
- Tak bez ochroniarzy? – upewniłam
się.
- A skąd wiesz, czy jakiegoś nie
zabieram ze sobą? – Uśmiechnął się diabelsko. – Ej! – obruszył się, gdy dostał
kuksańca w bok.
- Nie zabierasz, prawda? – spytałam,
zerkając na jego lekki uśmiech błąkający się na twarzy.
- Miałem nadzieję, że spędzimy to
popołudnie wyłącznie razem. – Musnął moje czoło, zanim wydostaliśmy się na
zewnątrz, gdzie od razu poczuliśmy niesamowity żar słońca. Wsiedliśmy do
samochodu. Gdy tylko się w nim ulokowałam, poprawiłam białą sukienkę, którą
miałam na sobie.
- Gdzie dalej? – Oparłam się
wygodnie, ciesząc się, że w samochodzie było o wiele chłodniej.
- Zobaczysz – stwierdził tajemniczo,
a ja popatrzyłam na niego całkowicie zaintrygowana.
Czyżby znalazł miejsce, w którym
fani i mi podobni, czyli paparazzi, nie będą nam przeszkadzać? Berlin jest
wielkim miastem. Mieszka tutaj trzy i pół miliona ludzi, dlaczego więc akurat
nas mieliby wyłapać w tłumie? Odpowiedź na to pytanie znałam - to się sprzeda,
za to będzie dużo pieniędzy, to jest warte tego, żeby przeczesać cały Berlin w
poszukiwaniu dwójki ludzi. Uff… Jak na razie nikt nie ma pojęcia o tym, gdzie
ciągle znika Tom Kaulitz. A w każdym razie nikt oprócz Billa, Melody, mamy i…
Davina.
Mimo że napawało mnie przerażaniem
to, że mogą na nas polować moi koledzy z pracy, to starałam się nie dać tego po
sobie poznać. Mimo iż sama mogłam paść ich łupem, to byłam wierna swojemu
zawodowi. Wiedziałam już, jak potworna może być ta praca… ciągle jednak ją
wykonywałam.
Nie, nie chowałam się już w krzakach
i nie biegałam za gwiazdami, aby zrobić im zdjęcie. Fotografowałam tylko w
miejscach publicznych, jednak dobrze wiedziałam, że moi koledzy spędzają sen z
powiek wielu osób. Choć może się wydawać to nieprawdopodobne, to jednak sami
celebryci wiele zawdzięczają fotoreporterom. Kto inny wypromowałby ich aż tak
dobrze? Kto inny sprzedałby najmniejszą plotkę i byłby pod telefonem, czekając na
znak od nich? Tak! Gwiazdy same po nas dzwoniły i wcale nie zdarzało się to tak
rzadko, jak to się może wydawać. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że
paparazzi żerują głównie na nieszczęściu ludzi…
Napawając się zapachem jaśminu,
poczułam, że samochód stanął. Momentalnie rozejrzałam się naokoło i zauważyłam,
że jesteśmy nad Sprewą. Popatrzyłam na Toma niepewnie, ten jednak pośpieszył
mnie do wyjścia. Opuściłam szybko pojazd i stanęłam obok niego, gdy zerkał na
rzekę. Złapaliśmy się za ręce, a on nie śpiesząc się poprowadził mnie wzdłuż
brzegu. Szliśmy w ciszy, wspólnie napawając się śpiewem ptaków i zapachem
skoszonej trawy. Czułam jak żwir, po którym stąpaliśmy, chrzęści pod moimi
stopami. Robiło mi się coraz bardziej gorąco, kiedy Tom skręcił w lewo. Moim
oczom ujrzały się łódki! Popatrzyliśmy na siebie w tym samym momencie, a moje
usta wygięły się w uśmiechu.
- Zapraszam na pokład. – Uśmiechnął
się szelmowsko, a ja popatrzyłam na niego, będąc w niemałym szoku. Nie miałam
pojęcia, że Tom mógłby kiedykolwiek wpaść na taki pomysł. On i łódka? A teraz
zestawcie sobie jego postać i takąż właśnie łódkę. Pasuje wam to do siebie? Bo
jak dla mnie była to zupełna nowość. I ten ton, jakim zwrócił się do mnie…
niezapomniane.
Złapałam się jego ręki i weszłam na
pokład. Za nami wszedł również jeden z pracowników, którego zadaniem było
sterowanie maszyną w drugim końcu pokładu i udawanie, że go tam nie ma.
Nawiasem mówiąc, ciekawa byłam, jak dużo Tom zapłacił mu, żeby nie pisnął
słówka o naszym spotkaniu.
Z lekkim uśmiechem na twarzy
usiadłam przy barierce. Zauważyłam zastawiony już stół i bukiecik świeżych,
drobnych kwiatów. Wciągnęłam ich zapach, przymykają powieki. Czułam wiatr we
włosach i choć wiedziałam, że niedługo będę miała na głowie siano, to jednak
nie przejmowałam się tym zbyt bardzo. Teraz był czas na relaks, w pełnym tego
słowa znaczeniu. Opierając się o wykwintnie obite siedzenie, otworzyłam tylko jedno
oko, nie chcąc być oślepiona przez promienie słoneczne.
- Choć do mnie – zawołałam go, a
kiedy tylko zobaczyłam, jak podąża ku mnie, uśmiechnęłam się szerzej. Znów
wystawiłam twarz do grzejącego nas słońca, gdy poczułam jak Tom siada obok
mnie. Wyciągał kieliszek napełniony czerwoną cieczą, a ja wzięłam go
natychmiastowo w dłoń i zerknęłam na niego spod ociężałych powiek.
- Pijesz? – spytałam.
- Tak, on nas odwiezie – stwierdził,
wskazując na sternika. Po chwili przyjrzał się uważniej mojej twarzy, a ja
spuściłam lekko wzrok.
Patrząc w jego magicznie brązowe
oczy, przypomniałam sobie oskarżycielski wzrok Billa. Takie same tęczówki, a
patrzyły na mnie w zupełnie inny sposób. Zaciskając mocniej palce na kieliszku,
przyglądałam się swoim paznokciom. Nie chciałam mówić mu o kolejnym spotkaniu z
Davinem. Nie… nie będę go denerwować. W końcu to, że go spotykam jest normalne,
prawda? Mieszkamy w jednym mieście, przypadkiem chodzimy na te same imprezy, w
innych celach, to prawda, ale jednak się spotykamy. A spotkania z Davem wcale
nie są dla mnie łatwe. Przypominają mi o tym, jak bardzo można popaść w coś po
uszy, stracić kontrolę i zakochać się lub po prostu uzależnić od innej osoby.
Ciężko jest wtedy odejść i zakończyć pewien etap w swoim życiu. Gdyby Tom mi
nie pomógł, prawdopodobnie trwałoby to dłużej, bo jestem taka głupia! Zbyt
głupia, żeby wiedzieć, co jest dla mnie odpowiednie i żeby zauważyć, jacy
ludzie kręcą się wokół mnie.
- Coś się stało? – Jego lekko
zachrypnięty głos wyrwał mnie z zamyślenia.
Patrzył na mnie ciepło! Ciepło… a
przynajmniej miałam takie wrażenie. Jednak skąd miałam wiedzieć, czy tym razem mam
rację? Czy zależy mu na mnie, czy traktuje mnie tak, jak każdą poprzednią?
Sytuacja z Davinem wiele mi uzmysłowiła, nie pomogła mi jednak nie popełniać
błędów. Choć byłam zapewniana, że jestem dla niego ważna, nie wiedziałam tak
naprawdę, co kryje się w sercu Toma Kaulitza. Zerknęłam na niego ponownie. Chciałam,
żeby jego słowa okazały się szczere. Wątpiłam w nie? Nie, moje serce było ich
pewne. Ufnie biło szybciej i mocniej za każdym jego spojrzeniem, które lekko
przysłaniała długa firanka ciemnych rzęs. Wierzyło w każde jego słowo. To tylko
rozum podpowiadał inne rozwiązania.
- Nie, nic się nie stało. – Uśmiechnęłam
się nikle. Złożyłam pocałunek na jego miękkich wargach i obiecałam sobie znów
uwierzyć w szczerą miłość. Chciałam czy nie, rwałam się do niej, choć
doświadczenia sugerowały mi uciekać, a czerwona kontrolka paliła się mocniej
niż kiedykolwiek wcześniej.
*
Zerkając w ciemne niebo, chwyciłam
dużą dłoń. Pociągnęłam go za sobą, a po chwili stanęłam na palcach,
przyciągając go bliżej siebie.
- Chodźmy na spacer – szepnęłam w
kierunku jego ucha. Poczułam dreszcz, który przebiegł po jego ciele i z lekkim
uśmiechem pocałowałam kącik jego warg. – Zostaw samochód, chodźmy. - Pociągnęłam
go mocniej.
Być może wypiłam za dużo wina,
wszystko możliwe, jednak miałam taką ochotę pospacerować po Berlińskich ulicach
nocą, że nie mogłam się powstrzymać!
- Dobrze. – Czułam, jak jego dłonie
obejmują mnie czule. – Nie zmarzniesz?
- Jak mnie przytulisz to nie –
zaśmiałam się i pociągnęłam go do przodu.
- Już się robi. – Objął mnie.
Zauważyłam jednak, że rozgląda się nerwowo.
- Chyba nikt nas nie zauważy? –
upewniłam się. Nie chciałam narażać go na niedogodności. - Zakamuflujemy się.
Poza tym jest już ciemno.
Kiwając głową, szybko podszedł do
samochodu i wyjął z niego dwie pary dużych okularów. Podał mi jedną, a ja
nałożyłam je na nos. Sam sięgnął jeszcze po obszerną bluzę i ukrył głowę pod
kapturem. Teraz widziałam tylko jego nos i usta. W ogóle miałam ograniczone
pole widzenia. W końcu było już ciemno! Coś czułam, że zaraz pozbędę się tych
okularów…
- Roztrzep włosy, niech opadają ci
bardziej na twarz – polecił.
- Już, już. – Przerzuciłam pukle
włosów do przodu. Poprawiłam grzywkę, tak aby odpowiednio zakrywała mi czoło. –
Jak wyglądam? – Zaśmiałam się, spoglądając na niego zza czarnych szkieł.
- Jak zwykle cudownie – mruknął w
moje usta i złożył na nich przelotny pocałunek. – Chodź. – Chwycił mnie za rękę
i pociągnął w odpowiednim kierunku.
Mimo, że mieliśmy kawał do
przejścia… to naprawdę był kawał, to jednak całkiem dobrze dawaliśmy sobie
radę. Moje nogi powłóczyły raz do przodu, raz do tyłu. Raz się śmiałam, raz
uciekałam przed goniącym mnie Tomem, a mój kamuflaż przestawał odpowiednio
spełniać swoją rolę. Szybko dostaliśmy się pomiędzy wyższe,
dziewiętnastowieczne budynki, które tworzyły regularną zabudowę miasta. Krocząc
deptakiem, po którym nie poruszały się samochody, cieszyliśmy się jak dzieci. Wcale
nie zachowywaliśmy się cicho, choć było już po dwudziestej trzeciej.
Wypuściłam gwałtownie powietrze,
kiedy poczułam jego ręce oplatające mnie w okolicach żeber. Moje mięśnie
napięły się, kiedy zaczął obracać mnie o trzysta sześćdziesiąt stopni.
- Aaa… Tom!
Krzyczałam i śmiałam się
jednocześnie. Gdy postawił mnie na ziemi, złapałam się go kurczowo.
- Tak to mi nie rób. – Łapiąc za
materiał bluzy, przyciągnęłam go do siebie. Po chwili ruszyliśmy do przodu.
Przeszliśmy już kawał drogi. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek zdecyduję się na przebrnięcie
przez taki odcinek Berlina? Na pewno nie ja! Idąc przed siebie, widziałam, jak
w niektórych oknach zapala się światło, czyżby to z naszego powodu? Trudno!
Gdy widziałam uśmiech na twarzy
Toma, wiedziałam, że dawno nie miał okazji wyjść gdzieś nierozpoznany.
Mijaliśmy kilka osób po drodze, nie było ich jednak wiele… Berlin jakby zasnął,
a nasze kamuflaże jak na razie działały! Choć miałam ochotę ściągnąć mu ten
wielki kaptur i okulary, to wiedziałam, że nie mogę. Z lekkim uśmiechem
powolnie posuwaliśmy się do przodu. Omijaliśmy główne arterie komunikacyjne,
ciesząc się spokojną nocą. Wchodząc pomiędzy niskie, ale jednak blisko
usytuowane kamienice, poczułam jak Tom pociąga mnie gwałtownie w swoją stronę.
Nim zdążyłam zorientować się w sytuacji, oparł mnie o chłodną ścianę i złapał za
moje nadgarstki, opuszczając je tuż obok moich bioder. Choć miał na nosie duże
czarne okulary, miałam wrażenie, że wiem, w którą stronę zerkają teraz jego
oczy – prosto w moje. Musnął lekko moje wargi, a po chwili pocałował mnie
namiętnie. Założyłam ręce na jego kark i uśmiechnęłam się przez pocałunki.
- Szalejesz. – Pogłaskałam go po
gładkim policzku. Z szelmowskim uśmiechem uchylił wargi, żeby mi odpowiedzieć.
Nie zdążył jednak tego zrobić. Momentalnie zastygł bez ruchu, a mnie oślepił
mocny błysk flesza, wydobywający się gdzieś zza jego pleców. Popatrzyłam
wystraszona na Toma, poprzez mroczki tańczące w moim polu widzenia. Kurczowo
złapałam za jego bluzę.
Jestem paparazzo, powinnam znać
takie momenty, powinnam być przygotowana na każdy ich krok, jednak tej sytuacji
kompletnie się nie spodziewałam. Czułam się osaczona. Całkowicie bezbronna w
stadzie swoich. Jeszcze bardziej skuliłam się za sporo ode mnie wyższym Tomem i
przełknęłam głośno ślinę.
- Hej, hej!
Usłyszałam wrzaski kilku mężczyzn i
ich głośne, szybkie kroki, które zbliżały się w naszą stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz