Kiedy zamknęliśmy
za sobą drzwi w moim mieszkaniu, od razu zauważyłam, że coś jest nie tak. No…
może pozornie wszystko było w jak najlepszym porządku, ja jednak widziałam
smutne spojrzenie Toma, przysłonięte gęstymi rzęsami. To dziwne, bo jeszcze
jakiś czas temu był w świetnym nastroju. Ech, faceci!
Patrzyłam na niego, uważnie
obserwując te smutne brązowe tęczówki. Poza nimi wszystko wydawało się być w
normie. Może jednak zbyt bardzo go przeforsowałam u mamy? Może jednak nie powinnam
była zabierać go tam i skazywać na nasze towarzystwo? Nie rozumiałam, co jest
nie tak. Podeszłam jednak do niego, momentalnie wtulając się w jego obszerną
bluzę. Miałam gdzieś, co teraz krąży po jego głowie, jak to wszystko wygląda.
Po prostu musiałam go przytulić. Ostatecznie tak czy siak, jesteśmy także
przyjaciółmi. Poczułam, jak jego dłonie delikatnie wkradają się na moje plecy. Przytulił
policzek do moich włosów.
- Coś się stało? – szepnął w moje
włosy, a ja pokręciłam przecząco głową. Jeśli chodzi o mnie… cóż, nie ukrywam,
że dziwnie czułam się z tą całą zaistniała sytuacją i nie wiem, ile czasu minie,
zanim moje burzliwe życie uczuciowe się ustabilizuje. Czułam że zdradzam Dava,
choć tego nie robiłam. Czułam, że wszystko toczy się zbyt szybko, jednak nie
potrafiłam tego zatrzymać. Ale olać to, teraz chodziło o Toma.
- Dlaczego jesteś smutny? – spytałam,
stając na palcach.
- Powiedzmy, że po prostu
intensywnie myślę – przyznał, odchylając się ode mnie na chwilę.
Na jego twarzy pojawił się zadziorny
uśmiech, a ja uniosłam brwi w geście zapytania. Uśmiechnęłam się lekko, łapiąc
skrawek jego bluzy i pociągnęłam go do pokoju. Usiedliśmy na sofie, nie
odrywając się od siebie. Ponownie wtuliłam się w jego ciało, a ciepło jakie od
niego biło ogarnęło mnie od czubka głowy do stóp, powodując mrowienie w dole
brzucha. Czułam jak złapał moją dłoń, po czym splótł nasze palce. Uśmiechnęłam
się delikatnie, zerkając w jego czekoladowe, błyszczące tęczówki. Moje myśli
intensywnie krążyły wokół nas, zdawało mi się, że jego tak samo. Oboje
zastanawialiśmy się, nad wszystkim co się ostatnio wydarzyło.
- Wiesz… - zaczęłam cicho,
wsłuchując się w krople deszczu, które nagle zaczęły uderzać o szybę. – Chyba źle
się zachowałam ostatniej nocy. Jak jedna z wielu… – Przymknęłam oczy, wreszcie
wspominając naszą wspólną noc. Wyczuwając jego przyśpieszony oddech,
pogładziłam delikatnie męską dłoń.
- Nie jesteś jak jedna z nich –
zaprzeczył po chwili milczenia. Mogłam się wcale nie odzywać, jednak nie
byłabym sobą, gdybym nie zaczęła tematu, który mnie nurtował i ciągle nie dawał
spokoju. Po prostu musiałam to zrobić. – Ja za to boję się, że cię…
skrzywdziłem. – Spojrzałam na niego zdziwiona. – I wykorzystałem. – Ciężko
wydusił z siebie ostatnie słowa.
- Tom. – Spojrzałam na niego czule.
– Jeśli nie traktujesz mnie tak jak jedną z… wielu – parsknęłam w myślach,
zwracając uwagę na niezręczność naszej poważnej rozmowy, w której tak uważnie
dobieraliśmy każde słowo. – No to nie wykorzystałeś mnie, prawda?
Opuszkami palców przejechałam po
jego policzku, zbliżając się do ust.
- Z tobą jest zupełnie inaczej.
Niepokojące ogniki zapłonęły w jego
oczach. Uśmiechnęłam się minimalnie, zastanawiając się nad jego słowami. Opuszki
palców przesunęłam na usta, a później na klatkę piersiową, pod swoimi palcami
wyczuwając szybko bijące serce. Chciałam odgadnąć jego uczucia i to co kręci
się w jego głowie. Choć dostałam gwarancję, że byłam dla niego ważna, to jednak
nie wiedziałam do końca, na czym stoimy.
- Jesteś zdenerwowany? – spytałam, jeszcze
raz kładąc rękę na jego piersi. Powoli uczyłam się odczytywać jego zachowania,
a gdy palcami wyczuwałam przyjemny materiał koszulki i jego lekko napięte
mięśnie, wiedziałam, że coś jest grane.
- Czekam, aż mnie pocałujesz. – Lekko
zachrypnięty głos prawie mnie zahipnotyzował, a jednocześnie zaskoczył.
Przygryzłam wargę, wpatrując się w jego uchylone usta i błyszczący kolczyk. Spojrzałam
niepewnie w jego oczy, więc co? Brniemy w to wszystko dalej?
- Więc teraz jesteś moim chłopakiem –
zmieniłam temat, jakbym w ogóle nie usłyszała jego poprzedniej odpowiedzi. – A
przynajmniej tyle wie moja mama.
- Tak, jesteś moją dziewczyną. –
Roziskrzone, czekoladowe oczy przykuły całą moją uwagę.
- Ona ma cię za mojego chłopaka,
przy czym nie wie nic o tym, co przytrafiło mi się z Davinem – wspomniałam, a
moja dłoń momentalnie pogładziła fragment jego policzka tuż obok kącika idealnie
wykrojonych ust. Tom wlepił we mnie swoje roziskrzone spojrzenie. – No co?
Nie odpowiedział jednak nic,
poczułam jak lokuje swoje dłonie na moich plecach, przysuwając mnie bliżej
siebie. Jego ciepłe wargi otarły się o moje, by po chwili pogłębić pocałunek.
- Wreszcie się doczekałem – zmysłowo
mruknął w moje wargi, a ja tylko oparłam czoło o jego. - Mam nadzieję, że teraz
nie wyjdzie na to, że wbrew swojej męskiej naturze, tylko ja z nas dwojga chcę poważnego
związku. Chcę dzielić się z tobą swoimi uczuciami i wiedzieć, że Davin już nie
ma znaczenia. Nie wiem, czy to tylko ja zwariowałem?
Popatrzyłam na niego z uśmiechem. Mój
wariat. Zwariował. Tylko, że jeśli on zwariował, to ja chyba jeszcze bardziej.
Pasujemy do siebie, prawda?
- Ja chyba też, nie jesteś
osamotniony – szepnęłam w jego usta, ale wiedziałam, że wszystko wyraźnie do
niego dotarło. Poczułam jego wargi na swoich.
Wariat i wariatka, razem, tutaj,
teraz. Gdy czas się zatrzymuje, wrażenie że wszystko co ważne masz w swojej bezpiecznej
dłoni, nasila się. Niewidzialne nitki, za które tak jak w teatrze ktoś pociąga,
nagle znalazły się w twojej zaciśniętej pięści i masz kontrolę nad każdym
elementem swojego życia. Złapałaś je i jesteś w stanie opanować wszystkie
wydarzenia, które mają nadejść. W tej jednej chwili, czujesz, że możesz
wszystko. Możesz polecieć do nieba, odwrócić bieg wskazówek zegara, wszystko
może się zmienić. Czując ciasno zaciśnięte wokół siebie męskie ramiona, unosisz
się na skrzydłach miłości.
Moje serce biło niepowtarzalnie
szybko, czułam jak pochyla się nade mną, z delikatnością całując każdy skrawek
mojej szyi. Odchyliłam głowę, czując, jak odgarnia moje kasztanowe włosy. Jego
dłonie wsunęły się pod moją bluzkę, smyrgając mnie po plecach. Wtuliłam się w
jego bluzę, muskając ustami płatek jego ucha.
- Zostań dzisiaj też ze mną –
szepnęłam, a deszcz który rytmicznie uderzał w szyby okien, nagle nasilił się.
– Nie idź tam – mruknęłam, ściskając w dłoni jego białą bluzę, dla podkreślenia
swoich słów.
- Zostanę – obiecał.
Czułam, jak wypełnia moje mieszkanie
czymś specyficznym. Teraz dopiero widziałam, że zawsze mi tego brakowało.
Właściwie odkąd zaczął mnie odwiedzać, w celu ucieczki do normalności,
zauważyłam różnicę w atmosferze, jaka panowała w moim mieszkaniu. Wypełniał je
ciepłem i spokojem. Na mojej twarzy w jego obecności zawsze malował się
uśmiech, a na policzkach pojawiały się lekkie rumieńce. Lubiłam to uczucie,
kiedy był obok, a ja w każdej chwili mogłam poczuć jego bliskość. Od kiedy
tylko go poznałam tak właśnie było. Dopiero teraz to sobie uświadamiałam, wtulając
się w niego mocniej i wdychając zmysłowy zapach.
*
Muszę przyznać, że zaczęło mi
brakować całego zamieszania, jakie pojawiało się na wszystkich bankietach wśród
fotoreporterów, starających się uchwycić jak najlepsze ujęcie. Pomyślałam o tym
właśnie dlatego, że dostałam kolejne zlecenie! Ciotka znów ściągnęła mnie do swojego
gabinetu i objaśniwszy mi rangę wydarzenia, podkreśliła, że liczy na świetne
zdjęcia. Jak zwykle może być to trudne, gdyż nie mam zbyt dużego doświadczenia
– właściwie prawie wcale go nie mam. Nie wrosłam jeszcze także w to całe
środowisko gwiazd i paparazzi uganiających się za nimi. Choć początkowo miałam
plany stać się najbardziej bestialskim paparazzo, jakiego widział świat,
spójrzmy prawdzie w oczy – dawno z tego zrezygnowałam. Odrobinkę cieszyłam się,
że nie nadaję się do tej roboty. Kiedy widziałam moich kolegów (mam tutaj na
myśli tego jednego, rudego profesjonalistę, który bardzo lubił wlepiać we mnie
swoje niebieskie oczęta) wybiegających z budynku z podręczną (na pewno ciężką!)
drabinką, uśmiechałam się tylko pobłażliwie, mimo wszystko gratulując im
wytrwałości i ambicji. A jeśli chodzi o tego rudego gościa, to był dziwny. Nigdy
wcześniej nie zachowywał się tak w stosunku do mnie. Gdy dzisiaj podeszłam do
niego, chcąc zagadać jak tam mu się wiedzie, po prostu przeszył mnie wzrokiem i
jakby trochę się spłoszył. Co jest?! Nic mi nie odpowiedział, tylko kiwną
zaprzeczająco głową, jakby szybko chciał się ulotnić, żeby móc spoglądać na
całe pomieszczenie ze swojego super odosobnionego kąta. Przez to wszystko
zaczęłam się zastanawiać, czy to ze mną jest coś nie tak, czy jednak z nim.
Może ma zaburzenia osobowości? A może problemy rodzinne? Mniejsza z tym! Odkąd
zerka na mnie znad swojego biurka, co chwila sięgam po podręczne lusterko, żeby
upewnić się, że nad górną wargą nie pozostał mi wąsik stworzony z pianki na
kawie lub coś w tym stylu. Na szczęście rzadko zjawiał się tutaj, w pracy.
Zazwyczaj udzielał się światu na zewnątrz, fotografując ludzi.
Zawsze gdy na niego patrzyłam,
miałam wrażenie, że praca jest całym jego życiem i nie wyobraża sobie, że teraz
mogłoby się coś zmienić. Był specyficznym człowiekiem, a ja z moją wrodzoną
dociekliwością, zainteresowałam się jego dziwnym zachowaniem, które coraz
bardziej mnie denerwowało. Kogo nie wkurzyłoby nieustanne gapienie się? Choć
przyznaję, że znalazłam na to sposób. Musiałam po prostu sama zerknąć prosto w
jego oczy, a szybko odwracał głowę. Czułam się przez to nieswojo i obco.
Dobrze, że tylko on jeden tak się zachowywał i nikt raczej nie zwrócił uwagi na
nasze krzyżujące się spojrzenia. Mark Wannford, bo tak się nazywał, był raczej
osobą wyalienowaną.
Obracając się na krześle,
wyprostowałam obolałe plecy. Wyciągnęłam przed siebie ręce, chcąc dać im trochę
ruchu. Po chwili szybko wstałam, podchodząc do Margo. Ta jak zwykle
uśmiechnięta spojrzała na mnie swoimi żywymi zielonymi oczami, za ucho
odgarniając przefarbowane na blond włosy.
- Już przesłałam ci te zdjęcia, o
które mnie prosiłaś – powiedziałam z uśmiechem. Szybko usiadłam koło niej, w
dłoń łapiąc jedno z ciasteczek z opakowania, które leżało na biurku.
- Dzięki wielkie, teraz będę mogła
skończyć robotę. Chcesz kawy? – zaoferowała, a ja przytaknęłam szybko głową. Gdy
tylko znalazła się obok mnie z gotowym napojem, opadła na fotel. – Uf... ale
ciężki dzień dzisiaj – stęknęła.
Skierowałam wzrok na swoich kolegów,
którzy żywo nad czymś dyskutowali.
- Taak - odpowiedziała mi na moje
nieme zapytanie. – Znów spóźniają się z korektą artykułów, a jak się nie
pośpieszą to nie złożymy wydania na czas.
- Spokojnie, na pewno ze wszystkim
zdążycie. – Uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Miejmy nadzieję, bo jak nie to
twoja ciotka da nam wszystkim popalić. – Złapała się za głowę, jakby ta miała
jej za chwilę odpaść.
- Dobrze wiesz, że jest bardzo
ugodową osobą – przypomniałam.
- Wiem, tak tylko się śmieję.
Na jej twarzy znów pojawił się nikły
uśmiech. Pociągnęłam łyk kawy, zerkając na Margo spod przymrużonych powiek.
- Margo, nie miałabyś ochoty wybrać
się gdzieś po pracy? – zaproponowałam i zauważyłam, że jej twarz rozjaśnia się.
Wiedziałam, że ta dziewczyna jest ode mnie starsza, jednak różnica wieku nie
była duża, a dzięki temu dobrze mi się z nią przebywało i rozmawiało.
- Jasne, czemu nie? Przyda mi się
spora dawka odprężenia po tym wielkim chaosie, jaki tu panuje – podniosła głos,
wymownie spoglądając na mężczyzn, stojących nieopodal i rozmawiających
żywiołowo. Zaśmiałam się pod nosem. Wszyscy tutaj dobrze się rozumieli i tak
naprawdę złość nigdy nie trwała długo, nawet jeśli spóźnialiśmy się z
terminami. Pracowałam tutaj tylko chwilę, nie zawsze byłam na miejscu, a jednak
już zdążyłam poczuć tę małą nić przyjaźni, jaka się między nimi wytworzyła.
- To widzimy się później. – Mrugnęłam
do niej porozumiewawczo i udałam się do swojego stanowiska.
Już godzinę później zbierałam swoje
rzeczy, chcąc szybko znaleźć się poza tym budynkiem. Wiedziałam, że Tom tym
razem nie sprawi mi niespodzianki, przyjeżdżając pod budynek, niczym moja
osobista taksówka. Uprzedził mnie, że ma bardzo ważne spotkanie, a potem
wywiad. Ostatnio zrobiło się o nich cicho w mediach i osobiście nie miał ochoty
na rozgłos, wiadomo jednak było, że już musieli przygotowywać grunt pod nową
płytę.
Z lekkim uśmiechem na ustach udałam
się w kierunku Margo, która stała gotowa do wyjścia. Gdy tylko mnie zobaczyła,
wspólnie ruszyłyśmy w kierunku drzwi. Przekroczywszy próg, uderzył nas powiew
ciepłego powietrza, które niosło ze sobą lato. Skręciłyśmy za róg, podążając w
kierunku pobliskiej herbaciarni. Po pięciu minutach byłyśmy już na miejscu.
Herbaciarnia znajdowała się w bocznej uliczce, zaraz koło ruchliwej
czteropasmówki, którą pędziło sporo samochodów i przejeżdżały tramwaje. Mimo
tego wnętrze było niespodziewanie przytulne i ciche, a cały uliczny gwar w
jakiś nadzwyczajny sposób się ulatniał. Zza okna, na którym znajdowały się
brązowe zasłony, widać było tylko pobliskie budynki i kilka samotnie stojących
drzew. Choć herbaciarnia była bardzo mała, bez problemu przecisnęłyśmy się
między fotelami z miękkimi, wzorzystymi obiciami. Szybko usiadłyśmy przy
stoliku w najdalszym kącie pomieszczenia. Dopiero teraz, jeszcze raz obiegłam
wzrokiem wystrój. Na stolikach znajdowały się ładne narzuty i ręcznie robione
obrusiki, a na nich ciężkie lampy i ozdobne cukiernice. Ściany pokryte były
sztucznymi roślinami, z lampkami, które nie raz były pewnie zapalane. Wszystkie
meble zrobione były ze starego drewna, a w tle słychać było cichutką melodię.
To wszystko dodawało temu miejscu niesamowitego uroku i jestem pewna, że nie
jedna osoba chciałaby sobie uciąć drzemkę w tak miłej i spokojnej atmosferze.
Razem z Margo zamówiłyśmy sobie
kremówkę i herbatę. Gdy tylko dostarczono nam to, na co najbardziej czekałyśmy,
od razu zabrałyśmy się za jedzenie. Już w ciągu tych kilku minut jak zwykle powrócił
temat pracy i tego co się w niej dzieje. Gdy chodzisz do szkoły, wszędzie może
pojawić się temat szkoły, gdy zaś pracujesz, praca jest jednym z nieodłącznych elementów
twojego życia.
- Myślałam, że ich zatłukę, na
szczęście wyrobili się. Co za lenie! – denerwowała się Margo, wspominając
dzisiejszy nerwowy dzień, jednak jej głos nadal brzmiał cicho, tak aby nie
przeszkadzać parze, która znajdowała się dwa stoliki dalej.
- Mówiłam, że będzie dobrze. Ale
fakt, faktem, mieli na to mnóstwo czasu – przyznałam. Po chwili przypomniałam
sobie, o co chciałam ją zapytać.
- Margo, nie masz wrażenia, że Mark
zachowuje się trochę… dziwnie? – spytałam, zerkając na nią kątem oka.
- Mark Wannford? Szczerze mówiąc
prawie go nie znam, wiesz przecież, że pracuje na zlecenie i praktycznie u nas go
nie ma.
- No tak, wiem, ostatnio tylko… coś
jest z nim nie tak, nie wiem, czy zawsze taki był?
- Chodzi ci o to, że ciągle się na
ciebie patrzy? Chłopcy też się z tego śmiali – przyznała, a mnie zamurowało.
Popatrzyłam na nią uważnie, a moja mina musiała chyba wyrazić wszystkie moje
emocje, więc zaśmiała się dźwięcznie i powiedziała.
- Nie przejmuj się. Mark jest
rasowym paparazzi, więc albo szuka sensacji w twojej osobie, co jest raczej
mało możliwe albo po prostu wpadłaś mu w oko. – Mrugnęła do mnie
porozumiewawczo, a mnie krew odpłynęła z twarzy. Czyżbym miała rację, mówiąc
Tomowi, aby kamuflował się, przyjeżdżając po mnie i nie ryzykował pokazywaniem
się u mnie w pracy?! Przełknęłam głośno ślinę, czując suchość w gardle.
- Coś nie tak? – Margo szturchnęła
mnie lekko. – To przecież nic dziwnego, jesteś śliczną dziewczyną!
Nie, nie, nie! Nie o to mi chodzi!
Mam gdzieś czy mu się podobam, czy nie. Obchodzi mnie tylko to, co się do
cholery dzieje w jego głowie!
- Nic się nie stało – mruknęłam i
przywołałam na usta nikły uśmiech, który zlikwidował ślady po moim chwilowym
zmrożeniu. - Myślę, że o nic takiego nie chodzi Markowi. Jest jakieś dziesięć
lat ode mnie starszy – dodałam.
- Tym bardziej może mu się podobać
młodsza dziewczyna! Nie martw się, jakby się narzucał, daj mi tylko znać. – Poruszyła
porozumiewawczo brwiami, mnie jednak to nie pocieszyło.
Ręce spociły mi się ze zdenerwowania,
kiedy pomyślałam, ze mógł widzieć Toma, siedzącego w samochodzie pod naszym
miejscem pracy. Dziwne wydawało się tylko to, że jeszcze nikt nie zrobił mu
zdjęcia. W takim razie być może naprawdę Mark gapił się na mnie z ciekawości i
po prostu ma taką naturę. Przystawiłam do ust filiżankę z ciepłym płynem. Kilka
łyków pomogło mi ocknąć się z zamyślenia.
- A ty… masz kogoś? – spytałam po
chwili.
- Ach… lepiej nie gadać, jakiś czas
temu rozstałam się z facetem. Byliśmy razem trzy lata. - Westchnęła cichutko i
skierowała wzrok na łyżeczkę, którą monotonnie poruszała, mieszając herbatę.
- Wiem coś o tym. – Uśmiechnęłam się
pocieszająco. – Tylko, że ja rozstawałam się z nim dwa razy i powiem ci, że za
drugim było mi łatwiej. Ciągle mam jednak wsparcie od innej osoby i nie wiem, jakbym
sobie bez niego poradziła, pewnie nadal chodziłabym jak struta, po nocach
płacząc w poduszkę i udając, że wszystko jest w porządku.
Nie wiem, co mi się stało. Gdy tylko
dała mi znak, żebym mówiła dalej, opowiedziałam wszystko po kolei, omijając
oczywiście niektóre szczegóły. Nie wspomniałam o tym, kim jest Tom, jak się
nazywa i co robi. Wyjaśniłam jedynie, że poznałam go przypadkiem i tak się
zaczęła nasza przyjaźń, a teraz także coś więcej. Kiedy Margo słuchała mnie z
taką uwagą, widziałam w jej dużych piwnych oczach zrozumienie i wiedziałam, że
jej mogę się zwierzyć. Ona także opowiedziała mi o ostatnim facecie i o tym jak
bardzo przeżyła rozstanie, do którego oboje doprowadzili. Opowiadała o tym, że
tęskni i że chciałaby do niego wrócić, nie miała jednak odwagi żeby mu o tym
powiedzieć.
Kiedy rozstałyśmy się, wychodząc z
herbaciarni, zrobiło mi się o wiele lżej na duszy. Wreszcie mogłam opowiedzieć
to wszystko komuś, kto nie znał Davina, nie znał Toma, nie oceniał ich, tylko
posłuchał tego, co mówię. Margo rozumiała mnie i nie zadawała zbędnych pytań.
Słysząc rytmiczne uderzania moich
wysokich butów, udałam się na przystanek. Wsiadłam w autobus, który przyjechał
i już po piętnastu minutach byłam niedaleko swojej kamienicy. Szybko
przemierzając ulicę dotarłam pod drzwi, prowadzące na klatkę schodową. Wspinając
się po schodach, usłyszałam dźwięk mojej komórki, obwieszczający nową
wiadomość. Stanęłam pod drzwiami, sięgając po małe urządzenie.
„Myślę o tobie, Tom” – przeczytałam
i uśmiechnęłam się do siebie. Czułam, że powoli wszystko zacznie się normować,
jeśli w ogóle jest to możliwe z gwiazdą u boku. Czułam, że chcę spróbować podążać
tą ścieżką dalej i sprawdzić co przyniesie mi los. Choć w moim sercu nadal
czaiła się rysa po Davinie, odbudowywało się ono na nowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz