Pamiętaj, że wszelka treść bloga oraz szablon stworzone są przeze mnie i objęte są prawem autorskim. Zdjęcie użyte w szablonie pochodzi z deviantart.com.
• 12.08.15 •

Reniferowa, nowy odcinek specjalnie dla ciebie :)


09 sierpnia 2012

• 27. W Twoich zielonych oczach



            - Tak?
            Moje serce zabiło gwałtownie, kiedy usłyszałam jego ostry, niezadowolony głos. Moje dłonie zaczęły się trząść, nie sądziłam, że usłyszę go tak szybko. Opanowując rozdygotane ciało, wzięłam głęboki oddech.
            - To ja, wpuść mnie, proszę – powiedziałam cicho, nachylając się nad mikrofonem.
            Po chwili usłyszałam donośny trzask i zrobiło się głucho. Cholera! Przeklęłam w myślach, zastanawiając się, co teraz zrobić. Oszacowałam swoje realne szanse, zerkając w stronę niezdobytej twierdzy. Chyba jednak nie byłam w stanie wspiąć się na mur, aby przedostać się na drugą stronę. Z rozmachem wyciągnęłam komórkę. Zerknęłam na nią, aby po chwili wykręcić numer Billa.
            - Stoję pod twoim domem, czy byłbyś łaskawy mnie wpuścić? – Byłam pewna, że wydobywa się ze mnie para, jak z lokomotywy. Gotowało się we mnie, kiedy słyszałam pełen lenistwa głos Billa. Wiedziałam, że nie ma nawet siły, aby ruszyć się z miejsca i otworzyć mi bramę.
            - Bill! Rusz się!
            - Już, już…
            Westchnął w słuchawkę, a ja złapałam się pod biodro, stukając nerwowo nogą.
            - Rozmawiałeś z nim? On nie chce mnie znać… co ja mam teraz zrobić?
            - Jeszcze nie rozmawiałem, ale zaraz będziesz miała okazję mnie wyręczyć – mruknął w słuchawkę. W tym samym czasie usłyszałam długi dźwięk, obwieszczający otwieranie domofonu. Pociągnęłam za gałkę i zawahałam się chwilowo. Jeszcze nie wiem, jaki mam plan, ale coś muszę wymyślić. On musi wiedzieć, że nie maczałam w tych wszystkich przekrętach palców. Nawet jeśli mi nie wybaczy, tego czego nie zrobiłam… muszę mu to powiedzieć.
            Szybkim krokiem przedostałam się do środka. Bez pukania nacisnęłam klamkę, wchodząc do wielkiego domu. Zerknęłam na Billa, który zjawił się koło mnie. Zrobił bezradną minę, a ja przełknęłam głośno ślinę.
            - Jest naprawdę wkurzony, dawno go takiego nie widziałem. Chodzi jak struty od samego rana, więc lepiej się trzymaj. – Uśmiechnął się lekko, wskazując palcem na górę.
            Pokiwałam w zrozumieniu głową. Miałam tak ściśnięte gardło, że nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Co chwila niepewnie zerkając na sufit, wspięłam się po długich schodach. Moje zaciśnięte w pięści dłonie, zaczęły się lekko pocić. Odetchnęłam jeszcze raz głęboko, chcąc nabrać trochę odwagi, aby stawić czoło prawdzie. Przemierzyłam górną partię domu. Najciszej jak tylko potrafiłam udałam się pod drzwi jego pokoju.

[Javier Navarrete – Mercedes Lullaby] http://www.youtube.com/watch?v=19bBGxf5k6k
[green eyes make me blue]

            Zacisnęłam rękę na klamce. Nacisnęłam ją lekko, popychając drzwi do przodu, aby szybko zerknąć na jego przygarbioną sylwetkę. Siedział do mnie tyłem, jednak już wiedział, że tutaj jestem. Zauważyłam to po jego spiętych mięśniach i wyraźnie sztywnej sylwetce. Podeszłam do niego po cichu, bojąc się zakłócić chwilowy spokój. Usiadłam na samym skraju łóżka, nie wiedząc, jak się teraz do niego odezwać i co powiedzieć. Delikatnie położyłam dłoń na jego barku i przesunęłam ją wzdłuż jego ramienia.
            - Tom… - szepnęłam.
            Wstał gwałtownie, nie pozwalając mi się dotykać. Odwrócił się w moją stronę. Jego twarz wyrażała mieszaninę wściekłości i smutku.
            - Jak mogłaś mi to zrobić? – wyrzucił z siebie, wymachując lewą ręką, a jego ciemne oczy przeszyły mnie swoim żalem.
            - Ale Tom… - nie zdążyłam dojść do słowa.
            - Zaufałem ci – przetarł dłonią twarz.
            Wstałam gwałtownie z łóżka, chcąc do niego podejść. Nie zdążyłam jednak nawet dotknąć jego twarzy lub dłoni, kiedy poczułam mocne szarpnięcie do tyłu. Moje nogi same skierowały mnie w kierunku, w którym pchała mnie siła. Po chwili plecy uderzyły o gładką powierzchnię. Gdy otworzyłam przymrużone oczy, zorientowałam się, że przyparł mnie gwałtownie do ściany. Jęknęłam głucho, pod wpływem niespodziewanego uderzenia. Przymknęłam oczy, na wprost siebie widząc jego rozgniewane spojrzenie.
            - Jak mogłaś?! – krzyknął tak głośno, że aż podskoczyłam, próbując wtopić się w ścianę. Moje ciało jednak nie chciało zmienić swojej formy, nie pomogło mi w ucieczce od tego ostrego, zdenerwowanego tonu. Jego ramiona opierały się po obu moich stronach, a twarz była nachylona nade mną. Nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego słowa, kiedy widziałam, jak jego ręka powoli unosi się.   
            - Tom… ja… to nie ja, nie rozumiesz tego? – szepnęłam, a mój szept utknął gdzieś pomiędzy naszymi oddechami. Przez chwilę słyszałam jak głośno oboje wciągamy powietrze do płuc i ze świstem je wypuszczamy. Jego klatka piersiowa unosiła się w nierównym, szybkim tempie. Podobnie musiało być ze mną. Chciałam jak najszybciej skończyć tą szopkę.
            - Nie ty się z nim całowałaś?
            A więc o to chodziło! Mógł znieść nawet to, że postąpiłam jak typowy paparazzo, ale nie mógł znieść zdrady, o której już całkowicie zapomniałam. Przecież Davin dla mnie nie istniał! Jak wiele razy już mu to wyjaśniałam?
            - On się po prostu do mnie przyssał, nie zdążyłam nic zrobić. Nie wiem, czego tym razem ode mnie chciał - pisnęłam zdenerwowana. Czułam się poniżona, mój głos stawał się coraz bardziej spanikowany i wyższy z przejęcia, gdy potok słów wypływał z moich ust.
            - Dobrze wiesz, że tylko ja mogę cię tak dotykać – westchnął rozgniewany, a jego dłoń uderzyła w ścianę tuż obok mojej głowy. Zamknęłam oczy, a w moich uszach rozbrzmiał odgłos tępego uderzenia. Tom popatrzył na mnie smutno. Po chwili widziałam jak jego ręka powoli zbliża się do mojej twarzy. Przymknęłam zdenerwowana oczy, obserwując jego ruchy i mając świadomość, że ściana nie przesunie się już do tyłu i utknęłam pomiędzy nią a jego złością.
            - Nie bój się, nie uderzę cię tak, jak on to zrobił – spojrzał na mnie całkowicie spokojny.

            Poczułam promieniujący ból, rozlewający się po lewej stronie twarzy. Odrzuciło mi głowę, a włosy przesłoniły mi pole widzenia. Przez chwilę poczułam zawroty, więc oparłam się niepewnie o ścianę. Łzy już prawie wylewały mi się z oczu, szybko więc uniosłam wzrok, by spojrzeć na niego po raz ostatni.

            W jego oczach mogłam dostrzec ból. Pod moimi powiekami zaczaiły się łzy, a chwilę później poczułam jak jedna za drugą spływają po moich zarumienionych z emocji policzkach. Nim się zorientowałam jego usta otarły się o moje. Dotyk był delikatny, jak muśnięcie skrzydeł motyla, po chwili jednak pocałował mnie gwałtownie, a ja zupełnie nie wiedziałam, co się działo. Instynktownie przywarłam do niego bliżej, a moje drżące ręce automatycznie powędrowały na jego kark. Przycisnęłam go do siebie mocniej. Chciałabym mieć wystarczająco dużo siły, aby otoczyć go ramionami i już nigdy go z nich nie wypuszczać. Oddałam jego namiętny pocałunek, czując jego duże ręce władczo oplatające moją talię. Ciągle czułam, że jest źle. Mimo iż nie mogłam zebrać myśli do kupy, to jednak wiedziałam, że jestem na straconej pozycji.
            Kiedy tylko odsunął się nieco ode mnie, zerknęłam ponownie w jego brązowe, otoczone firanką ciemnych rzęs oczy. Nadal drżącą dłonią przesunęłam delikatnie po skórze jego policzka, kierując palec wskazujący w stronę jego pełnych warg. Dotknęłam ich, przypominając sobie smak naszych pocałunków i to jak pieścił moje usta. Czułam jak wolno przesuwają się pomiędzy nami te ciężkie sekundy milczenia i ciszy. Bałam się, co nastąpi zaraz po niej. Wiedziałam, że chcę z nim być. Wiedziałam, jak chcę żyć i że takie nieporozumienie nie może stanąć nam na drodze. Nurtowało mnie jednak to, czy… on wiedział?
            - Kochałem cię, Jasmine.
            Przeszedł przez mnie dreszcz nadziei. Szybko jednak zapomniałam o niej, uświadamiając sobie czas przeszły w jego wypowiedzi i widząc jego zmęczony wyraz twarzy. Uśmiechał się do mnie smutno, nie odtrącając mojej dłoni, która ciągle błądziła po jego skórze. Zachowywał się tak jakby odpowiadał mu taki stan rzeczy. Jakby jeszcze przez chwile chciał poczuć moją bliskość.
            - Ja też cię kocham, Tom – powiedziałam to nieśmiało, jakbym bała się spłoszyć motyla, który przez chwilę nie wyrywa się spod moich placów.
            Zauważyłam, że przymyka oczy, uśmiecha się do siebie i spuszcza głowę. Nie wierzył mi. Postrzegał mnie jak oszustkę! Jak osobę, która uwiodła go, rozkochała tylko dla własnej korzyści, a teraz nadal gra swoją rolę. Jego obawy dotyczące mojej osoby, które tyle osób mogło mu wpajać, utrwaliły się w jego głowie, myślach i podświadomości tylko po to, by teraz wypełznąć na wierzch. Poczułam się urażona i zraniona jego zachowaniem. Byłam zagubiona w jego silnych ramionach, które nadal przypierały mnie do ściany. Kiedy uniósł głowę, jego oczy prześwietlały mnie niczym rentgen, widziałam w nich pustkę, w której się zatapiałam. Wpadałam do środka poprzez źrenice, zniewolona przez ciemne tęczówki i gdyby nie przymknął powiek, pozostałabym tam na stałe. Zestresowana zacisnęłam w pięści spocone dłonie i zacisnęłam powieki, oczekując psychicznego uderzenia i bólu.
            - Wyjdź – syknął w moją stronę. Spojrzałam na niego, szeroko otwierając oczy, choć tak naprawdę spodziewałam się tego. Moje usta uchyliły się lekko, jakbym zaraz miała powiedzieć coś na swoją obronę, jednak nie byłam w stanie wydusić niczego. Patrzyłam na niego z wyrzutem. Nie chciał mnie słuchać, nie pozwolił dojść do słowa. Nie chciał rozmawiać, chciał tylko spojrzeć na mnie jeszcze raz, pocałować, poczuć bliskość i pożegnać ze swojego życia. Odsunął się ode mnie, pozwalając mi na przejście w stronę drzwi. Zerknęłam w ich stronę, jednak po chwili mój wzrok znów przykuła jego sylwetka. Stał obok mnie, nieco zgarbiony, jakby pierwszy raz na jego barkach spoczął taki ciężar. Nie widziałam w nim codziennej pewności siebie, tylko determinację potrzebną do ponownego uprzątnięcia swojego życia. Zrobiłam krok w stronę drzwi, po chwili jednak zatrzymałam się. Na osłabionych w stresie nogach odwróciłam się znów w jego stronę. Widziałam jak cierpliwie czeka, aż opuszczę pokój. Teraz już nie wyganiał mnie, nie krzyczał. Spinając mięśnie walczył sam ze sobą. Tak samo jak ja walczyłam, żeby nie rzucić się na niego i nie błagać o wybaczenie, choć może powinnam. Obawiam się tylko, że wtedy uzyskałabym odwrotny rezultat. Niewiele myśląc prawie przeskoczyłam dzielącą nas odległość i nim zdążył zaprotestować, stanęłam na palcach, muskając lekko jego miękkie usta.
            - Dobrze wiesz, że mówię prawdę – szepnęłam jeszcze raz patrząc w jego magiczne oczy. – Tutaj. – Położyłam dłoń na jego piersi, po czym wyszłam z pokoju.

*

            Opadł na łóżko, nie wiedząc czy biec za nią, czy jeszcze zaczekać. Wydawało mu się to nie uchronne, dlatego postanowił walczyć ze sobą. Ciągle był pod wpływem jej magii. Czuł się jak zaczarowany, nie zdolny do nie wierzenia jej jasnym, zielonym oczom, które teraz sprawiały, że odczuwał smutek. Czy to możliwe, że wreszcie spotkał uczciwą dziewczynę? Nie, to nie jest możliwe. Jak mógł tak długo się oszukiwać? Przecież dobrze wiedział, że mało która osoba pokochała by go za to jakim jest. Większość widzi to, co chce zobaczyć. Nie znają go, kochając swoje wyobrażenie i twarz z plakatu. Nie spotkałby takiej osoby, która potrafiłaby zauważyć jego bardziej ludzką stronę. Nie chciał się oszukiwać… było to bardzo mało prawdopodobne. W dodatku w tym zawodzie?! Zawsze przecież unikał ich jak ognia, dobrze wiedząc jakimi ludźmi potrafią być. Bill od początku mówił mu, że ten związek skończy się źle. Ach… Bill. Czyżby to on nie dał się oszukać? 
            Podniósł się do pozycji siedzącej, ruszając nerwowo nogą i przygryzając wargę. Nadal była w domu. Usłyszał jej szloch, kiedy znów rozpłakała się zaraz za drzwiami. Kroki Billa obwieściły mu, że teraz jego brat przejął rolę pokrzepiciela dusz, a ona pewnie nadal tutaj jest. Oparł głowę na rękach. Jak można być tak głupim?! Wszystko rwało się do tego, żeby znów mieć ją w swoich ramionach. Wcale nie chciał tego tak kończyć. Jednak musiał. Nie mógł być z oszustką… nie mógł być z taką osobą!
            Podniósł się z łóżka, zaczynając krążyć po pokoju. Szybko wyjrzał przez okna, na podjeździe nie zauważając żadnego samochodu. Pewnie zjawiła się tutaj w inny sposób. Dobrze wiedział, że jej samochód nie był sprawny już od dłuższego czasu, a ona sama nie miała pieniędzy na ciągłe naprawy. Być może teraz je znajdzie? Za te fotografie na pewno dostała dużo pieniędzy. A może kochany Davin zdecyduje się pokryć wszelkie koszty? Przecież otrzymał już od niego sporą sumę pieniędzy – przypomniał sobie łapówkę którą mu podarował w zamian za zostawienie Jasmine w spokoju.
            Jego dłoń znów wylądowała na ścianie, wyładowując agresję, która skumulowała się w jego ciele na myśl o tym chłopaku. Po chwili odwrócił się i po cichu wyszedł z pomieszczenia. Nie mógł się powstrzymać i ruszył w stronę długich schodów, prowadzących do salonu. Stanął na ich szczycie, słysząc delikatny głos drobnej dziewczyny.
            - Już idę, tylko się trochę ogarnę – mówiąc to pociągnęła nosem. – Przepraszam cię, Bill.
            Zszedł niżej, chcąc jeszcze raz na nią zerknąć. Patrzyła na swoje dłonie, trzymające chusteczki higieniczne. Co jakiś czas osuszała mokre policzki, które starała się zasłonić długimi włosami. Znów próbowała być silna.
            Zszedł jeden stopień niżej. To okazało się błędem, gdyż dziewczyna wyczuwając ruch, automatycznie skierowała swój wzrok w jego stronę. Poczuł się, jakby był pod ostrzałem. Dopiero po chwili zauważył swojego brata, który siedział zaraz obok niej. Zagotowała się w nim złość. Teraz nagle jest dla niej taki pomocny! Zerknął szybko na jej wystraszoną twarz.
            - Będę już szła. – Jak na komendę podniosła się do góry. Odgarnęła włosy z policzków i uśmiechnęła się delikatnie, jakby nic się nie stało. Wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę wyjścia.
            Tom szybko pokonał ostatnie stopnie, a rwące się w jej stronę dłonie umieścił w kieszeniach. To on był sprawcą jej łez. Mimo wszystkiego co się wydarzyło, miał ochotę ją przytulić, wziąć w ramiona i szepnąć, że wszystko będzie dobrze. Powstrzymał się, biernie obserwując, jak zakłada buty i poprawia ubranie.
            - Poczekaj, odwiozę cię – Bill odezwał się w najmniej spodziewanym momencie, jakby przerywając ciszę jaka wytworzyła się w domu.
            - Nie trzeba. – Jasmine próbowała uśmiechnąć się w jego stronę, jednak wyszedł jej tylko mały grymas. Tom dobrze wiedział, że dziewczyna nie czuje się komfortowo w sytuacji, kiedy oboje widzą w jakiej rozsypce się znajduje. Na pewno szybko będzie chciała doprowadzić się do porządku, aby nikt nie wiedział, co dzieje się w jej wnętrzu. On sam ciągle się w nią wpatrywał, a ona jak ognia unikała jego wzroku, ciągle spuszczając głowę lub patrząc w inną stronę.
            - Chodźmy. – Bill złapał za kluczyki od samochodu, podchodząc do niej. Położył rękę na jej plecach, prowadząc ją do wyjścia z domu. Kiedy tylko znalazła się za progiem, Czarny odwrócił się w stronę brata. Popatrzyli na siebie wyzywająco, przeszywając się takimi samymi spojrzeniami.
            - Pogadamy jak wrócę – powiedział młodszy bliźniak, po chwili znikając za drzwiami.
            Stał jeszcze chwilę nieruchomy, wpatrując się w drzwi, za którymi Jasmine wyszła z Billem. Czyżby coś go omijało?! Ta nagła zażyłość między jego bratem a jego dziewczyną?! Uh… Co on wygaduje? Przecież Jasmine już jest… wolna. Teraz może być z każdym innym… 
            Słysząc jak jakiś samochód opuszcza ich posesję przełknął głośno ślinę i strapiony usiadł na jednym ze schodków, po których dopiero co schodził.

*

            Siedziałam w aucie młodszego bliźniaka. Ze spokojem wymalowanym na twarzy obserwowałam przesuwający się za oknem samochodu krajobraz. Nie chciałam na razie o tym wszystkim myśleć. Obiecywałam sobie, że więcej nie będę płakać przez mężczyzn w moim życiu. To Tom miał być moją podporą i parasolem pod którym mogłabym się schronić przed troskami. Jak widać na drodze zawsze napotyka się jakieś przeszkody. Czasem są małe, takie, że z łatwością można je pokonać. Czasami wymagają dużego trudu i wysiłku, aby móc ruszyć dalej. Mój przypadek to ewidentnie ten drugi. Na moją drogę został zrzucony cholernie wielki konar, a ja mam tylko dwie ręce gotowe do przesunięcia go. Nie posiadam ani dźwigu ani piły, które pomogłyby mi w tym wyczynie. Cóż… być może znajdę inną drogę, bo jak widać ta, którą teraz podążam nie jest najszczęśliwsza.
            Kątem oka zerknęłam na prowadzącego Billa. Nic nie mówił. Nie wiedziałam, co myśli o tej całej sytuacji, jednak czułam, że mam w nim swojego sprzymierzeńca. Nie wiedzieć czemu… wierzył mi. Nie potrafiłam udowodnić swojej niewinności, jednak być może coś się da z tym jeszcze zrobić? Zamierzałam wziąć się w garść i chociaż wyjaśnić zaistniałą sytuację. Czas uruchomić zdobyte do tej pory kontakty!
            - Będzie dobrze Jasmine, przejdzie mu. – Bill odezwał się nagle, podjeżdżając już pod moją kamienicę.
            - To chyba niemożliwe, żeby tak nagle przestał mnie kochać… - wypowiedziałam na głos swoją wątpliwość.
            - Wierz mi, że nie. Tom nigdy nie kochał tak żadnej dziewczyny, dlatego nie mogę patrzeć na to jak rujnuje swój związek. – Spojrzał na mnie ciepło.
            - Dziękuję, Bill.
            - Nie ma za co, Jasmine. – Uśmiechnął się w moją stronę, patrząc jak powoli wychodzę z auta.
            - Jakoś to naprawię – mruknęłam jeszcze w jego stronę. Po chwili zatrzasnęłam drzwi od samochodu i udałam się w stronę swojego mieszkania. Musiałam się zastanowić, co teraz zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy