Znów zagłębiony w
myślach energicznie wcisnął sprzęgło i poruszył dźwignią, zmieniając bieg w
samochodzie. Uważnie śledząc drogę, tak naprawdę przed oczami miał coś zupełnie
innego. Długie, rozsypane na białej pościeli, kasztanowe włosy. Intensywnie zielone
oczy, które przeszywały jego ciało za każdy kolejnym spojrzeniem. Niskie czoło,
z włosami, które nachodziły na jasną skórę, a także zarysowane kości
policzkowe. Ciepłe, delikatne dłonie wkradające się na jego barki, i gładzące
jego kark. To wszystko nie mieściło się w jego głowie i po raz pierwszy miał
wątpliwości, czy nie postąpił zbyt szybko. Pierwszy raz martwił się tym, że
powinien był zatrzymać ten bieg wydarzeń, opanować się, poczekać. Nie chciał
jej krzywdzić. Mimo że zaprzeczyła, iż jej zachowanie miało jakikolwiek związek
z Davinem i tym, co się między nimi wydarzyło, to nie był tego taki pewny.
Wiedział jednak, że Jasmine potrzebuje ciepła i wsparcia drugiej osoby. Nie wiedział,
czy wyczytał to z jej oczu, gestów czy słów, bo tak naprawdę ciągle zachowywała
się jak osoba, której nic nie jest. Mimo wszystko chciał dać jej tę bliskość.
Była dla niego ważna. Stała się dla niego zupełnie inną osobą, niż dziewczyny
które poznawał na co dzień. Wiedział, że to wszystko dzięki temu, że ją poznał,
a ona poznała jego. Ciągle czuł uścisk w gardle, myśląc o tym, że mógł
wykorzystać jej słabość, w końcu tak bardzo pragnął ją dotknąć…
Skręcił gwałtownie na podjazd domu.
Złapał kluczyki od samochodu i wysiadł z niego, zamaszyście trzaskając
drzwiami. Momentalnie usłyszał ujadanie jednego ze swoich psów. Omiótł
spojrzeniem okolicę, nie widząc żadnej z niepożądanych fanek i udał się do
domu.
- Widzę, że na poważnie wziąłeś
sobie moje słowa. – Na wstępie usłyszał głos Billa i uśmiechnął się pod nosem.
Mimo całych wyrzutów, jakich jeszcze nigdy nie miał po nocy spędzonej z
kobietą, nie potrafił się nie cieszyć, na wspomnienia jej słodkich pocałunków.
– Długo się nie opierała – dodał.
Tom spojrzał na niego przeszywającym
wzrokiem, którego czarnowłosy nawet nie zauważył, skupiony nad malowaniem
paznokci. Był pewien, że jego brat wyzbył się już uprzedzeń do tej dziewczyny.
- Przestań, to moja wina. – Nie miał
nastroju ani siły żeby się z nim sprzeczać.
- Nie mów mi, że znalazłeś osobę,
która wywołuje w tobie ludzkie odczucia.
Czarny wreszcie odwrócił twarz w
jego stronę. Tom spojrzał na niego pobłażliwie i skierował się w kierunku
kuchni. Jego myśli ciągle krążyły wokół jej zapachu i niewinnych gestów. Jak
miał się skupić w takich warunkach?! Nieprzytomnie otworzył lodówkę. Przebiegł
wzrokiem po produktach, które miał w zasięgu wzroku. Masło orzechowe. Jęknął
cicho, kiedy przed jego oczami pojawiła się znowu ona, siedząca na blacie i
jedząca kanapki z tym właśnie produktem. Złapał słoik w rękę.
- Totalnie odpływasz, człowieku –
mruknął do siebie, po czym przygotował szybko kanapkę i wsunął do ust. Łapiąc w
wolną dłoń drugą kromkę chleba, skierował się ku Billowi. Usiadł koło niego,
opierając łokcie na szeroko rozstawionych kolanach.
- Nie wiem, co ona ze mną robi –
poskarżył się w przerwie pomiędzy gryzieniem, przeżuwaniem i łykaniem. Jakaś
magiczna otoczka, pozostała z ubiegłej nocy, ciągle unosiła się wokół niego,
nie pozwalając zapomnieć o doznanych uczuciach i emocjach.
- Ja też nie, mam tylko nadzieję, że
nie obudzi się w niej instynkt paparazzi. – Westchnął zdegustowany, patrząc na
swojego zakochanego bliźniaka. – Jesteś taki zabawny, kiedy się zakochasz.
Bill zaśmiał się, nawijając sobie
skrawek jego koszulki na palce. Tom szybko szarpnął się, żeby wyrwać materiał z
jego dłoni. Z pełną buzią przeszył go tylko spojrzeniem, które wyrażało jedno –
chęć mordu. Po chwili jednak oparł się wygodnie i przymknął oczy. Leciał, po prostu
leciał w przestworzach, gdy nie męczyły go wyrzuty sumienia. Gdyby nie
ograniczał go dach prawdopodobnie dawno byłby już w przestrzeni
międzyplanetarnej, a tam i tak ciągle widziałby tylko jedną gwiazdę. Wszystkie
mogły wyglądać pięknie, dla niego jednak przygasły, na rzecz tej jednej.
- Właściwie to nie pamiętam, żebyś
się kiedyś zakochał, to dziwna odmiana, wiesz? Trochę ci zazdroszczę, nawet nie
trochę. Ile ja mam czekać na swoją drugą połówkę? - prowadził monolog. - Tylko
miej oczy szeroko otwarte, bo nie możesz być pewny, co ona planuje. Zakochani ludzie
nie widzą oczywistości! – Tom usłyszał podniesiony głos bliźniaka tuż przy
swoim uchu. Podniósł gwałtownie powieki i popatrzył na niego jak na idiotę.
Przełknął ostatni kęs i uchylił usta. Zatkało go…
- Bill, daj mi spokój z tym
zakochaniem! To po prostu dziewczyna, na której zależy mi bardziej niż na
innych i nie martw się, ja zauważam wszystko, co powinienem! – Na przykład jej
śliczne oczy, rumieńce na twarzy, kiedy zbliżał się do niej, a później muskał
czule jej malinowe usta. Być może i był zakochany, ale jego brat nie musi o tym
wiedzieć, o nie! Zaraz cała reszta zespołu się dowie, dotrze to do Josta, który
nie będzie zadowolony i wszyscy będą wytykali go palcami. Ten, co codziennie
miał inną, teraz totalnie zgłupiał.
- I zbieraj się, zaraz jedziemy to
studia – stanowczo uciął dyskusję.
*
Mimo, że miałam za sobą przyjemną,
ciepłą noc, to jednak moje powieki gwałtownie opadały, a ziewnięcia same
przychodziły. Wytrwale walczyłam jednak ze swoim zmęczeniem i myślami, które
ciągle odsyłały mnie do Toma. Nie wiedziałam właściwie jak to teraz między nami
będzie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że oboje straciliśmy głowy. Ciągle miałam
niezrozumiale poczucie, że zdradziłam Davina, choć już nie jesteśmy razem! A
jednocześnie moje myśli ciągle analizowały każdy moment spędzony wspólnie z
Tomem i było mi z tym dobrze. Wiedziałam, że jeszcze za wcześnie, żeby zaczynać
coś nowego. To, co przeżyłam z Davem wydawało mi się zbyt świeże i… mimo
wszystko bolesne. Nie chciałam jednak zawracać sobie dłużej tym głowy, w końcu przeszłość
już do mnie nie wróci. Szczerze mówiąc, nie chciałam, żeby to wszystko wracało.
Davin był nic nie wart. Żałuję, że tak późno sobie to uświadomiłam i wcześniej
nie posłuchałam rad osób, które dostrzegały więcej niż ja.
Westchnęłam cichutko, ponownie
skupiona nad obrazem wyświetlonym na ekranie monitora. Kto by pomyślał, że
więcej będę pracowała nad obróbką, niż nad robieniem zdjęć? Ciocia wyraziła
chęć przyjęcia większej ilości moich prac, ale wtedy musiałabym śledzić gwiazdy
i nie dawać im spokoju. Początkowo wiedziałam, że będę robiła wszystko, aby
zdobyć jak najlepsze ujęcie i temat, który powali wszystkich na kolana. Teraz
jednak trochę się nawróciłam. Chyba pomogły mi w tym zwierzenia Toma i choć
nigdy bezpośrednio nie wspomniał przy mnie, jak bardzo nienawidzi paparazzi –
ja to wiedziałam. Wcale nie czułam się z tym dobrze, dlatego zawczasu skorygowałam
swoją pracę i dostosowywałam tak, aby jak najmniej zakłócać ludziom ich prywatne
życie. Nie mówiłam mu tego, byłam jednak pewna, że zdaje sobie sprawę z moich
działań. Ostatecznie zdjęcia robiłam w miejscach publicznych - na czerwonych
dywanach, bankietach i galach. Już od jakiegoś czasu nie splamiłam się
śledzeniem kogokolwiek, z czego byłam niezmiernie dumna. Moja ambicja pokazania
na co mnie stać, nieznacznie opadła. Dla nas obojga zawsze wiadome było też to,
że bardzo potrzebuję pracy i dlatego właśnie nie mogę z niej zrezygnować, tylko
dlatego, że coś łączy mnie z gwiazdą. Jeśli nadal chciałam utrzymywać swoje
małe mieszkanko i toczyć samodzielne życie, nie miałam wyjścia i musiałam na
nie zarabiać.
Opadającą głowę podparłam ręką.
Omiotłam spojrzeniem pomieszczenie. Większość pochłonięta była swoimi
zajęciami. Część rozmawiała podekscytowanymi głosami w rogu pomieszczenia,
parząc kawę i przegryzając ciasteczka. Kawa!
Podniosłam się szybko na nogi i
udałam w tamtym kierunku. Nie zwróciłam zupełnie uwagi, na zaczepki nieco
starszych ode mnie kolegów, którzy zajmowali się korektą artykułów. Szybko
zaparzyłam sobie kawę i wracając na miejsce, dmuchałam w jej powierzchnię, by
prędzej ostygła. Usiadłam na swoim miejscu i uniosłam wzrok. Od razu napotkałam
wpatrujące się we mnie, świdrujące na wylot, niebieskie tęczówki. Ruda czupryna
też była mi dobrze znana już od pierwszego dnia tutaj, kiedy to wpadłam na
niego i jego super specjalistyczny sprzęt, który wtedy aż zaparł mi aż dech w
piersiach. Opuściłam wzrok na kubek. Kątem oka ciągle widziałam natarczywe
spojrzenie tego intrygującego, a raczej irytującego mężczyzny. Udając, że nic
nie zauważam, popijałam napój, rozkoszując się dawką kofeiny, która powoli
rozpływała się po moich ospałych komórkach.
Znów podniosłam na niego wzrok, a
wtedy rozdrażniona dostrzegłam, że ciągle się patrzy. Niebieskie tęczówki
przenikały mnie na wskroś, miały w sobie coś natarczywego, coś co powodowało we
mnie rozdrażnienie, którego nie mogłam już znieść. Mark Wannford miał jakieś
trzydzieści lat. Był wysokim i dobrze zbudowanym facetem. Ale czy on nie zdaje
sobie sprawy z tego, jak bardzo mnie denerwuje? Może nawet nie wie, że ciągle
zauważam jego zainteresowanie moją osobą?
Westchnęłam znużona i zabrałam się
do pracy. Gdy już po piętnastu minutach skończyłam, zgrałam dane na odpowiedni
dysk i udałam się do wyjścia. Pożegnałam się z resztą, także z Margo, którą
minęłam w przejściu. Gdy ponownie odwróciłam się w kierunku przeszkolonych
drzwi, zauważyłam, jak gdzieś z boku miga mi ruda czupryna. Znów on? Jęknęłam w
duchu. Jak długo tutaj jestem ani razu się do mnie nie odezwał, a tu nagle
zaczął się mną interesować. Mark Wannford. Tak, to ten rasowy, lekko
przerażający mnie paparazzo.
Ruszyłam przed siebie, po chwili
zauważając czarny samochód. Uśmiechnęłam się do siebie, a moje serce zabiło
mocniej. Szybkim krokiem podeszłam do drzwi i pociągnęłam za klamkę. Wsiadłam
do środka, a mój wzrok od razu padł na chłopaka z ciemnymi okularami na nosie.
- Cześć – szepnęłam. – Nie
powinieneś znów tutaj przyjeżdżać – mruknęłam, splatając dłonie.
- Ale chciałem. – Zanim ruszył,
poczułam, jak jego dłonie wkradają się pod mój podbródek, a jego ciepłe usta
przesuwają się po moich wargach. Znów zapłonęłam czerwienią. Odetchnęłam
dopiero, gdy odsunął się ode mnie na znaczną odległość.
- Ktoś może cię rozpoznać – stwierdziłam,
spod przymrużonych powiek, gdy ściągnął z nosa olbrzymie okulary. Omiótł mnie
ciemnym spojrzeniem.
- Nie przesadzaj. – Wywrócił młynek
oczami i już miał ściągnąć kaptur z głowy, gdy powstrzymałam go, uparcie
twierdząc, że nie jest to najlepsze miejsce na takie zachowanie.
- Tom. A może zawiózłbyś mnie na
chwilę w… inne miejsce? – spytałam, chcąc szybko oddalić się spod budynku.
Zerknął na mnie zaciekawiony. – Chciałam pojechać do mamy, tak dawno u niej nie
byłam.
Westchnęłam zrezygnowana. Dzwoniła
do mnie, ale ostatnio ciągle byłam zabiegana między pracą, Tomem i Davinem. Już
dawno powinnam była zjawić się w swoim rodzinnym domu, bo odkąd się
wyprowadziłam, rzadko tam zaglądałam i szczerze mówiąc było mi źle z tego
powodu.
- Już się robi – spojrzał na mnie
ciepło, a w jego oczach mogłam wyłapać zaciekawione ogniki. Swoją dłoń ulokował
na moim kolanie, gładząc je lekko długimi i smukłymi palcami. Nachyliłam się
nad nim i pocałowałam delikatnie w uśmiechnięty kącik ust. Po chwili już prowadziłam
go ulicami w odpowiednie miejsce. Nie powiem, dobrze mieć takiego szofera. Ale
gdyby się tak dłużej nad tym wszystkim zastanowić… muszę odłożyć pieniądze na
samochód, koniecznie! Obserwując migające mi przez okno domy, wiedziałam, że
jesteśmy już blisko. Gdy kazałam zjechać Tomowi na podjazd, zobaczyłam w jego
oczach strach. Pierwszy raz naprawdę zobaczyłam, że zabrakło mu pewności
siebie. Co jest? Bał się mojej mamy?
- To… ja poczekam w samochodzie. – Chrząknął,
patrząc na mnie znacząco.
- Nie ma mowy! Nie będziesz tutaj
siedział – zadecydowałam, nie przyjmując odmowy.
- Jas, ale ja bardzo lubię swój
samochód. – Założył ręce na piersi i popatrzył przed siebie. Po chwili już czule
błądził wzrokiem po kierownicy i tapicerce. – W końcu wydałem na niego tyle
pieniędzy i władowałem tyle czasu!
- Tak, jestem pewna, że go
ubóstwiasz, ale teraz nie zachowuj się jak dziecko. Moja mama nie gryzie.
Gorzej z tatą, ale jego nie powinno być. – Zaśmiałam się, widząc jego
skrzywioną minę. – Tom! – przywołałam go do porządku.
Zdeterminowana wysiadłam z samochodu
i podeszłam do niego od drugiej strony. Dobrze wiedziałam, dlaczego nie chce
tam iść. Będzie czuł się jakby już był egzaminowany. Pewnie nie podoba mu się
to, że nawet razem nie jesteśmy, a już musi poznawać moją rodzicielkę.
- Okej, okej, idę! Ale odpłacisz mi
się później za to – zagroził mi, próbując przyciągnąć mnie do siebie. Szybko
jednak umknęłam przed jego wyciągniętymi ramionami. Śmiejąc się ponownie
odskoczyłam, widząc, że nadal próbuje zapleść swoje ramiona wokół mojego ciała.
Z lekkim uśmiechem na ustach złapałam go za rękę i poprowadziłam za sobą. Kiedy
oboje stanęliśmy już przed drzwiami, powoli nacisnęłam klamkę. Przeszłam
pierwsza przez próg, po czym odezwałam się.
- Mamo, jest tutaj ktoś?
Oczywiście, że ktoś musiał być, w
końcu drzwi były otwarte, no ale zawsze lepiej się upewnić. Po chwili
usłyszałam, jak moja mama zbliża się do nas. Jej zielone oczy, identyczne jak
moje, iskrzyły się spod ciemnej grzywki krótkich i prostych włosów. Uśmiechnęła
się na mój widok, podeszła i ucałowała mój policzek. Przytuliłam ją lekko, a
kiedy oddaliłam się nieco, zauważyłam, że uważnym spojrzeniem zmierzyła postać
Toma, który sztywno przywitał się i cofnął o krok. Jego spięta twarz wyrażała
teraz wszystkie towarzyszące mu emocje.
- Już myślałam, że o mnie
zapomniałaś. – Mama zaśmiała się, udając, że nie jest zaskoczona widokiem chłopaka
przy moim boku.
Sama nie wiedziałam, jak skwituje
jego obecność, wiedziałam na pewno, że nie będzie niemiła, ani nie zacznie go
egzaminować. To nie w jej stylu. Mimo, że nie pochwalała wielu moich wyborów,
zawsze wiedziała, że próbując mnie do czegoś zniechęcić, zawsze odniesie
odwrotny skutek. Brała wszystko na przeczekanie. Zdawała sobie sprawę z tego,
że jeśli tłumaczenia do kogoś nie docierają, musi się o tym przekonać na
własnej skórze. Tak było właśnie z Davinem i ze mną. Byłam ślepa, podczas gdy i
ona i Melody wykazywały trochę nieuzasadnioną, ale jednak słuszną niechęć do
niego. Przygryzłam lekko wargę, przypominając sobie to, jak bardzo go przed
wszystkimi broniłam. Po chwili spojrzałam na Toma, który ciężko przełknął
ślinę. Uśmiechnęłam się lekko widząc jego minę. Wyglądał jak dziecko, które
właśnie zostało postawione przed rodzicem, w celu wymierzenia odpowiedniej kary
za zły uczynek.
- Mamo, to jest Tom. Mój... eee…
Zapędziłam się, przyznaję, bo teraz
nie wiedziałam, co powiedzieć. Mogłabym uznać, że jest moim chłopakiem, jednak
tak naprawdę nie wiedziałam na czym stoję, no i… miałam nie wiązać się przez
jakiś czas. Mogłabym powiedzieć także, że to tylko mój kolega, ale tak szczerze
mówiąc nie podobało mi się to określenie. Innym wariantem było powiedzieć po
prostu: Mamo, to jest Tom Kaulitz, mój… eee… obiekt do fotografowania na
czerwonych dywanach! Tak, ewentualnie w ten sposób mogłam z tego wybrnąć,
jednak nie pozwoliłam sobie na to. Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć, gdy
zdziwiona kobieta, uniosła brwi w geście zaskoczenia.
- Chłopak? – spytała, a ja
wstrzymałam oddech. Jak się domyśliła, że coś mnie z nim łączy?!
- Tak, chłopak. – Tom uśmiechnął się
szelmowsko, na nowo odzyskując pewność siebie. Zdziwiona spiorunowałam go
wzrokiem. W co on pogrywa? Przed moją mamą mógłby się nie wygłupiać!
- A Davin? – zainteresowała się. –
Nic mi o nim ostatnio nie mówiłaś.
- Nie jestem już z Davem, mamo –
przyznałam, po czym przygryzłam niezręcznie wargę.
- I dobrze.
Uśmiechnęła się promiennie do Toma,
który w jednej chwili zyskał sobie jej sympatię.
- Mamo! - mruknęłam speszona jej
reakcją na wieść, że Davin to już przeszłość.
- No już, już. Zrobię wam herbaty –
zaoferowała, a kiedy tylko zniknęła nam z pola widzenia, pociągnęłam Toma za
rękę. Przywołałam jego twarz niżej i szepnęłam.
- Chłopak? – spojrzałam na niego
zdegustowana.
- Coś ci nie odpowiada? – spytał z
widocznym zadowoleniem, a jego wargi wygięły się w uśmieszku. Nie dając mi
chwili na odpowiedź objął mnie w tali, przysuwając bliżej siebie. Razem
udaliśmy się do salonu, gdzie momentalnie zabrał się za oglądanie zdjęć,
stojących na wysokiej komodzie. Byłam na kilku z nich. Ja, mała, głupia, z torebką
na czubku głowy. Ja, nieco starsza z dziwnym wyrazem twarzy.
Zerknęłam na Toma. Te klika lat temu
nie zdawałam sobie sprawy, że za jakiś czas ktoś taki jak on będzie stał z
wielkim uśmiechem na ustach i z palcem wskazującym skierowanym na moją
roześmianą buzię, widniejącą na fotografii. Gdybym to wiedziała, nigdy nie
stanęłabym przed obiektywem!
- Tak, to ja - uprzedziłam jego
pytanie, a on zarechotał uradowany.
Omiotłam wzrokiem pomieszczenie.
Ciągle wyglądało tak samo. Ciemne, masywne meble, bordowy miękki dywan, dębowe
panele i nieco jaśniejsze ściany. Nieważne kiedy się tutaj pojawiałam, dom
zawsze był taki jak zza czasów dzieciństwa. Cieszyłam się, że mam możliwość
zamieszkania samej, bez rodziców na głowie. Zawsze jednak gdy tu wracałam,
czułam się jakbym nigdy się nie wyprowadzała. Gdy spotykałam się z Davinem,
wiązałam z nam już poważne plany. Mam prawie dwadzieścia dwa lata i czułam
potrzebę, aby się w pewien sposób ustabilizować i usamodzielnić. Z pomocą
rodziców wykupiłam małe mieszkanko. Znalazłam pracę, jednak szybko ją
straciłam. Nawet nie myślałam o studiach. Byłam coraz bardziej pochłonięta moim
związkiem i nawet nie zauważyłam kiedy, finanse gwarantujące mi samodzielne
życie były na wyczerpaniu. Wtedy jak z nieba spadł mi mój kuzyn, załatwiając
pracę, a jednocześnie posypał się mój związek z Davinem. Czułam się rozbita na
milion kawałeczków, a jedyną rzeczą, która trzymała mnie w stanie użytkowości
była praca i oddawanie się fotografii. W tamtym czasie, w głębi duszy ciągle
miałam nadzieję, że Davin do mnie wróci i kiedy w końcu przybiegł do mnie z
podkulonym ogonem, nie potrafiłam się powstrzymać - wybaczyłam mu. Znalazłam wtedy
coś jeszcze - nową przyjaźń. Długie wieczory spędzane z Tomem pomogły mi się
podbudować, a czasem też skupić na jego problemach, zamiast na swoich. Czułam
się mu potrzebna, czułam, że mogę dać mu coś, czego nie może otrzymać od innych
– takie chwile jak ta. Pozbawioną natarczywych spojrzeń, fleszy i całego
gwiazdorstwa.
Ścisnęłam dłoń Toma, gdy
siedzieliśmy z moją mamą, popijając herbatę i przegryzając ciasteczka, które
dla nas przygotowała. Spojrzał na mnie pytająco, a ja tylko uśmiechnęłam się
delikatnie, opierając się chęci pocałowania jego pełnych ust. Totalnie się
wyłączyłam, skupiając się na gładzeniu kciukiem jego dłoni. Obserwowałam
długie, smukłe palce i tylko gdzieś w tle słyszałam, jak rozmawia z moją mamą,
co chwila śmiejąc się z rzeczy, które w ogóle do mnie nie docierały.
Gdy już znaleźliśmy się w samochodzie,
spojrzałam na zegarek, zauważając, że wcale nie byliśmy tam przez chwilę.
Zeszło nam całkiem sporo czasu. Zapinając pas, popatrzyłam na Toma, który już
odpalał samochód.
- Przeżyłeś? – odezwałam się
pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Już wiem, po kim odziedziczyłaś
urodę! Zresztą… chyba słyszałaś, co mówiłem. – Spojrzałam na niego zdziwiona.
Że co gadał? Roześmiałam się, pewna, że robi sobie ze mnie żarty.
- No co? Twoja mama jest świetna
kobietą. – Poruszył zabawnie brwiami, a ja pacnęłam się dłonią w czoło.
- Jedźmy już. – Pokręciłam wymownie
głową. Ukryłam poruszenie, jakie wywołało we mnie stwierdzenie dotyczące mojej
urody. – Do mnie – dodałam po chwili, gdy ocknęłam się z zamyślenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz