- Tak?
Moje serce zabiło gwałtownie, kiedy
usłyszałam jego ostry, niezadowolony głos. Moje dłonie zaczęły się trząść, nie
sądziłam, że usłyszę go tak szybko. Opanowując rozdygotane ciało, wzięłam
głęboki oddech.
- To ja, wpuść mnie, proszę –
powiedziałam cicho, nachylając się nad mikrofonem.
Po chwili usłyszałam donośny trzask
i zrobiło się głucho. Cholera! Przeklęłam w myślach, zastanawiając się, co
teraz zrobić. Oszacowałam swoje realne szanse, zerkając w stronę niezdobytej
twierdzy. Chyba jednak nie byłam w stanie wspiąć się na mur, aby przedostać się
na drugą stronę. Z rozmachem wyciągnęłam komórkę. Zerknęłam na nią, aby po
chwili wykręcić numer Billa.
- Stoję pod twoim domem, czy byłbyś
łaskawy mnie wpuścić? – Byłam pewna, że wydobywa się ze mnie para, jak z
lokomotywy. Gotowało się we mnie, kiedy słyszałam pełen lenistwa głos Billa.
Wiedziałam, że nie ma nawet siły, aby ruszyć się z miejsca i otworzyć mi bramę.
- Bill! Rusz się!
- Już, już…
Westchnął w słuchawkę, a ja złapałam
się pod biodro, stukając nerwowo nogą.
- Rozmawiałeś z nim? On nie chce
mnie znać… co ja mam teraz zrobić?
- Jeszcze nie rozmawiałem, ale zaraz
będziesz miała okazję mnie wyręczyć – mruknął w słuchawkę. W tym samym czasie
usłyszałam długi dźwięk, obwieszczający otwieranie domofonu. Pociągnęłam za
gałkę i zawahałam się chwilowo. Jeszcze nie wiem, jaki mam plan, ale coś muszę
wymyślić. On musi wiedzieć, że nie maczałam w tych wszystkich przekrętach
palców. Nawet jeśli mi nie wybaczy, tego czego nie zrobiłam… muszę mu to
powiedzieć.
Szybkim krokiem przedostałam się do
środka. Bez pukania nacisnęłam klamkę, wchodząc do wielkiego domu. Zerknęłam na
Billa, który zjawił się koło mnie. Zrobił bezradną minę, a ja przełknęłam
głośno ślinę.
- Jest naprawdę wkurzony, dawno go
takiego nie widziałem. Chodzi jak struty od samego rana, więc lepiej się
trzymaj. – Uśmiechnął się lekko, wskazując palcem na górę.
Pokiwałam w zrozumieniu głową.
Miałam tak ściśnięte gardło, że nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Co
chwila niepewnie zerkając na sufit, wspięłam się po długich schodach. Moje
zaciśnięte w pięści dłonie, zaczęły się lekko pocić. Odetchnęłam jeszcze raz
głęboko, chcąc nabrać trochę odwagi, aby stawić czoło prawdzie. Przemierzyłam
górną partię domu. Najciszej jak tylko potrafiłam udałam się pod drzwi jego
pokoju.
[Javier Navarrete – Mercedes
Lullaby] http://www.youtube.com/watch?v=19bBGxf5k6k
[green eyes make me blue]
Zacisnęłam rękę na
klamce. Nacisnęłam ją lekko, popychając drzwi do przodu, aby szybko zerknąć na
jego przygarbioną sylwetkę. Siedział do mnie tyłem, jednak już wiedział, że
tutaj jestem. Zauważyłam to po jego spiętych mięśniach i wyraźnie sztywnej
sylwetce. Podeszłam do niego po cichu, bojąc się zakłócić chwilowy spokój. Usiadłam
na samym skraju łóżka, nie wiedząc, jak się teraz do niego odezwać i co
powiedzieć. Delikatnie położyłam dłoń na jego barku i przesunęłam ją wzdłuż
jego ramienia.
- Tom… - szepnęłam.
Wstał gwałtownie, nie pozwalając mi
się dotykać. Odwrócił się w moją stronę. Jego twarz wyrażała mieszaninę
wściekłości i smutku.
- Jak mogłaś mi to zrobić? –
wyrzucił z siebie, wymachując lewą ręką, a jego ciemne oczy przeszyły mnie
swoim żalem.
- Ale Tom… - nie zdążyłam dojść do
słowa.
- Zaufałem ci – przetarł dłonią
twarz.
Wstałam gwałtownie z łóżka, chcąc do
niego podejść. Nie zdążyłam jednak nawet dotknąć jego twarzy lub dłoni, kiedy poczułam
mocne szarpnięcie do tyłu. Moje nogi same skierowały mnie w kierunku, w którym
pchała mnie siła. Po chwili plecy uderzyły o gładką powierzchnię. Gdy
otworzyłam przymrużone oczy, zorientowałam się, że przyparł mnie gwałtownie do
ściany. Jęknęłam głucho, pod wpływem niespodziewanego uderzenia. Przymknęłam
oczy, na wprost siebie widząc jego rozgniewane spojrzenie.
- Jak mogłaś?! – krzyknął tak
głośno, że aż podskoczyłam, próbując wtopić się w ścianę. Moje ciało jednak nie
chciało zmienić swojej formy, nie pomogło mi w ucieczce od tego ostrego,
zdenerwowanego tonu. Jego ramiona opierały się po obu moich stronach, a twarz
była nachylona nade mną. Nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego słowa, kiedy
widziałam, jak jego ręka powoli unosi się.
- Tom… ja… to nie ja, nie rozumiesz
tego? – szepnęłam, a mój szept utknął gdzieś pomiędzy naszymi oddechami. Przez
chwilę słyszałam jak głośno oboje wciągamy powietrze do płuc i ze świstem je
wypuszczamy. Jego klatka piersiowa unosiła się w nierównym, szybkim tempie.
Podobnie musiało być ze mną. Chciałam jak najszybciej skończyć tą szopkę.
- Nie ty się z nim całowałaś?
A więc o to chodziło! Mógł znieść
nawet to, że postąpiłam jak typowy paparazzo, ale nie mógł znieść zdrady, o
której już całkowicie zapomniałam. Przecież Davin dla mnie nie istniał! Jak
wiele razy już mu to wyjaśniałam?
- On się po prostu do mnie przyssał,
nie zdążyłam nic zrobić. Nie wiem, czego tym razem ode mnie chciał - pisnęłam
zdenerwowana. Czułam się poniżona, mój głos stawał się coraz bardziej
spanikowany i wyższy z przejęcia, gdy potok słów wypływał z moich ust.
- Dobrze wiesz, że tylko ja mogę cię
tak dotykać – westchnął rozgniewany, a jego dłoń uderzyła w ścianę tuż obok
mojej głowy. Zamknęłam oczy, a w moich uszach rozbrzmiał odgłos tępego
uderzenia. Tom popatrzył na mnie smutno. Po chwili widziałam jak jego ręka
powoli zbliża się do mojej twarzy. Przymknęłam zdenerwowana oczy, obserwując
jego ruchy i mając świadomość, że ściana nie przesunie się już do tyłu i
utknęłam pomiędzy nią a jego złością.
- Nie bój się, nie uderzę cię tak,
jak on to zrobił – spojrzał na mnie całkowicie spokojny.
Poczułam
promieniujący ból, rozlewający się po lewej stronie twarzy. Odrzuciło mi głowę,
a włosy przesłoniły mi pole widzenia. Przez chwilę poczułam zawroty, więc
oparłam się niepewnie o ścianę. Łzy już prawie wylewały mi się z oczu, szybko
więc uniosłam wzrok, by spojrzeć na niego po raz ostatni.
W jego oczach mogłam dostrzec ból.
Pod moimi powiekami zaczaiły się łzy, a chwilę później poczułam jak jedna za
drugą spływają po moich zarumienionych z emocji policzkach. Nim się
zorientowałam jego usta otarły się o moje. Dotyk był delikatny, jak muśnięcie
skrzydeł motyla, po chwili jednak pocałował mnie gwałtownie, a ja zupełnie nie
wiedziałam, co się działo. Instynktownie przywarłam do niego bliżej, a moje
drżące ręce automatycznie powędrowały na jego kark. Przycisnęłam go do siebie
mocniej. Chciałabym mieć wystarczająco dużo siły, aby otoczyć go ramionami i
już nigdy go z nich nie wypuszczać. Oddałam jego namiętny pocałunek, czując
jego duże ręce władczo oplatające moją talię. Ciągle czułam, że jest źle. Mimo
iż nie mogłam zebrać myśli do kupy, to jednak wiedziałam, że jestem na
straconej pozycji.
Kiedy tylko odsunął się nieco ode
mnie, zerknęłam ponownie w jego brązowe, otoczone firanką ciemnych rzęs oczy.
Nadal drżącą dłonią przesunęłam delikatnie po skórze jego policzka, kierując
palec wskazujący w stronę jego pełnych warg. Dotknęłam ich, przypominając sobie
smak naszych pocałunków i to jak pieścił moje usta. Czułam jak wolno przesuwają
się pomiędzy nami te ciężkie sekundy milczenia i ciszy. Bałam się, co nastąpi
zaraz po niej. Wiedziałam, że chcę z nim być. Wiedziałam, jak chcę żyć i że
takie nieporozumienie nie może stanąć nam na drodze. Nurtowało mnie jednak to,
czy… on wiedział?
- Kochałem cię, Jasmine.
Przeszedł przez mnie dreszcz
nadziei. Szybko jednak zapomniałam o niej, uświadamiając sobie czas przeszły w
jego wypowiedzi i widząc jego zmęczony wyraz twarzy. Uśmiechał się do mnie
smutno, nie odtrącając mojej dłoni, która ciągle błądziła po jego skórze.
Zachowywał się tak jakby odpowiadał mu taki stan rzeczy. Jakby jeszcze przez
chwile chciał poczuć moją bliskość.
- Ja też cię kocham, Tom –
powiedziałam to nieśmiało, jakbym bała się spłoszyć motyla, który przez chwilę
nie wyrywa się spod moich placów.
Zauważyłam, że przymyka oczy,
uśmiecha się do siebie i spuszcza głowę. Nie wierzył mi. Postrzegał mnie jak
oszustkę! Jak osobę, która uwiodła go, rozkochała tylko dla własnej korzyści, a
teraz nadal gra swoją rolę. Jego obawy dotyczące mojej osoby, które tyle osób
mogło mu wpajać, utrwaliły się w jego głowie, myślach i podświadomości tylko po
to, by teraz wypełznąć na wierzch. Poczułam się urażona i zraniona jego
zachowaniem. Byłam zagubiona w jego silnych ramionach, które nadal przypierały
mnie do ściany. Kiedy uniósł głowę, jego oczy prześwietlały mnie niczym
rentgen, widziałam w nich pustkę, w której się zatapiałam. Wpadałam do środka poprzez
źrenice, zniewolona przez ciemne tęczówki i gdyby nie przymknął powiek,
pozostałabym tam na stałe. Zestresowana zacisnęłam w pięści spocone dłonie i zacisnęłam
powieki, oczekując psychicznego uderzenia i bólu.
- Wyjdź – syknął w moją stronę.
Spojrzałam na niego, szeroko otwierając oczy, choć tak naprawdę spodziewałam
się tego. Moje usta uchyliły się lekko, jakbym zaraz miała powiedzieć coś na
swoją obronę, jednak nie byłam w stanie wydusić niczego. Patrzyłam na niego z
wyrzutem. Nie chciał mnie słuchać, nie pozwolił dojść do słowa. Nie chciał
rozmawiać, chciał tylko spojrzeć na mnie jeszcze raz, pocałować, poczuć
bliskość i pożegnać ze swojego życia. Odsunął się ode mnie, pozwalając mi na
przejście w stronę drzwi. Zerknęłam w ich stronę, jednak po chwili mój wzrok
znów przykuła jego sylwetka. Stał obok mnie, nieco zgarbiony, jakby pierwszy
raz na jego barkach spoczął taki ciężar. Nie widziałam w nim codziennej
pewności siebie, tylko determinację potrzebną do ponownego uprzątnięcia swojego
życia. Zrobiłam krok w stronę drzwi, po chwili jednak zatrzymałam się. Na
osłabionych w stresie nogach odwróciłam się znów w jego stronę. Widziałam jak
cierpliwie czeka, aż opuszczę pokój. Teraz już nie wyganiał mnie, nie krzyczał.
Spinając mięśnie walczył sam ze sobą. Tak samo jak ja walczyłam, żeby nie
rzucić się na niego i nie błagać o wybaczenie, choć może powinnam. Obawiam się
tylko, że wtedy uzyskałabym odwrotny rezultat. Niewiele myśląc prawie
przeskoczyłam dzielącą nas odległość i nim zdążył zaprotestować, stanęłam na
palcach, muskając lekko jego miękkie usta.
- Dobrze wiesz, że mówię prawdę –
szepnęłam jeszcze raz patrząc w jego magiczne oczy. – Tutaj. – Położyłam dłoń
na jego piersi, po czym wyszłam z pokoju.
*
Opadł na łóżko, nie wiedząc czy biec
za nią, czy jeszcze zaczekać. Wydawało mu się to nie uchronne, dlatego
postanowił walczyć ze sobą. Ciągle był pod wpływem jej magii. Czuł się jak
zaczarowany, nie zdolny do nie wierzenia jej jasnym, zielonym oczom, które
teraz sprawiały, że odczuwał smutek. Czy to możliwe, że wreszcie spotkał
uczciwą dziewczynę? Nie, to nie jest możliwe. Jak mógł tak długo się oszukiwać?
Przecież dobrze wiedział, że mało która osoba pokochała by go za to jakim jest.
Większość widzi to, co chce zobaczyć. Nie znają go, kochając swoje wyobrażenie
i twarz z plakatu. Nie spotkałby takiej osoby, która potrafiłaby zauważyć jego
bardziej ludzką stronę. Nie chciał się oszukiwać… było to bardzo mało
prawdopodobne. W dodatku w tym zawodzie?! Zawsze przecież unikał ich jak ognia,
dobrze wiedząc jakimi ludźmi potrafią być. Bill od początku mówił mu, że ten
związek skończy się źle. Ach… Bill. Czyżby to on nie dał się oszukać?
Podniósł się do pozycji siedzącej,
ruszając nerwowo nogą i przygryzając wargę. Nadal była w domu. Usłyszał jej
szloch, kiedy znów rozpłakała się zaraz za drzwiami. Kroki Billa obwieściły mu,
że teraz jego brat przejął rolę pokrzepiciela dusz, a ona pewnie nadal tutaj
jest. Oparł głowę na rękach. Jak można być tak głupim?! Wszystko rwało się do
tego, żeby znów mieć ją w swoich ramionach. Wcale nie chciał tego tak kończyć.
Jednak musiał. Nie mógł być z oszustką… nie mógł być z taką osobą!
Podniósł się z łóżka, zaczynając
krążyć po pokoju. Szybko wyjrzał przez okna, na podjeździe nie zauważając
żadnego samochodu. Pewnie zjawiła się tutaj w inny sposób. Dobrze wiedział, że
jej samochód nie był sprawny już od dłuższego czasu, a ona sama nie miała
pieniędzy na ciągłe naprawy. Być może teraz je znajdzie? Za te fotografie na
pewno dostała dużo pieniędzy. A może kochany Davin zdecyduje się pokryć
wszelkie koszty? Przecież otrzymał już od niego sporą sumę pieniędzy –
przypomniał sobie łapówkę którą mu podarował w zamian za zostawienie Jasmine w
spokoju.
Jego dłoń znów wylądowała na
ścianie, wyładowując agresję, która skumulowała się w jego ciele na myśl o tym
chłopaku. Po chwili odwrócił się i po cichu wyszedł z pomieszczenia. Nie mógł
się powstrzymać i ruszył w stronę długich schodów, prowadzących do salonu.
Stanął na ich szczycie, słysząc delikatny głos drobnej dziewczyny.
- Już idę, tylko się trochę ogarnę –
mówiąc to pociągnęła nosem. – Przepraszam cię, Bill.
Zszedł niżej, chcąc jeszcze raz na
nią zerknąć. Patrzyła na swoje dłonie, trzymające chusteczki higieniczne. Co
jakiś czas osuszała mokre policzki, które starała się zasłonić długimi włosami.
Znów próbowała być silna.
Zszedł jeden stopień niżej. To
okazało się błędem, gdyż dziewczyna wyczuwając ruch, automatycznie skierowała swój
wzrok w jego stronę. Poczuł się, jakby był pod ostrzałem. Dopiero po chwili
zauważył swojego brata, który siedział zaraz obok niej. Zagotowała się w nim
złość. Teraz nagle jest dla niej taki pomocny! Zerknął szybko na jej
wystraszoną twarz.
- Będę już szła. – Jak na komendę
podniosła się do góry. Odgarnęła włosy z policzków i uśmiechnęła się
delikatnie, jakby nic się nie stało. Wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę
wyjścia.
Tom szybko pokonał ostatnie stopnie,
a rwące się w jej stronę dłonie umieścił w kieszeniach. To on był sprawcą jej
łez. Mimo wszystkiego co się wydarzyło, miał ochotę ją przytulić, wziąć w
ramiona i szepnąć, że wszystko będzie dobrze. Powstrzymał się, biernie
obserwując, jak zakłada buty i poprawia ubranie.
- Poczekaj, odwiozę cię – Bill
odezwał się w najmniej spodziewanym momencie, jakby przerywając ciszę jaka
wytworzyła się w domu.
- Nie trzeba. – Jasmine próbowała
uśmiechnąć się w jego stronę, jednak wyszedł jej tylko mały grymas. Tom dobrze
wiedział, że dziewczyna nie czuje się komfortowo w sytuacji, kiedy oboje widzą
w jakiej rozsypce się znajduje. Na pewno szybko będzie chciała doprowadzić się
do porządku, aby nikt nie wiedział, co dzieje się w jej wnętrzu. On sam ciągle
się w nią wpatrywał, a ona jak ognia unikała jego wzroku, ciągle spuszczając
głowę lub patrząc w inną stronę.
- Chodźmy. – Bill złapał za kluczyki
od samochodu, podchodząc do niej. Położył rękę na jej plecach, prowadząc ją do
wyjścia z domu. Kiedy tylko znalazła się za progiem, Czarny odwrócił się w
stronę brata. Popatrzyli na siebie wyzywająco, przeszywając się takimi samymi
spojrzeniami.
- Pogadamy jak wrócę – powiedział
młodszy bliźniak, po chwili znikając za drzwiami.
Stał jeszcze chwilę nieruchomy,
wpatrując się w drzwi, za którymi Jasmine wyszła z Billem. Czyżby coś go
omijało?! Ta nagła zażyłość między jego bratem a jego dziewczyną?! Uh… Co on
wygaduje? Przecież Jasmine już jest… wolna. Teraz może być z każdym innym…
Słysząc jak jakiś samochód opuszcza
ich posesję przełknął głośno ślinę i strapiony usiadł na jednym ze schodków, po
których dopiero co schodził.
*
Siedziałam w aucie młodszego
bliźniaka. Ze spokojem wymalowanym na twarzy obserwowałam przesuwający się za
oknem samochodu krajobraz. Nie chciałam na razie o tym wszystkim myśleć.
Obiecywałam sobie, że więcej nie będę płakać przez mężczyzn w moim życiu. To
Tom miał być moją podporą i parasolem pod którym mogłabym się schronić przed
troskami. Jak widać na drodze zawsze napotyka się jakieś przeszkody. Czasem są
małe, takie, że z łatwością można je pokonać. Czasami wymagają dużego trudu i
wysiłku, aby móc ruszyć dalej. Mój przypadek to ewidentnie ten drugi. Na moją
drogę został zrzucony cholernie wielki konar, a ja mam tylko dwie ręce gotowe
do przesunięcia go. Nie posiadam ani dźwigu ani piły, które pomogłyby mi w tym
wyczynie. Cóż… być może znajdę inną drogę, bo jak widać ta, którą teraz podążam
nie jest najszczęśliwsza.
Kątem oka zerknęłam na prowadzącego
Billa. Nic nie mówił. Nie wiedziałam, co myśli o tej całej sytuacji, jednak
czułam, że mam w nim swojego sprzymierzeńca. Nie wiedzieć czemu… wierzył mi.
Nie potrafiłam udowodnić swojej niewinności, jednak być może coś się da z tym
jeszcze zrobić? Zamierzałam wziąć się w garść i chociaż wyjaśnić zaistniałą
sytuację. Czas uruchomić zdobyte do tej pory kontakty!
- Będzie dobrze Jasmine, przejdzie
mu. – Bill odezwał się nagle, podjeżdżając już pod moją kamienicę.
- To chyba niemożliwe, żeby tak
nagle przestał mnie kochać… - wypowiedziałam na głos swoją wątpliwość.
- Wierz mi, że nie. Tom nigdy nie
kochał tak żadnej dziewczyny, dlatego nie mogę patrzeć na to jak rujnuje swój
związek. – Spojrzał na mnie ciepło.
- Dziękuję, Bill.
- Nie ma za co, Jasmine. –
Uśmiechnął się w moją stronę, patrząc jak powoli wychodzę z auta.
- Jakoś to naprawię – mruknęłam
jeszcze w jego stronę. Po chwili zatrzasnęłam drzwi od samochodu i udałam się w
stronę swojego mieszkania. Musiałam się zastanowić, co teraz zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz