- Już wiem, kto musiał to zrobić. – Jej
wargi mocniej zadrżały, kiedy oburzona, przyglądając się Tomowi, wypowiedziała
to jedno zdanie.
- Ale co się stało? – wtrąciłam się,
wyglądając zza ramienia Toma, który wyprostował się momentalnie, poważnym
wzrokiem zerkając na panią Grosse.
- Wodaa! Zalał mnie chłopczyna
jeden, bo przecież Jasmine nie mogła by tego zrobić… - Popatrzyła na nas
groźnie, a raczej na chłopaka, który prawie całe przejście zasłaniał swoją
sylwetką. W tym momencie jednak nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Dosłownie go
zatkało, a jego malinowe wargi zastygły. Uniósł jedną brew do góry, patrząc na
nią z przekąsem, a ja uśmiechnęła się mimowolnie widząc tą dezorientację.
- Już idziemy zobaczyć, co się stało.
– Uśmiechnęłam się, chcąc załagodzić jej złość, w końcu nic poważnego nie mogło
się stać! Staruszka kiwnęła tylko głową i poprowadziła nas za sobą, do
mieszkania, znajdującego się piętro niżej. Złapałam Toma za rękę, uśmiechając
się lekko. Ja już znałam możliwości pani Grosse, biedaczek jeszcze niestety
nie. Czasem trzeba się z nią poważnie naużerać! Gdy tylko znaleźliśmy się w jej
mieszkaniu, zaprowadziła nas do łazienki i pokazała stojącą tam wodę!
- Słyszałam, jak woda u was leciała,
słyszałam. Chcieliście? To teraz macie! – Kiwnęła głową w kierunku przemoczonej
posadzki. To prawda, brałam prysznic, ale przecież tyle wody nie spadłoby z sufitu!
Nawet gdybyśmy ją zalali, porobiłyby się zacieki na ścianach, a tyle wody nie
stałoby na podłodze. Zerknęłam przelotnie na Toma, który wzruszył ramionami.
- Pralka się pani zepsuła –
powiedział na głos. Jednak gdy tylko napotkał groźny wzrok kobiety i zauważył,
jak jej wargi wyginają się w krzywą linię, od razu sprostował swoją wypowiedź.
- Zaraz tu posprzątamy!
- Taaak, tak – poparłam go,
energicznie kiwając głową. – Niech się pani niczym nie przejmuje!
Wyprowadziłam ją z łazienki,
kierując w stronę jednego z wygodnych foteli. Dobrze, że chociaż dla mnie nie
była tak wstrętna! Już po chwili wróciłam do Toma, który usiadł na skrawku
wanny.
- No to się wpakowaliśmy – mruknął,
patrząc na mnie z lekkim uśmieszkiem.
- Och… no wiesz, zalałeś jej
łazienkę, to teraz cierp! – Weszłam do środka, a moje kapcie momentalnie
zrobiły się mokre, nasiąkając rozlaną wszędzie wodą. Słysząc charakterystyczne
chlupanie, podeszłam do chłopaka i założyłam mu ręce na kark. Nachyliłam się
nad nim i musnęłam jego pełne wargi.
- No to teraz już mamy rozrywkę na
sobotę – uśmiechnęłam się lekko, wskazując na wodę.
Niespodziewanie pociągnął mnie tak,
że usiadłam okrakiem na jego kolanach. Zaśmiałam się do jego ucha. Po chwili
jednak szybko się podniosłam, obciągnęłam ubrania i złapałam za znaleziony mop,
będąc gotowa do pracy. W swoją dłoń chwyciłam ścierkę, która po chwili
wylądowała na twarzy Toma. Spojrzał na mnie groźnym wzrokiem, jednak posłusznie
wraz ze mną zaczął usuwać wodę z podłogi. Nim się zorientowałam, poczułam ześlizgujące
się po moich plecach krople wody. Zimny dreszcz przeszył moje ciało i
wzdrygnęłam się, odwróciwszy się w stronę chłopaka. Założyłam dłonie na biodra
i spojrzałam na niego karcącym wzrokiem.
- Hej, hej… co ty robisz? – Po
chwili roześmiałam się, bo kolejna porcja zimnej wody uderzyła mnie prosto w
twarz. Zamknęłam gwałtownie usta. Schyliłam się, nabierając w szczelnie
ściśnięte dłonie wody i oddałam mu.
- Mokra wyglądasz taaaak seksownie –
zamruczał do mojego ucha, wcześniej obejmując mnie w tali i przyciągając do
siebie mocniej.
- Ach taaak? – przeciągnęłam,
wyrywając się z jego objęć. – A jak wyglądasz ty? – Zaśmiałam się pod nosem,
łapiąc za słuchawkę prysznicową. Odkręciłam na chwilę wodę, a jej strumień
skierowałam prosto na niego. Zdezorientowany ruszył w moją stronę. Nie zdarzył
już jednak uchronić się przed wodą. Poczułam, jak jego dłonie łapią za moje
nadgarstki. Próbowałam się wyrwać z jego uścisku, a wtedy słuchawka wyślizgnęła
się z moich palców i spadając na dół, opryskała nas oboje. Momentalnie
poczułam, jak nowe pokłady wody opływają moje stopy. Zachwiałam się niepewnie
na ślizgach płytkach i to był błąd! Wymachując rękoma, nie zdołałam utrzymać
się w pionie. Nie ma to jak zgrabność! Tom, który nadal trzymał moje ręce,
wygiął się pod moim ciężarem. Zdążył mnie utrzymać, przyciągając w swoją stronę.
Czułam jak cała moja bluzka, spodnie i włosy przemiękają do suchej nitki i
przyklejają się do mokrego ciała. Nabrałam głęboko powietrza do ust i
przymknęłam oczy.
- Aaa… wyłącz to! – zaczęłam
krzyczeć.
Gdy zauważyłam, że niesforny
strumień wody został już opanowany, zerknęłam niepewnie na Toma. Woda spływała
po jego twarzy, kiedy patrzył na mnie z lekko uniesioną brwią.
- Co to miało być? – spytał
poważnie, jednak widziałam iskierki zadowolenia połyskujące w jego oczach.
- Mówiłeś, że lubisz mnie mokrą –
zaśmiałam się cicho.
Jego brązowe oczy ponownie były
radosne. Jak małe dziecko, cieszył się z każdej takiej chwili, rozkoszował tym,
co oboje nabroiliśmy. Dotknęłam dłonią jego policzka i przejechałam wzdłuż jego
ust.
- Czas na sprzątanie.
Kiwnął posłusznie głową, dając znak,
że jest gotowy na starcie z mokrą i niebezpieczną posadzką.
Już prawie skończyliśmy, gdy do
środka wślizgnęła się pani Grosse. Uśmiechnęłam się do niej, zgarniając do tyłu
moje długie, przemoczone włosy. Oboje nic nie odezwaliśmy się na temat naszego
wyglądu. Grzecznie zakomunikowaliśmy, że skończyliśmy swoją pracę, więc teraz
zmywamy się na górę. Kiedy tylko opuszczaliśmy pomieszczenie, zauważyłam
mierzący nas wzrok sąsiadki i ciche westchnięcie.
- Co ten chłopak z nią robi?
Cóż… chyba rozkochuje mnie w sobie
coraz bardziej! A mi jest z tym tak cholernie dobrze, że aż boję się tego
uczucia! Nic nie zmieni faktu, że czuję się w jego towarzystwie cudownie. Ciągle
towarzyszył mi ten przejmujący dreszcz i motyle w brzuchu, kiedy jego usta
dotykają moich. Spojrzałam na Toma i oboje wymieniliśmy porozumiewawcze
spojrzenia. Wcale nie przeszkadzało nam to, że byliśmy cali przemoczeni. Z
uśmiechami spletliśmy nasze dłonie, kierując się na górę.
*
Siedział na sofie w dużym,
przestronnym salonie. Puszyste, aczkolwiek stylowe dywany, leżały jak wyspa na
ciemnych panelach, pokrywających podłogę. Lampa, zapalona w rogu pomieszczenia,
powodowała, że wnętrze przyciągało swoją przytulną atmosferą. Miękkie, liczne poduszki,
ułożone pod jego plecami. Ciągle się w nie zapadał i ciągle poprawiał swoje
oparcie, aby opierać się stabilniej.
Przetarł dłońmi zmęczoną twarz. Miał
wieczór tylko dla siebie, jednak wolałby dzielić go znów z nią. Nie zapomniał
jednak, a raczej nie miał możliwości, żeby zapomnieć, że ona ma jeszcze pracę.
Tak jak on, musi zarabiać na swoje utrzymanie. Najgorsze było to, że im
ciekawsze zdjęcie zrobiła, mogła dostać za nie więcej pieniędzy. Chciałby
wspomóc ją finansowo, przecież miał warunki ku temu, nie chciał jednak, by
czuła się… kupiona. Z drugiej strony nie podobała mu się jej praca, mimo, że wyjaśniła
mu, iż już dawno skończyła z pogonią za gwiazdami. Właściwie to rzadko ta pogoń
wychodziła jej na dobre. Kiedy opowiedziała mu o starym przesądzie, parsknął
śmiechem. Twierdziła, że fotograf, który raz da się sfotografować w trakcie
pracy, nie zrobi kariery w tym biznesie, gdyż prawdziwy paparazzo jest jak
szpieg – nieuchwytny i niewidzialny. Śmiał się, patrząc z jaką powagą to mówi,
jak zabawnie marszczy czoło i krzywi się pod wpływem jego reakcji. Bardzo zależało
jej na tym, żeby dobrze wykonywać swoją pracę. Teraz jednak cieszył się, że ten
przesąd rzeczywiście miał coś w sobie…
Powiedziała mu, że skończyła z tym.
Teraz fotografuje gwiazdy i ludzi publicznych tylko wtedy, gdy są w pracy. Twierdziła,
że nie narusza ich prywatności, jednak on miał już spore doświadczenie z ludźmi
z jej otoczenia i na początku sceptycznie podchodził do jej deklaracji. Chciał
jej wierzyć i właściwie tak było. Nawet
jeśli naginałaby prawdę, to czuł, że mimo wszystko ślepo udawałby, że nie widzi
nic nieodpowiedniego.
Nie powiedział o tym wszystkim
Billowi. On przecież nie uwierzył by w ani jedno słowo. „Omotała cię” –
skwitowałby zapewnienia o jej prawdomówności. Dobrze wiedział, jak jego
bliźniak potrafi być uparty. Oboje tacy byli, dzięki temu zawsze dostawali to, co
chcieli. Dzięki temu też odnieśli sukces.. Zawsze wiedzieli, jak zdobyć to,
czego im potrzeba.
Zwilżył wyschnięte wargi, chwytając
w dłoń pilot. Włączył pierwszy lepszy kanał, na którym jakaś reporterka
wypowiadała się na bliżej nieokreślony temat. Nie słuchał tego, co mówiła, nie
zwracał uwagi na obrazy przewijające się przed oczami, teraz widział ją. Spała
wtulona w jego nagą klatkę piersiową, która unosiła się miarowo. Obserwował,
jak jej włosy, rozsypane na ramionach, tworzą zawiłe kształty, a malinowe usta
układają się w zabawny dziobek. Była taka niewinna, a zarazem pewna swego. Była
zagubiona w świecie, z którego niedawno się wyrwała, a powoli zagłębiała się w
inny, ten, w którym ucieczka przed oczami tysięcy ludzi to codzienność.
Zagłębiała się tam razem z nim. Oboje wpadali w otchłań, z której ciężko jest
się wygrzebać. Z miłości raczej ciężko się wyleczyć. Może trwać ona latami,
możesz myśleć, że wszystko już za tobą, jednak w najmniej oczekiwanym momencie
okaże się, że to uczucie powoli do ciebie powraca.
Westchnął bezgłośnie, nie chcąc
przypominać sobie wszystkich dziewczyn, z którymi wcześniej się spotykał. Same
wypłynęły jednak na powierzchnię jego myśli, jakby chciały być do niej porównywane.
Nie mógł jednak tego zrobić, tu nie było czego porównywać. Wszystkie poprzednie
były tyko po to, żeby zaspokoić jego potrzebę fizycznej bliskości. Żadna nie
zbliżyła się ani o minimetr do jego zabarykadowanego wnętrza. Choć wydawało im
się, że to miłość, za każdym razem się myliły. Każda miała nadzieję, że ta
jedna wspólna noc coś dla niego znaczy, widział to w ich spojrzeniu i gestach,
żadna jednak nie miała racji. Każda się zawiodła.
Chcąc uwolnić się od niesfornych
myśli, wstał energicznie, powracając do świata żywych. Przemierzając
przestronne mieszkanie, wspiął się na schody prowadzące do ich sypialni,
łazienek i innych mniej ważnych pomieszczeń. Wiedział, gdzie szukać brata.
Otworzył szybko mahoniowe, masywne drzwi. Dobrze wiedział, że już mało czasu
pozostało mu do wyjścia.
- Saki z ekipą za chwilę powinni być
– zakomunikował, jednocześnie sugerując, że powinien przyśpieszyć strojenie
się.
- Tak, tak… już za chwilę idę –
mruknął, zerkając na swoje odbicie w lustrze. Przetestował swoje czekoladowe
spojrzenie, uniósł jedną brew do góry i uśmiechnął się nieznacznie. Tak jest, każdy
z nich miał to wyćwiczone do perfekcji. Po tylu latach wiedzieli już, co dobrze
wygląda w obiektywie aparatu, a jakich zachowań lepiej unikać. Nauczyli się
także nie reagować zbyt gwałtownie na flesze, chcąc uniknąć efektu naćpanej
twarzy na fotografii. Tom popatrzył jak jego bliźniak chwyta za perfumy i
wylewa ich sporą część na siebie.
- Bo kwiatki powiędną. – Zaśmiał
się, widząc jego poczynania.
- Nie przesadzaj. – Tamten
wyprostował się dumnie, znów zerkając na swoje odbicie w lustrze. – Coś
chciałeś? – mruknął jeszcze, pakując swoją podręczną torbę.
- Nie…
Bill zerknął na niego podejrzliwie,
wiedząc, że coś jest grane. Wyczuwał to w samym jego głosie, spojrzeniu, czy
też zachowaniu.
- Uh… bo wiesz, że prawdopodobnie
będzie tam Jasmine?
- Niby skąd miałbym wiedzieć? –
zapytał zdawkowo. Nie chciał być dla niego odpychający, w końcu to jego brat!
No ale na miłość boską… czy on musi spotykać się akurat z paparazoo? Chciał czy
nie, musiał być choć trochę tolerancyjny w stosunku do tej dziewczyny. Nie
chciał jednak wykazywać się ani gramem entuzjazmu. Niech sobie nie myśli, że
zmienił do niej nastawienie!
- Mam nadzieję, że nie będziesz
patrzył na nią jakoś krzywo – Tom odezwał się szybko, a gdy napotkał szydercze
spojrzenie brata, zaraz dodał. – Ona dobrze widzi, że nie pałasz do niej
sympatią.
- To dobrze. Nie będę musiał jej
oszukiwać. – Wzruszył ramionami.
- Bill.
Starszy bliźniak spojrzał surowo prosto
w ciemne, jak jego własne, tęczówki.
- Och… przecież dobrze wiesz, że
postaram się nie patrzeć na nią krzywo! Ale nic nie obiecuję! – Przechodząc
obok Toma, złapał za dwa jego warkoczyki i pociągnął za nie dla rozładowania
napięcia. Zaśmiał się pod nosem, gdy usłyszał krzyk sprzeciwu brata.
- Muszę zapalić – stwierdził,
kierując się na dół.
Po chwili już go nie było.
*
Podniosłam potężny aparat do oczu,
znów naciskając przycisk robiący zdjęcia. Stałam prawie naprzeciw wybiegu, a
kolejne modelki pojawiały się przed moimi oczami. Ich zwiewne kreacje wcale
teraz nie przyciągały mojego wzroku, no… może troszeczkę! W każdym razie
skupiałam się teraz na pracy! Tak, to jest to. Oderwałam się na chwile od
aparatu, czując nasilający się ból w plecach. Wyprostowałam się, po czym
przykucnęłam, nie chcąc się ponownie schylać. Z namysłem zerknęłam na obiektyw.
Szybko zmieniłam ustawienia przesłony, a także zwiększyłam szybkość migawki.
Gotowa do dalszej pracy, znów przybliżyłam urządzenie do swojego bacznego oka.
Zamrugałam gwałtownie i znów spojrzałam przez wizjer, a kiedy zobaczyłam to, co
zobaczyłam, zakrztusiłam się własną śliną i ledwo udało mi się złapać odpowiednie
ujęcie. Co to ma być?!
Spokojnie. Powiedzmy, że rozpływam
się w stoickim spokoju, a przynajmniej chciałabym, ale nic nie poradzę na to,
że widok tej, tej… modelki?! Tak, modelki! Widok tej modelki powoduje, że nie
mogę normalnie myśleć, a moja krew się burzy. Spojrzałam jeszcze raz przed
siebie i zauważyłam, że nie poznała mnie. Mnie! Nicky, która jakiś czas temu
odebrała mi faceta, nie poznaje mnie! Nieco spłoszona rozejrzałam się dookoła,
kiedy uświadomiłam sobie, że blisko niej może czaić się inny, niezbyt mile
widziany osobnik. Na samą tą myśl serce podeszło mi do gardła, a dłonie zaczęły
się pocić. Nie mogłam jednak długo rozglądać się po ciemnej sali, gdzie jedynym
oświetlonym obiektem był wybieg, ponieważ kolejna modelka dumnie kroczyła już w
moją stronę. Szybko skupiłam się, choć było to ciężkie, na tym co miałam do
zrobienia.
Niecierpliwie czekałam na koniec
pokazu, a jednocześnie bałam się, że ujrzę go gdzieś w tłumie. Chyba nigdy nie
będę gotowa na bezpośrednią konfrontację! Po tym jaki był dla mnie gdy byliśmy
razem i jak się zachowywał, gdy mnie zdradzał, nie byłam tak właściwie pewna, gdzie
znajduje się jego prawdziwe ja. Jedno wiedziałam na pewno, a przynajmniej
wystarczająco wbito mi już do głowy, że to nie jest osoba dla mnie i przebywanie
w jej towarzystwie nie wpłynie na mnie korzystnie! Ale zaraz! Po co ja się tym
martwię? Przecież jego tu nie ma, nie maa! Nikt nie powiedział, że ciągle z nią
jest. To, że był z nią widziany o niczym przecież nie świadczy! A nawet jeśli…
czy zabrałaby go na swój pokaz? No właśnie, no właśnie…
Co ja sobie myślałam?! Ona jest
modelką, a ja… fotoreporterką. Wybrał modelkę! Wysoka, wychudzona, zgrabna,
długie nogi i blond włosy. Co mógł widzieć w takim kurduplu, no nie oszukujmy
się, jak ja? Uch…
Dostrzegłam, jak na wybieg wchodzi
projektantka, a jej modelki podążają za nią. Westchnęłam z ulgą. Jeszcze tylko
trochę zdjęć znanych osobistości i ulatniam się do domu. Przebiegłam wzrokiem
po pierwszych rzędach. Mój wzrok trochę dłużej zatrzymał się na czarnowłosym
chłopaku. Szybko uniosłam aparat i zrobiłam mu zdjęcie. Popatrzyłam na nie z
nieco krzywym uśmiechem – nie wyszedł zbyt dobrze. Tak, to był Bill, brat Toma.
Nie zamierzałam jednak zdradzać się, że w ogóle zauważyłam jego obecność, noo…
chyba że miałabym mu zrobić jeszcze jedno zdjęcie. Tak poza tym oprócz mnie było
tutaj niewielu fotografów. Wszystko dlatego, że organizatorzy nie chcieli mieć
tutaj wielkiej pogoni za osobistościami. Miał być to miły, kulturalny pokaz i
mała wyżerka zaraz po nim.
Zauważyłam, że światła stopniowo
rozjaśniają się, wciąż pozostając przygaszonymi. W tym miejscu zadbano nawet o
odpowiedni klimat zaraz po pokazie. Zaczęłam dyskretnie przemieszczać się
między stolikami, tak aby prawie nikt nie zwrócił na mnie większej uwagi. Po
serii głośnych braw w sali rozbrzmiały rozmowy. Chcąc nie chcąc, uchwyciłam
jedno czekoladowe spojrzenie. Natychmiast jednak odwróciłam się, próbując nie
zwracać uwagi na brata Toma. Jestem w pracy! Dlaczego jednak śledził mnie
wzrokiem? Czyżby miał wrażenie, że na potrzeby dobrego zdjęcia zaraz włożę ten
aparat komuś w tyłek? Nie, nie denerwuję się. To brat Toma. Był dla mnie miły,
kiedy widziałam go ostatnim razem i choć dobrze wiemy, że się nie lubimy, to
muszę go tolerować.
Nagle poczułam mocny uścisk w
okolicach mojego zgiętego łokcia. Szczupłe palce wbiły się gwałtownie w moje
ramię, zakleszczając się silnie. Zaskoczona nie zdążyłam odwrócić wzroku, bo
ten ktoś już odciągał mnie w bardziej ustronne miejsce. Stanął, sapnął, a piwne
spojrzenie omiotło moje policzki, usta, nos i dłonie.
- Czego chcesz? – warknęłam, zanim
zdążył wypowiedzieć choć jedno słowo.
- Jasmine, to wszystko potoczyło się
beznadziejnie. Sam już nie mogę odnaleźć się w tym, co robiliśmy dobrze, a co
nie. Uważam, że powinniśmy o tym zapomnieć.
Zatkało mnie. Patrzyłam na Davina
szeroko otwartymi oczami, nie wierząc w to, co dotarło do moich uszów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz