Wybiegłam na zewnątrz i stanęłam jak
wryta. Dostrzegłam, jak Davin trafia pięścią prosto w twarz Toma, a ten oddaje
mu podwójną dawkę. Głuchy dźwięk uderzenia zmroził moją krew, a zauważywszy
czerwoną maź, która pojawiła się na twarzy Dava, nie wiedziałam, co robić. Nie
wiedziałam, gdzie się podziać i czy tylko krzyczeć na nich, czy może jednak
wkroczyć pomiędzy ich bojowniczo nastawione sylwetki. Gdy usłyszałam tupot nóg,
należących do Melody, szybko oprzytomniałam. Podjęłam decyzję. Korzystając z
okazji, że Tom i Davin w czasie rozpoczętej już przepychanki odbili się od
siebie, wbiegłam pomiędzy nich. Stanęłam na szeroko rozstawionych nogach i
wyciągnęłam przed siebie ręce. W myślach zalęgło się ziarno strachu. Bałam się
stanąć tyłem do Dava, który nadal wywoływał na mojej skórze gęsią skórkę, ale
mimo wszystko odważnie to zrobiłam. Swoje dłonie ułożyłam na klatce piersiowej
zdyszanego Toma i naparłam na niego, zmuszając go do odwrotu. Widziałam, że
jeszcze ze sobą nie skończyli, miałam to jednak gdzieś, bo nie chciałam mieć
tutaj dwóch stratowanych facetów na głowie. Szybko złapałam Toma za rękę, stanowczo
zaciskając swoją dłoń na jego.
- Tom, przestań – syknęłam.
Moje ciało potwornie się trzęsło i
nie potrafiłam tego opanować. Gdy zobaczyłam, jak Davin szybko zbiera się z
chodnika, trzymając się za nos, znów ścisnęłam mocniej ciepłą, męską dłoń. W
moich oczach nagle pojawiły się łzy złości, strachu i żalu. Dlaczego j e g o
widok ciągle wywoływał we mnie taką reakcję? Może to dlatego, że za każdym
razem, kiedy ostatnio go widziałam, ranił mnie lub bliskie mi osoby? Moja prawie
zabliźniona rana w sercu, zapiekła żywym ogniem.
- Chodź Mel. – Nieco rozedrganym
głosem zawołałam przyjaciółkę, Toma ciągle kurczowo trzymając za dłoń. Dobrze
widziałam, że Melody w przeciwieństwie do mnie, cieszy się z zaistniałej
sytuacji. Nie to, że chciała, żeby się pozabijali, niee… Ona po prostu cieszyła
się, że ktoś wreszcie tak dosłownie przyłożył Davinowi prosto w twarz. Miałam
wrażenie, że sama stoi niecały metr od mojego byłego chłopaka, jakby czekała aż
tylko się podniesie i… No tak, ale leżącego się nie kopie! Widząc wzrok Dvina
skierowany w stronę naszej trójki, przeszył mnie zimny dreszcz. Błyski złości
migały w jego oczach, a usta zacisnęły się w wąską kreskę. Pierwszy raz tak
naprawdę zobaczyłam coś, czego nie widziałam nigdy wcześniej. Nawet kiedy mnie
uderzył, w jego oczach nie było tyle wściekłości co teraz. Szybko złapałam Mel
za rękę i pociągnęłam za drzwi wejściowe.
- Spróbuj jeszcze raz tu przyjść. – Usłyszałam
syk Toma i walnęłam go porządnie w bok, aby już się nie odzywał. Zbierając w
sobie siłę, popchnęłam go do przodu i zamknęłam drzwi z domofonem. Chciałam
mieć pewność, że ten niepożądany osobnik się tutaj nie dostanie.
- Co to miało być!? – Po chwili wściekła
odwróciłam się w stronę Kaulitza. Ten jednak spojrzał na mnie całkowicie
nieprzeniknionym wzrokiem i uśmiechnął się lekko, patrząc na moją zdenerwowaną
twarz. – Jak mogliście rzucić się na siebie!? Czy ja mam tutaj zawału dostać!?
Panikowałam, wiem, ale chyba
normalne w takiej sytuacji, prawda?
Gdy dochodziliśmy pod właściwie
drzwi, moje ręce zdążyły się już trochę uspokoić, a adrenalina opaść, co nie
zmieniało faktu, że byłam wściekła. Myślałam, że dostanę szału! Tak się bałam,
że cokolwiek się im stanie, że teraz musiałam to jakoś odreagować. Właściwie
to… popatrzyłam jeszcze raz na Toma, żeby bliżej mu się przyjrzeć i otworzyłam
szeroko oczy.
- Ty krwawisz! – jęknęłam z bólem,
stając już w przedpokoju. Wspięłam się na palce, przyglądając się jego twarzy.
Jeszcze tego mi było trzeba… zadrapanej buźki pięknego Kaulitza!
- Nie przeżywaj już tak! – Ujął moją
twarz w dłonie i uśmiechnął się, patrząc na mnie zupełnie spokojnymi już oczyma.
Patrzył na mnie ciepło, bez grama furii, jaką wywoływał u niego Davin. Chwilowo
odleciałam do innego wymiaru, zatracając się w tym czekoladowym morzu. –
Należało mu się – dodał po chwili, jakby tłumacząc swoje zachowanie.
- To… może ja zrobię herbatę. – Melody
odezwała się pierwszy raz od dłuższego czasu, szybko jednak zniknęła w
odpowiednim pomieszczeniu, celowo zostawiając nas samych.
- Dobrze wiem, jaki jest Davin! To
nie było zabawne – ostrzegłam go, ten jednak uniósł zabawnie brew. – No dobra. –
poddałam się. - Kiedyś nie wiedziałam, jaki jest, ale teraz wszystko jest już jasne
– sprostowałam, wyrywając się z objęć jego dłoni. – A teraz chodź tutaj!
Posadziłam go na kanapie w saloniku,
sama zaś udałam się po bardzo ubogo zaopatrzoną apteczkę. Sięgnęłam wodę
utlenioną, waciki, plastry i inne rzeczy, które miałam. Gdy wróciłam, zdziwiona
zauważyłam, że Tom siedzi grzecznie tam, gdzie go zostawiłam.
- No proszę… coś ty taki cichy? – Nie
mogłam się powstrzymać, musiałam o to zapytać.
- Wolę cię nie denerwować. – Mrugnął
jednym okiem, po czym przyciągnął mnie do siebie gwałtownie. Chcąc czy nie,
usiadłam na jego kolanach. Uśmiechnęłam się lekko, obserwując, jak delikatnie
gładzi mnie po kolanie. Popatrzyłam na niego czule i pocałowałam delikatnie w
czoło.
- Nie rób tak więcej – zastrzegłam,
mając na myśli bójkę z Davinem. Delikatnie przejechałam palcem po zakrwawionej
wardze. – Mam nadzieję, że macie dobrą makijażystkę – dodałam, przemywając mu
obolałą wargę.
- Na razie nie mam w planach żadnych
konferencji, wywiadów czy spotkań. – Musnął delikatnie moje usta. Momentalnie
zapłonęłam czerwienią, gdyż poczułam, jak jego ręce wkradają się pod cienki
materiał mojej bluzki.
- Opanuj się – szepnęłam i w tym
momencie weszła Melody, niosąc trzy kubki z gorącym na pojem.
- Widzę, że w czymś przeszkodziłam.
– Poruszyła zabawnie brwiami, zerkając na nas ukradkiem, a ja energicznie
potrząsnęłam głową, czując jak moje włosy stopniowo przyklejają się do
zarumienionych policzków.
- Musiałam zebrać go do kupy –
wyjaśniłam, wskazawszy na jedynego mężczyznę w tym gronie. Zeszłam z jego kolan
i usiadłam obok. Zaśmiałam się donośnie, kiedy jego ręce powędrowały na moje
boki, aby mnie połaskotać. – W każdym
razie… - zaczęłam, chcąc przedstawić ich sobie.
- Jestem Melody. – Dziewczyna wystawiła
rękę, uprzedzając moje słowa.
- Tom. – Uśmiechnęli się do siebie.
- I już cię lubię! – zakomunikowała,
a on spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Klepnęłam się ręką w czoło,
spoglądając na nią zza kurtyny ciemnych włosów. Tak, tak… oto cała Melody.
- Wreszcie ktoś mu przyłożył, sama
bym to zrobiła, nawet namówiłabym do tego Jas, ale nie wiem, czy mi wyszłoby to
tak dobrze jak tobie! – Roześmiana opadła zaraz obok mnie, a ja popatrzyłam na
nią pobłażliwie.
- Nie zapominaj, że ode mnie już
oberwał!
- Szczerze mówiąc, ciężko mi w to
uwierzyć, Jasmine. Nasza Jas babrałaby się w przemocy? To do ciebie nie
podobne, chociaż… Chłopak naprawdę ci się naraził. Że też wcześniej mnie nie słuchałaś!
- Masz rację, ciężko mi sobie
wyobrazić Jasmine, uderzającą kogokolwiek w twarz – poparł ją Tom, a ja
spojrzałam na niego piorunującym wzrokiem. Trzyma jej stronę!?
Przecież ja to zrobiłam,
zrobiłaaaam!
*
[Automatic
Loveletter - Hush]
Kiedy siedzieliśmy razem z Melody,
nie mógł powstrzymać rąk. Ciągle czułam jak gładzi moje udo lub jak podwija
koszulkę do góry, by móc pogładzić plecy. Patrzyłam na niego maślanym wzrokiem,
niemo prosząc, żeby się opanował. Ten jednak ciągle przytulał mnie do siebie, a
jego usta czule lądowały na mojej skroni. Choć poznałam już Toma dość dobrze,
przynajmniej takie mam wrażenie, to chyba jeszcze nigdy nie odnosił się do mnie
z taką delikatnością i czułością. Być może jest inaczej, bo po prostu jesteśmy
razem. Trzeba przyznać, że jest to wielka rewolucja w moim, a także w jego
życiu. Dla niego oznacza to rezygnację z jednonocnych wypadów. Zrobi to? Dla
mnie? Nie wiedziałam, co o tym myśleć, chciałam jednak spróbować z nim być.
Wybrałam tą drogę, bo żadna z poprzednich i tak nie wydawała mi się odpowiednia.
Gdy jego dłoń ponownie wsunęła się pod moją koszulkę i przesunęła się na
brzuch, złapałam go z nią stanowczo i odsunęłam od siebie.
- Toom… - szepnęłam cichutko jego
imię, tak, żeby nie zwróciła na to uwagi Melody. On jednak nie przejął się tym
zbyt bardzo.
Widziałam, że cieszył się, poznając
moją przyjaciółkę. Kiedy już zapewniłyśmy go, że Melody zachowa nasz związek w
tajemnicy, od razu się wyluzował. Problem dotyczył jednak ciągle Davina, a to
dlatego, że on mógłby roznieść jakąś kosztowną informację, jak ta, że jeden z
członków Tokio Hotel umawia się z paprarazzo. Musiałby mieć tylko jakieś
dowody… Znałam go na tyle dobrze, że wiedziałam, iż nie zrobi nieprzemyślanego
ruchu. Nie będzie gadał wszem i wobec, że jestem z Tomem. Mimo wszystko, to
inteligentny facet i dobrze wie, że nikt by mu w to nie uwierzył. Nikt, oprócz
kilku przewrażliwionych fanek, a to nie o nie mogłoby mu chodzić.
Kiedy tylko zamknęłam drzwi za Mel,
poczułam ciepłe dłonie, gładzące moją talię. Odwrócił mnie do siebie przodem i
oparł o drzwi. Zadarłam głowę do góry, chcąc spojrzeć w jego kojące oczy. Ten
szybko jednak zatopił swoje usta w mojej szyi, a ja westchnęłam cichutko,
obejmując jego kark dłońmi.
- Tęskniłem za tobą – mruknął mi do
ucha, a po moich plecach przebiegł milion dreszczy. Za nic nie przyznam mu się,
że prawie oszalałam bez niego. O nie! Uzależniłam się, dobrze to wiem, jednak zostawię
to tylko dla siebie.
- A ty…? – Zaczął ściągać moją koszulkę.
Popatrzyłam na niego pobłażliwie i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie. – Zaśmiałam się chicho,
przygryzając jego wargę. Tom zmierzył mnie ostrym spojrzeniem. Jego dłonie
momentalnie, pomknęły do guzika od moich spodni. Kiedy go odpiął, szybko ściągnął
ze mnie dżinsy, a chwilę potem jego wielka koszulka wylądowała gdzieś na
podłodze.
- Nie jesteś już chyba na mnie zła?
- Jestem.
Droczyłam się z nim.
- Należało mu się za to… - mruknął w
moje wargi, kiedy przed moimi oczami stanął Davin. Jego kasztanowe włosy i
piwne spojrzenie. Jego uśmiech, który zawsze wywoływał u mnie szybsze bicie
serca. Zerknęłam na Toma z nadzieją, że nie zauważył mojego chwilowego
zamyślenia.
Pogładził mnie delikatnie po
policzku, spoglądając wprost w moje oczy. Miękłam pod nimi, jak nigdy pod
spojrzeniem żadnego mężczyzny.
- I tak nadal jestem zła. – Musnęłam
jego pełne wargi. Sam ten gest przeczył moim słowom.
- Zaraz zobaczymy – mruknął
zmysłowo, po czym zaniósł mnie do sypialni, chcąc udowodnić mi, jak bardzo się
mylę.
*
Przy nim mój świat wirował i
wszystko zmieniało się. Kiedy tylko zobaczyłam jego subtelny uśmiech, sama
odwzajemniałam się tym samym. Jego ciepłe dłonie wędrujące po moim ciele
skutecznie wypędzały mi z myśli wszystkie nieważne w tym momencie sprawy.
Magiczne spojrzenie czekoladowych tęczówek odbierało mi mowę. Ciągle zerkałam w
nie niepewnie, mając wrażenie, że wszystko co w tej chwili mam, nagle zniknie,
a balonik wypełniony szczęściem w niewyjaśnionych okolicznościach pęknie. Teraz
już wiedziałam, że każda sytuacja bardzo szybko może ulec zmianie.
Miałam wszystko, miałam swoją
miłość, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zaraz po tym w moim sercu pojawiła
się pustka, kiedy straciłam to wszystko. Mój system wartości zawalił się, jak
domek z kart. Swoją uwagę skierowałam na pracę, chciałam oddać się jej, żeby
nie myśleć o niczym innym. Na moim sercu była prawie nieuleczalna rysa, która
piekła jak żywa rana. Pustkę wypełnił on. Był przy mnie, kiedy go
potrzebowałam, a ja byłam przy nim kiedy on potrzebował mnie. Był dla mnie jak
powietrze, które pozwala mi się wyleczyć z poprzedniego uczucia i zastąpić je
nowym, głębszym.
Odgarnęłam warkoczyki z jego lekko
zarumienionych policzków. Przyłożyłam miękkie usta do jego czoła i musnęłam je
lekko. Poczułam jak jego duże dłonie mocniej zaciskają się na mojej tali.
Szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w jego opuszczone powieki, długie
ciemne rzęsy i zmysłowe usta. Leżąc z głową na poduszce, miałam jego twarz na
wprost swojej, a poranne promienie słoneczne jeszcze do mnie nie docierały.
Czułam się przy nim dobrze i bezpiecznie. Ufałam mu. Z jakiegoś powodu bardzo
szybko zdobył sobie moje zaufanie. Prawdopodobnie dlatego, że z początku naszej
znajomości to on dużo mówił. Mimo, że się bał, powierzył mi swoje odczucia,
codzienność, jaką jest Tokio Hotel i swoje życie. Powiedział mi to wszystko,
dzieląc się częścią siebie. Po jakimś czasie ja odwzajemniłam się tym samym. Jak
mogłabym tego nie zrobić? Szybko czułam, że stał się nieodłączną częścią mojego
życia. Cieszyłam się, że jest obok mnie, jednocześnie jednak bałam się tego, co
rodziło się w moim sercu i umyśle. Miałam ochotę po prostu nachylić się nad nim
i szepnąć mu do ucha, jak bardzo go kocham. Nie mogłam jednak tego zrobić.
Rozum podpowiadał mi, że to nie jest odpowiedni krok. Bałam się, że coś znów
potoczy się nie tak i wszystko pryśnie jak mydlana bańka, a mój balonik
wypełniony szczęściem zniknie.
Gdyby ująć to wszystko logicznie, to
powinnam skończyć z facetami, a nie angażować się w związki z nimi. Ostatnio
nie za ciekawie się to skończyło. Najbardziej bolał mnie fakt, że z Davem
mogliśmy rozstać się z klasą, porozmawiać jak dorośli ludzie, wyjaśnić sobie
pewne sprawy i po prostu rozeszlibyśmy się w swoje strony. Nie twierdzę, że
wtedy czułabym się lepiej, jednak na pewno to byłoby bardziej godne rozwiązanie.
Bałam się, bo nie wiedziałam, czy powinnam nadal wierzyć w facetów. Bałam się, bo
wnioskując po moich ostatnich przygodach, to nie może skończyć się dobrze.
Ciągle zerkałam na jego twarz, kiedy
poruszył lekko nosem i otwierał zaspane oczy. Zamrugał kilkakrotnie, a ja
musnęłam jego usta, zanim zdążył zareagować. Popatrzył na mnie nieprzytomnym
wzrokiem, jakby nie wiedząc co się wokół niego dzieje. Po chwili westchnął
głęboko i wtulił się w moją szyję. Poczułam jak jego usta ślizgają się po mojej
skórze i zaśmiałam się cichutko.
- Co dzisiaj? – odezwał się
zachrypniętym głosem.
- Sobota. Teoretycznie wolne, ale… –
mruknęłam, przeciągając ostatni wyraz..
- Wolne – sapnął, nie dając mi dokończyć.
– Zabiorę cię gdzieś dzisiaj.
- Wykluczone – musnęłam jego nos. –
Mam dzisiaj pracę. Idę porobić zdjęcia na pokazie.
- Na pokazie? Jest sobota! – Popatrzył
na mnie wzburzony, a ja zaśmiałam się z jego miny. - Bill idzie na jakiś pokaz,
zabiorę się z nim. – Uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie ma mowy, nie będę mogła się
skupić, jeśli tam będziesz.
- Aż tak na ciebie działam? – Poruszył
cwanie brwiami, a ja roześmiałam się dźwięcznie.
- Uwielbiam cię. – Tyle powiedzieć
mu mogłam.
- A ja ciebie. – Odpłacał mi się tym
samym. – Zróbmy śniadanie.
Usiadł, przecierając oczy dłońmi.
Poczekałam aż wyczłapie się z łóżka, po czym sama ziewnęłam przeciągle i
złapałam za jego koszulkę, wciągając ją na siebie. W swojej nowoczesnej
sukience powędrowałam do łazienki, gdzie spotkałam chłopaka. Trąciłam go
zabawnie biodrem, żeby odsunął się od umywalki i szybko opłukałam twarz. Umyłam
sprawnie zęby i poczekałam aż zrobi to Tom. Po chwili wygoniłam go do kuchni.
Sama zaś zamknęłam się w pomieszczeniu i szybko udałam się pod prysznic. Nic
nie mówię, ale takie poranki podobają mi się coraz bardziej.
Dzień zapowiadał się bardzo upalnie.
Czas mijał szybko i choć jeszcze niedawno chroniliśmy się przed chłodnym
wiatrem, to teraz za oknami promienie słoneczne mocno dawały się we znaki.
Wesoło przeszłam do kuchni, z której dolatywał jakiś przyjemny zapach.
Zdziwiłam się, widząc Toma, bawiącego się w robienie tostów. Stał tam w samych
bokserkach. Był tak zajęty i skupiony, że nawet nie zwrócił uwagi na to, że
weszłam. Z uwagą opuszczał górną część opiekacza, żeby przygotować nam posiłek.
Podeszłam do niego z delikatnym uśmiechem na ustach, przyglądając się, jak
marszczy przy tym swój zgrabny nosek. Westchnęłam z rozmarzeniem. Znów tak
jest. Przygotowuje dla mnie śniadanie! Mogłoby tak być zawsze…
- Mmm… skarbie – mruknęłam,
przesuwając dłonie po jego karku. Ten jak na komendę odwrócił się do mnie, a
jego czekoladowe spojrzenie powoli omiotło całą moją sylwetkę. Uśmiechnął się
do mnie, niemo pytając, czy coś się stało. Stanęłam na palcach, chcąc dosięgnąć
jego ust, a on jak na komendę schylił się w moim kierunku, złączając nasze usta
w czułym pocałunku. Oderwałam się od niego i zerknęłam na opiekacz.
- Mam nadzieję, że dobre to
śniadanie – zaśmiałam się i wyswobodziłam z jego objęć, żeby wyjąć gotowe tosty,
podczas gdy on usiadł przy stole.
- Chyba nadużywam twojej gościnności
– mrugnął do mnie łobuzersko, sięgając po jeden z tostów.
- Mi tam się to podoba. – Wytknęłam
mu język. Chwilę później uśmiechnęłam się ciepło, widząc jak szybko pochłania
posiłek. - Bill nie będzie się denerwował, że znów nie ma cię na noc? –
spytałam niepewnie zerkając na jego komórkę.
- Spokojnie, Bill to nie mój
opiekun, on nie ma tutaj nic do gadania. – Pokiwałam zrozumiale głową. – Dobrze
wie, gdzie teraz jestem. – Zaczął rysować wzroki na mojej dłoni, leżącej na
stole.
Nagle do naszych uszów doleciał
dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni, chwilę potem nawet nie
zdążyłam zareagować, bo Tom już podniósł się, żeby otworzyć drzwi. Zdecydowanie
zbyt bardzo się u mnie rozgościł, przecież nie wiadomo kto to był! A jak to
moja matka?! Widząc Toma, jedzącego śniadanie u mnie w domu, będzie na niego
krzywo patrzyła! Jestem dorosła, jednak wolałabym uniknąć takich sytuacji…
- Ja otworzę! – Z mocno bijącym
sercem krzyknęłam zduszonym głosem i udałam się szybko za nim. Oczywiście nie
zdążyłam zagrodzić mu drogi, gdyż zdążył już złapać za klamkę. Co za niemądry
typ! Pociągnął za nią, a przed naszymi oczami ukazała się starsza pani Grosse.
Uśmiechnęłam się do niej, wyglądając zza ramienia Toma.
Pani Grosse spojrzała groźnie na
chłopaka, a dopiero później zaszczyciła mnie spojrzeniem. Jej mocno zaciśnięte
usta, tworzyły wąską linie, a grube okulary na nosie, powiększały naznaczone
licznymi zmarszczkami oczy.
- T… tak pani Grosse? – odezwałam
się niepewnie, widząc pytające spojrzenie mojego chłopaka. Ta jednak mocno
pomarszczoną i kościstą dłonią sięgnęła w kierunku koszulki Toma. Złapała go za
nią i przyciągnęła do siebie, przez co biedak musiał się posłusznie schylić i
przeżyć bliskie spotkanie z jej badawczym wzrokiem.
-
Już wiem, kto musiał to zrobić. – Jej wargi mocniej zadrżały, kiedy oburzona,
przyglądając się Tomowi, wypowiedziała to jedno zdanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz